O drugiej w nocy wpłynął do osłoniętej zatoczki, dostatecznie płytkiej, by go chronić przed atakiem poważnych drapieżców, i przez bolesną godzinę przedzierzgał się z powrotem w ludzki kształt.
Wykorzystał znajomy szablon Jimmy’ego, lecz uczynił ciało nieco niższym i wyhodował sobie ciemne, odrobinę szpakowate włosy. Przyciemnił skórę i stworzył czarne spodnie i koszulę — wyposażenie włamywacza.
Teraz musiał jeszcze ukraść trochę pieniędzy i informacji.
Ukształtowanie terenu przypominało to, które ujrzał, gdy po raz pierwszy stał się człowiekiem. Przemierzył krótką plażę i wspiął się na kilka skałek, by w końcu znaleźć krętą przybrzeżną drogę i swobodnym krokiem ruszyć na północ.
Czterokrotnie chował się przed nadjeżdżającymi reflektorami. Po przebyciu kilku mil dotarł do samotnej stacji obsługi z domkiem na tyłach.
W sam raz na drobną kradzież. Uzurpator potrafił wytwarzać banknoty dolarowe równie łatwo jak ubrania, z własnej substancji, ale nie był pewien, czy przypadkiem nie zmieniono waluty, czy żywność nadal sprzedaje się na kupony, czy nie wprowadzono jakiegoś zupełnie nowego systemu kryzysowego. Jeśli wojna się skończyła, mogli używać japońskich jenów.
Szyldy na stacji były w języku angielskim i żaden z nich nie nagabywał do wstąpienia do armii, na jednym widniał natomiast amerykański orzeł i zachęta do kupna obligacji, lecz nie były to obligacje wojenne. Może więc wojna się skończyła i Japończycy jednak nie wygrali.
Drzwi były zamknięte na klucz, ale ich otwarcie nie stanowiło problemu. Uzurpator przemienił swój palec wskazujący w żywy klucz uniwersalny i w ciągu niecałej minuty poradził sobie z zamkiem.
Żałował, że księżyc nie świeci. Nawet przy maksymalnie rozszerzonych tęczówkach szczegóły nikły w mroku.
Pod jedną ścianą stały regały pełne akcesoriów samochodowych. Otworzył kwartę oleju i wypił, by uzyskać energię i nacieszyć się ciekawym smakiem, na kilka minut zmieniając metabolizm w coś, z czego korzystał kilkaset tysięcy lat wcześniej, leżąc wzdłuż otworu termicznego podwodnego wulkanu.
Znalazł pudełko drewnianych zapałek i dofosforyzował się, wsysając końcówkę jednej, po czym zapalił drugą, wzniecając płomień i wdychając słodki zapach dwutlenku siarki. Znalazł dwie potrzebne mu rzeczy: almanach światowy roku 1947 i kasę.
Wepchnąwszy almanach za pas, zapalił kolejną zapałkę, by zbadać kasę. Naciśnięcie klawisza „brak sprzedaży” wywołało głośne brzęczenie, po którym szuflada otworzyła się z metalicznym sykiem.
W świetle latarki przestudiował banknot dwudziestodolarowy. Żadnych wyraźnych różnic. Rozmiar banknotów amerykańskich zmieniono na trzy lata przed tym, nim uzurpator został Jimmym, i ludzie do tej pory na to narzekali.
Pobieżnie przejrzał dziesiątkę, piątkę i jedynkę, po czym wrzucił je z powrotem do kasy. W tym momencie z głośnym trzaskiem zapaliły się światła.
W drzwiach stał biały staruszek z dwururką.
— W końcu cię dorwałem, gnoju — odezwał się drżącym, piskliwym głosem.
Widocznie już nie raz został okradziony.
— Ja nie… — zaczął uzurpator, ale przerwał mu huk wystrzału. Nie dokończył zdania, bo nie miał już ust.
Zanurkował i druga kula przeszła mu nad głową. Świadom faktu, że według ludzkiego prawdopodobieństwa powinien już leżeć martwy, przebiegł obok przeładowującego broń staruszka, tworząc sobie wielkie tymczasowe oko pośrodku zalanej krwią twarzy, i wypadł sprintem na drogę.
Staruszek strzelił za nim jeszcze dwukrotnie, ale uzurpator był już daleko.
Za pierwszym zakrętem zszedł z drogi i usiadł w ciemnościach, wypracowując sobie mniej podejrzaną aparycję. Stał się starszą wiejską kobietą rasy kaukaskiej, o ogorzałej karnacji, ubraną w wyblakłą suknię z krepy.
