Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1961, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Biały stożek Ałaidu
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1961
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Biały stożek Ałaidu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Biały stożek Ałaidu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Biały stożek Ałaidu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Biały stożek Ałaidu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Pięciu na jednego — szepnął Piskunow. — Nie ma żadnej szansy. Łuk samorzutny nie pomoże.
I nagle coś się zmieniło. W pierwszej chwili Kostienko nie mógł sobie uprzytomnić, co właściwie. Zawierucha wyła jak przedtem, jak przedtem kłębiły się nad ziemią chmury suchego śniegu, jak przedtem groźnie i pewnie ryczały silniki traktorów. Ale promienie reflektorów przestały błądzić po polu. Skupiły się przy bramie instytutu i znieruchomiały. A brama była otwarta na oścież i nie było przy niej żywego ducha.
— Ki diabeł? — powiedział Kostienko.
— Czyżby on?…
Piskunow urwał. W milczeniu pobiegli jeszcze spieszniej w stronę instytutu. W odległości najwyżej dwustu metrów od bramy Piskunow, który biegł pierwszy, wpadł na człowieka z karabinem. Człowiek wrzasnął ze strachu i rzucił się do ucieczki, ale Piskunow przytrzymał go za ramię.
— Co się stało?
Człowiek w czapce milicjanta kręcił głową jak wariat, wreszcie zaklął i oprzytomniał.
— Wyrwał się — powiedział. — Wyrwał się. Wywalił bramę i uciekł. O mało nie zadeptał Makiejewa. Pędzę do osiedla po posiłki…
— Dokąd poszedł?
Milicjant niepewnie machnął ręką w lewo.
— Zdaje się, że tam… Na szosę…
— To znaczy, że zaraz natknie się na traktory. Chodźmy.
To, co w tej chwili nastąpiło, pozostało im w pamięci na całe życie. Z wirującego tumanu śnieżnego wyłoniło się nagle coś olbrzymiego, bezkształtnego, prosto w oczy błysnęły im zielone i czerwone światełka i ostry, pozbawiony intonacji głos przemówił:
— Dzień dobry, jak się macie?
— Urm, stój! — krzyknął rozpaczliwie Piskunow.
Kostienko zobaczył tylko uciekającego milicjanta, Piskunowa wznoszącego w górę zaciśnięte pięści — po czym olbrzymia postać, złowieszczy potwór w kłębach pary ominął go, podnosząc wysoko grube jak belki nogi i zniknął wśród zawiei.
Starannie zamknąwszy za sobą drzwi, jak miał we zwyczaju, o ile przedtem nie wyłamał drzwi, Urm zrobił krok naprzód i stanął. Wszystko dokoła pełne było dźwięków, ruchu, promieniowania. Noc jarzyła się dla niego czarodziejskim, barwnym kalejdoskopem fal radiowych. Przed nim, w odległości trzynastu i pół metrów znajdował się niski budynek o szerokich oknach, zaopatrzonych w żelazne kraty. Budynek wydzielał wyraźne promienie podczerwone. Z wnętrza dolatywało niskie, potężne dudnienie. W powietrzu unosiły się miliardy płatków śniegu. Osiadając na szlifowanych bokach Urma, rozgrzanych ciepłem silnika atomowego, natychmiast topniały i ulatniały się.
Urm pokręcił głową i zdecydował, że najbardziej interesującym i osiągalnym obiektem badań może być tylko niski budynek naprzeciw. Wejście doń znalazł od razu, gdy tylko dostrzegł wydeptaną na podwietrznej stronie ścieżynę. Budynek był obsadzony małymi choinkami i Urm stracił trochę czasu na wyrwanie i obejrzenie jednej z nich. Następnie otworzył drzwi i wszedł.
Dwaj ludzie, siedzący w ciasnym, wąskim pokoiku przy stole na widok Urma zerwali się i popatrzyli na niego z przerażeniem. Urm zamknął za sobą drzwi — nawet na zasuwę — i zatrzymał się przed ludźmi.
— Dzień dobry, jak się macie? — powiedział.
— Czy jest tam towarzysz Piskunow? — zapytał niepewnie jeden z ludzi.
— Towarzysz Piskunow wyszedł. Co mam mu powtórzyć? — powiedział obojętnie Urm.
Ludzie go nie interesowali. Uwagę jego przyciągnęło nieduże, kudłate stworzenie, które wcisnęło się w kąt pod ścianą. „Ciepłe, żywe, o mocnym zapachu, nie człowiek” — określił Urm i powiedział:
— Dzień dobry, jak się macie?
— Wrrr… — odparło stworzenie z rozpaczliwym męstwem, szczerząc ostre, białe zęby i mocniej wciskając się w kąt.
Urm był tak całkowicie pochłonięty obserwacją psa, iż nie zwrócił najmniejszej uwagi na fakt, że milicjanci zręcznie zabarykadowali się stołem i szafą i zaczęli pośpiesznie rozpinać kabury.
