Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy

Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Radzieccy i amerykańscy uczeni głowią się nad wysłaniem człowieka na Księżyc, ale w kosmolocie fantazji możemy już dzisiaj podróżować na krańce Galaktyki, poznawać inne, dziwne cywilizacje.

Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Kiedy synteza ludzi zostanie opisana w podręcznikach szkolnych?

— Tak. Wcześniej czy później tak się musi stać.

— Dobrze. Niech pan opowiada dalej.

— Po ślubie ojciec zupełnie odsunął się od pracy naukowej. Przeszedł do instytutu genetyki i cytologii. Oświadczył wówczas, że żadna złota księga nie jest nikomu potrzebna i że o nieśmiertelność człowieka trzeba walczyć inaczej. Wiesz, w jaki sposób. Twój ojciec był członkiem wszystkich istniejących na świecie komitetów do walki z bronią termojądrową. Nie sądzę, aby to było najmądrzejsze wyjście…

Podszedłem do Horscha.

— Niech pan mnie uważnie wysłucha. Zabraniam panu wyrażać się w ten sposób o moim ojcu. Ostatecznie jest pan tylko jego uczniem. I nie ma pan prawa oceniać, co jest mądre, a co nie. Mam wrażenie, że postąpił słusznie, rezygnując z pańskiego idiotycznego pomysłu. Ale właściwie po co pan do mnie przyszedł?

Popatrzył na mnie błagalnie.

— Alb, tylko niech pan się nie denerwuje… Niech mi pan da słowo, że będzie się pan zachowywał przyzwoicie.

— O co panu chodzi?

— O dwie rzeczy… Niech pan spróbuje odnaleźć choćby strzępy tego zeszytu, który mi pan zabrał, a następnie… jedną kroplę pańskiej krwi do analizy.

Podałem mu prawą rękę i ze wstrętem patrzyłem, jak jego drżące dłonie w pośpiechu przeszukiwały kieszenie, jak wyciągnął wreszcie tampon, ampułkę z eterem i przyrząd. Lekkie ukłucie, na palcu pokazała się czerwona kropelka.

Horsch przystawił do niej kapilarek i zaczął szybko wciągać krew do zbiorniczka.

— Po co to panu?

— Teraz będę wreszcie wiedział, dlaczego pan żyje dłużej od swej matki. Coś zaszło w strukturze DNA decydującego o długowieczności…

A teraz proszę o zeszyt.

Zadzwoniłem. Do gabinetu weszła służąca.

— Czy pani nie wie przypadkiem, co zrobiłem z zeszytem i fotografiami, które przywiozłem z Cable?

Przytaknęła i wyszła. Znowu zostałem sam na sam z Horschem.

Dręczyło mnie straszne pytanie, ale bałem się je zadać. Istniała bowiem jeszcze jedna tajemnica, którą należało zgłębić, ale im bardziej zastanawiałem się nad jej istotą, tym bardziej bałem się o to zapytać.

Horsch domyślał się chyba, co mnie męczy, i też milczał…

Po chwili wróciła służąca i przyniosła teczkę, pełną strzępów papieru.

— Proszę, panie Albercie, oto wszystko, co zostało…

Horsch wyrwał jej pudełko z rąk i spiesznie rozprostowywał pomięte i porwane papiery, zapełnione rzędami cyfr.

— Jest. To i owo jeszcze jest… Najważniejsze ocalało, a resztę można będzie odtworzyć. O, to, to, to jest najważniejsze. Długowieczność…

Teraz spróbujemy inaczej…

W miarę jak zagłębiał się w lekturze tych strzępków papieru, jego twarz nabierała tego samego wyrazu, jaki miał wówczas, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy… Oderwał wreszcie oczy od papierów i spojrzał szczęśliwym wzrokiem na mnie.

— A czy pan przejrzał fotografie? To doprawdy zadziwiający przykład historii człowieka. Od komórki aż do śmierci.

Milczałem. Przed oczyma migotały mi zielone i fioletowe koła.

Przesłaniały mi twarz Horscha.

— Czy pan zauważył, jak bardzo Meadgea jest podobna do Solveigii?

— ciągnął dalej Horsch.

Wtedy nie wytrzymałem i spytałem go:

— Czy Meadgea jest moją siostrą?

— Ależ skądże, skądże. Oczywiście, że nie. To szósty wariant Solveigii.

