Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2005, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przełęcz. Osada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przełęcz. Osada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To jedne z najsłynniejszych dylogii SF Kira Bułyczowa. Historia załogi statku kosmicznego, który rozbija się na obcej planecie i traci kontakt z Ziemią. Rozbitkowie powoli zapominają, skąd pochodzą, a nowe pokolenie jest już zżyte z otaczającym światem. Są jednak tacy, którzy interesują się utraconym dziedzictwem…Wspaniałe dwie powieści mistrza rosyjskiej fantastyki, przeznaczone dla czytelnika w każdym wieku, wzruszają, bawią, przenoszą nas w niezwykłą i groźną rzeczywistość obcej planety, na której rozbija się ziemski statek badawczy. Wielka wyobraźnia Bułyczowa oszałamia, a akcja trzyma w napięciu dosłownie do ostatniego zdania.

Przełęcz. Osada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przełęcz. Osada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Oleg był zmęczony, chciało mu się spać, myśli krążyły mu po głowie. Wczoraj szli przez cały dzień, starając się wybierać drogę prowadzącą pod górę. Wiedzieli już od jakiegoś czasu, że zabłądzili, ale wciąż nie tracili nadziei, że dotrą do przełęczy — nieważne, że w innym miejscu, byle tylko wyrwać się z nieustannej śnieżnej zawiei buszującej w warstwie chmur.

Padli — sił zabrakło im nawet na zagrzanie wody — jeszcze przed zmierzchem. W milczeniu rozścielili namiot, potem zawinęli się weń i pokornie leżeli, czując narastający ciężar śniegu.

Oleg w nocy obudził się, a może mu się tylko tak wydało, ze współczucia dla matki. Domyślił się już, właśnie wówczas, we śnie, że nigdy więcej jej nie zobaczy. I ze wszystkich sił zaczął jej współczuć, gdyż teraz matka, nawet jeśli ich znajdą i przewiozą na Ziemię, na zawsze pozostanie myślami na tej planecie, bo nic więcej jej w życiu nie zostanie. Zrobiło mu się wstyd, że często jej odburkiwał, nie słuchał się jej i nie chciał wysłuchiwać opowieści o ojcu i o dawnym życiu. Rozpłakał się bezdźwięcznie, żeby nie budzić posapującego słodko Siergiejewa i poprosił matkę o przebaczenie.

* * *

Klaudia usiadła przy biurku, ale robota zupełnie się jej nie kleiła.

Po paru minutach złapała się na tym, że gapi się tępym wzrokiem w okno. Las przez te parę tygodni bardzo się zmienił. Lato kazało rozwinąć się liściom drzew, malutkim zielonym grudkom zwisającym z długich jak włosy gałęzi, mech wypuścił świeże pędy, które podrygiwały, gdy w pobliżu przelatywał jakiś owad, usiłując schwytać zdobycz, porosty wzdęły się i wolno oddychały, a w gęstwinie mrowiło się coraz więcej zwierząt, które albo przyszły z południa, albo obudziły się z zimowego snu. Las wzbudzał w Klaudii obrzydzenie, ale równocześnie ją fascynował, przyciągał. To było dziwne uczucie, które doskwierało jej jak pragnienie. Chciała wejść do tego lasu i przespacerować się po nim w samym tylko skafandrze.

„No nie, tak nie można! — zbeształa się w duchu i zmusiła się do myślenia o pracy. — Tylko tego statku jeszcze brakowało! Grobowca Tutenchamona!”.

Klaudia była kobietą subtelną i bardzo wrażliwą, ale starała się te cechy ukryć przed otoczeniem, gdyż w przeciwnym razie nie miałaby czego szukać w Dalekim Zwiadzie. Przez ostatnie lata przywykła tłumić w sobie uczucia, których się wstydziła i podtrzymywanie reputacji zimnej profesjonalistki, która wzbudzała szacunek, ale nader rzadko sympatie, stało się celem jej życia. Zdumiewająca rzecz — wcale nie domyślała się, że Srebrina i Sally pracowały z nią od wielu lat nie dlatego, że Klaudia była metodyczna, pracowita i dokładna. Na odwrót, szły z nią na wyprawy badawcze dlatego, że kochały zupełnie inną Klaudię, którą starannie ukrywała przed sobą. Doskonale widziały, rozumiały i starannie ignorowały surową otoczkę swojej zwierzchniczki. Obie opiekowały się nią jak niesympatycznym z pozoru synem, którego koledzy z klasy nie znoszą za nudziarstwo i wieczne prymusostwo, ale wcale nie jest kujonem i w domu, kiedy nikt obcy nie widzi, potrafi całymi godzinami pielęgnować chorego kotka, malować kwiaty lub kleić z zapałek wspaniałe zamki.

