Fritz Leiber - Wędrowiec

Здесь есть возможность читать онлайн «Fritz Leiber - Wędrowiec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wędrowiec: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wędrowiec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na ziemskiej orbicie pojawia się, po wyjściu z nadprzestrzeni, olbrzymi obcy statek kosmiczny wielkości małej planety. Zszokowani Ziemianie obserwują jak obcy pojazd zaczyna rozwalać nasz Księżyc, wchłaniając go w siebie…

Wędrowiec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wędrowiec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A teraz proszę nam wszystko szczegółowo opowiedzieć — poprosił. — Od samego początku.

— Odkopaliśmy trzy wozy. Rivisa, nasz i mikrobus Wentcherów. Inne były za głęboko w ziemi, ale do tych trzech zmieściliśmy się z łatwością. W furgonetce Jechałam tylko ja, Bili i Ray. Kiedy dojechaliśmy do szosy, okazało się, że jest zupełnie pusta. To powinno było nas ostrzec, ale wtedy ucieszyliśmy się. Boże! Rivis skręcił na północ. My jechaliśmy do Los Angeles za mikrobusem. Mimo zakłóceń zdołaliśmy złapać dwie stacie. Ale słychać było tylko pojedyncze słowa. Coś o dużym trzęsieniu ziemi w Los Angeles i jakieś rady: zgasić światło, zakręcić wodę i tym podobne. Wciąż musieliśmy objeżdżać osypiska i głazy. Nadal nie widać było żadnych samochodów. Mikrobus był daleko na przedzie. Przy szosie, którą jechaliśmy, nie było plaży, jedynie urwisko i morze.

Nagle szosa zaczęła falować — mówiła dalej. — Ot tak bez żadnego ostrzeżenia. Wóz kołysał się jak statek. Drzwi się otworzyły i Ray wypadł. Ja uchwyciłam się Billa. Bill siedział wgnieciony w oparcie i hamował. Skały zaczęły się osuwać. Olbrzymi głaz zwali? się przed nami i ściął trzymetrowy kawał szosy. Pamiętam, że przygryzłam sobie język. Billowi jakoś udało się zatrzymać wóz. Szosa przestała się kołysać. Krztusiłam się od kurzu, kiedy nagle przez chmurę pyłu chlusnęła na nas woda: głaz wpadł do morza. Czułam w ustach sól, krew i kurz. Miałam wrażenie, że mózg wyskoczy mi z czaszki.

Po chwili wszystko ucichło. Szosa przed nami była zatarasowana, gruzy sięgały zderzaków. Nie wiem, czy udałoby się nam wspiąć na osypisko i przedostać na drugą stronę, ale taki mieliśmy zamiar, bo nie wiedzieliśmy, co z mikrobusem, czy zasypało go, czy odjechał, i wtedy ziemia znów się zatrzęsła. Spadający głaz omal mnie nie trafił. Następny potoczył się z hukiem. Bili kazał mi wrócić do samochodu, sam ruszył pieszo przez nowe osypisko, mówiąc, jak mam wycofać wóz, żeby objechać wszystkie głazy, skały i wyrwy. Kasłał wciąż i przeklinał nową planetę.

Ktoś inny również miotał przekleństwa… na nas! Był to Ray. Zapomnieliśmy o nim. Nogę miał złamaną powyżej kolana, ale ułożyliśmy go na plandece i przenieśliśmy do wozu. Ja zostałam z tyłu przy nim. Bill usiadł przy kierownicy i ruszyliśmy z powrotem.

Osypiska były tu większe, ale udało się nam przejechać. Mieliśmy nadzieję, że spotkamy inne samochody, ale nikt nie nadjeżdżał. Bili zatrzymał się przy budce telefonicznej na szosie, ale aparat nie działał i światło w budce zgasło akurat wtedy, gdy starał się uzyskać sygnał. W radiu były same trzaski. Słychać było tylko jedno słowo: pożar! Ray i ja wciąż krzyczeliśmy na Billa, żeby jechał wolniej lub prędzej.

Minęliśmy drogę prowadzącą tutaj, ale czterysta metrów dalej szosa była znów zatarasowana skałami. Nie było widać żywej duszy, żadnego światła oprócz tego okropieństwa na niebie. Wróciliśmy. Nie mieliśmy innego wyjścia.

Oddychała ciężko.

— W jakim stanie jest droga przez góry Santa Monica? — zapytał Brecht. — Chodzi mi o autostradę — dodał. — Droga? — pani Hixon spojrzała na niego z niedowierzaniem, a potem zaczęła się śmiać, a jednocześnie szlochać. — Idioto, kretynie, te góry bulgotały jak gulasz!

Wciąż śmiała się historycznie. Brecht zatkał jej usta ręką. Przez chwilę usiłowała się wyrwać, potem głowa opadła jej bezsilnie. Wanda i chuda kobieta zaprowadziły panią Hixon na drugi koniec tarasu. Rama Joan poszła za nimi, ale przedtem poprosiła Margo, żeby usiadła na jej miejscu, aby Anna, która cicho jak myszka przyglądała się wszystkiemu, mogła oprzeć jej głowę na kolanach.

