Wydarzenie to spowodowało napiętą atmosferę oczekiwania. Na konferencji obecnych było około pięciuset dziennikarzy — tyle tylko mogła pomieścić sala. Reszta obserwowała spotkanie na zewnątrz na ekranach monitorów telewizji przemysłowej. Na podium dołączyli do mnie Reich, Fleishman i bracia Grau — w rzeczywistości ich celem było przebadanie, czy na sali nie ma jeszcze innych potencjalnych zamachowców, a ja głośno przeczytałem oświadczenie następującej treści:
„Dziś celem naszym jest ostateczne ostrzeżenie ludzkości o zagrożeniu większym niż te, w obliczu których kiedykolwiek dotąd stawała. Planeta nasza jest w chwili obecnej obiektem inwazji ogromnej liczby inteligentnych obcych, których celem jest zniszczenie naszego gatunku lub zniewolenie go.
Kilka miesięcy temu, kiedy kierowaliśmy pierwszymi badaniami na Czarnej Górze w Karatepe, profesor Reich i ja dostrzegliśmy, że towarzyszą nam niepokojące zjawiska. Byliśmy świadomi siły, która stawiała aktywny opór naszym wysiłkom zmierzającym do odkrycia tajemnicy tego, co znajduje się pod ziemią. W tym czasie zakładaliśmy, że moce te mogą mieć naturę pola sił wywołanego przez paranormalne zjawiska indukowane przez dawno zmarłych mieszkańców, a pozostawione zostały, by chronić ich groby. Obydwaj, ja i Reich, przez długi czas przekonani byliśmy co do tego, że wyjaśnia to, na przykład, trudności, na jakie natknęli się odkrywcy grobu Tutenchamona. Byliśmy przygotowani na ryzyko wywołania tej klątwy, jeśli taka była jej natura, i kontynuowaliśmy badania.
W ostatnich tygodniach przekonaliśmy się jednak, że stoimy w obliczu czegoś znacznie bardziej niebezpiecznego niż klątwa. Jesteśmy przekonani, że uruchomiliśmy siły panujące kiedyś na Ziemi, a obecnie chcące ową dominację przywrócić. Siły te są bardziej niebezpieczne, niż znane dotąd gatunkowi ludzkiemu, ponieważ są niewidzialne i mogą zaatakować bezpośrednio umysł ludzki. Potrafią doprowadzić do obłędu każdą osobę, którą zaatakują i doprowadzić ją do samobójstwa. Są również zdolne do zniewolenia pewnych ludzi i używania ich zgodnie ze swoimi celami.
Jednocześnie wierzymy, że ludzkość nie ma powodu do paniki: w porównaniu z nami jest ich niewiele i jesteśmy świadomi zagrożenia. Walka może być długa, ale, jak sądzę, mamy wszelkie podstawy do tego, by ją wygrać.
Spróbuję obecnie podsumować to, co udało nam się dowiedzie o pasożytach umysłu…”
Mówiłem przez jakieś pół godziny i opisałem pokrótce większość wydarzeń, wcześniej tu omówionych. Opowiedziałem historię zniszczenia naszych kolegów i to, w jaki sposób został zmuszony do zdrady Ribot. Następnie wyjaśniłem, jak to się dzieje, że jeśli ktoś uświadamia sobie obecność pasożytów, to jest w stanie je pokonać. Zadałem sobie wiele trudu, by uwydatnić fakt, że siły te nie są jeszcze aktywne, że są ślepe i instynktowne. Ważną rzeczą jest to, by uniknąć paniki. Większej części ludzkości pasożyty nie zagrażają i najlepiej byłoby, gdyby się całą sprawą nie przejmowali. Ostatnie piętnaście minut mojej godzinnej przemowy poświęciłem na podkreślanie napawających optymizmem aspektów tej sprawy. Dowodziłem, że zostaliśmy teraz ostrzeżeni, a zniszczenie pasożytów powinno być tylko kwestią czasu.
Spotkanie zakończyło się pytaniami. Niestety, większość z dziennikarzy starała się energicznie dotrzeć do najbliższego videotelefonu, tak że czas pytań był bardzo krótki. Dwie godziny później wiadomości te były na pierwszych stronach gazet.
