Robert Heinlein - Luna to surowa pani

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Heinlein - Luna to surowa pani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Luna to surowa pani: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Luna to surowa pani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W książce uważanej za jedną z jego najbardziej fascynujących i zmuszających do myślenia, mistrz współczesnej SF opowiada dziwną historię z jeszcze bardziej dziwnego świata — XXI-wiecznej Luny, kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Wybucha tam rewolucja zesłanych do Luny nieszczęśników przeciwko nadzorującemu ich komputerowi. Powstanie rozszerza się, dopóki nie następuje to, co jest nieuniknione…

Luna to surowa pani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Luna to surowa pani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Mike — powiedziałem wreszcie przed samym wyjściem — czy chciałbyś rozmawiać z kimś poza mną?

Jego głos znów zabrzmiał ostro.

— Oni wszyscy są głupi !

— Niewystarczające dane, Mike. Wróć i wyzeruj. Nie wszyscy są głupi.

— Poprawka wprowadzona — odpowiedział spokojniejszym tonem. — Chętnie porozmawiam z kimś nie-głupim.

— Niech się zastanowię. Jeśli ktoś ma wejść za drzwi z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”, to trzeba wymyślić jakiś dobry pretekst.

— Man, mogę porozmawiać z kimś nie-głupim przez telefon.

— Słowo daję. Rzeczywiście. Z każdego wejścia programującego.

Mike rzeczywiście myślał o rozmowach „przez telefon”. Nie, nie miał własnego numeru w książce telefonicznej, mimo że zawiadywał całym systemem — pomyślcie tylko, co by to było, gdyby każdy Lunatyk mógł telefonicznie połączyć się z głównym komputerem i programować go. Ale Mike może mieć specjalny numer, zastrzeżony wyłącznie dla przyjaciół — czyli dla mnie i tych nie-głupich, których sam wybiorę. Wystarczy znaleźć jakiś wolny numer i dodać jeden przewód do jego wodera i wokodera; podłączeniem zajmie się on sam.

W 2075 telefony w Lunie nie miały jeszcze obwodów głosowego wybierania numerów, tylko klawiatury z literami łacińskiego alfabetu. Kto dobrze zapłacił, mógł otrzymać numer stanowiący 10-literową nazwę jego firmy — dobra reklama. Kto zapłacił nieco mniej, otrzymywał zestaw liter tworzący łatwe do zapamiętania słowo. Kto zapłacił jedynie kwotę z cennika, dostawał jako numer bezsensowny ciąg liter. Ale były kombinacje, których nigdy nie używano. Poprosiłem Mike’a, żeby wymyślił taki pusty numer.

— Szkoda, że nie może to być po prostu „Mike”.

— Numery wykorzystane — odpowiedział. — MIKESGRILL, Nowy Leningrad. MIKEANDLIL, Luna City. MIKESSUITS, Sub-Tycho. MIKES…

— Stop! Zdefiniuj numer pusty.

— Za puste uważa się wszelkie numery, w których po spółgłosce występuje X, Y lub Z; w których występują podwojone samogłoski, za wyjątkiem E i O; w których…

— Dobra. Twoim sygnałem będzie MYCROFT. — Po dziesięciu minutach, z których dwie zajęło mi założenie ręki nr 3, cienki drucik łączył Mike’a z siecią telefoniczną, on zaś w ciągu kilku milisekund wprowadził do niej swój sygnał. — MYCROFT-plus-XXX — i zablokował obwód, aby żaden wścibski technik nie mógł niczego wywęszyć.

Zmieniłem rękę, spakowałem narzędzia i zabrałem wydrukowaną setkę bab u lekarza.

— Dobranoc, Mike.

— Dobranoc, Man. Dziękuję ci. Bolszoje dzięki!

ROZDZIAŁ II

Pojechałem kolejką podziemną przez Marę Crisium do L-City, ale nie poszedłem do domu; Mike’a zainteresowało spotkanie, które miało się odbyć tego wieczora o 21.00 w Klubie Stiliagów [4] Stiliaga (roś.) — bikiniarz, chuligan. , (Mike obserwował koncerty, zebrania itp.); tego dnia ktoś ręcznie odłączył jego mikrofony w Klubie Stiliagów. Widocznie Mike poczuł się urażony.

Nietrudno było się domyślić, dlaczego odłączyli te mikrofony. Polityka — okazało się, że to wiec. Nie bardzo mogłem pojąć, po co chcą zataić dyskusję przed Mikiem, bo dałbym sobie uciąć drugą rękę, że w tłumie będą kapusie gubernatora. Rzecz jasna, nie spodziewałem się żadnych prób rozpędzenia wiecu ani nawet przywołania do porządku odbywających jeszcze karę zesłańców, którzy zechcą się wykrzyczeć. To nie było konieczne.

Dziadek Stone twierdził, że Luna stanowi jedyny w historii przykład otwartego więzienia. Nie ma tu krat, strażników ani regulaminów — bo nie są potrzebne. Dziadek opowiadał mi, jak na samym początku, zanim ludzie uświadomili sobie, że zesłanie oznacza wyrok dożywotni, niektórzy skazańcy próbowali uciekać. Oczywiście statkiem — a skoro masa statku wyliczona jest niemal co do grama, musieli przekupić oficera. Podobno niektórzy brali łapówki. Lecz nikomu nie udało się uciec; wzięcie łapówki niekoniecznie oznacza, że ten, kto ją otrzymał, dał się przekupić. Widziałem raz faceta, którego dopiero co wyeliminowano przez Śluzę Wschodnią; nie sądzę, żeby trup człowieka wyeliminowanego na orbicie stanowił piękniejszy widok.

