Gdzie jest Janet?!
Stałam na aukcyjnym podium, czekając, aż ktoś mnie kupi. Obudziłam się dopiero wtedy, gdy któryś z uczestników licytacji postanowił sprawdzić moje uzębienie, ja go ugryzłam, a dozorca zaznajomił mnie ze smakiem bykowca. Hilton w Bellingham wydał mi się przedsionkiem raju.
Zamówiłam rozmowę, którą powinnam była zamówić jako pierwszą. Oczywiście pozostałe i tak musiałyby się odbyć, ta natomiast była dość droga i mogła okazać się niekonieczna, gdyby któraś z poprzednich przyniosła oczekiwany rezultat. Poza tym połączenia z Księżycem zawsze mnie irytowały. Nigdy chyba nie przyzwyczaję się do opóźnienia czasowego w przesyłaniu impulsów radiowych.
Połączyłam się więc z Towarzystwem Akceptacyjnym Ceres i Afryki Południowej — bankiem Szefa, a ściślej mówiąc jednym z jego banków. Tym, który dbał o moje konto i regulował moje rachunki.
Musiałam czekać dość długo, nim na ekranie pojawiła się wreszcie ludzka postać. Było to śliczne stworzenie płci żeńskiej, które najwyraźniej — takie odniosłam wówczas wrażenie — zatrudnione zostało przede wszystkim po to, aby stanowić element dekoracji wnętrza sekretariatu. Poprosiłam ją, by połączyła mnie z jednym z kierowników TAC & AP.
— Rozmawia pani właśnie z jednym z jego wiceprezesów — odrzekła. — Udało się pani przekonać komputer, by połączył panią z kimś na odpowiedzialnym stanowisku. To niełatwa sztuka; komputer jest raczej nieustępliwy. Czym mogę służyć?
Opowiedziałam jej część mojej nieprawdopodobnej historii.
— Dostanie się do Imperium zajęło mi więc kilka tygodni, a gdy się tam wreszcie znalazłam, wszystkie kody, które dotychczas znałam, były już nieważne. Czy ktoś nie przekazał bankowi nowych — aktualnych kodów albo jakiegoś adresu, pod którym mogłabym skontaktować się z moim pracodawcą?
— Zaraz się przekonamy. Jak brzmi nazwa kompanii, dla której pani pracuje?
— Och, znana jest pod kilkoma nazwami. Najczęściej używana to System Enterprises.
— Nazwisko pani pracodawcy?
— Kiedy widzi pani, on nie ma nazwiska. Jest to starszy pan z przepaską na oku, nieco kaleki. Prawdę mówiąc z trudem porusza się o kulach. Czy to coś pani mówi?
— Jeszcze nie wiem. O ile mnie pamięć nie myli, mówiła pani, że posługuje się pani kartą kredytową MasterCard sygnowaną przez Bank Imperialny w Saint Louis. Niech pani wolno i wyraźnie przeczyta mi numer tej karty.
Zrobiłam, o co mnie prosiła.
— Chce ją pani sfotografować?
— Nie, to nie będzie konieczne. Proszę teraz podawać mi daty — Tysiąc sześćdziesiąty szósty.
— Tysiąc czterysta dziewięćdziesiąty drugi — odrzekła.
— Czterotysięczny czwarty p.n.e.
— Tysiąc siedemset siedemdziesiąty szósty — zgodziła się.
— Dwutysięczny dwunasty — podałam ostatnią.
— Ma pani dość specyficzne poczucie humoru, Miss Baldwin. W porządku, wygląda na to, że jest pani tą osobą, za którą chce pani uchodzić. Lecz jeśli nie, gotowa jestem postawić sporą sumkę, że nie przejdzie pani przez następną procedurę identyfikacyjną. Pan Dwie Kule ma opinię człowieka, który bardzo nie lubi nieproszonych gości. Proszę zanotować kod, który pani podam, a potem odczytać mi go ponownie.
Postąpiłam zgodnie z jej instrukcją.
Godzinę później szłam już wzdłuż frontu Pałacu Konfederacji w San Jose, kierując się w stronę California Commercial Credit Building. Tym razem postanowiłam twardo, że nie będę wdawać się w żadną rozróbę, bez względu na to, kto i na kogo chciałby dokonać zamachu.
Miałam wyznaczone spotkanie w CCC Building, na szczęście jednak nie w biurach MasterCard, lecz w firmie prawniczej na innym piętrze. Tej, do której zadzwoniłam z Bellingham, otrzymawszy jej kod z Luna City. Zbliżałam się właśnie do narożnika budynku, kiedy tuż obok mnie odezwał się głos: — Panno Piętaszek.
Znałam ten głos.
