Złapałam tego samego oficera, który przed chwilą sprawdzał mój paszport, i spytałam go o nazwę najlepszej restauracji.
— Wie pani… tu nie Paryż.
— Zdążyłam to zauważyć.
— Nawet nie Nowy Orlean. Gdybym jednak był na pani miejscu, poszedłbym do restauracji w Hiltonie.
Podziękowałam mu i wróciłam do Trevora.
— Zjemy w Hiltonie, dwa poziomy wyżej, chyba że chcesz się wykręcić sianem. A teraz przyjrzyjmy się zdjęciu damy twego serca.
Pokazał mi portfelową fotografię. Obejrzałam ją dokładnie, powstrzymując się, by nie gwizdnąć z podziwu. Blondynki zawsze mnie onieśmielają. Kiedy byłam mała, myślałam, że mogę mieć włosy takiego koloru, jeśli tylko będę je wystarczająco często i dobrze myła.
— Trevor, jak możesz zaczepiać na ulicy samotne i bezbronne kobiety, mając coś takiego w domu?
— Nie wyglądasz na samotną, a już z pewnością nie jesteś bezbronna.
— Nie próbuj zmieniać tematu.
— Marjorie, i tak byś mi nie uwierzyła albo zaczęłabyś znowu pleść bzdury. Lepiej chodźmy już do tej restauracji, zanim w barze zabraknie wytrawnego martini.
Lunch był niezły, lecz Trevor nie miał ani wyobraźni Georgesa, ani jego wiedzy o tym, co dobre dla podniebienia. Bez polotu Georgesa to, co jedliśmy, można było nazwać dobrą, standardową, północnoamerykańską kuchnią. Taką samą w Bellingham, jak w Vicksburgu.
Moje myśli pochłonięte były jednak czymś zupełnie innym. Ciągle dręczyło mnie pytanie, dlaczego karta kredytowa Janet została unieważniona? Czyżby właścicielce stało się coś złego? Wpadła w jakieś poważne kłopoty? A może nawet… Nie, to niedorzeczne. Musiało istnieć jakieś proste wytłumaczenie.
Również Trevor stracił nieco ze swego pogodnego entuzjazmu, jaki powinien przecież okazywać gracz, gdy zanosi się na wygraną. Zamiast gapić się lubieżnie na mnie, on także wydawał się jakby przygaszony. Skąd ta nagła zmiana nastroju? Dlatego, że poprosiłam, by pokazał mi zdjęcie żony? Czyżbym sprawiła, że poczuł się zażenowany? Zawsze myślałam, że żaden mężczyzna nie powinien angażować się w polowanie, dopóki jest ze swoją żoną w takich stosunkach, że opowiadając jej szczegóły nagonki i odstrzału, może narazić się na kpiny. Tak, jak na przykład Ian. Nie oczekuję od mężczyzny, z którym śpię, że będzie „chronił moje dobre imię”. Doskonale wiem, że żaden z nich nigdy tego nie robi. Jeśli nie chcę, by facet trąbił na prawo i lewo, jaka to niezdarna ze mnie kochanka, po prostu nie idę z nim do łóżka. To jedyna skuteczna metoda.
A poza tym, o ile dobrze sobie przypominam, Trevor pierwszy wspomniał o swojej żonie. Tak, z pewnością.
Po lunchu odzyskał nieco animuszu. Powiedziałam mu, by odezwał się, gdy skończy załatwiać swoje sprawy, gdyż teraz potrzebowałam trochę swobody. Musiałam wykonać parę rozmów via satelita (to była prawda), lecz najprawdopodobniej zostanę tu na noc (również prawda). Niech więc zadzwoni na górę z hotelowej recepcji i spotkamy się w sali klubowej (prawda względna — byłam tak samotna i zmartwiona, że i tak z pewnością zabrałabym go natychmiast do swojego pokoju).
— Rzeczywiście, lepiej będzie, jeśli najpierw zadzwonię. W ten sposób nie będę się musiał spotkać z tym facetem, który u ciebie będzie. Ale zaraz potem idę prosto na górę. Nie ma sensu, byś biegała bez potrzeby po schodach. I zanim wejdę, wyślę szampana. Nie będę go przecież targał sam.
— Hamuj, hamuj, przyjacielu — powiedziałam. — Jeszcze nie sprzedałeś mi swoich niegodziwych propozycji. Jedyne, co ci obiecałam, to okazja do podjęcia rozmów handlowych w tym celu. W sali klubowej, nie w mojej sypialni.
— Marjorie, jesteś naprawdę twardą kobietą.
— To nie ja. Ty jesteś twardy. Nie martw się, wiem, co robię. — Coś mi mówiło, że naprawdę wiem. — Powiedz mi, co sądzisz o sztucznych istotach ludzkich? Pozwoliłbyś siostrze wyjść za SIL-a?