A więc gubernatorzy nie przejmowali się wiecami. Ich dewiza brzmiała: „Niech się wykrzyczą”. Te krzyki były mniej więcej równie groźne, co piszczenie kociaków w pudle. Och, niektórzy gubernatorzy słuchali tych krzyków, a niektórzy próbowali je uciszyć, ale w końcu wychodziło na jedno — program pusty.

Kiedy Mort Kurzajka objął swój urząd w 2068, wygłosił kazanie o tym, jak to za jego panowania wszystko „na” Lunie się zmieni — truł, że „siłą własnych rąk zbudujemy doczesny raj”, że musimy „razem, w duchu braterstwa przyłożyć się do wspólnej pracy” i „zapomnieć o dawnych błędach i zwrócić wzrok ku nowej, jasnej jutrzence”. Słuchałem tego w Australijskiej Garkuchni Matki Boor, wchłaniając irlandzki gulasz i litr jej firmowego piwa. Pamiętam jej słowa: „Piknie mówi, nie?”

Komentarz matki Boor stanowił jedyny skutek przemówienia. Przesłano kilka petycji, a tzw. przyboczna gwardia gubernatora zaczęła nosić karabiny nowego typu; poza tym nic się nie zmieniło. Wkrótce Mort przestał nawet pokazywać się w TV.

A więc poszedłem na to spotkanie dlatego tylko, że zainteresowało ono Mike’a. Zostawiając skafander i narzędzia na stacji kolejki przy Śluzie Zachodniej, wyjąłem z torby magnetofon do testów i wsunąłem go do sakiewki przy pasku, żeby Mike mógł dokładnie poznać przebieg zebrania, nawet gdybym ja je przespał.

Choć mało brakowało, a nie wpuściliby mnie. Wszedłem na górę z poziomu 7-A, ruszyłem do bocznych drzwi, i tam zatrzymał mnie stiliaga — w watowanym trykocie, sączku i nagolennikach, z torsem lśniącym od oliwy i obsypanym srebrnym gwiezdnym pyłem. Nie, żebym osądzał ludzi po stroju; sam miałem na sobie trykot (choć nie watowany), a czasami, przy uroczystych okazjach, smaruję górną część ciała oliwą.

Ale nie używam kosmetyków, a włosy mam przerzedzone i nie dałoby rady upiąć ich w czub. Ten młodzian miał wygolone skronie, resztę włosów ustawioną dęba, w czub, jakiego nie powstydziłby się kogut, a wszystko to wieńczyła wypchana z przodu, wysoka czerwona czapeczka.

Frygijka — pierwsza, jaką widziałem na własne oczy. Zacząłem przepychać się do przodu; zagrodził mi drogę ramieniem i przysunął twarz do mojej.

— Bilet!

— Przepraszam — powiedziałem. — Nie wiedziałem. Gdzie można je kupić?

— Nie można.

— Powtórz — powiedziałem. — Zakłócenia na linii.

— Nikt tu nie wchodzi — warknął — jak nie ma poręczenia. Kto ty jesteś?

— Jestem — odpowiedziałem starannie — Manuel Garcia O’Kelly i znają mnie wszystkie stare wygi. A ty kto jesteś?

— Co to cię obchodzi?! Pokaż bilet z podpisem albo spływaj!

Zacząłem się zastanawiać, jak długo ten przyjemniaczek jeszcze pożyje. Turyści często opowiadają, jak uprzejmi są ludzie w Lunie — milcząco imputując, że nie spodziewali się tak dobrych manier po eksskazańcach. Byłem, na Ziemi, wiem, co oni muszą znosić, i rozumiem tych turystów. Ale oni nie mogą pojąć, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, bo — w Lunie — źli aktorzy nie żyją długo.

Ale nie chciałem się bić, nawet jeśli ten chłoptyś zachowywał się jak ostatni żółtodziób; pomyślałem sobie tylko, jak wyglądałaby jego buzia, gdybym popieścił ją ręką nr 7.

Tylko o tym myślałem — właśnie miałem mu grzecznie odpowiedzieć, kiedy dostrzegłem w środku Krasnala Mkruma. Krasnal to wielki czarny facet, dwa metry wzrostu, zesłany do Skały za morderstwo, i do tego najmilszy, najbardziej pomocny gość, z jakim zdarzyło mi się pracować — zanim odcięło mi rękę, uczyłem go fedrowania laserem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Luna to surowa pani»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Luna to surowa pani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Heinlein - Luna e o doamnă crudă
Robert Heinlein
Robert Heinlein
Robert Silverberg - Przeciwko Babilonowi
Robert Silverberg
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Tom O'Bedlam
Robert Silverberg
Robert Silverberg
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Iain Banks
Robert Heinlein - Władcy marionetek
Robert Heinlein
Robert Heinlein
Отзывы о книге «Luna to surowa pani»

Обсуждение, отзывы о книге «Luna to surowa pani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x