Szybko rozejrzałam się wokół. Kobieta w uniformie Yellow Cab. Przyjrzałam się uważniej.
— Złociutka!
— Pani wzywała taksówkę? Musimy przejść na drugą stronę National Piazza. Tu nie wolno się zatrzymywać.
Ruszyłyśmy przez plac. Zaczęłam trajkotać, nie posiadając się ze szczęścia, lecz Złociutka przyhamowała ten wybuch entuzjazmu.
— Proszę, niech się pani zachowuje jak normalny pasażer taksówki. Mistrz chciał, byśmy nie zwracały na siebie uwagi.
— Od kiedy to zwracasz się do mnie per „pani”.
— Tak jest lepiej. Teraz obowiązuje bardzo ścisła dyscyplina. To, żebym akurat ja wyszła pani na spotkanie, wymagało specjalnej zgody. Nigdy by mi na to nie pozwolono, gdybym nie zauważyła, że jestem jedną z niewielu osób mogących panią bezbłędnie zidentyfikować, nie przyciągając przy tym niepotrzebnie uwagi.
— W porządku, ale teraz już chyba nie ma potrzeby, byś zwracała się do mnie tak oficjalnie. Złociutka, tak się cieszę, widząc cię znowu, że mogłabym się rozpłakać.
— Ja również się cieszę. Tym bardziej, że zaledwie w poniedziałek doszły nas wieści, iż nie żyjesz.
— Nie żyję? Ja? Nie miałam nawet kataru! Niby z jakiej racji miałabym nie żyć? Po prostu zgubiłam się. I odnalazłam.
— To dobrze.
Dziesięć minut później zostałam wprowadzona do gabinetu Szefa.
— Piętaszek melduje się, sir!
— Jesteś spóźniona.
— Byłam na wycieczce krajoznawczej. Parowcem jak z powieści Twaina w górę Missisipi. Program był niezwykle atrakcyjny. Można by nawet rzec: bombowy!
— To słyszałem. Mogę ci nawet powiedzieć, że tylko tobie udało się przeżyć. Miałem co innego na myśli. Granicę Kalifornii minęłaś pięć po dwunastej. Teraz jest dokładnie siedemnasta dwadzieścia dwie.
— Do diabła, Szefie, miałam kłopoty.
— Od swoich kurierów oczekuję między innymi tego, by potrafili radzić sobie z kłopotami i przemieszczać się szybko bez względu na nie.
— Kurczę blade; ostatecznie nie byłam na służbie. Zdaje się, że ciągle jeszcze mam urlop. Nie ma pan podstaw, by mnie opieprzać. Gdyby nie przeniósł pan sztabu, nie powiadamiając mnie o tym, obyło by się bez żadnych kłopotów. Byłam tu — w San Jose — już dwa tygodnie temu. Wystarczyło głośniej krzyknąć.
— Trzynaście dni temu.
— Szefie, niech pan lepiej od razu powie, że nie chce pan przyznać, iż to pana wina.
— W porządku, możesz zrzucić winę na mnie, jeśli dzięki temu przestaniemy tracić czas. Dołożyłem naprawdę sporo wysiłków, by cię odszukać. O wiele większych, niż rutynowy komunikat alarmowy MSG, wysłany do wszystkich placówek w terenie. Wcale mnie to nie cieszy, że nie przyniosły one spodziewanych rezultatów. Piętaszku, może ty powiesz mi, co muszę zrobić, by przekonać cię, iż jesteś naprawdę wyjątkowa, a dla tej organizacji wręcz bezcenna? Przewidując wypadki, którym nadano etykietkę Czerwonego Czwartku…
— Szefie, mieliśmy z tym coś wspólnego?
— Co skłania cię do wyciągania tak absurdalnych wniosków? Naszemu wywiadowi udało się wpaść na trop tej sprawy między innymi dzięki mikrofilmom, które dostarczyłaś z Ell-Pięć. Wydawało się nam, że podjęliśmy środki ostrożności w odpowiednim czasie. A jednak pierwsze uderzenie miało miejsce o wiele wcześniej, niż przypuszczaliśmy nawet w najbardziej pesymistycznych założeniach. Czerwony Czwartek zastał nas jeszcze przy przeprowadzce. Najważniejsze było przedostać się przez granicę i to nie siłą. Łapówki są znacznie lepszym, a w tym przypadku były również tańszym sposobem. Wiadomość o zmianie adresu i kodów kontaktowych została rozesłana wcześniej, lecz to nic nie dawało, dopóki nie przenieśliśmy się i nie zainstalowaliśmy centrum łącznościowego. Dopiero wówczas doniesiono mi, że próbowałaś nawiązać kontakt normalną drogą.
Читать дальше