— A znasz jakiegoś, który by ją chciał? Moja siostrzyczka jest już nieco posunięta w leciech. Nie może pozwolić sobie na wybrzydzanie.
— Nie staraj się zbyć mnie byle czym. Czy ty ożeniłbyś się z humanoidką?
— Coś ty?! Co powiedzieliby sąsiedzi! Marjorie, skąd możesz wiedzieć, czy już tego nie zrobiłem? Widziałaś zdjęcie mojej żony. Słyszałem, że artefakty są ponoć najlepszymi żonami, tak przy garach, jak i w łóżku.
— Masz na myśli konkubiny. Z tymi nie trzeba brać ślubu. Trevor, ty nie tylko nie ożeniłbyś się z SIL-ką; ty nawet nic o nich nie wiesz, z wyjątkiem obiegowych mitów. W przeciwnym razie nie użyłbyś słowa „artefakt”, gdy mowa o sztucznych istotach ludzkich.
— Jestem „podstępny, sprośny i fałszywy”. Posłużyłem się tym terminem, byś nie pomyślała, że jestem jednym z nich.
— Bzdury! Gdybyś był, zorientowałabym się natychmiast. A ty, choć prawdopodobnie nie miałbyś oporów przed pójściem do łóżka z SIL-ką, to nawet przez myśl by ci nie przemknęło, by się z nią ożenić. Cała ta dyskusja jest zresztą bezsensowna. Odłóżmy ją na później. Potrzebuję jakichś dwóch godzin. Jeśli terminal w moim pokoju będzie zajęty, nagraj wiadomość i zamów jakiegoś dobrego drinka. Zejdę na dół, jak tylko skończę.
Zameldowałam się w recepcji, wsiadłam do windy i kazałam się się zawieźć na górę. Nie do apartamentu dla nowożeńców — miałam zbyt świeże wspomnienia i zbyt mało pieniędzy. Wynajęłam jednak duży ładny pokój z szerokim luksusowym łóżkiem. Zrobiłam to, będąc głęboko przekonana, iż będę musiała ulec perswazji Trevora, która zakończy się w łóżku właśnie.
Na razie jednak odłożyłam tę myśl na bok i zabrałam się do pracy.
Najpierw połączyłam się z Hiltonem w Vicksburgu. Niestety, państwo Perreault już się wyprowadzili. Nie, nie zostawili żadnego adresu ani wiadomości. Bardzo nam przykro.
Mnie również było przykro, a ten syntetyczny, komputerowy głos z pewnością nie mógł poprawić samopoczucia. Zadzwoniłam na Uniwersytet McGill w Montrealu i straciłam dwadzieścia minut, zanim dowiedziałam się w końcu, że owszem, dr Perreault zasiada w Senacie i jest nawet jego członkiem-seniorem, lecz obecnie przebywa na Uniwersytecie Manitoba. Jedyną nowością był fakt, iż komputer w Montrealu posługiwał się równie dobrze francuskim, jak angielskim, i odpowiadał zawsze w tym języku, w jakim zadano pytanie. Bardzo sprytnie jak na elektronicznego głupka. Zbyt sprytnie, moim zdaniem.
Spróbowałam kodu Janet i lana w Winnipeg. Otrzymałam informację, że według listy abonentów ich terminal został wyłączony z sieci. Ciekawiło mnie, jak to się w takim razie stało, że jeszcze dziś rano oglądałam wiadomości na ekranie terminalu w Norze. Czy „wyłączony z sieci” oznaczało jedynie „nie odpowiadający na wezwania”? Nie sądziłam, by tak było.
Komputer ANZAC w Winnipeg łączył mnie kilka razy z informacją dla podróżnych. Dopiero po czwartej próbie usłyszałam po drugiej stronie ludzki głos. Jego właściciel poinformował mnie, że z powodu stanu wyjątkowego kapitan Tormey przebywa na urlopie, gdyż loty na Nową Zelandię zostały zawieszone.
Terminal w mieszkaniu lana w Auckland odpowiadał jedynie muzyką i prośbą, by zostawić wiadomość na reponderze. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, gdyż Ian nie mógł się tam dostać, dopóki nie zostaną wznowione loty SBS-ów na linii, na której latał. Miałam jednak nikłą nadzieję, że może zastanę tam Betty lub Freddiego.
Jak można się dostać na Nową Zelandię, skoro nie latały SBS-y? Nie można przecież wyruszyć na grzbiecie pławikonika. A te olbrzymie frachtowce z podwójnym Napędem nigdy nie zabierają pasażerów. O ile się nie myliłam, większość z nich była nawet bezzałogowa.
Читать дальше