Prawie wszystkie symulacje komputerowe alternatywnej historii ludzkości sugerują, że bitwa pod Tours (rok 732) była jedną z największych porażek naszego gatunku. Gdyby Charles Martel został pokonany, islam zdołałby zapewne przezwyciężyć wewnętrzne spory i opanowałby całą Europę, która w ten sposób zdołałaby uniknąć stuleci chrześcijańskiego barbarzyństwa. Rewolucja przemysłowa nadeszłoby niemal o tysiąc lat wcześniej i w chwili obecnej sięgalibyśmy innych gwiazd, miast tylko sąsiednich planet…
Los jednak zrządził inaczej i armie proroka wróciły do Afryki, a islam zamienił się w żywą skamielinę. I tak było aż do końca dwudziestego stulecia, kiedy to część krajów muzułmańskich nagle skąpała się w nafcie…
(Wystąpienie przewodniczącego na sympozjum zorganizowanym z okazji dwustulecia urodzin Arnolda Josepha Toynbee, Londyn, 2089)
— Czy wiesz — spytał szejk Faruk Abdullah — że przyjąłem tytuł Wielkiego Admirała Floty Sahary?
— Wcale mnie to nie dziwi, panie prezydencie — odparł Morgan i spojrzał na lśniący błękit jeziora Saladin. — O ile to nie tajemnica, iloma jednostkami pan dysponuje? — Obecnie dziesięcioma. Największa to trzydziestometrowy wodolot pływający pod znakiem Czerwonego Półksiężyca. Co tydzień ratuje iluś niewydarzonych matrosów. Mój lud nie oswoił się jeszcze na dobre z wodą… Popatrz tylko, jak ten idiota próbuje halsować! Ostatecznie dopiero dwieście lat temu przesiadł się z wielbłądów na łodzie.
— Wyposażając się w cadillaki i rolls-royce’y. To chyba ułatwiło przystosowanie.
— Wciąż je mamy. Srebrny duch mojego prapraprapradziadka wygląda jak nowy. Ale muszę oddać sprawiedliwość. Najwięcej kłopotów sprawiają goście, którzy nie znają tutejszych wiatrów. My wolimy łodzie z silnikiem. W przyszłym roku mam dostać łódź podwodną zdolną zejść do największej głębi jeziora, to jest na siedemdziesiąt osiem metrów.
— A to po co?
— Dopiero teraz archeologowie wybąkali, że pod piaskiem pustyni było pełno wykopalisk. Oczywiście nikt nie trudził się ich wydobyciem, aż zalano te tereny.
Poganianie prezydenta PAR-u — Północnoafrykańskiej Autonomicznej Republiki, mijało się z celem i Morgan miał dość rozumu; by nie naciskać. Cokolwiek stanowiła tutejsza konstytucja, szejk Abdullah skupił w swoim ręku więcej władzy i bogactw niż jakakolwiek inna jednostka na Ziemi. Co więcej, świetnie wykorzystywał i jedno, i drugie.
Pochodził z rodziny, która nie bała się ryzyka i rzadko żałowała swoich posunięć. Jej pierwszą i najbardziej znaną zagrywką, na pół wieku ustawiającą ród w opozycji do całego świata arabskiego, było zainwestowanie wielkich sum petro-dolarów w rozwój techniczny i naukowy państwa Izrael. Było to wysoce dalekowzroczne posuniecie, które umożliwiło w następstwie rozpoczęcie eksploatacji bogactw Morza Czerwonego, pokonanie pustyni, a nawet, o wiele później, wzniesienie Mostu Gibraltarskiego.
— Nie muszę ci mówić, Van — odezwał się w końcu szejk — jak bardzo pasjonują mnie twoje nowe projekty. Po tym wszystkim, co przeszliśmy razem podczas budowy mostu, wiem już, ile potrafisz, jeśli tylko znajdziesz oparcie…
— Dziękuję. — Mam jednak kilka pytań. Niezbyt jeszcze rozumiem, czemu ma służyć stacja pośrednia i czemu chcesz ją zawiesić właśnie na wysokości dwudziestu pięciu tysięcy kilometrów.
— Z kilku powodów. Po pierwsze, gdzieś na tej właśnie wysokości potrzebna będzie solidna stacja mocy, co i tak oznacza dość masywną konstrukcję. Potem dotarło do nas jeszcze, że siedem godzin to dość długi czas, jeśli spędzić go w ciasnej kabinie. Podzielenie podróży na dwa etapy będzie miało kilka zalet. Nie trzeba będzie karmić pasażerów w kapsułach, zjedzą coś i rozprostują nogi w stacji pośredniej. Uprości to też konstrukcję samych kabin. Te z dolnej sekcji będą musiały mieć kształt możliwie aerodynamiczny, górne będzie można projektować bez tego ograniczenia, dzięki czemu budowa ich będzie prostsza, będą też lżejsze. Stacja pośrednia posłuży też jako centrum kontrolne, a może i stanie się samodzielną atrakcją turystyczną.
