— To zabieg poważniejszy od kosmetyki — stwierdziłem.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Ten impostor zachowywał się jak Rodriguez. Wiedział o rzeczach, o których wiedział naprawdę tylko Rodriguez. Przekonałem się o tym — często w ostatnich dniach z nim rozmawiałem.
Wspomniałem teraz te rozmowy — Rodriguez unikał pewnych tematów, jednak nie w takim stopniu, by wzbudzić natychmiastowe podejrzenia. Zwłaszcza że o wielu sprawach rozmawiał bardzo chętnie.
— Tak więc wykorzystali również jego wspomnienia.
— Myślisz, że przetrałowali Rodrigueza? Southey skinął głową.
— Musieli to zrobić eksperci, gdyż nie ma oznak, że to samo trałowanie go zabiło. Ale znowu byli to Ultrasi.
— I sądzisz, że mają środki, by zaimplantować wspomnienia swemu zabójcy?
— Słyszałem o takich rzeczach. Drobne maszyny roją się w mózgu obiektu i układają nowe połączenia nerwowe. Nazywają to nadrukiem ejdetycznym. Koalicja Północna próbowała to robić dla celów szkoleniowych, ale nie osiągnęli zadowalających rezultatów. Jednak jeśli wmieszali się Ultrasi…
— Wtedy stałoby się to dziecięcą zabawą. Jednak ten człowiek miał nie tylko dostęp do pamięci Rodrigueza — cała sprawa sięgała głębiej. W wyniku tego procesu on prawie stał się Rodriguezem.
— Może właśnie dlatego był tak przekonujący. Chociaż nowe struktury pamięciowe byłyby dość kruche — osobowość zabójcy wcześniej czy później zaczęłaby się wynurzać. Ale do tego czasu Rodriguez zdobyłby już wasze zaufanie.
Southey miał rację: dopiero w ostatnim dniu Rodriguez starał się bardziej niż zwykle omijać pewne tematy. Czy to właśnie wtedy zakopany umysł zabójcy zaczynał przeświecać przez kamuflujące wspomnienia?
— Całkiem je zdobył — zauważyłem. — Gdyby Vicuna nas nie ostrzegł… — Opowiedziałem mu, co zdarzyło się przy drzewie.
— Przywieźcie tu ciała — poprosił Southey. — Chcę zobaczyć, jak przebrali swego człowieka. Czy była to kosmetyka, czy też może spróbowali również zmienić jego DNA.
— Sądzisz, że zadali sobie aż tyle trudu?
— Właśnie o to chodzi, Tanner. Jeśli poszli z tym do właściwych ludzi, to wcale nie był wielki trud.
— Według mojego rozeznania w tej chwili tylko jedna grupa Ultrasów przebywa na orbicie wokół planety.
— Tak. Jestem pewien, że ludzie Orcagny musieli być w to wplątani. Spotkałeś ich, prawda? Czy myślisz, że można im ufać?
— To są Ultrasi — oznajmiłem, jakby taka odpowiedź wystarczała. — Nie mogłem ich rozgryźć tak, jak innych osób, z którymi zwykłe kontaktuje się Cahuella. Z drugiej strony, nie oznacza to automatycznie, że nas zdradzili.
— Co by zyskali, wstrzymując się od zdrady?
Uświadomiłem sobie, że nigdy nie zastanawiałem się nad tym pytaniem. Popełniłem błąd — traktowałem Orcagnę jak każdego innego człowieka, z którym Cahuella kontaktował się w interesach — kogoś, kto nie chce wyrzekać się prowadzenia interesów z Cahuella również w przyszłości. A jeśli załoga Orcagny nie miała zamiaru wracać na Skraj Nieba przez dziesięciolecia, a nawet wieki? Mogli palić za sobą wszelkie mosty, bez żadnych konsekwencji.
— Orcagna mógł nie wiedzieć, że to właśnie my jesteśmy celem zabójcy — zauważyłem. — Ktoś związany z Reivichem po prostu przedstawił im człowieka, który musiał zmienić swój wygląd; drugiego człowieka, który chciał, by jego wspomnienia zostały przeniesione do tego pierwszego…
— I sądzisz, że Orcagna nawet nie zadał żadnego pytania?
— Nie wiem — odparłem. Nawet mnie samego moje argumenty nie przekonywały.
Southey westchnął. Wiedziałem, co myśli. Myślał to samo, co ja.
— Tanner, sądzę, że od tej chwili musimy wszystko rozgrywać bardzo ostrożnie.
