Larry Niven - Całkowe drzewa

Здесь есть возможность читать онлайн «Larry Niven - Całkowe drzewa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Całkowe drzewa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Całkowe drzewa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

System podwójnej gwiazdy T3 i LeVoy zasiedlają potomkowie ziemskich kolonistów. Żyją w warunkach zbliżonych do nieważkości na struktueach zwanych drzewami. Plemię obumierającego drzewa wysyła grupę zwiadowczą w poszukiwaniu miejsca na nową kolonię. W czasie długiej, pełnej niebezpieczeństw wędrówki członkowie ekspedycji wpadają w ręce łowców niewolników.

Całkowe drzewa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Całkowe drzewa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Miałeś może okazję porozmawiać z Minyą? Albo z Jinny?

— Nawet o tym nie myśl. Wściekliby się, gdybyśmy spróbowali porozmawiać z kobietami.

Dobrze byłoby stać się opiekunem dziupli… ale widzieć Minyę i nie móc z nią porozmawiać? Na razie może uda się namówić Alfina, żeby podjął ryzyko. Gavving otrząsnął się z tych myśli.

— Dowiedziałem się dzisiaj czegoś. Drzewo naprawdę się porusza. Ciągnie je mont, to latające pudło. Zasiedlili też inne drzewa.

— A co nam to daje?

— Jeszcze nie wiem.

Alfin odszedł od hamaka.

Gavving nie był zbyt cierpliwy. Na początku myślał wyłącznie o ucieczce. Przez całą noc do szaleństwa dręczył się myślami o Minyi. A potem już tylko spał, pracował, czekał, uczył się.

Strażnicy nie odpowiadali na pytania. Czego więc się dowiedział, czego się nauczył? Kobiety pielęgnowały dziuplę i gotowały, ciężarne mieszkały gdzie indziej. Mężczyźni utrzymywali maszyny i obrabiali drewno w górnej części kępy. Manusy rozmawiały czasem o ratunku, ale nigdy o buncie.

Teraz zresztą i tak się nie zbuntują. Do Świąt zostało osiem snów. Potem, kto wie? Ale czy Flota nie zna tego z własnego doświadczenia? Będą gotowi. Nawet strażnicy nigdy nie rozstawali się ze swoimi półmetrowej długości pałkami z twardego drewna. Koń mówił, że strażniczki kobiet też je mają. W czasie powstania Flota może je dostać zamiast mieczy… albo i nie.

Co jeszcze? Praca na bicyklu była męcząca. Uszkodzenie bicykli albo czegokolwiek wykonanego z gwiezdnych materiałów dotknie Drzewo Londyn, ale nie zanadto. Windy można sabotować, ale Flota może uruchomić monta i w ten sposób zdławić rebelię.

Mont był wszystkim. Mieszkał na środkowej części drzewa, tam, gdzie Uczony miał swoje laboratorium. Czy Term tam jest? Czy coś planuje? Wydawał się zdecydowany na ucieczkę jeszcze przed dotarciem do Drzewa.

Czy to wszystko w ogóle ma jakieś znaczenie? Gdybyśmy byli razem! Moglibyśmy coś zaplanować…

Gavving pojął, że całą resztę życia może spędzić, napędzając windę lub pompując wodę w górę pnia. Od dnia pojmania nie miał ataku alergii. To życie nie było aż takie złe, czuł się niebezpiecznie gotów, aby się do niego przyzwyczaić. Za osiem snów będzie się mógł zobaczyć ze swoją żoną.

Stany Carthera rozpalały ogniska na połowie obwodu największego kwiatu we wszechświecie.

Clave kocem wachlował węgle. Ramiona miał wbite po łokcie w listowie, palce stóp zaciśnięte wokół koca. Falującymi ruchami nóg i torsu poruszał tkaniną, ale nie przemęczał się — tyle tylko, aby węgle pozostawały czerwone.

Osiemdziesiąt metrów dalej ogromny srebrny płatek powoli zmieniał pozycję, żeby pochwycić promienie słońca, padające pod coraz ostrzejszym kątem.

Ogień umierał bez wiatru, dusił go jego własny dym. Niestety, wiatr był w dżungli rzadkością. Dzień był jasny i spokojny, a Clave miał okazję poćwiczyć nogi.

Na kości udowej, w miejscu złamania, miał zgrubienie wielkości dziecięcej pięści. Palcami wyczuwał twardy węzeł pod warstwą mięśni; czuł go też całym ciałem, kiedy się poruszał. Merril zapewniała, że z zewnątrz nic nie widać. Czyżby kłamała, żeby go oszczędzić? Nie chciał pytać nikogo innego.

Był zniekształcony, ale kość wracała do zdrowia, ból zmniejszał się z każdym dniem. Blizna była długa, czerwona i robiła wrażenie.

Ćwiczył, czekając na wojnę.

Dziesiątki dni przeleżał w półśnie przeplatanym bólem. Widział pajęcze, niemożliwie wysokie sylwetki podobne do ludzkich, wirujące wokół niego pod wszystkimi możliwymi kątami, zielone kształty znikające jak duchy w ciemnej zieleni tła, ciche głosy, wtapiające się w odwieczny szept liści. Wydawało mu się, że ciągle śni.

