Robert Heinlein - Luna to surowa pani

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Heinlein - Luna to surowa pani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Luna to surowa pani: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Luna to surowa pani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W książce uważanej za jedną z jego najbardziej fascynujących i zmuszających do myślenia, mistrz współczesnej SF opowiada dziwną historię z jeszcze bardziej dziwnego świata — XXI-wiecznej Luny, kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Wybucha tam rewolucja zesłanych do Luny nieszczęśników przeciwko nadzorującemu ich komputerowi. Powstanie rozszerza się, dopóki nie następuje to, co jest nieuniknione…

Luna to surowa pani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Luna to surowa pani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Krasnal!

Usłyszał mnie i błysnął zębami jak klawiaturą pianina.

— Cześć, Mannie! — Podszedł do nas. — Dobrze, że tu przyszedłeś, Man!

— Nie wiem, czy przyszedłem — powiedziałem. — Coś się zablokowało na linii.

— Facet nie ma biletu — powiedział wykidajło.

Krasnal sięgnął do sakwy i podał mi bilet.

— Teraz już ma. Wchodź, Mannie.

— Chcę zobaczyć podpis — upierał się wykidajło.

— To mój podpis — rzekł cicho Krasnal. — Okay, towariszcz?

Z Krasnalem nikt nie dyskutuje — sam nie wiem, jak zdołał wplątać się w morderstwo. Przeszliśmy do pierwszego rzędu, zarezerwowanego dla VIP-ów.

— Chciałbym ci przedstawić pewną miłą małą dziewczyneczkę — powiedział Krasnal.

Tylko dla Krasnala była „mała”. Nie jestem kurduplem, mierzę 175 cm, ale ona była wyższa — 180, jak się później dowiedziałem, i 70 kilo masy, pięknie zaokrąglonej, jasnoskórej — istny negatyw Krasnala. Uznałem, że musiała zostać zesłana do Luny, bo w następnych pokoleniach kolory rzadko bywają tak czyste. Miała miłą twarz, całkiem ładną, a jej strzelistą, jasnoskórą, solidną i piękną konstrukcję wieńczyły kędzierzawe złote włosy.

Cofnąłem się o trzy kroki, obejrzałem ją sobie od stóp do głów i gwizdnąłem. Ani drgnęła, dopiero po chwili podziękowała mi skinieniem głowy — dość nagłym, widocznie nudziły ją komplementy. Krasnal przeczekał te formalności i powiedział cicho:

— Wyoh, przedstawiam ci towarzysza Mannie’ego, najlepszego rębacza z naszych kopalni. Mannie, ta dziewczyneczka to Wyoming Knott, przyjechała tu aż z Platona, żeby opowiedzieć, jak nasza organizacja radzi sobie w Hongkongu. To bardzo miło z jej strony, nie uważasz?

Wyciągnęła do mnie dłoń.

— Mów mi Wye, Mannie — ale nie mów „Why not” [5] Why not (ang.) — Czemu nie. . Właśnie to chciałem powiedzieć, ale opanowałem się i odparłem:

— Okay, Wye.

— A więc jesteś górnikiem — mówiła dalej, zerkając na moją gołą głowę. — Krasnal, gdzie jest jego czapka? Myślałam, że tutejsi górnicy są zrzeszeni. — I ona, i Krasnal mieli na głowach małe czerwone czapeczki, jak ta, którą nosił wykidajło — miała je zresztą chyba jedna trzecia zgromadzonych.

— Już nie fedruję — wyjaśniłem. — Rzuciłem to, kiedy straciłem skrzydło. — Uniosłem lewą rękę i pokazałem jej szew w miejscu, gdzie proteza łączy się z ciałem (nie wzdragam się przed zwracaniem uwagi dam na moją rękę; niektóre czują obrzydzenie, ale w innych wzbudza to instynkty macierzyńskie — w sumie wychodzi na zero). — Teraz jestem programistą.

— Kolaborujesz z Zarządem? — zapytała ostro.

Nawet teraz, kiedy mamy w Lunie niemal tyle samo kobiet co mężczyzn, nadal jestem na tyle staroświecki, że nigdy nie bywam niegrzeczny wobec kobiety — one mają tak wiele tego, czego my nie mamy wcale. Ale ta dziewczyna trafiła mnie w niezaleczoną bliznę, i odpowiedziałem jej niemal z arogancją:

— Gubernator nie zatrudnia mnie. Świadczę usługi dla Zarządu jako prywatny przedsiębiorca.

— A więc okay — odpowiedziała cieplejszym tonem. — Wszyscy mamy do czynienia z Zarządem, tego nie sposób uniknąć — w tym cały kłopot. Właśnie to chcemy zmienić.

„Zmienić — hę? Ciekawe jak — pomyślałem. — Wszyscy mamy do czynienia z Zarządem, tak jak wszyscy mamy do czynienia z prawem ciążenia. To też chcecie zmienić?” — Ale zachowałem te myśli dla siebie, bo nie chciałem kłócić się z kobietą.

— Mannie jest okay — powiedział spokojnie Krasnal. — To twardy chłopak — ręczę za niego. Mam dla niego czapkę — dodał sięgając do sakwy. Zaczął zakładać mi ją na głowę.

Wyoming Knott odebrała mu ją.

