Larry Niven - Całkowe drzewa

Здесь есть возможность читать онлайн «Larry Niven - Całkowe drzewa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Całkowe drzewa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Całkowe drzewa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

System podwójnej gwiazdy T3 i LeVoy zasiedlają potomkowie ziemskich kolonistów. Żyją w warunkach zbliżonych do nieważkości na struktueach zwanych drzewami. Plemię obumierającego drzewa wysyła grupę zwiadowczą w poszukiwaniu miejsca na nową kolonię. W czasie długiej, pełnej niebezpieczeństw wędrówki członkowie ekspedycji wpadają w ręce łowców niewolników.

Całkowe drzewa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Całkowe drzewa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dziwna była to praca dla Uczonego Kępy Quinna, podobnie jak dla Asystenta Uczonego Drzewa Londyn. Czy Klance nie wspominał, że tu będzie mu lepiej niż w normalnej grupie manusów? Zaczął się zastanawiać, co teraz robi Gavving. Pewnie martwi się o swoją nową, obcą żonę… i ma rację.

Lawri zaniosła tryskający wodą wąż do monta. Term nie widział, co dzieje się wewnątrz pojazdu. Pedałował.

W obecności Klance’a wydawało się, że jest równy Lawri. Za plecami Uczonego dziewczyna traktowała go jak szpiega albo jak manusa, albo jak jedno i drugie. Był czysty, najedzony, odziany. O pozostałych członkach Plemienia Quinna nie słyszał nawet plotek. Wraz z Lawri i Uczonym badali kasety, poszukując dawnej wiedzy. To było dość fascynujące zajęcie. Na razie jednak nie dowiedział się niczego, co mogłoby uratować Plemię Quinna.

Nadeszła noc. Voy i słońce skryły się za kępą. W przedziwnym, słabym świetle z kępy wypływały dwa strumienie błękitnego blasku. Jeśli patrzyło się wprost na nie, znikały. Term mógł je pochwycić wzrokiem, tylko kiedy spoglądał obok. Niemal wyobrażał sobie ludzkie istoty wylewające się jak dym z gurdy. Po prawej burcie Błękitny Duch, po lewej — Dziecko Ducha.

Uczony (ten Uczony) powiedział mu, że są to wyładowania energii pochodzącej z biegunów samego Voy. Uczony widywał je, kiedy był dzieckiem, ale Termowi nigdy nie udało się ich zobaczyć, nawet z punktu centralnego Drzewa Daltona-Quinna.

Zalewał go pot. Widział, jak winda wspina się po drzewie do swojej klatki. Wyszedł z niej mężczyzna z Floty i dwa manusy. Żaden z nich nie był gigantem z dżungli. Nie widział jeszcze manusa pierwszej generacji w Cytadeli, jeśli nie liczyć jego samego. Trójka weszła do kompleksu laboratoryjnego Uczonego i opuściła go szybko, niosąc naczynia po południowym posiłku.

— Zbiornik jest pełny — zawołała Lawri z monta.

Term ruszył z zapałem, którego nie czuł. Odpiął pas, wyrwał wąż ze stawu, W korze wokół Cytadeli zamontowano barierki z lin i drewniane pierścienie. Używał ich, wracając do monta.

— Mogę pomóc? — zawołał.

— Zwiń tylko wąż — poleciła Lawri.

W ciągu całej tej operacji nie pozwoliła mu wejść do monta. Wąż musiał sięgać do jakiegoś zbiornika wewnątrz pojazdu. Napełniali go ciągle; za parę dni będą to robić znowu.

Term zwinął wąż i ruszył w kierunku pudła. Z wnętrza dochodziły przekleństwa.

— Nie mogę poruszyć tego cholernego kołnierza — zawołała Lawri.

Term podszedł do wejścia.

— Pokaż — zawołał. Czyżby miało pójść tak łatwo?

Pokazała. Wąż był podłączony za pośrednictwem kołnierza do przedmiotu na tylnej ścianie.

— Trzeba go obrócić. W tę stronę — pokazała kierunek.

Term rozstawił szeroko stopy, uchwycił metalowy pierścień i pchnął z całej siły. Kołnierz drgnął. Jeszcze raz. I jeszcze raz, do chwili, aż luźno obracał mu się w rękach. Wąż wyskoczył z otworu, rozbryzgując kilka kropel wody. Lawri skinęła głową i odwróciła się.

— Asystencie Uczonego, gdzie płynie ta woda?

— Jest rozkładana na części — wyjaśniła. — Powłoka monta zbiera energię światła słonecznego i pompuje ją do wody. Woda rozkłada się. Tlen idzie do jednego zbiornika, a wodór do drugiego. Kiedy spotkają się w silnikach, energia wraca i uzyskujesz płomień.

Usiłował wyobrazić sobie rozkładającą się wodę, gdy Lawri spytała:

— Dlaczego chcesz wiedzieć?

— Byłem Uczonym. A dlaczego mi wyjaśniłaś?

Przesunęła się między fotelami i usiadła za pulpitem. Term przywiązał zwinięty wąż do haków w przestrzeni ładunkowej.