— Przynajmniej jedna dobra rzecz wynikła z całej sprawy. Teraz, kiedy doktor nie żyje, Cahuella musi porzucić swą pogoń za wężem. Po prostu nie zdążył sobie tego jeszcze uświadomić.
Southey zmusił się do uśmieszku.
— Już wykopaliśmy połowę nowego szybu.
— Nie martwiłbym się o skończenie reszty przed naszym powrotem. — Przerwałem i znowu sprawdziłem mapę, mrugającą kropkę, czyli pochód Reivicha. — Rozbijemy jeszcze jeden obóz dzisiaj, około sześćdziesięciu kilometrów na północ od tego miejsca. Jutro będziemy już w drodze do domu.
— Dziś jest właśnie ta noc?
Rodriguez i doktor nie żyli, więc mieliśmy za mało ludzi na zorganizowanie zasadzki. Ale nadal ich wystarczało, by z niemal matematyczną pewnością osiągnąć zwycięstwo.
— Jutro rano. Reivich powinien wejść w naszą pułapkę dwie godziny przed południem, przy założeniu, że utrzyma tempo.
— Powodzenia, Tanner.
Kiwnąłem głową i przerwałem połączenie z Gadziarnią. Na zewnątrz znalazłem Cahuellę i powiadomiłem go, czego dowiedziałem się od Southeya. Cahuella trochę ochłonął od czasu naszej ostatniej rozmowy, a jego ludzie pracowali wokół, pakując resztę obozu. Przypinał od pasa do ramienia czarny skórzany bandolier z mnóstwem skórzanych kieszonek na naboje, sprzączki, ogniwa amunicyjne i inne rekwizyty.
— Takie gówno też potrafią robić? Transfer pamięci?
— Nie jestem pewien, na ile trwała jest taka rzecz, ale… tak… mogli przetrałować Rodrigueza, aby człowiek Reivicha dysponował wystarczającą wiedzą i nie wzbudzał naszych podejrzeń. To, że tak przekonująco zmienili postać tego człowieka, cię nie dziwi?
Jakoś nie miał ochoty natychmiast mi odpowiadać.
— Wiem, że oni umieją… zmieniać rzeczy, Tanner.
Były chwile, kiedy czułem, że znam Cahuellę lepiej niż wszyscy; że czasami byliśmy sobie bliscy jak bracia. Wiedziałem, że jest zdolny do okrucieństwa instynktownego, wymagającego wyobraźni — ja na to nie mógłbym się zdobyć. Ja musiałem wypracowywać w sobie okrucieństwo, jak ciężko harujący muzyk, któremu brakuje swobodnego, wirtuozowskiego talentu urodzonego geniusza. Ale mieliśmy podobny pogląd na sprawy, osądzaliśmy ludzi z tą samą podejrzliwością i obydwaj posiadaliśmy wrodzoną umiejętność posługiwania się bronią. A jednak zdarzały się chwile takie jak ta, w których wydawało się, że Cahuella i ja nigdy nie spotkaliśmy się wcześniej. Że istnieją niezliczone sekrety, którymi się ze mną nigdy nie podzieli. Wróciłem myślami do słów Gitty z poprzedniego wieczoru. Do jej sugestii, że to, co o nim wiem, to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Godzinę później byliśmy już w drodze z dwoma ciałami — Vicuną i dwudzielnym Rodriguezem — w chłodzonych trumnach, umieszczonych w ostatnim pojeździe. Trumny o twardych skorupach do tej pory grały role magazynów racji żywnościowych. Jak można było przewidzieć, wyprawa myśliwska straciła swój wakacyjny charakter. Dla mnie zresztą nigdy takiego charakteru nie miała, ale miała z pewnością dla Cahuelli i widziałem jego napięte mięśnie karku, gdy naprężał się, patrząc przed siebie, na szlak. Reivich był tuż przed nami.
Później, kiedy zatrzymaliśmy się, by naprawić turbinę, powiedział:
— Przepraszam, że cię obwiniałem, Tanner.
— Ja bym robił to samo.
— Nie o to przecież chodzi. Wierzę ci jak bratu. Wierzyłem i nadal wierzę. Kiedy zabiłeś Rodrigueza, wszystkich nas ocaliłeś.
Przez drogę przeleciało z łopotem coś zielonego i skórzastego.
— Wolę nie myśleć o tym impostorze jako o Rodriguezie. Rodriguez był dobrym człowiekiem.
— Oczywiście… to po prostu słowna stenografia. Czy ty… hmm… nie wydaje ci się, że może być ich więcej?
Читать дальше