Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2005, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przełęcz. Osada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przełęcz. Osada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To jedne z najsłynniejszych dylogii SF Kira Bułyczowa. Historia załogi statku kosmicznego, który rozbija się na obcej planecie i traci kontakt z Ziemią. Rozbitkowie powoli zapominają, skąd pochodzą, a nowe pokolenie jest już zżyte z otaczającym światem. Są jednak tacy, którzy interesują się utraconym dziedzictwem…Wspaniałe dwie powieści mistrza rosyjskiej fantastyki, przeznaczone dla czytelnika w każdym wieku, wzruszają, bawią, przenoszą nas w niezwykłą i groźną rzeczywistość obcej planety, na której rozbija się ziemski statek badawczy. Wielka wyobraźnia Bułyczowa oszałamia, a akcja trzyma w napięciu dosłownie do ostatniego zdania.

Przełęcz. Osada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przełęcz. Osada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie o to chodzi. Ona zamknie przed tobą Kosmos.

— Wiem, wiem! — Pawłysz wyprostował się gwałtownie. Przyrząd matowo połyskiwał mu w ręku.

— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jesteś gotów zrezygnować z Kosmosu?

— Sally, kochanie, nie gadaj głupstw. Rzecz nie w rezygnacji lub w zgodzie. Co ty byś na moim miejscu zrobiła?

— Wymigujesz się!

— Tu stoi pojemnik. Działaj!

— Zrobiłabym to samo, co ty.

— Wobec tego uziemią nas razem. Resztę swoich dni spędzimy w domu. Nic strasznego.

— Jesteś głupi i dlatego cię kocham — powiedziała Sally. Pawłysz zszedł po trapie, który przywieźli ze sobą. Śnieg pod włazem był zdeptany, ale wiatr szybko zawiewał ich ślady.

— Zamknij hełm, bo się przeziębisz — krzyknął z dołu.

Sally zeskoczyła i z wysokości trzech metrów zapadła się po pas w śnieg. Ledwie się z niego wygrzebała.

Było jej wesoło, bo wiedziała, czego ma się trzymać. Była pewna, że podjęli właściwą decyzję.

— Jeśli oni opuścili statek — powiedział Pawłysz, trzymając bioindykator w wyciągniętym ręku — czego jestem prawie pewien, to musieli próbować wydostać się z gór w dolinę, do lasu. Zimą było to zadanie niewykonalne, ale oni nie mieli innego wyjścia. Jeśli mam rację, to któregoś z nich znajdziemy Pod śniegiem.

Wesoły nastrój Sally natychmiast się ulotnił.

— Nie trzeba — powiedziała błagalnie.

Jednak Pawłysz już zataczał bioindykatorem krąg, uważnie patrząc na strzałkę. Zupełnie jakby jej nie słyszał.

— Potem — powiedziała Sally — nie dzisiaj. Zostaw ich w spokoju.

— Nie rozumiesz — odezwał się Pawłysz. — Muszę wiedzieć, w którą stronę poszli.

— Dlaczego?

Pawłysz zauważył, że strzałka drgnęła i wolno ruszył po śnieżnej skorupie w tę stronę. Sally szła obok niego.

— Bo jednak mogli się stąd wydostać…

— Nie bądź naiwny. To niemożliwe!

— Sally, kochanie, przenosisz na innych ludzi swoje własne emocje. Tobie ta planeta wydaje się śmiercionośna. Jesteś przekonana, że bez skafandra nie da się na niej przeżyć nawet minuty. Myślisz tak, ponieważ mieszkasz w komfortowym pomieszczeniu, oddychasz sterylizowanym powietrzem, pijesz wyjałowioną wodę. Wyobraź sobie jednak, że nie masz wyjścia. Albo śmierć, albo adaptacja.

— Lepsza w takim wypadku byłaby śmierć — powiedziała Sally z przekonaniem.

– Śmierć nigdy nie jest lepsza. — Strzałka drgnęła i przesunęła się w lewo.

— To zupełnie jak zabawa w zimno-ciepło — powiedziała nagle Sally.

— Ten aparacik niestety ma bardzo niewielki zasięg — odparł Pawłysz. — Zresztą został umyślnie tak skonstruowany, żeby nie zacierać obrazu przy mnogości obiektów. Wiesz, bioindykator wymyślili alpiniści, ratownicy. Początkowo dzięki niemu odnajdowano ludzi zasypanych przez lawiny… Tutaj!

Pawłysz zatrzymał się przed łagodnym wzniesieniem.

— Potrzymaj — oddał bioindykator Sally, a sam zaczął rozgrzebywać rękawicami śnieg. Sally odwróciła się, bo nie chciała zobaczyć tego, co się za chwilę ukaże.

— Dziwne — powiedział Pawłysz. W jego głosie brzmiało tylko zdziwienie, nic więcej, więc Sally się odwróciła.

Pod śniegiem zobaczyła żółtawą sierść. Leżało tam jakieś wielkie zwierzę, coś w rodzaju białego niedźwiedzia.

— Kiedy tu ponownie wrócimy — powiedział Pawłysz — odkopiemy go do reszty.

— Po co?