Prawdę mówiąc, to cała sprawa zaczęła mnie nużyć. Nasza piątka była badaczami przygotowującymi się do odkrycia nowego i fascynującego świata, nie miała żadnej ochoty na marnowanie czasu dla jakichś dziennikarzy. Było to męczące. Uznaliśmy jednak, że jest to najlepszy sposób zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Sądziliśmy, że dla pasożytów najlepszym wyjściem będzie próba zdyskredytowania nas — gdy wszystko będzie toczyło się normalnie przez miesiąc albo przez rok, wówczas wszyscy uznają to za mistyfikację. Ogłaszając nasze oświadczenie właśnie teraz kupowaliśmy czas, a w każdym razie było to naszym zamiarem. Sporo czasu musiało upłynąć, nim zdaliśmy sobie sprawę, że pasożyty były w stanie „wpuścić nas w maliny”.
Nasz cel był oczywisty — nie chcieliśmy tracić czasu na pasożyty. Wyobraźmy sobie bibliofila, który otrzymał właśnie paczkę zawierającą długo poszukiwaną książkę; wyobraźmy sobie, że nim zdążył ją otworzyć, przyzywa go jakiś nudziarz i namawia na rozmowę… Pasożyty mogły być największym zagrożeniem, w obliczu którego stanęła kiedykolwiek ludzkość, ale dla nas były one po prostu śmiertelnie nudne.
Ludzie przyzwyczaili się do swych umysłowych ograniczeń, podobnie jak ludzie sprzed trzech wieków do ogromnych uciążliwości w trakcie podróży. Jak czułby się Mozart, gdyby po wyczerpującej, trwającej cały tydzień podróży, ktoś powiedział mu, że w dwudziestym pierwszym wieku tę podróż mógłby odbyć w kwadrans? Tak, byliśmy w sytuacji Mozarta, którego przeniesiono trzy wieki naprzód. Owe podróże umysłowe, które kiedyś były dla nas tak uciążliwe i bolesne, obecnie stały się tylko kwestią kilku minut. Nareszcie zrozumieliśmy, co miał na myśli Teilhard de Chardin, mówiąc, że człowiek znajduje się w przededniu nowej fazy swej ewolucji. My byliśmy już w tej nowej fazie ewolucji. Umysł był jak dziewicza ziemia, jak ziemia obiecana Izraelitów. A jedyne co należało zrobić, to zająć ją… i oczywiście wyrzucić jej aktualnych mieszkańców. Tak więc pomimo naszych obaw i problemów, przed jakimi staliśmy, w ciągu tych dni towarzyszył nam nastrój bliski wręcz ekstazie.
Jak sądziliśmy, mieliśmy przed sobą dwa główne zadania. Pierwsze — to znalezienie nowych „uczniów”, ludzi, którzy wspomogliby nas w tej walce. Drugie — to znalezienie sposobu przeprowadzenia ofensywy przeciw pasożytom. W tamtej chwili nie potrafiliśmy sięgnąć ku niższym regionom naszego umysłu, tam gdzie zamieszkiwały pasożyty. Moja nocna bitwa nauczyła mnie, że mogą wezwać moce, mające swe źródła bardzo głęboko. Czy można byłoby zbliżyć się do tego źródła, by przenieść bitwę do obozu przeciwnika?
Reakcjom prasy światowej poświęciłem niewiele miejsca. Jak można było się spodziewać, w większości były one sceptyczne i wrogie. Wiedeńska „World Free Press” napisała wprost, że naszą piątkę powinno się zamknąć w ścisłym areszcie, dopóki nie zostanie wyjaśniona kwestia samobójstw. Z drugiej strony londyński „Daily Express” sugerował, że powinniśmy objąć kierownictwo Ministerstwa Obrony Stanów Zjednoczonych i otrzymać do dyspozycji wszelkie, skuteczne w walce z pasożytami środki.
Jeden z artykułów zaniepokoił nas szczególnie. Ukazał się w „Berliner Tagblatt”, a napisany był przez Feliksa Hazarda. Nie ośmieszał całej sprawy, jak się spodziewaliśmy, ani nie bronił „wyznania” Ribota. Sprawiał wrażenie, jakby wierzył w to wszystko, co przekazaliśmy. Ale zadawał jednocześnie pytanie. Jeśli ów wróg ludzkości mógł „opanować” umysł ludzki, to jaką mamy gwarancję, że to my nie jesteśmy niewolnikami pasożytów? Przedstawiliśmy dowody na ich istnienie, ale nie dowodziło to jeszcze niczego. Takie dowody musieliśmy przedstawić. Po tym, co powiedział Ribot, jest wysoce prawdopodobne, że zajmie się nami policja kryminalna… Artykuł był utrzymany w niezbyt poważnym tonie. Hazard sugerował, by potraktować całą sprawę jako żart. Skutek, jaki mógł wywrzeć artykuł, mógł być dla nas niezbyt korzystny. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że Hazard jest agentem wroga.
Читать дальше