Wkrótce pojawili się wysłannicy z Orlego Gniazda, do których dotarły plotki na jej temat. Przywitała ich z radością i łzami w oczach. Szczep Glacier nigdy już potem jej nie zobaczył.
— Mój Boże! — Havig otoczył ją ramieniem. — To było okrutne z ich strony.
— Za to potem miałam mnóstwo zabawy. Polowania, uczty, pieśni i żarty… — Dopiła wino do dna. — Nieźle śpiewam. Chcesz posłuchać?
— Jasne.
Poderwała się i pobiegła do koni. Wyjęła z juków jakąś miniaturową gitarę i za chwilę znowu siedziała obok niego.
— Dobrze gram na flecie, ale wtedy nie można śpiewać. To jest pieśń, którą sama ułożyłam. Kiedyś dużo komponowałam. Jak byłam sama.
Ku jego zdumieniu śpiewała doskonale. „Kopyta stukają rytmicznie o grunt, słoneczne pioruny na lancach nam lśnią”… To, co Havig potrafił wychwycić, bardzo mu się spodobało.
— O rany! — mruknął, kiedy skończyła — Co jeszcze potrafisz?
— Umiem czytać i pisać… trochę. Gram w szachy. Reguły były trochę inne u nas niż tutaj, ale i tak większość partii wygrywam. Austin nauczył mnie grać w pokera. Sporo wygrałam. No i żartuję.
— Taaak?
— Myślałam, że pożartujemy po lunchu, Jack, moje słonko — powiedziała, wtulając się w niego. — Ale dlaczego by nie pożartować i przed, i po lunchu? Cooo?
Odkrył z wielką radością jeszcze jedno słowo, które wraz z upływem stuleci nabrało całkowicie innego znaczenia.
* * *
— Taa… Zamieszkaliśmy razem — stwierdził z lekkim rozmarzeniem. — Trwało to dopóki nie odszedłem. Kilka miesięcy. Przez większość czasu było nam ze sobą dobrze. Naprawdę ją lubiłem.
— Ale nie kochałeś? — uściśliłem.
— Nie, chyba nie. Zresztą, co to jest miłość? Ma tyle znaczeń, odcieni i zabarwień, że… Nieważne. — Zamyślił się, spoglądając w ciemne okno. — Niekiedy się kłóciliśmy, dochodziło nawet do awantur. Czasem nawet potrafiła mnie uderzyć i potem wściekała się, że nie chcę jej oddać. Była dumną kobietą. Potem się godziliśmy w równie gwałtowny sposób. Leoncja była niesamowita. — Potarł zaczerwienione z niedospania oczy. — Niezbyt pasowała do mojego temperamentu. No i nie ukrywam, że byłem zazdrosny, co doprowadziło do wielu kłopotów. Spała z mnóstwem agentów i zwykłych ludzi, zanim się pojawiłem. Nie licząc facetów z jej szczepu. Robiła to przez cały czas. Jeżeli szczególnie polubiła jakiegoś mężczyznę, w ten sposób dawała mu odczuć, że jest jej bliski. Ja mogłem robić oczywiście to samo z innymi kobietami, ale… nie miałem na to ochoty.
— Ciekawe, dlaczego nie zaszła w ciążę z innym agentem.
— Kiedy dowiedziała się o wszystkim w Orlim Gnieździe, poprosiła, żeby ją zabrali na wycieczkę w czasy przed wojną. Po części chciała je poznać podobnie jak ja Grecję Peryklesa, a po części dlatego, że poddała się odwracalnej sterylizacji. Twierdziła, że chce mieć dzieci, kiedy będzie do tego gotowa. Żony w Glacier podobno są cnotliwe. Ona jednak nie była żoną i zamierzała z tego korzystać, podobnie jak korzystała z wszelkich uciech życia.
— Skoro jednak była przede wszystkim z tobą, to chyba coś was łączyło.
— Owszem. Starałem się jakoś ci powiedzieć, co mnie przy niej trzymało. A co do Leoncji… nie można być niczego pewnym. Przecież tak naprawdę znaliśmy się stosunkowo krótko. I który mężczyzna może powiedzieć, że dobrze zna swoją kobietę? Ją podniecała moja wiedza i intelekt. Mówiąc nieskromnie, miałem najwyższe IQ w całym Orlim Gnieździe.
Przeciwieństwa musiały się przyciągać. Mawiała, że jestem słodki i delikatny. I chyba tak myślała, bo w czasie ćwiczeń i prób dawałem sobie nieźle radę. Tylko że pochodziłem z epoki, w której ludzie lepiej się odżywiali niż większość z pozostałych agentów. Z tym, że ja nie potrafiłem wspinać się po górach ani chodzić na zwiady w lesie.
