— Pani pozwoli, że pomogę go pani wypełnić.
Przebiegłam wzrokiem po pustych rubrykach. Imiona rodziców. Imiona dziadków. Miejsce i data urodzenia. Dokładne adresy zamieszkania w ciągu ostatnich piętnastu lat. Nazwisko obecnego pracodawcy. Nazwisko poprzedniego pracodawcy. Przyczyny ostatniej zmiany zatrudnienia. Obecnie osiągane dochody. Posiadane rachunki bankowe. Referencje trzech osób, znających cię od co najmniej dziesięciu lat. Czy kiedykolwiek zgłaszałeś niewypłacalność? Czy było przeciwko tobie prowadzone postępowanie upadłościowe? Czy zajmowałeś stanowisko kierownicze w jakimkolwiek przedsiębiorstwie, spółce lub korporacji, która została zreorganizowana w oparciu o punkt szósty, paragraf trzynaście Kodeksu Cywilnego Konfederacji Kalifornijskiej? Czy kiedykolwiek byłeś oskarżony o…
— Piętaszku, nie. — To był głos Georgesa.
— Właśnie miałam powiedzieć to samo — rzekłam, podnoszęc się z fotela. — Żegnam, Mister Chambers.
— Czy coś nie tak?
— Ależ oczywiście — powiedział Georges. — O ile się nie mylę, pański szef polecił panu otworzyć Miss Baldwin rachunek w złocie i w oparciu o ów rachunek wystawić jej kartę kredytową. Nie wspominał natomiast, iż ma zwyczaj urządzać swoim klientom jakieś impertynenckie quizy.
— Ale takie są formalne wymogi…
— Niech się pan nie wysila. Proszę po prostu powiedzieć swojemu pracodawcy, że znowu pan nawalił.
Twarz „naszego drogiego” pana Chambersa stała się szara niczym popiół.
— Bardzo proszę, niech państwo usiądą — rzekł bezbarwnym tonem.
Dziesięć minut później opuściliśmy kalifornijskie biuro MasterCard, ja wraz z moją nową kartą kredytową, honorowaną — taką przynajmniej miałam nadzieję — przez wszystkie banki. W zamian zostawiłam numer skrytki pocztowej w Saint Louis, adres zamieszkania moich najbliższych krewnych (Janet) oraz numer rachunku w Luna City wraz z pisemnym poleceniem kwartalnego regulowania moich płatności przez TAC & AP Ltd. Miałam też sporą sumę w kalifornijskich bruinach i taką samą w koronach Imperium.
Wyszliśmy z budynku, minęliśmy róg National Plaza i usiedliśmy na pierwszej napotkanej ławce. Było już po siódmej i chociaż słońce ciągle jeszcze stało wysoko ponad górami Santa Cruz, na placu panował przyjemny chłód.
— I co dalej, mój drogi Piętaszku? — zapytał Georges po chwili milczenia.
— Na razie chciałabym posiedzieć tu przez chwilę i zebrać myśli. Potem powinnam chyba postawić ci drinka. W końcu wygrałam przecież na loterii.
— To wystarczający powód — zgodził się Georges. — Wygrałaś dwieście tysięcy bruinów za… dwadzieścia?
— Za dolara — poprawiłam go. — Kazałam jej zatrzymać resztę.
— To i tak nieźle. Jesteś o mniej więcej osiem tysięcy dolarów bogatsza.
— Dokładnie o siedem tysięcy czterysta siedem i kilka centów.
— Nie jest to fortuna, ale z pewnością jest to całkiem pokaźna sumka.
— Szczególnie dla kogoś, kto jeszcze rano był w pełni zależny od filantropii swoich przyjaciół — przyznałam.
— Muszę ci też powiedzieć — dodał Georges — że chociaż siedem tysięcy czterysta dolarów jest kwotą budzącą szacunek, to jednak na mnie o wiele większe wrażenie wywarł zupełnie inny fakt. Kobieto, przecież ty, nie posiadając żadnego innego majątku poza loteryjnym kuponem, przekonałaś jeden z najbardziej konserwatywnych banków, by otworzył ci milionowe konto, i to w dodatku w złocie! Temu całemu J. B. nawet powieka nie drgnęła, gdy kazał wystawić ci nową kartę. Jak ci się to udało?
— Ależ Georges, przecież to t y ich skłoniłeś do udzielenia mi kredytu.
— Nie sądzę. Naturalnie, starałem się dotrzymywać tobie kroku, ale każdy ruch inicjowany był przez ciebie.
— Co takiego?! Przecież gdyby nie ty, nie miałabym zielonego pojęcia, co począć z tym idiotycznym kwestionariuszem.
— Ach, o to ci chodzi! Cóż, ten błazen nie miał żadnych podstaw, by grzebać w twoim życiorysie. Polecono mu wyłącznie wystawić ci nową kartę.
