Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem

Здесь есть возможность читать онлайн «Wiaczesław Rybakow - Trudno stać się Bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2001, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trudno stać się Bogiem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno stać się Bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Trudno stać się Bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno stać się Bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Malanowowi podobał się sam proces gry. Napięcie, niespieszne — nigdy nie grali godzinami — obcowanie; szachownica pozwalała zachować milczenie, gdy nie chciało się mówić albo nie było o czym, i jednocześnie nie przeszkadzała w rozmowie, jeśli nagle przeskakiwała jakaś iskra i w środku partii powstała ochota, aby coś opowiedzieć czy rozważyć. Ani krzty przesadnej ogłady, ani odrobiny wymuszonego taktu. Chcesz — pogwizduj sobie przez zęby, opowiadaj uświęcone przez czas dowcipy, za każdym z nich przylatują całe zastępy wspomnień i skojarzeń, popijaj herbatkę i nie próbuj wyszarpnąć z mózgu więcej, niż się tam znajduje… Ale tym razem wszystko poszło inaczej.

U Głuchowa było ciemno, jak zawsze. Świeciły się dwie lampy: górna i stojąca przy stoliku, ale kąty ginęły w cieniu; ginęły również w dalekim mrocznym przysuficiu stelaże z książkami i wszelakimi możliwymi wschodnimi bambetlami. Ale mimo mroku widać było, ile na nich osiadło kurzu; kolorowy papier latarenek stał się szary.

Pod wiszącą na wypłowiałych tapetach ksylograficzną odbitką napisu wykonanego przez znakomitego kaligrafa dynastii Sun albo Ming, nazywał się chyba Ma Dezhao, a może Su Dunpo — szczerze mówiąc, Malanow nie cierpiał tego całego wschodniego miauczenia i pukania i nigdy nie mógł niczego zapamiętać; te cztery duże żuczki znaczyły: „Sala sąsiadująca z cnotą”, ale nie miał pojęcia, jak to się wymawia — na gazetowym stoliku, wciśniętym między dwa zwrócone do siebie, wygniecione chyba jeszcze przed wojną skórzane fotele, zamiast znajdującej się tu zawsze szachownicy z figurami, stała tacka z miniaturowymi kanapeczkami, dwa duże kieliszki i nie naruszona butelka wódki.

Głuchow w ciągu tych pięciu tygodni, podczas których się nie widzieli, wyraźnie zmarniał.

Ręce chował do kieszeni długiego, mocno wytartego na łokciach swetra z elegancko zawiązywanym na brzuchu pasem, ale kiedy wymieniali uściski dłoni, Malanow poczuł, że palce Głuchowa są lodowate. I chyba się trzęsą.

— Dobry wieczór, Dima — powiedział ochryple Głuchow. — Mam kuszący oryginalnością pomysł: proponuję, żebyśmy dzisiaj golnęli, tak ze skrzypieniem. Co? Jak panu się to podoba?

Malanow zupełnie odwykł od takich rzeczy. Niegdyś odrobina dobrego wina albo wódeczki nieźle wpływała na rozluźnienie fantazji i miłości. Człowiekowi robiło się gorąco, wesoło, jasno i kolorowo, nic nie przeszkadzało i nie gniotło, wydawało się, że najlepsze przed tobą. Dziś nie było po co się wyluzowywać. A picie dla zapomnienia było niebezpieczne — do jakiegoś momentu kontrolujesz siebie, a potem już za nic nie chce się pamiętać, na jakim świecie żyjesz, a wtedy można wypić morze.

— No, jeśli tylko kapkę — powiedział Malanow, uchylając się od wyraźnej odpowiedzi.

A Głuchow najwyraźniej już się nastawił.

— Pewnie, że tylko kapkę! — rzucił z podejrzaną gotowością i drżącymi — teraz widać to było wyraźnie — palcami zerwał z butelki kapsel.

— Coś się stało? — zapytał ostrożnie Malanow, zbliżając się do stolika.

— Z wszystkimi nami stało się jedno i to samo — odpowiedział niewyraźnie Głuchow; koncentrował się na nalewaniu. — Proszę siadać, Dmitriju! Co pan tak jak obcy… Malanow rozsiadł się na wielogłosowym, pagórkowatym siedzisku. Głuchow usiadł naprzeciwko. Fotel był wyraźnie dla niego za duży; Malanow zawsze wyobrażał sobie, jak to Głuchow, taki malutki jak teraz, ale różowy i niewinny niczym aniołek, cały w starannych i zadbanych białych lokach, w koszuli marynarskiej a la niewinnie zamordowany carewicz, siedzi z podkulonymi nóżkami w tym właśnie fotelu i bez opamiętania czyta w oryginale Opowieść o księciu Genji, a w sąsiednim pokoju tata, potrząsając gazetą, z pierwszej strony której ciężko zwisa złożony olbrzymią czcionką, uroczysty, długo oczekiwany tytuł „Wojna wypowiedziana!!!”, rozważą z mamą perspektywy natarcia Samojłowa we Wschodnich Prusach… — Nie otrujemy się? — zapytał Malanow.

Głuchow powąchał szyjkę.

— Diabli wiedzą… Chyba nie powinniśmy.