— Ale to nie będzie dokładnie w połowie drogi, a raczej w dwóch trzecich całej linii.
— Owszem, środek przypadnie gdzieś na osiemnasty tysiąc. Ale trzeba brać pod uwagę jeszcze jedno. Bezpieczeństwo. Gdyby zdarzyło się, że linia powyżej uległaby przerwaniu, stacja nie spadnie na Ziemię.
— A to czemu?
— Moment obrotowy pozwoli jej pozostać na orbicie. Oczywiście zacznie spadać, ale nie wejdzie w atmosferę. Stanie się po prostu samodzielną, bezpieczną stacją orbitalną poruszającą się na dziesięciogodzinowej orbicie eliptycznej. Dwa razy w ciągu doby będzie przelatywać nad miejscem startu, dzięki czemu da się ją w jakiejś chwili przechwycić i podłączyć ponownie. Przynajmniej w teorii…
— A w praktyce?
— Najpewniej też dałoby się to zrobić. W każdym razie udałoby się uratować i ludzi, i wyposażenie. Niższa orbita nie daje tej szansy. Cokolwiek, co rozpoczyna spadek z pułapu niższego niż dwadzieścia pięć tysięcy kilometrów, w ciągu najwyżej pięciu godzin wchodzi w obręb atmosfery, gdzie musi spłonąć.
— Chyba nie będziesz nagłaśniać tego w prospektach reklamowych? — Mam nadzieję, że pasażerowie będą i tak zbyt zajęci podziwianiem krajobrazu.
— Ruchomy taras widokowy.
— A czemu nie? Najwyższy sztuczny taras widokowy na Ziemi położony jest na wysokości trzech kilometrów, a ten będzie kilkanaście tysięcy razy wyżej.
Szejk Abdullah umilkł na chwilę, zamyślony.
— Zmarnowaliśmy szansę — powiedział w końcu. — Mogliśmy zainstalować taras na szczytach pięciokilometrowych podpór mostu.
— Były w pierwotnym projekcie, ale zrezygnowano z nich. Koszty.
— To chyba był błąd. Szybko by się spłaciły. Ale pomyślałem jeszcze o czymś. Gdybyśmy mieli wówczas te superwłókna, to most byłby o połowę tańszy.
— Nie będę kłamał, panie prezydencie. Całość kosztów byłaby ponad pięciokrotnie niższa. Ale budowa opóźniłaby się o ponad dwadzieścia lat, tak zatem ostatecznie nic pan na tym nie stracił.
— Muszę powiedzieć to moim doradcom. Niektórzy jeszcze dzisiaj kręcą nosami, chociaż ruch na moście rośnie szybciej ‘niż wtedy przewidywaliśmy. Przekonuję ich, że pieniądze to nie wszystko. Republika potrzebowała mostu. Był to impuls ekonomiczny, kulturowy i psychologiczny. Wiesz, że dziewiętnaście procent podróżnych przejeżdża przez most tylko dlatego, że ten istnieje, a nie z potrzeby podróży? Zaraz potem wracają, płacąc w ten sposób myto w obie strony.
— Mam wrażenie, że już wiele lat temu wspominałem, że tak będzie. Niełatwo było pana przekonać.
— Niełatwo. Pamiętam, że najczęściej powoływałeś się na przykład budynku opery w Sydney zaznaczając, że koszty jego budowy zwróciły się już po wielokroć. I w gotówce, i we wzroście prestiżu miasta.
— Była jeszcze mowa o piramidach.
— Właśnie, jak je nazwałeś? — roześmiał się szejk. — Najlepszą inwestycją w historii ludzkości?
— Dokładnie. Nawet po czterech tysiącach lat wciąż jeszcze przynoszą dochód. — Kiepskie porównanie. Ich koszty utrzymania są znikome wobec tego, ile trzeba wydać na konserwację mostu. A to i tak mniej niż w przypadku wieży.
— Wieża może przetrwać nawet piramidy. Mniej szkodliwych wpływów środowiska.
— Niezwykłe. Naprawdę wierzysz, że będzie działać przez kilka tysięcy lat?
— Może nie w oryginalej postaci, ale zasadniczo tak. Cokolwiek przyniesie postęp techniczny, wieża długo jeszcze będzie najwydajniejszym i najtańszym sposobem dotarcia na orbitę. Można myśleć o niej jako o szczególnym moście. Tym razem będzie to most ku gwiazdom lub przynajmniej planetom.
Читать дальше