Klaudia zakochała się w hałaśliwym i niepoważnym Pawłyszu już na statku, kiedy jeszcze nie było nawet mowy o jego udziale w wyprawie zwiadowczej, a zakochawszy się, zaczęła traktować go jak najgorszego wroga. Tym razem udało się jej oszukać nie tylko siebie, lecz również mądrą i przenikliwą Sally. Kiedy zaś okazało się, że z woli przypadku Pawłysz leci właśnie z nią, ogarnęła ją taka szalona radość, że, nie rozumiejąc jej powodu, zinterpretowała ją jako pełne niepokoju zdenerwowanie, gdyż człowiek o charakterze Pawłysza mógłby stanowić zagrożenie dla wyprawy. Ponieważ jednak Klaudia była kobietą o wysokim poczuciu obowiązku, to natychmiast udowodniła sobie, że zadania wyprawy stanowią wartość najwyższą i dla ich dobra należy ponieść pewne ofiary. Zacisnąwszy zęby i omdlewając z miłości do Pawłysza, zgodziła się na jego udział w ekspedycji.

Następnie, gdy okazało się, że Pawłysz i Sally czują do siebie naturalny pociąg i ich zbliżenie jest tylko kwestią czasu.

Klaudia znalazła mnóstwo powodów zmuszających ją jako człowieka odpowiedzialnego za wyprawę do przeciwstawiania się owemu zbliżeniu.

Wstała zza biurka. Miotał nią niepokój, nieprzeparta chęć działania. Nie mogła już pracować. Nie potrafiła nawet myśleć o pracy.

Podeszła do kuchenki. Chciała nastawić kawę, nalała wodę, ale kuchenki nie włączyła.

Potem poszła do śluzy i założyła skafander.

„Wyjdę — powtarzała sobie — wyjdę tylko na chwilkę, dojdę do lasu i wrócę. Przecież koniec końców nie muszę siedzieć tygodniami w tym więzieniu!”

Gdyby na stacji był ktoś poza nią, nigdy nie pozwoliłaby sobie opuścić kopuły. Teraz nikogo nie było i nikt nie zobaczy, jak żelazna Klaudia Sung idzie na wagary do lasu. Można sobie nawet wyobrazić, że i ona tego nie widzi, że na zakazaną wycieczkę wybiera się zupełnie inna kobieta, głupia i nieodpowiedzialna.

Ściśle według instrukcji sprawdziła szczelność śluzy i ruszyła w stronę lasu.

Przedtem też oczywiście bywała na zewnątrz, ale to były wyjścia „legalne”, służbowe, i nigdy nie zapuszczała się do lasu. I kiedy Pawłysz półżartem i nader ostrożnie namawiał ją, żeby udała się tam razem z nim, sucho odmawiała, dając do zrozumienia, że nie zamierza tracić czasu na głupstwa.

Przeszła przez polanę i obejrzała się. Kopuły stacji patrzyły za nią, potępiając jej nierozważny postępek.

Wydało się jej, że wiatr poruszający liśćmi muska również jej twarz. Przeciągnęła nawet rękawicą po przyłbicy hełmu, sprawdzając jego hermetyczność. Wszystko było w porządku.

Weszła do lasu bardzo wolno i ostrożnie, patrząc uważnie pod nogi, żeby przypadkiem nie nadepnąć na jakieś paskudztwo, gdyż wcale się z lasem nie pogodziła. Tę wycieczkę traktowała jako egzamin i gdyby zamiast lasu miała przed sobą czynny wulkan, niewykluczone, że w obecnym stanie ducha potrafiłaby zejść do jego krateru.

Ku swojemu zdumieniu stwierdziła, że z każdym krokiem las jej się coraz bardziej podoba, że oczarowuje ją dziwacznością kształtów roślin, ostrością barw, niezwykłą, pierwotną urodą… Co parę kroków zatrzymywała się, a raz nawet pochyliła się, przyglądając się uważnie śmiesznemu pasiastemu żuczkowi na długich nóżkach. Żuczek na jej widok stanął na tylnych łapach i podskoczył, ale Klaudia się nie przestraszyła. Pomyślała, że owad podobny jest w tym ruchu do rozbawionego szczeniaka, który chce ją polizać w policzek.

Sympatyczny żuczek chybił i z rozczarowanym buczeniem odleciał.

Na swoje szczęście Klaudia nie wiedziała, że chociaż jad tego zwierzątka nie był śmiertelny, to jednak wywoływał głębokie, jątrzące się wrzody i że trzeba go unikać jak morowej zarazy. Zresztą była w skafandrze i nic jej nie groziło.

Klaudia uśmiechnęła się do śmiesznego żuczka, odprowadziła go wzrokiem i już chciała wracać, gdy zobaczyła przed sobą kwiaty. Kwiaty były bardzo rzadkie na planecie, na której panowały rośliny proste, a ponadto zazwyczaj nie były to prawdziwe kwiaty, lecz udające je inne istoty, niekoniecznie rośliny.

Klaudia przystanęła na polance, na której środku widniał krążek szmaragdowej trawy, soczystej i lśniącej, jakby była posmarowana tłuszczem, a na jej skraju, bliżej drzew przytuliły się malutkie kuleczki dmuchawców, o wiele jednak mniejszych i delikatniejszych od ziemskich.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przełęcz. Osada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przełęcz. Osada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przełęcz. Osada»

Обсуждение, отзывы о книге «Przełęcz. Osada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x