Larry Niven - Całkowe drzewa

Здесь есть возможность читать онлайн «Larry Niven - Całkowe drzewa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Całkowe drzewa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Całkowe drzewa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

System podwójnej gwiazdy T3 i LeVoy zasiedlają potomkowie ziemskich kolonistów. Żyją w warunkach zbliżonych do nieważkości na struktueach zwanych drzewami. Plemię obumierającego drzewa wysyła grupę zwiadowczą w poszukiwaniu miejsca na nową kolonię. W czasie długiej, pełnej niebezpieczeństw wędrówki członkowie ekspedycji wpadają w ręce łowców niewolników.

Całkowe drzewa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Całkowe drzewa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wiatr wcisnął Terma w oparcie fotela, potem ustąpił. W Kępie Quinna nie miało to żadnego znaczenia, ale Uczony wbił mu do głowy, że to nie żaden wiatr, tylko ciąg. Może działa podobnie, ale przyczyny i konsekwencje są całkowicie odmienne.

Okno dziobowe spoczywało teraz na pniu. Zerwał się wiatr, kłębki kurzu zawirowały w bocznych okienkach.

Lawri uruchomiła zielone przyciski i stukała w nie przez chwilę. W oknie dziobowym pojawiło się drugie, mniejsze, przez które zajrzał otoczony jaskrawym białym światłem skrawek nieba z tyłu. Widok z okna rufowego na środku okna dziobowego — bardzo denerwujące!

Klance podszedł, żeby przyjrzeć się lepiej. Skierował się do śluzy powietrznej, po drodze przytrzymując się foteli. Term ruszył za nim. Kilka kilogramów wiatru… nie, ciągu, porwało wibrujące ściany do przodu, dalej i dalej, aż chłopak z solidnym kipnięciem uderzył w rufę.

Klance zablokował się w zewnętrznych drzwiach, zaczepiony o framugę wszystkimi palcami rąk i nóg.

— Za chwilę sam zobaczysz, Jeffer. Nie wypadaj. Możesz nie dać rady wrócić. — Wysunął głowę na zewnątrz. — A niech to!

— Co się stało?

— Dżungla. Nie miałem pojęcia, że oni potrafią nią kierować. Ha! Zgotujemy im niespodziankę. Po prostu się od nich odsuniemy. — Klance obejrzał się przez ramię i wyszczerzył zęby. Zobaczył, jak Term nabiera rozpędu… za późno.

Stopa chłopca wystrzeliła, trafiając go powyżej biodra. Klance wrzasnął i wyleciał na zewnątrz. Długie palce dłoni i stopy nie puszczały jednak framugi. Term piętą uderzył najpierw w jedne, potem w drugie. Klance zniknął.

Term podszedł do zewnętrznych drzwi i wyjrzał. Napęd ryczał mu w uszach.

Drzewo było masywne, ale się poruszało. Klance powoli płynął z tyłu; miotał się, próbując dosięgnąć sieci na kadłubie monta. Zdawało się, że w szoku zapomniał o linie. Zobaczył wyglądającego drzwiami Terma i wrzeszczał coś do niego; trudno powiedzieć, przekleństwa czy prośby. Term odwrócił wzrok.

Drzewo wygięło się teraz lekko, niczym łuk Minyi. Mont pchał jego środek, a kępy pozostawały w tyle, choć niezbyt daleko. Zbyt silne pchnięcie mogło złamać pień w połowie. Ale mont był o wiele mniejszy od drzewa i prawdopodobnie pchał już pełną mocą.

Klance był już tylko miotającym się ciemnym cieniem na tle jasności tak oślepiającej, jakby spadł na nich Voy. Główny silnik monta rozpylał białobłękitny płomień, pchając pojazd, a wraz z nim masę drzewa. Klance leciał wprost w płomień.

Ordon był w pół drogi do windy, kiedy ich zauważył.

Dżungla przesłaniała połowę nieba. Wzdłuż niej poruszały się dziesiątki małych obiektów: widział już kiedyś takie kształty! Było to wówczas, gdy tratwa z kory uderzyła w dżunglę. Giganci na latających strąkach! Ale nie dogonią ich, jeśli mont dalej będzie popychał drzewo w przeciwną stronę. Musi wyłączyć główny silnik, i to natychmiast!

A zatem Term nie zamordował Klance’a na próżno!

Lawri! Wrócił do monta i skoczył w stronę dziobu. Lawri nie spodziewała się go. Zesztywniała nagle i uniosła się lekko na fotelu, z przerażeniem wpatrując się w obraz w tylnym oknie. W płomieniach miotała się czyjąś sylwetka, rozpływający się cień…

Okręciła się na pięcie. Spojrzała Termowi mu w oczy, a ten uderzył ją w szczękę.

Głowa Lawri poleciała do tyłu. Dziewczyna podskoczyła w krępujących ją pasach i zwisła bezwładnie. Term użył własnej liny, aby przywiązać ją do fotela. Teraz usiadł przy pulpicie sterowniczym i uważnie przyjrzał się kontrolkom.

