Robert Heinlein - Luna to surowa pani

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Heinlein - Luna to surowa pani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Luna to surowa pani: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Luna to surowa pani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W książce uważanej za jedną z jego najbardziej fascynujących i zmuszających do myślenia, mistrz współczesnej SF opowiada dziwną historię z jeszcze bardziej dziwnego świata — XXI-wiecznej Luny, kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Wybucha tam rewolucja zesłanych do Luny nieszczęśników przeciwko nadzorującemu ich komputerowi. Powstanie rozszerza się, dopóki nie następuje to, co jest nieuniknione…

Luna to surowa pani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Luna to surowa pani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chciał coś odpyskować, ale zagłuszył go ogólny rechot. Wyoh mówiła dalej:

— Nikt nie musi umierać z głodu. Fredzie Hauser, przyjedź do Hongkongu ze swoim wiertłem; nasze wodociągi i klimatyzacja nie należą do Zarządu, a za lód płacimy uczciwie. Ty, farmerze-bankrucie — jeśli nie boisz się przyznać, że jesteś bankrutem, przenieś się do Hongkongu i zacznij od nowa. Cierpimy na chroniczny niedobór rąk do pracy, kto lubi robotę, nie umrze z głodu. — Rozejrzała się i dodała: — Dość już powiedziałam. Wybór należy do was. — Zeszła z podium i usiadła pomiędzy Krasnalem a mną.

Cała drżała. Krasnal poklepał ją po dłoni; zerknęła na niego z wdzięcznością i szepnęła do mnie:

— Jak wypadłam?

— Wspaniale — zapewniłem ją. — Bombowo! — Chyba mi uwierzyła.

Ale nie mówiłem tego szczerze. Była „wspaniała”, podbiła publiczność. Ale jej przemówienie stanowiło zbiór pusty. Przez całe życie wiedziałem, że jesteśmy niewolnikami — i że nie ma na to rady. Wprawdzie nie handlowano nami — ale byliśmy niewolnikami, bo Zarząd miał monopol na to, co musieliśmy mieć i co musieliśmy sprzedawać, aby kupić to, co musieliśmy mieć.

Czy można to zmienić? Gubernator nie był naszym właścicielem. Gdyby był, można by go jakoś wyeliminować. Ale siedziba Zarządu znajdowała się na Terra, nie w Lunie — my zaś nie mieliśmy ani jednego statku, ani jednej, choćby malutkiej, bomby wodorowej. W Lunie nie było nawet broni palnej; zresztą sam nie wiem, do czego by się nam mogła przydać. Chyba moglibyśmy powystrzelać się nawzajem.

Trzy miliony bezbronnych i bezradnych ludzi — i jedenaście miliardów z drugiej strony… plus statki, bomby i broń. Moglibyśmy zajść im za skórę, ale na jak długo wystarczy tacie cierpliwości, zanim przełoży dziecko przez kolano?

Tak więc przemówienie nie zrobiło na mnie wrażenia. Jak powiada Biblia, Bóg jest po stronie tej armii, która ma cięższe działa.

Znów zaczęły się rozhowory — co robić, jak się zorganizować itd., i znów rozległy się wariacje na temat „ramię w ramię”. Facet za stołem prezydialnym wciąż puszczał młotek w ruch, a mnie drażniło to wszystko coraz bardziej.

Ale nadstawiłem ucha, kiedy usłyszałem znajomy głos:

— Panie przewodniczący! Czy mogę prosić szanownych zebranych o pięć minut uwagi?

Obejrzałem się. Profesor Bernardo de la Paz — nawet gdybym nie znał głosu, domyśliłbym się po jego staroświeckim sposobie mówienia. Elegancki facet, z kędzierzawymi siwymi włosami, dołkami w policzkach i optymistycznym głosem… Nie wiem, ile miał lat, ale poznałem go, kiedy byłem dzieciakiem, i już wtedy był stary.

Zesłano go, zanim się jeszcze urodziłem, ale nie za sprawy kryminalne. Profesor podpadał pod paragraf polityczny, jak gubernator, ale był elementem wywrotowym, i nie dali mu ciepłej posadki „gubernatora” albo kogoś takiego, tylko zostawili na łaskę losu.

Mógł wtedy dostać pracę w każdej szkole w L-City, ale nie chciał. Podobno przez jakiś czas zmywał naczynia, potem niańczył dzieci, założył przedszkole i powiększył je o żłobek. Kiedy go poznałem, kierował żłobkiem, przedszkolem, szkołą podstawową i średnią oraz internatem, zatrudniał 30 nauczycieli ze spółdzielni i właśnie otwierał wieczorowy college.

Uczyłem się u niego, choć nie mieszkałem w internacie. Gdy miałem 14 lat, wślubiłem się w nową rodzinę, a ci posłali mnie do szkoły, bo przedtem uczyłem się tylko przez trzy lata, nie licząc terminowania tu i tam. Moja najstarsza.żona uparła się, żeby mnie dokształcić, a z nią lepiej było nie dyskutować.