— Z dwóch oczywistych powodów, mój aniele — odparł Pawłysz. — Po pierwsze jest to zwierzę nieznane nauce, a po wtóre muszę się dowiedzieć, w jaki sposób zginęło. Jednak potrzebna będzie łopata.

Po rozszerzającej się spirali krążyli wokół statku, coraz bardziej się od niego oddalając. Sally zmęczyła się, bo skorupa na śniegu nie wszędzie utrzymywała ich ciężar, a wiatr dął tak, że czasami trudno było zrobić trzy kroki.

Przez dwie godziny niczego nie znaleźli. Wreszcie Pawłysz stanął, popatrzył na Sally i zapytał:

— Zmęczyłaś się?

— Tak.

— Przepraszam, zagalopowałem się — uśmiechnął się przepraszająco.

— Wcale się na ciebie nie gniewam.

— Wracajmy na stację. Po obiedzie wrócę tu i będę dalej szukał.

— Dlaczego sądzisz, że ktoś mógł przeżyć?

— Na statku nie ma żadnych zwłok poza tymi, które zostały umieszczone w hibernatorni.

— Ale jeśli nawet zdołali się wydostać, to zginęli w górach.

— A jeśli dotarli mimo trudności do lasu?

— Przecież wiesz, czym jest tutejszy las.

— Wiem, ale stosunkowo niedawno ktoś był na statku. Widziałaś, jak wyglądał magazyn?

— To nie byli ludzie.

— Ci nieludzie wspięli się do włazu, otworzyli go, dotarli korytarzem do magazynu, a wychodząc zamknęli właz za sobą?

— To tylko twoje przypuszczenia.

— Wystarczająco jednak poważne, aby rzucić wszystko inne i szukać!

Podeszli do kutra.

— Klaudia pewnie okropnie się o nas niepokoi. Zapomnieliśmy o niej.

— Nic strasznego się nie stało — powiedział lekceważąco Pawłysz. Sally wywołała stację. Klaudia nie odpowiadała.

Pawłysz zahermetyzował właz kutra i przeszedł na miejsce pilota.

— Klaudia milczy — powiedziała Sally.

— Mogła po prostu odejść od nadajnika. Stacja nie jest znowu taka mała.

Kuter wystartował i po chwili „Polus” przekształcił się w czarny guziczek na białym kitlu doliny. Sally wciąż bez powodzenia wywoływała Klaudię.

* * *

Pawłysz zatoczył ciasny krąg i, nabierając prędkości nad jeziorem, zamierzał opaść pionowo przy stacji.

Pod chmurami lał deszcz i było mrocznie.

Zatrzymali się przy kopule laboratorium. Pawłysz wyłączył silniki i zabrał dużą torbę z rzeczami z „Polusa”.

— Niczego nie zostawiłaś? — zapytał. Sally pokręciła głową.

Ruszyli wprost do wejścia. Wewnątrz paliło się światło i okrągłe iluminatory stacji rzucały ciepłe błyski na szare strugi ulewy.

Stacja była zamknięta. Klaudia nie otworzyła drzwi, kiedy kuter wylądował. Sally nacisnęła guzik przy drzwiach. Słychać było, jak wewnątrz rozdźwięczał się dzwonek.

Pawłysz usiłował zajrzeć do środka, ale woda płynęła po szybie i wszystko zamazywała.

Sally wystukała kod. Drzwi do śluzy odsunęły się na bok. Weszli do środka.

— Tam dzieje się coś złego — powiedział Pawłysz. Strumienie cieczy dezynfekującej uderzyły w skafandry.

Sally wyłączyła prysznic, zerwała z głowy hełm i pierwsza wbiegła do mesy. Pawłysz zaczął ściągać skafander i w tym momencie usłyszał krzyk Sally.

Wbiegł do jasno oświetlonego pokoju i gdyby nie to jaskrawe światło, nie uwierzyłby własnym oczom.

Mesa wyglądała tak, jakby przeszedł przez nią pułk szaleńców. Ślady walki widać było wszędzie: na poprzewracanych meblach, na porozbijanych przyrządach, na ścianach, a wśród tego całego chaosu na podłodze leżała Klaudia, ściskając w bezwładnie odrzuconej ręce aneblaster.

Sally pochyliła się nad nią, przyłożyła ucho do piersi.

— Poczekaj — odsunął ją Pawłysz i uniósł powiekę Klaudii. Reagowała. — Żyje — powiedział — ale jest w głębokim szoku.

Szybko przesunął rękami wzdłuż jej ciała, wymacując ewentualne rany, ale nic poważniejszego nie znalazł.

— Ostrzeliwała się — powiedziała Sally.

Pawłysz również zauważył ślady strzałów na meblach i ścianach.

Klaudia miała pokrwawione, porozbijane ręce. Pawłysz nie mógł wiedzieć, że w napadzie szaleństwa spowodowanym ukąszeniem śnieżnej pchły kobieta walczyła z niewidzialnymi wrogami. Pomyślał, że wrogowie byli realni, że ktoś wtargnął do wnętrza stacji i omal nie zabił Klaudii.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przełęcz. Osada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przełęcz. Osada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przełęcz. Osada»

Обсуждение, отзывы о книге «Przełęcz. Osada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x