Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2005, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przełęcz. Osada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przełęcz. Osada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To jedne z najsłynniejszych dylogii SF Kira Bułyczowa. Historia załogi statku kosmicznego, który rozbija się na obcej planecie i traci kontakt z Ziemią. Rozbitkowie powoli zapominają, skąd pochodzą, a nowe pokolenie jest już zżyte z otaczającym światem. Są jednak tacy, którzy interesują się utraconym dziedzictwem…Wspaniałe dwie powieści mistrza rosyjskiej fantastyki, przeznaczone dla czytelnika w każdym wieku, wzruszają, bawią, przenoszą nas w niezwykłą i groźną rzeczywistość obcej planety, na której rozbija się ziemski statek badawczy. Wielka wyobraźnia Bułyczowa oszałamia, a akcja trzyma w napięciu dosłownie do ostatniego zdania.

Przełęcz. Osada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przełęcz. Osada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I w tym momencie usłyszał niski, schrypnięty głos:

— Odejdź!

— Co? — Pawłysz nie zrozumiał i szedł dalej.

— Odejdź! — głos załamał się. — Odejdź, bo cię zabiję!

— Chwileczkę — powiedział głupio Pawłysz, zatrzymując się. Światło wewnątrz stacji było jaśniejsze niż półmrok na zewnątrz, nie widział więc twarzy mówiącego człowieka. Głowa wydawała mu się zbyt duża, ale to chyba z powodu bujnych włosów. Świadomość rejestrowała nieważne szczegóły, detale bez żadnego znaczenia. Pawłysz nie mógł zrozumieć, co się dzieje.

Gdzieś już coś podobnego widział… W dzieciństwie. Bardzo dawno temu. Tak, to była ilustracja do Robinsona Cruzoe. Włosy do pasa, odzież ze skór zwierzęcych. Dobrze jeszcze, że nie oduczyli się mówić.

— Odejdź — powtarzał Dick jak nakręcony. — Odejdź! Ponieważ sam mówił i odpowiadano mu, nie potrafił strzelić. Widział tego człowieka. Był wysoki, wyższy niż Stary, w skafandrze. Dick wiedział, co to jest skafander. Hełm był przezroczystą kulą, przez którą widać było wszystko, nawet twarz. Czystą, zwyczajną twarz. Twarz była ogolona, a ponieważ Dick nigdy jeszcze nie widział dorosłego mężczyzny bez zarostu, to nagle wydało mu się, że stoi przed nim wyrośnięty dzieciak. Przecież nawet on sam miał krótko przyciętą bródkę. Tylko Olegowi broda jeszcze nie rosła.

— Odejdź — powtarzał Dick jak zaklęcie. Już nie chciał, żeby ten człowiek odszedł, ale innych słów nie znajdował. Zupełnie otępiał, jak w napadzie silnej gorączki.

Obok wielkiego mężczyzny stały już dwie kobiety. Jedna niemal tak samo rosła jak on, a druga malutka i chuda jak Marianna. Obie miały na sobie skafandry. Na ich twarzach malowało się zdziwienie, a nawet strach. Zobaczyły blaster w ręku Dicka.

— Nie trzeba! — krzyknęła nagle malutka kobieta. — To ja jestem wszystkiemu winna! Nie zrozumiałam! Kiedy tu przybiegliście, przestraszyłam się i niczego nie zrozumiałam!

Szybkim krokiem ruszyła do stacji. Mężczyzna chciał ją powstrzymać, ale malutka kobieta wyrwała mu się. Stawiała drobne, szybkie kroczki, jakby była chora.

I wówczas Dick upuścił blaster na podłogę i cofnął się pod ścianę, gdzie na kanapie leżał martwy Kazik. Stał, opuściwszy wzdłuż ciała swoje silne ręce i czekał, co będzie dalej. Teraz już o niczym nie decydował i o nic nie musiał się martwić.

Klaudia błyskawicznymi ruchami wystukała kod otwierający drzwi wejściowe, zrzuciła hełm i rozpięła skafander. Mimo osłabienia jej ręce poruszały się precyzyjnie. Sytuacja, w której się znalazła, mimo całej swej niezwykłości stała się dla niej paragrafem instrukcji, określającym postępowanie w wypadku, gdy jakiś człowiek znajdzie się w niebezpieczeństwie i wymaga natychmiastowej pomocy. Nie na darmo spędziła wiele lat na wyprawach zwiadowczych. Gdy wiedziała dokładnie, co ma robić, robiła to szybciej niż jakikolwiek inny człowiek w całej Galaktyce.

Pawłysz i Sally dopiero odkręcali swoje hełmy, a ona już zdołała się zorientować, że dziko wyglądający, wynędzniały młodzieniec w zwierzęcej skórze nie był na stacji sam. Poza nim były jeszcze dwie osoby. Chłopiec leżący na kanapce w mesie i bardzo chuda, nieprzytomna dziewczyna ze straszliwie spuchniętą nogą.

— Siadaj i odpoczywaj — zwróciła się do Dicka spokojnym, rozkazującym tonem. — I nie wtrącaj się!

Pawłysz wszedł do mesy, kiedy Dick już posłusznie opadł na fotel.

— Najpierw chłopiec — powiedziała Klaudia do Pawłysza.