GolnęM po jednym; Głuchow naprawdę skrzypnął, potem sięgnął po kanapkę, wziął jedną i głośno powąchał kawałeczek wędliny. Gorąca gładka kula wolno przewędrowała po wnętrznościach Malanowa i zaległa w żołądku, przyjemnie grzejąc jak stojące w zenicie słońce.

Dobrze, że zjadłem obiad w domu, pomyślał Malanow, nie uderzy tak.

— Może byśmy, żeby nie za często sięgać, mimo wszystko zagrali — powiedział Głuchow, odkładając obwąchaną, ale nie nadgryzioną kanapeczkę z powrotem.

— Ja nawet na trzeźwo kiepsko pamiętam, gdzie jaki koń chodzi — odpowiedział Malanow.

— No to wie pan co? Zagrajmy w kości.

— W kości?

— Nauczę pana. To proste. Czy jest pan hazardzistą?

— Nie wiem… Teraz już chyba nie.

— Nie szkodzi. Natomiast powinno to pana, jako nie stroniącego od matematyki uczonego, zainteresować. Gra prawdopodobieństw!

Wstał i zgarbiony powlókł się do tonącej w mroku biblioteczki tak ściśle zastawionej już foliałami, że część musiała leżeć w paczkach na podłodze. Samych japońskich oryginałów znajdowało się tu z pięćset tomów i niemal wszystkie wytłoczone na ich grzbietach tytuły zaczynały się od hieroglifów „Nihon” — „Japonia”; przez dwa lata kontaktów Malanow, chciał czy nie, coś tam zapamiętał. „Nihon”, a potem głupi, w odróżnieniu od zawsze zindywidualizowanych skomplikowanych hieroszków, zupełnie bezosobowy gramatyczny znaczek „no”, oznaczający, jak wyjaśniał Głuchow, przypadek dzierżawczy czy coś w tym rodzaju: Japońska” coś tam, „japońska” jeszcze coś tam, a obok „japońska” coś innego… — Jak to tam u was idzie? — mówił Głuchow, szperając w wysuwanych jedna po drugiej, całkowicie wypchanych szufladach. — Teoria mnogości… Teoria gier… O, są! — Znalazł to, czego szukał. Głośno wbił na miejsce ostatnią szufladę i wrócił 2 wytworną szkatułką z laki, kartką papieru z wcześniej rozrysowaną tabelą, Bóg wie, ile godzin czy lat temu, i kieszonkowym kalkulatorem. Zwisające końce niegdyś puszystego teraz mocno wyłysiałego pasa majtały się na boki. Kapka już odegrała swoją rolę: pomarszczone policzki Głuchowa nabrały żywszego odcienia, a oczy ożyły. — To proste, opanuje to pan w pięć sekund.

Po kapce Malanow zakąsił, Głuchow powąchał.

— Dlaczego pan nie zakąsza, Władlen? — spytał Malanow. — Wędłinka się zepsuje.

Głuchow tylko machnął głową, zdecydowanie odmawiając.

— Niech pan je, Dmitriju. Właściwie to dla pana… Ja albo jem, albo piję, przecież pan wie.

— Ostrożnie wytrząsnął ze szkatułki na stół sześć ciężkich kostek. — Jak się je i pije, to tylko się człowiek robi ociężały i diabli biorą polot. Szkoda i jedzenia, i picia… — Kantem dłoni odsunął nieco na bok kalkulator, wyprostował kartkę z tabelą. Nie wiadomo dlaczego postanowił wyjaśnić: — A tę maszynkę podarował mi Ikeda. On w osiemdziesiątym szóstym. — Chyba miał na myśli kalkulator. Już było wiadomo, że Głuchow trochę odpłynął. — Wielki japoński sinolog mediewista. Był w tym roku u nas, latem… — Podniósł na Malanowa jasne, młode, ale płonące gorączką oczy i nagle skrzywił się. — Jałmużna, tak. Humanitarna pomoc. No, do roboty!

Rzeczywiście proste. Prawie nie trzeba myśleć, najważniejsze to zdecydować się na to czy tamto, a dalej, jak się poszczęści. Oczywiście najpierw trochę się myliły nazwy: mały fuli, duży fuli, strit, kareta, desperada… Malanow z pewnym niepokojem oczekiwał, jak będzie się zachowywało to na górze — przecież powodzenie, tak potrzebne w podobnej grze, i odgórny nadzór są nie do pogodzenia. Ale niczego nie zauważył.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trudno stać się Bogiem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno stać się Bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Máire Dhufaigh - An Garda Cósta
Máire Dhufaigh
STAŅISLAVS LEMS - SOLARIS
STAŅISLAVS LEMS
libcat.ru: книга без обложки
Džeks Londons
Staņislavs Lems - PETAURA medības
Staņislavs Lems
Staņislavs Lems. - BALSS NO DEBESĪM
Staņislavs Lems.
Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem
Arkadij Strugacki
Janet Evanovich - Qué Vida Ésta
Janet Evanovich
libcat.ru: книга без обложки
Andrzej Drzewiński
Selma Lagerlöf - Gösta Berling
Selma Lagerlöf
Отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem»

Обсуждение, отзывы о книге «Trudno stać się Bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x