Ogólnie mówiąc — na twarzy znowu przemknął mu jakiś cień — to był drugi najlepszy okres w moim życiu. I za to zawsze będę jej wdzięczny. Oraz za to, co było potem.
* * *
Podejrzenia narastały w Havigu powoli. Starał się je zwalczać. Jednak różne kawałeczki zaczynały się układać w pewność, że czegoś mu nie mówią. Starannie omijano pewne tematy. Niekiedy widział zażenowanie na twarzy Austina Caldwella. Czasami Coenraad van Leuven ostro mówił: „Nie mogę powiedzieć, co mi przekazano”. Reuel Orrick udawał pijanego w niektórych momentach. Natomiast ojciec Diego, inkwizytor, mawiał wtedy: „Jeżeli Bóg zechce, wszystko ci kiedyś wyjawi, mój synu”. Pozostali z reguły wulgarnie kazali mu się odchrzanić.
Nie on jeden podlegał jakieś formie izolowania. Inni, którzy byli w podobnej sytuacji, mieli to gdzieś. Albo z ostrożności, albo naprawdę było im wszystko jedno. Jedynie młody Jerry Jennings wykrzyknął:
— Na Boga, masz rację!
Podobnie zachowała się Leoncja, chociaż zrobiła to bardziej rozważnie. Po chwili zastanowienia powiedziała:
— Cóż, może nie mogą wszystkim nowo przybyłym opowiedzieć wszystkiego w tak krótkim czasie?
— Coenraad przybył tu również niedawno — odparł. — Później niż ty.
To rozbudziło jej ciekawość. Miała własne sposoby zbierania informacji. Nie takie jak można podejrzewać. Dorównywała mężczyznom prawie we wszystkim. Potrafiła ich upić na umór, zachowując całkowitą jasność umysłu. Trzeźwych umiała usidlić sprytnymi pytaniami. W końcu nie darmo była szamanką. I dobijała Haviga, szepcząc mu nocami o swoich nielegalnych wyprawach. Przenosiła się do zabronionych epok trwania Orlego Gniazda, żeby myszkować i podsłuchiwać.
— O ile potrafię to zrozumieć, najdroższy — podsumowała — Wallis i inni obawiają się po prostu, że możesz wściec się na wieść, co on i jego ludzie robią w niektórych epokach i miejscach.
— Miałem podobne podejrzenia — stwierdził Havig. — Widziałem, jak wyglądają różne epoki i jakich rodzą ludzi. Podróżnicy w czasie, którzy trafiali do Orlego Gniazda, zawsze wcześniej wyróżniali się we własnych czasach okrucieństwem i brakiem umiaru. Po rekrutacji nic praktycznie się nie zmieniało.
— Wydaje mi się, że wszyscy dostali rozkazy, żeby wprowadzać cię w te szczegóły bardzo ostrożnie. Mnie też to objęło, bo jestem z tobą. — Pocałowała go. — Wszystko w porządku, kochanie.
— Czyli popierasz rabunki i…
— Przestań. Musimy pogodzić się z faktami. Może są trochę twardzi. W twoich czasach było inaczej?
Ze wstydem przypomniał sobie okrucieństwa własnej epoki… Nigdy nie wypierał się własnego narodu. A zresztą czy istniała w ogóle jakaś epoka idealna? Po prostu marzył o innym świecie.
(Może Dania? Duńczycy pochodzili od wikingów, ale to było bardzo dawno. Chociaż oni również zachowali podejrzane milczenie na wieść o wydarzeniach na Wyspach Dziewiczych w 1848 roku czy całkiem niedawno na Grenlandii. Od 1950 roku siedzieli w cieniu Szwedów, którzy nie tylko handlowali z Hitlerem, ale jeszcze zapewnili mu transport wojsk do Norwegii. A przecież te kraje zrobiły wiele dobrego dla całego świata).
— Poza tym — stwierdziła niewinnie Leoncja — słabi zawsze przegrywają, chyba że mają szczęście lub znajdą kogoś silnego do obrony. A tak naprawdę to wszyscy jesteśmy słabi. — Zamyśliła się na moment. — Ja także. Nigdy nie zabijałam bez powodu. Prawie zawsze robiłam to, żeby zdobyć pożywienie. Ale i tak umrę. Też jestem częścią tej gry. Ty również, kochany. Musimy grać, tak jak można, a nie tak, jak chcemy.
Читать дальше