— Ręczysz za niego?

— Już powiedziałem.

— Okay, a więc zróbmy to po hongkongijsku. — Wyoming stanęła przede mną, ułożyła czapkę na mojej głowie i mocno pocałowała mnie w usta.

Zrobiła to bez pośpiechu. Pocałunek Wyoming Knott dostarcza więcej wrażeń niż małżeństwo z większością kobiet. Gdybym był Mikiem, wszystkie moje światełka rozbłysłyby naraz. Poczułem się jak cyborg, któremu włączono ośrodek przyjemności.

Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że jest już po pocałunku, a ludzie wokół nas gwiżdżą. Zamrugałem i powiedziałem:

— Cieszę się, że wstąpiłem do waszej organizacji. A co to za organizacja?

— Nie wiesz? — zapytała Wyoming. Krasnal przerwał jej:

— Zaraz zacznie się posiedzenie — sam się dowie. Siadaj, Man. Proszę, Wyoh, usiądź. — Usiedliśmy, a jakiś facet zaczął walić młotkiem w stół prezydialny.

Dzięki młotkowi i podkręconemu wzmacniaczowi udało mu się przekrzyczeć wrzawę.

— Zamknąć drzwi! — ryknął. — Rozpoczynamy zamknięte posiedzenie. Niech każdy sprawdzi, kto siedzi przed nim, za nim, obok niego — jeśli zobaczycie kogoś, kogo nie znacie i za kogo nie ręczy nikt, kogo znacie, wyrzućcie tego człowieka!

— Co za „wyrzućcie”?! — odpyskował ktoś. — Wyeliminować go przez najbliższą śluzę!

— Proszę o spokój! Na to przyjdzie jeszcze czas. — Przez chwilę panowało zamieszanie, jakiemuś facetowi zerwano z głowy czerwoną czapeczkę i wyrzucono go — pięknie szybował, w drzwiach nabierał jeszcze wysokości. Wątpię, żeby to czuł; chyba był nieprzytomny. Znacznie uprzejmiej usunięto jakąś kobietę, która nie zareagowała na to zbyt uprzejmie; wygłosiła parę niemiłych uwag na temat usuwających. Zarumieniłem się.

Wreszcie zamknięto drzwi. Zagrała muzyka, nad podium zawisł transparent z napisem: „WOLNOŚĆ! RÓWNOŚĆ! BRATERSTWO!” Wszyscy zaczęli gwizdać; niektórzy głośno i fałszywie śpiewali: „Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód…” Jakoś nikt nie wyglądał na udręczonego przez głód. Ale przypomniałem sobie, że od 14.00 nic nie jadłem; miałem nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo — a to przypomniało mi, że taśmy w magnetofonie starczy tylko na dwie godziny — i zacząłem się zastanawiać, co by zrobili, gdyby go znaleźli. Wystrzelili mnie za drzwi po kursie na twarde lądowanie? A może wyeliminowali? Ale nie przejmowałem się tym; sam zrobiłem ten magnetofon, przy użyciu ręki nr 3, i tylko technik-miniaturyzator domyśliłby się, że to magnetofon.

Potem zaczęły się przemówienia.

Wartość semantyczna była bliska zera. Jeden koleś zaproponował, żebyśmy „ramię w ramię” ruszyli na rezydencję gubernatora i upomnieli się o nasze prawa. Tylko pomyślcie. Wyobraźcie sobie, jak jedziemy tam kapsułami kolejki podziemnej i gęsiego wysiadamy na jego prywatnej stacji. A co robią w tym czasie jego goryle? Albo zakładamy skafandry i wędrujemy po powierzchni do jego górnej śluzy. Z laserowymi wiertłami i odpowiednią ilością energii można otworzyć każdą śluzę — ale co potem? Winda nie działa? A więc improwizujemy jakiś wyciąg i spuszczamy się na dół, a tam co — kolejna śluza?

Nie lubię pracować przy zerowym ciśnieniu, zbyt często zdarzają się awarie skafandrów — zwłaszcza awarie zaaranżowane. Pierwsza rzecz, jakiej nauczono się o Lunie, kiedy przybyły do niej pierwsze statki ze skazańcami, brzmiała: przy zerowym ciśnieniu trzeba się grzecznie zachowywać. Nadzorcy, którzy mają niewyparzone buzie, znikają już po kilku szychtach; zdarzają im się „wypadki” — a szefowie nadzorców wkrótce przestali interesować się wypadkami, bo tylko w ten sposób sami mogli się przed nimi ustrzec. Na początku ofiary śmiertelnych wypadków przy pracy sięgały 70% stanu osobowego, ale przeżyli sami mili faceci. Nie mięczaki, nie łajzy, Luna nie jest dla takich. Ale faceci z dobrymi manierami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Luna to surowa pani»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Luna to surowa pani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Heinlein - Luna e o doamnă crudă
Robert Heinlein
Robert Heinlein
Robert Silverberg - Przeciwko Babilonowi
Robert Silverberg
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Tom O'Bedlam
Robert Silverberg
Robert Silverberg
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Iain Banks
Robert Heinlein - Władcy marionetek
Robert Heinlein
Robert Heinlein
Отзывы о книге «Luna to surowa pani»

Обсуждение, отзывы о книге «Luna to surowa pani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x