Ale Merril była realna. Poczciwa, beznoga Merril była całkiem znajoma, całkiem rzeczywista i wściekła jak diabli. Łowcy manusów zabrali wszystkich.

— Wszystkich, oprócz nas. Zostawili nas. Ciężko tego pożałują!

Nie zwracał szczególnej uwagi na ból zrastającej się kości i jeszcze ostrzejszy ból porażki. Łowca, który zgubił swoją grupę. Przywódca, który stracił własne plemię. Plemię Quinna umarło. Powtarzał sobie, że po ciężkim zranieniu często przychodzi depresja. Pozostał tam, gdzie był, w przepastnej zieleni dżungli, w ciemności, żeby puch nie zainfekował rany — i spał. Spał i spał. Nie miał ochoty na nic więcej.

Merril próbowała z nim rozmawiać. Tłumaczyła, że sprawy nie miały się aż tak źle. Term wywarł na Cartherach dobre wrażenie. Merril i Clave zostali przyjęci do plemienia — choć tylko jako manusy.

Pewnego dnia obudził się i zobaczył jej rozradowaną twarz.

— Pozwolą mi walczyć — zawołała i Clave dowiedział się, że Cartherowie planują atak na Drzewo Londyn.

W ciągu następnych dni zapoznał się z ludźmi z dżungli. Było ich około dwustu — połowa to manusy. Tu jednak nie miało to wielkiego znaczenia. Tutejszym manusom nie brakowało niczego, z wyjątkiem głosu w radzie.

Widział dzieci, ciężarne kobiety i sytych ludzi. Mieszkańcy dżungli byli zdrowi i szczęśliwi… i lepiej uzbrojeni niż Plemię Quinna.

W czasie jednego z zebrań poddano go przesłuchaniu. Rynek Stanów Carthera stanowił tylko rozszerzenie tunelu, szerokości może dwunastu metrów i długości około dwudziestu pięciu. Ku jego zdumieniu, wszyscy się pomieścili. Mężczyźni, kobiety, dzieci, manusy i obywatele, przyklejeni do cylindrycznych ścian, pokryli je wewnętrzną warstwą, składająca się wyłącznie z głów. Komunikator albo Szarmanka przemawiali z jednego końca korytarza.

— Jak w ogóle dotrzecie do Drzewa Londyn? — zapytał kiedyś Clave, ale tylko raz. Dowiedział się, że to poufna informacja i szpiedzy nie będą tolerowani. Mógł jednak obserwować przygotowania. Miał prawie pewność, że ogniska stanowiły ich część.

Rozdmuchiwał ogień już prawie pół dnia. Noga go nie bolała, ale wkrótce będzie musiał zmienić pozycję.

Szarmanka Kara podpłynęła do niego i zaczepiła w listowiu swój hak. Zatrzymała się tuż obok.

— Jak ci idzie? — zapytała.

— Ty mi powiedz. Czy ogień jest taki jak trzeba?

Spojrzała.

— Tak trzymaj. Za kilkaset oddechów możesz podłożyć jeszcze jedną gałąź. Jak tam noga?

— W porządku. Możemy porozmawiać?

— Muszę sprawdzić inne ognie.

Stanowisko Szarmanki było odpowiednikiem Uczonego w Stanach Carthera. Może kiedyś stanowisko to oznaczało również Przywódcę, ale teraz dawało zdecydowanie więcej kompetencji niż przywództwo polityczne, w przeciwieństwie do Komunikatora, który spędzał czas głównie na zbieraniu informacji, kto i czego chce. Warto było pokusić się o zwrócenie jej uwagi.

— Szarmanko — zagadnął Clave. — Jestem mieszkańcem drzewa. Skoro będziemy atakować drzewo, to czy nie powinnaś skorzystać z mojej wiedzy?

Rozważała to przez chwilę.

— Co możesz mi powiedzieć?

— Wiatr. Nie jesteś przyzwyczajona do wiatru. Ja — tak, podobnie jak łowcy manusów. Jeśli…

— … postawię cię na czele własnych wojowników? — uśmiechnęła się krzywo.

— Nie o to chodzi. Zaatakujcie środek drzewa. Niech oni przyjdą do was. Widziałem, jak walczą w swobodnym spadku i wiem, że jesteście lepsi.

— Myśleliśmy o tym… — Zobaczyła, że się skrzywił. — Nie, nie obrażaj się. Chętnie się zgadzam. Obserwowaliśmy Drzewo Londyn od dziesięcioleci, dwaj nasi nawet kiedyś tam uciekli. Wiemy, że manusy mieszkają w wewnętrznej kępie, ale środek transportu trzymają pośrodku drzewa. Czy powinniśmy zacząć od niego?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Całkowe drzewa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Całkowe drzewa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Całkowe drzewa»

Обсуждение, отзывы о книге «Całkowe drzewa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x