— A jednak gdyby nie ty, straciłabym chyba panowanie nad sobą. Och, Georges! Wiem, że nie powinnam na każdym kroku utrudniać sobie życia tylko dlatego, iż jestem, kim jestem. Staram się o tym nie myśleć. Naprawdę się staram. Ale wypełnianie jakichkolwiek formularzy, w których trzeba umieścić szczegółowe dane na temat rodziców, dziadków, krewnych etc., wydaje mi się czasami ponad moje siły.
— Nikt nie oczekuje od ciebie, byś z dnia na dzień zmieniła sposób myślenia. Nad tym będziemy jeszcze musieli sporo popracować. W każdym razie, gdy ustalałaś wysokość kredytu, wydawałaś się być zupełnie opanowana.
— Kiedyś pewien mądry człowiek powiedział mi — miałam na myśli Szefa — że znacznie łatwiej jest pożyczyć milion niż dziesięć centów. Gdy padło pytanie „ile?”, przypomniałam sobie jedynie tę maksymę. W tym jednak przypadku chodziło zaledwie o jakieś dziewięćset sześćdziesiąt cztery tysiące.
— Nie zamierzam spierać się o liczby. Faktem jest, że kiedy przekroczyłaś dziewięćset tysięcy, musiałem się bardzo starać, by nie spaść z fotela. Czy ty masz chociaż blade pojęcie, ile wynosi pensja profesora?
— A jakież to ma znaczenie? O ile mi wiadomo, za zrealizowanie udanego projektu żywego artefakta płaci się w milionach, i to nie dolarów, lecz gramów. Czyżby w twoim laboratorium nigdy się to nie udało? A może nie powinnam zadawać takich pytań?
— Chyba rzeczywiście lepiej będzie, jeśli zmienimy temat. Zastanawiałaś się już, gdzie spędzimy dzisiejszą noc?
— Hmm… Za czterdzieści minut możemy znaleźć się w San Diego albo za trzydzieści pięć w Las Vegas. Dla kogoś, kto chce się dostać do Imperium, oba te miejsca są jednakowo dobre. Teraz, kiedy mam wreszcie wystarczającą ilość gotówki, zamierzam natychmiast zameldować się swojemu szefowi. Nie obchodzi mnie, ilu ministrów, premierów i prezydentów zostanie zamordowanych przez jakichś fanatyków. Ale przysięgam na wszystkie świętości, że przyjadę do Winnipeg, gdy tylko dostanę choćby pięć dni urlopu.
— Nie wiem, czy mnie tam zastaniesz.
— Wobec tego odwiedzę cię w Montrealu czy gdziekolwiek indziej. Posłuchaj, mój drogi: zostawisz mi wszystkie adresy, pod którymi można cię szukać. Nie darowałabym sobie, gdybyś nagle przepadł gdzieś bez śladu. Ty pierwszy przekonałeś mnie, że jestem takim samym człowiekiem jak inni ludzie. Zresztą, nie tylko to mam ci do zawdzięczenia. A teraz wybieraj: jedziemy do San Diego pogadać po hiszpangielsku, czy do Vegas zagrać w ruletkę i obejrzeć stripitz w wykonaniu jakiejś jasnowłosej piękności?
Oboje pojechaliśmy do Vicksburga.
Wszystkie przejścia graniczne pomiędzy Teksasem a Imperium Chicago okazały się zamknięte z obu stron. Postanowiłam więc, że najpierw spróbuję przedostać się rzeką. Oczywiście Vicksburg należy jeszcze do Teksasu, lecz jego usytuowanie jako ważnego portu rzecznego tuż przy granicy z Imperium było z mojego punktu widzenia idealne, szczególnie, że wręcz roiło się tu od przemytników.
Vicksburg, niczym jakiś starożytny gród, dzieli się na trzy części. Pierwszą z nich jest dolne miasto, drugą — położony nad samą wodą port, który z tej przyczyny często pada ofiarą powodzi. Trzecią część stanowi górne miasto, leżące na urwistym cyplu wznoszącym się prawie sto metrów ponad poziom wody. Samo górne miasto składa się jeszcze z dwóch części: starej i nowej. Dookoła części starej rozciągają się pola bitewne dawno już zapomnianej (oczywiście nie przez mieszkańców Vicksburga) wojny. Tereny te otoczone są tak wielką czcią, że nie wolno na nich nic budować. Obie części oddzielone są właśnie ową „świętą ziemią”, a jednak dzięki łączącej je gęstej sieci podziemnych tuneli, stanowią nierozerwalną całość. Z miasta górnego do miasta dolnego i portu dostać się można dzięki systemowi wind i ruchomych schodów.
Читать дальше