Lubiłem Profesora. Uczył wszystkiego . Nawet rzeczy, o których nic nie wiedział. Jeśli znalazł na nie ucznia, uśmiechał się tylko, ustalał czesne, znajdował podręczniki i uczył się sam, pozostając o parę lekcji przed uczniem. Czasami, jeśli przedmiot był trudny, niezbyt mu to wychodziło — nigdy jednak nie udawał, że jest mądrzejszy, niż był naprawdę. Uczyłem się u niego algebry, i gdy dotarliśmy do sześcianów, w jego rachunkach było więcej błędów niż w moich, ale każdą lekcję zaczynał wesoło i śmiało.

Zaczął uczyć mnie elektroniki, ale wkrótce to ja jego uczyłem. Wtedy przestał brać czesne, i studiowaliśmy razem, dopóki nie znalazł inżyniera, który potrzebował dodatkowej fuchy — obaj mu płaciliśmy, a Profesor próbował uczyć się wraz ze mną, choć nie miał do tego smykałki, ale cieszył się, że dowiaduje się czegoś nowego.

Przewodniczący grzmotnął młotkiem.

— Z przyjemnością oddajemy głos Profesorowi de la Paz na tak długo, jak sobie życzy — a wy, chłoptysie z tyłu, zamknijcie się! Bo pójdę do was z tym młotkiem.

Profesor wszedł na podium, i zapanowała względna cisza; według lunatyckich standardów, dowód niezwykłego szacunku.

— Będę mówił krótko — zaczął. Przerwał, popatrzał na Wyoming i zgodnie z dobrymi obyczajami przyjrzał jej się dokładnie, po czy gwizdnął. — Śliczna señorito — powiedział — czy wybaczy mi pani śmiałość? Przypadł mi bolesny obowiązek polemiki z pani porywającym wywodem.

Wyoh zjeżyła się.

— Jakiej polemiki? Mówiłam prawdę!

— Proszę! Chodzi mi tylko o jeden punkt. Czy mogę?

— Eee… proszę.

— Ma pani rację, musimy pozbyć się Zarządu. Jest rzeczą groteskową, szkodliwą i niedopuszczalną, aby całą naszą gospodarką rządziła nieodpowiedzialna dyktatura! Prawo do swobodnego handlu na wolnym rynku uważam za podstawowe prawo człowieka. Lecz z całym szacunkiem muszę zauważyć, że omyliła się pani twierdząc, jakobyśmy mogli sprzedawać na Terrę pszenicę — albo ryż, albo cokolwiek jadalnego — po jakiejkolwiek cenie. Nie wolno nam eksportować żywności!

— A co ja mam robić z moją pszenicą? — odezwał się farmer.

— Proszę o uwagę! Możemy wysyłać pszenicę na Terrę… jeśli Terra będzie wysyłać w zamian takie same ilości surowców. Wody. Azotanów. Fosfatów. Tona za tonę. Każda inna cena jest dla nas nie do przyjęcia.

— Chwileczkę — powiedziała Wyoh do farmera, a potem do Profesora: — Wie pan, że to niemożliwe. Na dół towar wędruje prawie za darmo, ale wysyłka do Luny jest droga. Ale nie potrzebujemy wody i nawozów, potrzebujemy lżejszych rzeczy. Elektroniki. Lekarstw. Technologii. Maszyn. Taśm kontrolnych. Poświęciłam temu problemowi wiele uwagi, panie Profesorze. Jeśli w warunkach wolnego rynku wywalczymy uczciwe ceny…

— Bardzo panią proszę! Czy mogę mówić dalej?

— Proszę. Potem się ustosunkuję.

— Fred Hauser powiedział nam, że coraz trudniej jest znaleźć lód. To prawda — dla nas to źle, lecz dla naszych wnuków będzie to katastrofą. Luna City może używać wodę w obiegu zamkniętym… urobek lodu powinien odpowiadać jedynie przyrostowi ludności. Ale używamy wodę tylko raz — w jednym trzyfazowym cyklu. Potem wysyłamy ją do Indii. Zamkniętą w pszenicy. Nawet po obróbce próżniowej pszenica zawiera bezcenną wodę. Po co wysyłać wodę do Indii? Mają tam cały Ocean Indyjski! Pozostała część masy jest dla nas jeszcze cenniejsza, nawozy są jeszcze bardziej kosztowne, nawet jeśli produkujemy je ze skały. Posłuchajcie, towarzysze! Każdy ładunek, jaki posyłacie na Terrę, to długoterminowy wyrok śmierci na wasze wnuki. Cud fotosyntezy, ekosystemu roślin i zwierząt, polega na tym, że odbywa się ona w obiegu zamkniętym . Przerwaliście ten obieg — i wasza krew płynie na Terrę. Po co wam wyższe ceny? Pieniędzmi się nie najecie! Wszyscy musimy skończyć z tym marnotrawstwem. Embargo, bezwzględne i całkowite. Luna musi być samowystarczalna!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Luna to surowa pani»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Luna to surowa pani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Heinlein - Luna e o doamnă crudă
Robert Heinlein
Robert Heinlein
Robert Silverberg - Przeciwko Babilonowi
Robert Silverberg
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Tom O'Bedlam
Robert Silverberg
Robert Silverberg
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Iain Banks
Robert Heinlein - Władcy marionetek
Robert Heinlein
Robert Heinlein
Отзывы о книге «Luna to surowa pani»

Обсуждение, отзывы о книге «Luna to surowa pani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x