Wśród pochmurnej, bezksiężycowej nocy uzurpator szybko przemieszczał się w głąb lądu, od czasu do czasu witany wyciem jakiegoś gospodarskiego psa. O szarym przedświcie ukrył się w porzuconej ciężarówce na zalesionym terenie pod Grover City.
Zrobił sobie portmonetkę wypełnioną dziesięcio- i dwudziestodolarówkami. Tak wyposażony wkroczył wczesnym rankiem do miasta, usiadł na ławce obok stacji kolejowej i zaczął czytać almanach.
W środku znajdowała się sekcja wypełniona ziarnistymi, czarno-białymi fotografiami i prezentująca historię drugiej wojny światowej. Było tam nawet zdjęcie Bataańskiego Marszu Śmierci, ale wśród ściągniętych twarzy i wynędzniałych ciał nie dostrzegł postaci Jimmy’ego.
Hitlerowskie obozy śmierci. Hiroszima i Nagasaki. D-Day, Midway, Stalingrad.
Natura tego świata okazała się całkowicie odmienna i daleko ciekawsza.
Jakiś chłopak przypedałował na stację skrzypiącym rowerem, ciągnąc za sobą czerwony wózek pełen gazet. Uzurpator próbował kupić jedną, ale chłopak oczywiście nie miał mu wydać z dziesięciodolarówki.
— Wyglądasz na porządnego chłopca — powiedział uzurpator, mając nadzieję, że dobrał odpowiedni głos do ciała staruszki. — Możesz mi przynieść resztę później.
Chłopak rzeczywiście był porządny, choć jego twarz zdradzała przewidywalny konflikt wewnętrzny. Odmówił przyjęcia banknotu i podał staruszce gazetę.
— Jak pani przeczyta, to proszę ją złożyć i zostawić na tej stercie przy drzwiach stacji.
Był siódmy kwietnia 1948 roku. Brytyjski samolot zderzył się z rosyjskim nad Berlinem, który najwyraźniej został podzielony pomiędzy zwycięskie kraje. Arabowie zaatakowali trzy żydowskie obszary w Palestynie. Izba reprezentantów zatwierdziła utworzenie Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych i udzieliła krajom latynoamerykańskim miliarda dolarów pożyczki na walkę z komunizmem. Producent samolotów Glenn L. Martin przewidywał, że za kilka miesięcy Ameryka będzie miała broń biologiczną, pociski kierowane i „chmurę radioaktywną”, znacznie bardziej śmiercionośną niż bomba atomowa.
A zatem wojna wcale się nie skończyła. Po prostu wkroczyła w nową fazę. Ale uzurpator postanowił trzymać się od niej z dala.
Najprostszym planem byłby powrót do college’u. W kwietniu można było jeszcze składać papiery, ale pozostawał problem świadectw szkolnych i referencji, słowem — problem stworzenia sobie nowej tożsamości z możliwą do zweryfikowania przeszłością.
Gdy tylko problem został zdefiniowany, rozwiązanie nasunęło się samo.
Na stacji zebrały się cztery osoby, ale nie zwracały uwagi na starą wieśniaczkę. Nadjechał pociąg zmierzający na północ. Uzurpator starannie złożył gazetę i umieścił ją na szczycie sterty, pod zostawionymi przez kupujących pięciocentówkami.
Potem staruszka zapytała czwórkę pasażerów, czy to pociąg do San Francisco. Gdy potwierdzili, wsiadła.
Konduktor z obrażoną miną, ale bez komentarza wydal jej z dwudziestki. W pociągu uzurpator kontynuował lekturę almanachu, gromadząc informacje o tym, jak świat się zmienił w ciągu tych sześciu lat, gdy on pływał sobie w oceanie.
Wojna, rzecz jasna, przeobraziła mapę świata, obracając w ruinę całe miasta, a nawet kraje. Stany Zjednoczone pozostały nietknięte i wyglądało na to, że obecnie stoją na czele koalicji „wolnych” państw w zmaganiach z komunistami. Bomby atomowe, naddźwiękowe odrzutowce, pociski kierowane, mózgi elektronowe, tranzystor i latynoskie garnitury. Al Capone nie żył, za to Joe Louis nadal był mistrzem, co szczerze ucieszyło jego imiennika.
Na dworcu w San Francisco uzurpator kupił czasopismo dla kobiet, po czym spędził jakieś dziesięć minut w damskiej toalecie, by wyjść stamtąd jako mniej więcej dwudziestoletnia dziewczyna wyglądająca na studentkę: miała dwukolorowe mokasyny, skarpetki do kostek, kraciastą spódniczkę (ta wymagała trochę wysiłku) i białą bluzkę. Zasymilował chromowany pojemnik na papier toaletowy, przetwarzając go na sztuczną biżuterię.
Читать дальше