Kolor żółty rządził systemami podtrzymania życia, w tym światłami wewnątrz i śluzą powietrzną. Zielony sterował czujnikami zewnętrznymi i wewnętrznymi monta. Niebieski dotyczył wszystkiego, co wiązało się z ruchem: silniki, dwie frakcje paliwa, zbiornik wody, przepływ paliwa. Biały odczytywał kasety.

Co robiła Lawri, żeby uruchomić napęd? W głowie miał pustkę. Uderzył w niebieski klawisz. Niedobrze: niebieskie obrazy znikły, ale ryk silników nie ucichł. Przywrócił obraz.

Przez boczne okno spostrzegł niebieskie plamki strojów Floty, poruszające się po korze. Niedobrze. Myśl. Niebieska gruba kreska otoczona niebieskimi cieńszymi kreseczkami… wzór przypominający układ silników na rufie. Uderzył palcem w niebieską krechę.

Ryk i dygotanie zamarły. Drzewo odskoczyło sprężyście — poczuł, jak jakaś siła pcha go do przodu.

A potem cisza.

Kendy był już przygotowany do wysłania zwykłego komunikatu, kiedy blask światła wodorowego zgasł nagle.

Dziwne. Zastanawiające. Zazwyczaj główny silnik MONT-a pracował przez wiele godzin. Inaczej silniki manewrowe zaczęłyby rzucać nim jak piłką na boisku w trakcie meczu. Kendy skupił uwagę na dryfującym punkcie w malstromie Dymnego Pierścienia — i czekał.

Tuzin ludzi z Floty przedzierał się w kierunku monta, używając na przemian lin i uchwytów, ostrożnie, aby nie znaleźć się w zasięgu napędu, gdyby został znów uruchomiony. Ordon pędził przodem, był już zaledwie o kilka metrów od okna. W oczach miał żądzę mordu.

Teraz szybko! Term uderzył w żółty przycisk. Wyświetlacz jest za bardzo zatłoczony, trzeba wyłączyć niebieski. Żółty pokazał: wewnętrzne światła włączone; średni zewnętrzny wiatr włączony; temperatura pokazana była jako pionowa linia z cyferkami i kreską pośrodku. A tu skomplikowany rysunek kabiny monta widziany z góry. Term stuknął lekko w dwie linie, które zapewne oznaczały drzwi. Za jego plecami śluza powietrzna zasunęła się z lekkim szelestem.

Lawri drgnęła.

Usłyszał stłumione łomotanie do drzwi.

Zaczął zabawiać się zielonymi symbolami, wywołując różne obrazy z kamer monta. Miał tak niewiele czasu, aby nauczyć się latać tym gwiezdnym reliktem. Czuł na sobie wzrok dziewczyny, ale nie obejrzał się za siebie.

Łomotanie ucichło, po czym rozległo się znowu w innym miejscu. Ordon zajrzał przez boczne okno i warknął. Pewnie wisiał na sieciach, waląc w szyby.

Term podszedł do okna i powiedział jedno słowo. Ordon zareagował zdumieniem, choć przecież nie mógł go usłyszeć. Term powtórzył, przesadnie modelując wargi, słowo, które usprawiedliwiało zamordowanie dobroczyńcy Klance’a, napaść na Lawri, zdradę przyjaciela Ordona, pozostawienie Drzewa Londyn na pastwę atakujących.

— Wojna, Ordonie! Wojna!

ROZDZIAŁ XVIII

Wojna na Drzewie Londyn

Clave pozostawał w tyle. Cartherowie uznali go za nowicjusza, którym zresztą był; nie wiedział, jak wybierać spośród tych dziwnych strzałostrąków. Pozwolili mu wziąć najwolniejszy. Wyminął pień i dopiero zdołał zakręcić. Będzie jednym z ostatniego tuzina lądujących.

Wzdłuż pnia Drzewa Londyn biegły liny, ciągnąc drewniane skrzynie, które z obu końców kierowały się ku centralnemu punktowi drzewa. Clave zobaczył, jak obie skrzynie otwierają się niemal jednocześnie i wyskakują z nich mężczyźni w błękicie — po ośmiu z każdej skrzyni. Łowcy manusów wydawali się wiedzieć, co robić. Szybko się ustawili i używając małych strąków skierowali się ku środkowemu punktowi drzewa po wschodniej stronie.

Lecieli w kierunku pojazdu. Dwudziestu paru łowców manusów już go otoczyło. Ogień w ogonie pojazdu zgasł, cokolwiek to znaczyło.

Cartherowie na strąkach wyminęli pień, a teraz zawracali, wyłaniając się po zachodniej stronie pnia. Byli zbyt mocno rozproszeni. Z długich nożnych łuków łowców manusów wystrzeliły pierzaste strzały. Cartherowie odpowiedzieli gradem strzał z kusz. Mieli przewagę nad wrogiem, co najmniej dwa do jednego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Całkowe drzewa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Całkowe drzewa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Całkowe drzewa»

Обсуждение, отзывы о книге «Całkowe drzewa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x