Niestety, u niej z długowiecznością było jeszcze gorzej. Biedactwo — właśnie niedawno zmarła. Ale to nic. Odtworzę ją, zwłaszcza po przeprowadzeniu analizy pańskiej krwi…

* * *

Dalej już niewiele pamiętam. Słyszałem jedynie, jak ktoś histerycznie krzyczał. Pamiętam jeszcze, że mnie bito. Czułem, jak płaczę. Następnie związano mnie. Potem znowu bito, zakładając kaftan bezpieczeństwa. I wreszcie — cela więzienna…

— Karę śmierci mogą panu zamienić na dożywotnie więzienie, jeżeli przedstawi pan należycie umotywowane pobudki, jakie panem kierowały — mówił do mnie spokojnie jakiś człowiek, prawdopodobnie stary adwokat mojego ojca.

— Karę śmierci? Długowieczność? Czyżby Horsch zdążył przeprowadzić analizę mojej krwi? — pytałem jak po przebudzeniu z głębokiego snu.

— Albert, niech pan się skupi, niech pan się dobrze zastanowi. Jutro jest rozprawa.

— Proszę mi powiedzieć, czy istnieje prawo, w myśl którego karze się za tworzenie ludzi z góry skazanych na śmierć?

— O czym pan mówi, panie Albercie?

— W pańskim DNA została zapisana data pana śmierci…

— Na litość boską, niech pan nie udaje, że jest pan wariatem. Lekarze ustalili, że działał pan pod wpływem uniesienia. I nic więcej. Poza tym jest pan absolutnie zdrów.

— Normalny. Zdrowy. Jak to dziwnie teraz brzmi. Jakby pan znał mój wzór. Nikt go nie zna. I nikt go nigdy nie pozna. Nie zostanie on wpisany do złotej księgi nieśmiertelności, dlatego że jestem niedostatecznie żywotny.

* * *

Jutro zostanę skazany za morderstwo.

Przełożył J. Herlinger

S. Gansowski

KROKI W NIEZNANE

ROZMOWA NA PLAŻY

— Nieraz mi się zdaje, że wszystko to było jedynie snem — powiedział inżynier trąc w zamyśleniu czoło. — Chociaż jednocześnie wiem z całą pewnością, że wtedy nie spałem… Ale co tu gadać! Już rozpoczęto badania naukowe, powołano całą grupę specjalistów. Mimo to jednak…

Uśmiechnął się, a ja zacząłem mu się bacznie przypatrywać.

— Problem polega na tym, że zazwyczaj uważamy rytm, w jakim przebiegają nasze procesy życiowe, za jedyny możliwy. W istocie sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Wie pan, co mam na myśli?

W odpowiedzi wybąkałem coś o teorii względności. Bogiem a prawdą, niewiele o niej wiedziałem… Uśmiechnął się znowu.

— Właściwie myślałem o czymś innym. Niech pan spróbuje sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyśmy zaczęli żyć szybciej. Nie poruszać się, ale właśnie żyć. Istoty ziemskie poruszają się z różną prędkością — od kilku milimetrów do kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. W Szkocji podobno istnieje gatunek much latających z szybkością samolotu. Ale ja nie to mam na myśli. Nie ruszać się prędzej, ale prędzej żyć.

— Jednakże wiele stworzeń rzeczywiście żyje szybciej niż człowiek — odparłem usiłując sobie przypomnieć to, czego mnie nauczono w szkole z biologii. — Na przykład pierwotniaki. Pantofelki, o ile pamiętam, żyją tylko dwadzieścia cztery godziny. Niektóre wiciowce nawet krócej.

Mój rozmówca pokręcił głową.

— Po prostu żyją krócej od nas. Ale nie szybciej. — Zamyślił się. — Z pewnością trudno będzie panu uzmysłowić sobie to, o czym mówię… Czy pan nic nie słyszał o wypadkach, jakie zaszły w tym roku w okolicach letniska Lebiażje?

— Owszem. Miesiąc temu było sporo sensacji w Leningradzie. Ale nikt nie potrafił tego jakoś sensownie wytłumaczyć. Coś tam bają o duchach, o dziewczynce, którą jakiś niewidzialny człowiek podobno wrzucił pod pociąg, czy też spod niego wyciągnął, o jakichś kradzieżach w sklepie… A pan wie coś więcej na ten temat?

— Poniekąd. Byłem jednym z tych duchów.

— ???

— Jeżeli pan sobie życzy, mogę opowiedzieć.

— Ależ naturalnie! — zawołałem. — Coś takiego! Umieram z ciekawości!

Rozmowa odbywała się na plaży, w małej miejscowości letniskowej Dubułty, oddalonej od Rygi o pół godziny jazdy koleją.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x