Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy
Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatni z Atlantydy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Kiedy synteza ludzi zostanie opisana w podręcznikach szkolnych?
— Tak. Wcześniej czy później tak się musi stać.
— Dobrze. Niech pan opowiada dalej.
— Po ślubie ojciec zupełnie odsunął się od pracy naukowej. Przeszedł do instytutu genetyki i cytologii. Oświadczył wówczas, że żadna złota księga nie jest nikomu potrzebna i że o nieśmiertelność człowieka trzeba walczyć inaczej. Wiesz, w jaki sposób. Twój ojciec był członkiem wszystkich istniejących na świecie komitetów do walki z bronią termojądrową. Nie sądzę, aby to było najmądrzejsze wyjście…
Podszedłem do Horscha.
— Niech pan mnie uważnie wysłucha. Zabraniam panu wyrażać się w ten sposób o moim ojcu. Ostatecznie jest pan tylko jego uczniem. I nie ma pan prawa oceniać, co jest mądre, a co nie. Mam wrażenie, że postąpił słusznie, rezygnując z pańskiego idiotycznego pomysłu. Ale właściwie po co pan do mnie przyszedł?
Popatrzył na mnie błagalnie.
— Alb, tylko niech pan się nie denerwuje… Niech mi pan da słowo, że będzie się pan zachowywał przyzwoicie.
— O co panu chodzi?
— O dwie rzeczy… Niech pan spróbuje odnaleźć choćby strzępy tego zeszytu, który mi pan zabrał, a następnie… jedną kroplę pańskiej krwi do analizy.
Podałem mu prawą rękę i ze wstrętem patrzyłem, jak jego drżące dłonie w pośpiechu przeszukiwały kieszenie, jak wyciągnął wreszcie tampon, ampułkę z eterem i przyrząd. Lekkie ukłucie, na palcu pokazała się czerwona kropelka.
Horsch przystawił do niej kapilarek i zaczął szybko wciągać krew do zbiorniczka.
— Po co to panu?
— Teraz będę wreszcie wiedział, dlaczego pan żyje dłużej od swej matki. Coś zaszło w strukturze DNA decydującego o długowieczności…
A teraz proszę o zeszyt.
Zadzwoniłem. Do gabinetu weszła służąca.
— Czy pani nie wie przypadkiem, co zrobiłem z zeszytem i fotografiami, które przywiozłem z Cable?
Przytaknęła i wyszła. Znowu zostałem sam na sam z Horschem.
Dręczyło mnie straszne pytanie, ale bałem się je zadać. Istniała bowiem jeszcze jedna tajemnica, którą należało zgłębić, ale im bardziej zastanawiałem się nad jej istotą, tym bardziej bałem się o to zapytać.
Horsch domyślał się chyba, co mnie męczy, i też milczał…
Po chwili wróciła służąca i przyniosła teczkę, pełną strzępów papieru.
— Proszę, panie Albercie, oto wszystko, co zostało…
Horsch wyrwał jej pudełko z rąk i spiesznie rozprostowywał pomięte i porwane papiery, zapełnione rzędami cyfr.
— Jest. To i owo jeszcze jest… Najważniejsze ocalało, a resztę można będzie odtworzyć. O, to, to, to jest najważniejsze. Długowieczność…
Teraz spróbujemy inaczej…
W miarę jak zagłębiał się w lekturze tych strzępków papieru, jego twarz nabierała tego samego wyrazu, jaki miał wówczas, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy… Oderwał wreszcie oczy od papierów i spojrzał szczęśliwym wzrokiem na mnie.
— A czy pan przejrzał fotografie? To doprawdy zadziwiający przykład historii człowieka. Od komórki aż do śmierci.
Milczałem. Przed oczyma migotały mi zielone i fioletowe koła.
Przesłaniały mi twarz Horscha.
— Czy pan zauważył, jak bardzo Meadgea jest podobna do Solveigii?
— ciągnął dalej Horsch.
Wtedy nie wytrzymałem i spytałem go:
— Czy Meadgea jest moją siostrą?
— Ależ skądże, skądże. Oczywiście, że nie. To szósty wariant Solveigii.