Zbiornik musi znajdować się za ścianą. Mont prawie nie miał już paliwa… które powinno być w dwóch częściach. Teraz pewnie jest dość paliwa. Sztuczny staw skurczył się w widoczny sposób.

Gdy znalazł się za jej plecami, Lawri uderzyła właśnie w błękitny przycisk. Obraz, który oglądała, zniknął, zanim Term zdążył go obejrzeć. Zapomniał już, o co właściwie pytał, kiedy Lawri obejrzała się na niego, mówiąc:

— Uczony właśnie tak mnie sprawdza. Odkąd miałam dziesięć lat. Jeśli nie potrafię odpowiedzieć, dostaję jakąś brudną robotę. Ale nie lubię, kiedy ktoś za mnie dotyka przycisków, Jeffer. Ta informacja jest poufna!

— Asystencie Uczonego, kto cię nazywa Lawri?

— Nie ty, manusie.

— Wiem o tym.

— Uczony. Moi rodzice.

— Nie wiem, jakie tu panują obyczaje w związku z małżeństwami.

— Manusy nie zawierają małżeństw.

— Ty nie jesteś manusem. Czy mąż będzie cię nazywał Lawri?

Śluza powietrzna zadudniła i Lawri odetchnęła z pewną ulgą.

— Klance?

— Tak. Włącz jeszcze raz ten obraz, dobrze, Lawri?

Spojrzała najpierw na Terma, potem na Klance’a.

— Zrób to — powtórzył Uczony. Lawri usłuchała. I tak postawiła na swoim. Pokaże sekrety wiedzy manusowi, ale tylko na żądanie i pod przymusem. Znowu gra dominacji. Gdyby naprawdę jej na tym zależało, sama wyjęłaby wąż.

Błękitne światełka i cyfry opisywały poruszanie się monta, zielone zarządzały czujnikami i przyrządami pojazdu, żółte poruszały drzwi, a białe czytały kasety… i tak dalej. Term był pewien, że robią znacznie więcej niż ogarnia jego wiedza. Czerwone? Nigdy nie widział czerwonych.

Za każdym razem, kiedy oglądał ten obraz, niektóre liczby stawały się większe. Teraz napisy głosiły — O2: l.664,H2:3.181,Klance z aprobatą skinął głową.

— Możemy ruszać w każdej chwili. Sądzę jednak, że powinniśmy napełnić cały zbiornik. Jeffer, chodź tu. — Wyłączył niebieski obraz i włączył żółty. — Ta liczba pokazuje, czy nie zbliża się burza, jeśli ją obserwujesz.

— Co to jest?

— Zewnętrzne ciśnienie powietrza.

— Czy nadciągającej burzy nie można po prostu zobaczyć?

— Nadciągającą, tak. Tworzącą się, nie. Jeśli ciśnienie idzie w górę lub w dół bardzo szybko przez dzień lub dwa, to znaczy, że tworzy się burza. Pozwala to wywrzeć wrażenie na obywatelach. Oczywiście, to poufne.

— Gdzie drzewo leci z tego miejsca? — zapytał Term.

— Poza zasięg deszczu. Potem do Drzewa Brighton, bo dawno nas tam już nie widzieli. Term, masz teraz dobrą okazję, żeby sobie obejrzeć wszystkie młode kolonie i wybrać jedną.

— A po co, Klance?

— Dla swoich dzieci, oczywiście.

Term roześmiał się.

— Klance, jak mam mieć dzieci, jeśli spędzę całe życie w Cytadeli?

— Nie wiesz, co to są Święta?

— Nigdy o nich nie słyszałem.

— No więc pod koniec każdego roku, kiedy Voy przesłania słońce, wszystkie manusy zbierają się koło dziupli. Święta trwają przez sześć dni, a manusy parzą się wtedy, plotkują i grają. Nawet dowozi się im jedzenie z zewnętrznej kępy. Święta rozpoczynają się za trzydzieści pięć dni.

— Nie ma wyjątków? Nawet dla Asystenta Uczonego?

— Nie martw się, pójdziesz — zachichotał Klance.

Lawri odwróciła się, pokazując im plecy. Bogactwo złotych włosów unosiło się nad jej karkiem. Jak wyglądałyby dzieci Lawri? Uczony chyba nie jest jej kochankiem. Term wiedział, że sprowadzał sobie manuski z wewnętrznej kępy. Jeśli Lawri nigdy nie opuszcza Cytadeli… to jak znajdzie sobie mężczyznę?

A może ja? — przyszło mu do głowy.

Manus może mieć dzieci, ale Lawri nie. Na to nic nie można poradzić. Nie miał odwagi myśleć o niej inaczej niż jak o przeciwniczce.

Ocknęła się, czując przy sobie inne ciało. Ostatnio zdarzało się to dość często. Minya poruszyła się ostrożnie, powstrzymując się przed otoczeniem ramionami śpiącego obok niej obywatela. Mogłaby go urazić.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Całkowe drzewa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Całkowe drzewa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Całkowe drzewa»

Обсуждение, отзывы о книге «Całkowe drzewa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x