Paul zwrócił się do Brechta:

— Zastanawiam się, dlaczego inne samochody nie utknęły na tym odcinku? Aż dziwne.

— Pewnie się szybko stamtąd wydostały po pierwszych, mniejszych wstrząsach — odparł Brecht. — Wstrząsy na pewno zmusiły wszystkich kierowców, zamierzających tamtędy przejechać, żeby zawrócili. Ale mimo to niektórzy musieli przedostać się przez góry.

— Hej, wy tam, przynieście tu łóżko! — krzyknął Hunter. — Wyniesiemy Raya z furgonetki, a potem pojedziemy do samochodów.

Arab, Pepe i Duży, zdyszani i drżący po szaleńczym biegu obok ponurych gmachów generała Granta, odetchnęli z ulgą, kiedy spostrzegli, że są już w pobliżu murzyńskolatynoskiej dzielnicy, i zataczając się ze zmęczenia wolno ruszyli Sto Dwudziestą Piątą Ulicą, kierując się na wschód.

Chodniki, zatłoczone nie dalej niż dwie godziny temu, były teraz puste. Jedynie porozrzucane, zgniecione plastikowe kubki, papierowe torby, puste butelki po napojach orzeźwiających i butelki po alkoholu świadczyły o niedawnej obecności tłumu. Na ulicy nie było żadnego ruchu kołowego, gdzieniegdzie jednak stały byle jak zaparkowane wozy — silniki dwóch jeszcze pracowały, a z rur wydechowych buchały kłęby niebieskiego dymu.

Patrząc na wschód, trzej bracia-narkomani musieli mrużyć oczy przed blaskiem słońca, ale jak się już zorientowali, długa ulica prowadząca do serca Harlemu była zupełnie wyludniona.

Z początku poza stukotem ich nóg i warczącymi silnikami samochodów słychać było jedynie grobowe dźwięki wydawane przez niewidzialne aparaty radiowe. Sądząc z tonu były to niesłychanie ważne wiadomości, ale z powodu trzasków j zakłóceń słowa były nieuchwytne — zagłuszało je ponadto alarmowe, dalekie nawoływanie syren i trąbek.

— Gdzie się wszyscy podzieli? — zapytał szeptem Duży.

— To atak atomowy — stwierdził Pepe. — Rosjanie poszli na całego. Wszyscy pochowali się w piwnicach. Chodźmy do domu. — A potem głosem znów przypominającym wycie wilka, krzyknął: — Kula ognista wychodzi z wody!

— Nie — zaoponował cicho Arab. — Kiedy byliśmy nad rzeką, nastąpił sąd ostateczny. Stary kaznodzieja miał rację. Wszystkich porwano — biedacy nie zdążyli nawet wyłączyć silników i zgasić radia. Tylko myśmy zostali!.

Wzięli się za ręce i na palcach, żeby nie czynić najmniejszego hałasu, przerażeni poszli dalej.

Sally i Jake bezszelestnie wysiedli z małej aluminiowej windy, którą przejechali ostatnie trzy piętra. Stali w półmroku, a wpadające przez okno promienie Wędrowca oświetlały ogromny fortepian. Nogi zapadały im się w gruby dywan na gąbce.

— Jest tu kto? — zawołała cicho Sally.

Drzwi windy z lekkim sykiem zaczęły się zasuwać, ale Sally przytrzymała je i unieruchomiła małym stolikiem ze srebrnym blatem.

— Co robisz? — zapytał Jake.

— Nie wiem — odpowiedziała. — Usłyszymy dzwonek, jeżeli ktoś inny będzie chciał tu wejść.

— Poczekaj chwilę. Jesteś pewna, że Hasseltinea nie ma?

Sally wzruszyła ramionami.

— Rozejrzę się, a ty zobacz tymczasem, co jest w lodówce. Tylko trzymaj łapy z dala od srebrnych sztućców. Pewnie ci już kiszki marsza grają?

Niczym mysz, która przyprowadziła drugą na ucztę, dziewczyna zaprowadziła chłopca do kuchni.

W malutkiej piwiarni w Severn, koło Portishead, do której udał się po dwugodzinnej drzemce, żeby nadrobić zaległości w piciu — bo nie pił przez cały ranek — Dai Davies ze złośliwą uciechą słuchał napływających przez radio dziwnych relacji o Wędrowcu. Od czasu do czasu barwnie je komentował, dodając własne spostrzeżenia, żeby rozweselić kompanów od kieliszka, którzy jednak nie doceniali jego wysiłków.

— Fioletowa, z odcieniem przydymionego bursztynu, co?! — krzyczał na cały głos. — To wielka reklama amerykańska pisana ręką gwiazd, tak, chłopaki, reklama soku z winogron i piwa bezalkoholowego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wędrowiec»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wędrowiec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wędrowiec»

Обсуждение, отзывы о книге «Wędrowiec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x