Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2005, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przełęcz. Osada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przełęcz. Osada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To jedne z najsłynniejszych dylogii SF Kira Bułyczowa. Historia załogi statku kosmicznego, który rozbija się na obcej planecie i traci kontakt z Ziemią. Rozbitkowie powoli zapominają, skąd pochodzą, a nowe pokolenie jest już zżyte z otaczającym światem. Są jednak tacy, którzy interesują się utraconym dziedzictwem…Wspaniałe dwie powieści mistrza rosyjskiej fantastyki, przeznaczone dla czytelnika w każdym wieku, wzruszają, bawią, przenoszą nas w niezwykłą i groźną rzeczywistość obcej planety, na której rozbija się ziemski statek badawczy. Wielka wyobraźnia Bułyczowa oszałamia, a akcja trzyma w napięciu dosłownie do ostatniego zdania.

Przełęcz. Osada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przełęcz. Osada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie wiemy — odparł Pawłysz. — Myśleliśmy, że pamiętasz.

— Nic nie pamiętam. Tylko te okropne zwierzęta, które dobijały się do okna. I później koszmary…

— Jakie zwierzęta? Nastraszyły cię? — zapytał Pawłysz.

— Nie, po prostu były obrzydliwe. Wszystko tu jest obrzydliwe. Wstrętny świat. Ciągle się w tym lesie rozszarpują… Nie, nie bałam się ich. A potem nie pamiętam.

— Spróbuj sobie przypomnieć wszystko po kolei. Co się stało?

— Byłam w lesie.

— Poszłaś do lasu?

— Tak. Trochę się przespacerować. Tam były dmuchawce… Pewnie otworzyłam hełm, bo okropnie chciałam w nie dmuchnąć.

— Zdjęłaś hełm? — upewnił się Pawłysz.

— Nie pamiętam. Chyba trochę uchyliłam przyłbicę.

— A co potem?

— Potem był paskudny nastrój. Bardzo źle się poczułam, a do okna dobijała się ta małpa. Walczyła z innymi zwierzętami.

— A potem?

— Małpa uciekła. Wszystkie zwierzęta uciekły, a ja poczułam się już zupełnie źle… Przepraszam. Sprawiłam wam… kłopot. Dlaczego lecimy kutrem?

— Lecimy do radiolatarni, żeby połączyć się z informatorium medycznym. Może trzeba będzie poprosić o zezwolenie na ewakuację stacji.

— W takim razie wracamy.

— Wolałbym jednak skonsultować twój przypadek. To może być groźna infekcja.

— Nie chcę — Klaudia uniosła się z trudem. Zbladła. — Nie pozwolę, aby z powodu moich… dolegliwości ucierpiała praca wyprawy!

— Poczekaj. — Pawłysz zrozumiał, że Klaudia raczej umrze niż ustąpi. — Dobrze się przyjrzałaś tej… małpie?

— Nie. Zbytnio się jej nie przyglądałam.

— Rozumiesz — powiedział ostrożnie Pawłysz. — Na tej planecie nie powinno być żadnych małp… To mógł być człowiek.

— Dzikus? Ale skoro nie może być małp, to skąd dzikusy?

— Myślę o ludziach.

— O jakich ludziach? Skąd tu mogli się wziąć ludzie?

— Z „Polusa”. Załóżmy, że niektórzy zdołali przeżyć.

— To niemożliwe. Ten świat każdego zabije.

— Pojedynczego człowieka tak, a jeśli było ich więcej? Jeśli istnieje tu kolonia ludzi, którzy usiłują wyżyć w nadziei, że kiedyś Ziemia ich odnajdzie? I czekają na ratunek, rozumiesz?

— Nie wierzę.

— W takim razie spójrz!

I Pawłysz jeszcze raz rzucił na ekran powiększony obraz balonu.

* * *

Oleg nie chciał nigdzie iść. Było mu wszystko jedno.

Ale Siergiejew, kiedy zupełnie się rozwidniło i zawieja nieco się uspokoiła, potrafił jednak zmusić się do wstania. Za nic by nie wstał, gdyby nie dzieci. Ale była Marianna i był Oleg. Wiedział, że jeśli nie zdoła wstać, to Oleg i Marianna nigdy się nawzajem nie odnajdą, nie zobaczą, nie dotkną.

Jego życie nie miało żadnej wartości bez kontynuacji w Mariannie i Olegu. Siergiejew zdołał się zmusić do uniesienia głowy, ale na nic więcej sił mu już nie starczyło. Na szczęście w tym spazmatycznym ruchu uderzył głową w śnieżny dach ich schroniska, w tym miejscu dość cienki. Dach zawalił się, wpuszczając do środka strumień lodowatego powietrza i Siergiejew natychmiast się ocknął.

Wygramolił się na zewnątrz i długo siedział, dopóki zupełnie nie skostniał. Następnie zmusił się do wykopania spod śniegu worka z drzewem i rozpalenia ognia. Kiedy woda się zagrzała, zaczął szarpać Olega i otwierając mu usta brudnymi, powykręcanymi palcami lał mu do gardła gorącą wodę. Oleg opierał się i mamrotał, że chce spać. Potem Siergiejew długo go rozcierał, zmęczył się i nawet nie zauważył, jak w tej szamotaninie przewrócił puszkę z gorącą wodą, która wytopiła w śniegu prawie niewidoczną dziurkę.