Psiak piszcząc żałośnie, z podwiniętym ogonem usiłował przemknąć koło Urma. Ale Urm był o wiele zręczniejszy od psa. Był zręczniejszy od każdego, najzręczniejszego na świecie zwierzęcia. Jego tułów błyskawicznie i bezdźwięcznie wykonał pól obrotu i długa, wyciągnięta jak rura teleskopu ręka chwyciła psa wpół. W tej samej chwili rozległ się huk strzału: jeden z milicjantów nie wytrzymał nerwowo. Kula dźwięcznie szczęknęła po pancerzu, okrywającym plecy Urma, odbiła się rykoszetem i utkwiła w ścianie. Posypał się tynk.
— Przestań, Sidorenko! — krzyknął drugi milicjant.
Urm puścił dygocącego psa i zwrócił się w stronę ludzi, bladych, ale zdecydowanych na wszystko, trzymających broń w pogotowiu. W powietrzu unosiła się nieznana Urmowi woń prochu bezdymnego. Piesek ukrył się pod nogami milicjantów, ale Urm przestał się już nim interesować. Obrócił się i skierował w stronę następnych drzwi, na których była wymalowana czaszka i skrzyżowane piszczele, przecięte zygzakiem czerwonej błyskawicy. Osłupiali milicjanci patrzyli, jak podobne do kleszczy raka palce Urma wymacują żłobkowany bębenek zamku. Drzwi otworzyły się. Wtedy obaj oprzytomnieli i rzucili się za Urmem.
— Stój! Wróć! Nie wolno!
Czepiali się jego żelaznych boków, zapominając o całym świecie, przejęci przerażeniem na samą myśl, co ten stalowy potwór może narobić w transformatorze. Ale Urm ich po prostu nie dostrzegał. Wysiłki milicjantów nie robiły na nim żadnego wrażenia. Z takim samym powodzeniem mogliby próbować zatrzymać rękami pędzący traktor. Wówczas jeden z nich, odtrąciwszy na bok towarzysza, z bliska, z dołu w górę wystrzelił cały magazynek w głowę Urma. Zalaną światłem halą podstacji wstrząsnęło echo wystrzałów.
Urm zachwiał się. Ebonitowa koncha uszna prawego receptora akustycznego rozleciała się na kawałki. Zgięty róg radarowy zerwał się i zawisł, kołysząc się na drucie. W suficie zabrzęczało strzaskane szkło.
Urm nigdy dotąd nie spotkał się napaścią. Nie posiadał instynktu samoobrony i nie miał doświadczenia w walce z człowiekiem. Ale mógł zestawiać fakty, wyciągać logiczne wnioski i wybierać linię postępowania, zapewniającą mu maksymalne bezpieczeństwo. Na przeprowadzenie tych wszystkich operacji myślowych potrzebował ułamka sekundy. W następnym momencie zrobił zwrot i ruszył na ludzi, wystawiając groźnie swoje straszliwe kleszcze.
Milicjanci rozdzielili się. Jeden schował się za tablicę rozdzielczą, drugi skoczył za stalowy, masywny kadłub najbliższego transformatora, pośpiesznie naładowując pistolet.
— Sidorenko! Pędź do dyżurki, dzwoń, ogłoś alarm! — zawołał.
Ale Sidorence w żaden sposób nie udawało się dotrzeć do drzwi. Urm poruszał się znacznie prędzej niż człowiek i gdy tylko milicjant wychylał się spoza tablicy, Urm natychmiast znajdował się przed nim. Wówczas ludzie postanowili uciekać równocześnie. To im się również nie udało: Urm przebiegał od tablicy do transformatora z szybkością pociągu pośpiesznego.
Tablica rozdzielcza, potrącona niezręcznym ruchem Urma pękła na dwoje, przez otwory przebite kulami w oknach i suficie gwizdał wiatr.
Wreszcie Urmowi sprzykrzyła się ta zabawa i zdecydował się zostawić ludzi w spokoju.
Zatrzymał się nagle przed transformatorem i bez wahania wsunął ręce pod osłonę. Milicjanci skorzystali z tego i błyskawicznie wyskoczyli do wartowni. W tym samym momencie rozległ się ogłuszający trzask, wszystko dokoła stanęło w oślepiającym, błękitnym blasku i światło zgasło. Z hali buchnęła ostra woń zwęglonego metalu, dymu, palącego się lakieru. Ogłuszeni, oszołomieni milicjanci nie mogli w pierwszej chwili zrozumieć, co się stało. Natychmiast potem podłoga wartowni zadrżała pod ciężkimi stopami i ostry głos przemówił w ciemności:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Biały stożek Ałaidu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Biały stożek Ałaidu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Biały stożek Ałaidu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.