Niestety, u niej z długowiecznością było jeszcze gorzej. Biedactwo — właśnie niedawno zmarła. Ale to nic. Odtworzę ją, zwłaszcza po przeprowadzeniu analizy pańskiej krwi…
Dalej już niewiele pamiętam. Słyszałem jedynie, jak ktoś histerycznie krzyczał. Pamiętam jeszcze, że mnie bito. Czułem, jak płaczę. Następnie związano mnie. Potem znowu bito, zakładając kaftan bezpieczeństwa. I wreszcie — cela więzienna…
— Karę śmierci mogą panu zamienić na dożywotnie więzienie, jeżeli przedstawi pan należycie umotywowane pobudki, jakie panem kierowały — mówił do mnie spokojnie jakiś człowiek, prawdopodobnie stary adwokat mojego ojca.
— Karę śmierci? Długowieczność? Czyżby Horsch zdążył przeprowadzić analizę mojej krwi? — pytałem jak po przebudzeniu z głębokiego snu.
— Albert, niech pan się skupi, niech pan się dobrze zastanowi. Jutro jest rozprawa.
— Proszę mi powiedzieć, czy istnieje prawo, w myśl którego karze się za tworzenie ludzi z góry skazanych na śmierć?
— O czym pan mówi, panie Albercie?
— W pańskim DNA została zapisana data pana śmierci…
— Na litość boską, niech pan nie udaje, że jest pan wariatem. Lekarze ustalili, że działał pan pod wpływem uniesienia. I nic więcej. Poza tym jest pan absolutnie zdrów.
— Normalny. Zdrowy. Jak to dziwnie teraz brzmi. Jakby pan znał mój wzór. Nikt go nie zna. I nikt go nigdy nie pozna. Nie zostanie on wpisany do złotej księgi nieśmiertelności, dlatego że jestem niedostatecznie żywotny.
Jutro zostanę skazany za morderstwo.
Przełożył J. Herlinger
S. Gansowski
KROKI W NIEZNANE
ROZMOWA NA PLAŻY
— Nieraz mi się zdaje, że wszystko to było jedynie snem — powiedział inżynier trąc w zamyśleniu czoło. — Chociaż jednocześnie wiem z całą pewnością, że wtedy nie spałem… Ale co tu gadać! Już rozpoczęto badania naukowe, powołano całą grupę specjalistów. Mimo to jednak…
Uśmiechnął się, a ja zacząłem mu się bacznie przypatrywać.
— Problem polega na tym, że zazwyczaj uważamy rytm, w jakim przebiegają nasze procesy życiowe, za jedyny możliwy. W istocie sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Wie pan, co mam na myśli?
W odpowiedzi wybąkałem coś o teorii względności. Bogiem a prawdą, niewiele o niej wiedziałem… Uśmiechnął się znowu.
— Właściwie myślałem o czymś innym. Niech pan spróbuje sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyśmy zaczęli żyć szybciej. Nie poruszać się, ale właśnie żyć. Istoty ziemskie poruszają się z różną prędkością — od kilku milimetrów do kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. W Szkocji podobno istnieje gatunek much latających z szybkością samolotu. Ale ja nie to mam na myśli. Nie ruszać się prędzej, ale prędzej żyć.
— Jednakże wiele stworzeń rzeczywiście żyje szybciej niż człowiek — odparłem usiłując sobie przypomnieć to, czego mnie nauczono w szkole z biologii. — Na przykład pierwotniaki. Pantofelki, o ile pamiętam, żyją tylko dwadzieścia cztery godziny. Niektóre wiciowce nawet krócej.
Mój rozmówca pokręcił głową.
— Po prostu żyją krócej od nas. Ale nie szybciej. — Zamyślił się. — Z pewnością trudno będzie panu uzmysłowić sobie to, o czym mówię… Czy pan nic nie słyszał o wypadkach, jakie zaszły w tym roku w okolicach letniska Lebiażje?
— Owszem. Miesiąc temu było sporo sensacji w Leningradzie. Ale nikt nie potrafił tego jakoś sensownie wytłumaczyć. Coś tam bają o duchach, o dziewczynce, którą jakiś niewidzialny człowiek podobno wrzucił pod pociąg, czy też spod niego wyciągnął, o jakichś kradzieżach w sklepie… A pan wie coś więcej na ten temat?
— Poniekąd. Byłem jednym z tych duchów.
— ???
— Jeżeli pan sobie życzy, mogę opowiedzieć.
— Ależ naturalnie! — zawołałem. — Coś takiego! Umieram z ciekawości!
Rozmowa odbywała się na plaży, w małej miejscowości letniskowej Dubułty, oddalonej od Rygi o pół godziny jazdy koleją.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.