— Może jeszcze żyje.

— Nie — powiedział ochryple Dick.

— Sally — Klaudia nie zwróciła na Dicka uwagi. — Przygotuj gorącą wodę. Dużo gorącej wody. I natychmiast odwołaj samokonserwację stacji.

Na szczęście roboty nie zdążyły się jeszcze dobrać do szafy ze sprzętem medycznym i kiedy szła przez mesę do Kazika — dziesięć szybkich kroków — zdołała otworzyć wbudowaną szafę, wyrwać z niej diagnost i rzucić go Pawłyszowi. Była pewna, że Sława złapie go w locie. Naturalnie miała rację.

Dick im nie pomagał. Patrzył, jak szybko i celowo poruszają się ludzie z Ziemi i z każdą minutą coraz bardziej wstydził się swojego zachowania. Zachowania dzikusa, gorzej — zwierzęcia. Ludzie chcieli im pomóc. Ludzie mogli się z początku pomylić, bo każdy mógł się pomylić, gdyby zobaczył takiego potwora jak mieszkaniec osady. Pewnie nawet nie przypuszczali, że ktoś tu może mieszkać, bo i skąd mogli się tego domyśleć. Przecież Siergiejew mówił, że osady prawie nie sposób odnaleźć nawet z pomocą nowoczesnych urządzeń, bo wieś w gruncie rzeczy jest częścią lasu.

Chciał wstać i przyjrzeć się, co ludzie z Ziemi robią z Kazikiem i Marianną. Rozmawiali ze sobą półgłosem, a z ich słów nie dało się wywnioskować, czy pomogą im, czy też jest już na to za późno. Wiedział jednak, że jak będzie siedział cicho i uważnie słuchał, to w końcu wszystkiego się dowie. Siedzieć i nie wtrącać się do niczego, bo i tak uważają go prawie za małpę. Może nawet myślą, że na planecie została ich tylko trójka. Trójka dzikusów. Pewnie się zdziwili, jak do nich krzyknął… Dick siedział więc dalej nieruchomo, starając się dociec sensu słów. Okropnie mu się chciało pić, ale nie poprosił o wodę.

A Pawłysz i kobiety rzeczywiście mówili bardzo mało. Kazik miał prawie niewyczuwalny puls. Stracił tyle krwi, iż można się było dziwić, że w ogóle jeszcze żyje. Cały pokryty był głębokimi ranami: rozerwane powłoki brzuszne, połamane żebra… Te dane podawał diagnost, a oni w milczeniu je rejestrowali. Sally przygotowała wodę, zmontowała aparat do przetaczania krwi, przyniosła i rozcieńczyła uniwersalną plazmę. Zapas zasklepiającego plastra nie wystarczył na wszystkie rany chłopaka, więc Sally na parę minut zastąpiła Pawłysza, kiedy ten uruchamiał syntezator. Na Dicka nikt nie zwracał uwagi. Co prawda raz czy dwa, wchodząc do mesy. Sally zerkała na niego podejrzliwie, ale dzikus siedział jak skamieniały — atak agresji już mu minął. Mimo wszystko znalazła chwilę, żeby wlać do szklanki z wodą parę kropel trankwilizatora i podać ten płyn Dickowi, który posłusznie wziął szklankę, ale nie wypił, dopóki Sally wyraźnie mu tego nie poleciła. Woda była gorzkawa, ale wypił ją do końca. Musiał przecież zachowywać się jak człowiek cywilizowany.

Dziewczyną zajmowała się Klaudia. Pawłysz zajrzał do niej tylko na chwilę. O Mariannę się nie martwił. Przypadek wprawdzie był ciężki, ale wiedział, że wyciągnie ją z niego w ciągu paru godzin. Zakażenie krwi, skrajne wyczerpanie i nic więcej. Przykre, ale dość banalne.

Mariannę rozebrano, a Klaudia przetarła ją wilgotną gąbką. Ciało dziewczyny było tak wychudzone, tak brudne i tak gęsto pokryte bliznami i zadrapaniami, że trudno było określić jej wiek. Mogła mieć piętnaście lat, ale z równym powodzeniem znacznie więcej.

Kiedy zwolnił się aparat do transfuzji, Sally przeniosła go do sypialni i oddała Klaudii, która już wcześniej przygotowała i wstrzyknęła Mariannie roztwór odżywczy. Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby na stacji były dwa reanimatory. Ale aparat był tylko jeden i potrzebny był chłopcu. Już omotał go czujnikami i wprowadził do głównych naczyń krwionośnych swoje ożywcze macki, po czym wkłuł się do klatki sercowej i zaczął podtrzymywać akcję serca. Pawłysz martwił się, czy nie nastąpiły zmiany w mózgu, bo chłopiec był już w stanie śmierci klinicznej. Dlatego nieustannie kontrolował pracę układu nerwowego.

Dick usłyszał, jak mężczyzna i rosła kobieta rozmawiają w drugim pokoju, koło Marianny. Mówili bardzo cicho i sądzili, że ich nie słyszy. Nie wiedzieli, że Dick jest myśliwym i ma słuch trzykrotnie czulszy niż oni.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przełęcz. Osada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przełęcz. Osada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przełęcz. Osada»

Обсуждение, отзывы о книге «Przełęcz. Osada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x