Ale wówczas oprzytomniał Oleg. Ocknął się na tyle, że zdołał ponownie rozpalić ogień, zagotować na nim wodę i napoić Siergiejewa. Role się zmieniły. Siergiejew co prawda zupełnie się nie opierał i z wszystkiego zdawał sobie sprawę, tylko po prostu bezsilnie leżał.

Potem ruszyli dalej, pod górę, przez gęstą mgłę, pchani nieziszczalną nadzieją, że miłościwy los doprowadzi ich właśnie do tej kotliny, w której leży „Polus”.

Po dwóch godzinach zwalili się w śnieg. Wydawało się im, że uszli kawał drogi, a w istocie pokonali niecały kilometr. Wygrzebali resztkę drewna i znów jak lekarstwo pili gorącą wodę. Już się nie odzywali, byli poodmrażani, palce rąk i nóg mieli pozbawione czucia. A jednak znów wstali i objąwszy się, podtrzymując się nawzajem, zaczęli drobić w miejscu. Ale wydawało się im, że idą i czekali, że lada moment rozstąpią się chmury i nad głowami ukaże się granatowe niebo…

34

Dick widział, jak kuter zniża się nad stacją. W pierwszej chwili ogarnęła go radość — jednak wrócili!

Jednak zaraz potem przypomniał sobie, że musi się na nich zemścić, że musi ich zabić, bo winni są śmierci Kazika i tego, że Marianna umiera. Mogli ich uratować. Mogli zrobić wszystko, ale nie chcieli.

Nigdy przedtem nie przychodziło mu do głowy, że można zabić człowieka. Ludzi na świecie jest bardzo mało. Ludzie pomagają sobie nawzajem. Bez tego ludzie giną, bo las jest silniejszy od każdego z ludzi. Ale ci tutaj nie mogą być ludźmi.

„Jeśli wszyscy jesteście tacy, to nie chcemy waszej Ziemi, waszych białych prześcieradeł i gładkich stołów. Wiem — myślał gorączkowo. — Wróciliście tylko dlatego, że zapomnieliście zabrać swoje rzeczy. Chcecie je nam odebrać, bo jesteśmy brudni i brzydcy, bo wstyd wam pomyśleć, że pochodzimy z tej samej Ziemi. Nie jesteście nam potrzebni! Odejdźcie. Ale tych rzeczy wam nie oddam. Te rzeczy tu zostaną. Wszyscy tu się przeniesiemy i sami będziemy tu mieszkać. I nigdy nie polecimy na waszą Ziemię!”

Wściekłość na ludzi, którzy chcą odebrać osadzie bazę jak zdobycz, którą Dick ścigał przez tyle dni, stłumiła w nim rozumną pozornie myśl: skoro ludzie jednak wrócili, to trzeba ich poprosić o wyleczenie Marianny.

Zmordowany do ostateczności, wyczerpany, doprowadzony niemal do szaleństwa Dick nie mógł logicznie myśleć. Był dzikusem, wytworem lasu, szakalem broniącym swej zdobyczy przed innymi drapieżnikami… Ale w przeciwieństwie do szakali Dick miał blaster. Pawłysz zaraz po wylądowaniu pierwszy wyskoczył z kutra. Już umówili się, jak będą działać: najpierw kobiety wystrzelą wszystkie szperacze, ale skierują je nie na normalną wysokość, lecz pod chmury. Obszar do zbadania był stosunkowo niewielki. Ograniczony był od północy grzbietem górskim, pod którym leżał „Polus”, a od południa wielkim jeziorem, nad którego brzegiem stała stacja. Każde osiedle ludzkie znajdujące się na tym terenie musi zostać odnalezione w przeciągu godziny.

A w tym czasie Pawłysz, uzbroiwszy się we wzięty ze stacji aneblaster, obszuka najbliższe okolice bazy. Dzikus, którego widziała Klaudia, nie mógł odejść zbyt daleko.

Otworzywszy właz i wyskoczywszy na mokrą trawę, Pawłysz zobaczył, że małe kopuły już zostały zwinięte — stacja rozpoczęła samokonserwację. Trochę się zdziwił, bo ta praca powinna przebiegać znacznie szybciej, ale głębiej się nad tym nie zastanawiał. Nie wiedział, że przyczyną opóźnienia był Dick, który wystrzelał połowę robotów. Ale Pawłysz o tym nie myślał. Myślał tylko o tym, żeby wziąć z apteczki środki opatrunkowe, a z kuchni glukozę i czekoladę…

Nie zdążył zrobić nawet dwóch kroków — kobiety wciąż jeszcze były w kutrze — gdy zobaczył w oknie ciemną sylwetkę człowieka. Z rozpędu szedł dalej, myśląc równocześnie, że powinien coś powiedzieć, coś pięknego, godnego wielkiej chwili. „Jak to dobrze — zdążył jeszcze pomyśleć — że oni też nas szukali, a my domyśliliśmy się, że trzeba wrócić”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przełęcz. Osada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przełęcz. Osada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przełęcz. Osada»

Обсуждение, отзывы о книге «Przełęcz. Osada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x