— Chcę. Myślałam, że nazywasz się „O’Kelly”.
— I owszem. Przy oficjalnych okazjach dodaję „Davis”. Davis to był Pierwszy Mąż, nie żyje od pięćdziesięciu lat. To nazwisko rodzinne i każda kobieta to „gospoża Davis” myślnik nazwiska wszystkich mężczyzn w linii Davisów plus jej rodzinne. W praktyce Mama to tylko „gospoża Davis” bez niczego — możesz tak do niej mówić — a inne używają pierwszych nazwisk i dodają „Davis” tylko, gdy podpisują czeki albo coś takiego. Jedna Ludmiła jest „Davis-Davis”, bo jest dumna z podwójnego członkostwa, z urodzenia i ze ślubu.
— Rozumiem. A więc mężczyzna nazwiskiem „John Davis” to syn, ale jeśli ma inne nazwisko, to jest twoim współ-mężem. Ale wszystkie dziewczęta tak czy tak nazywałyby się „Jenny Davis”, prawda? Więc po czym poznać? Po wieku? Nie, to żadne kryterium. Już nic nie rozumiem! A myślałam, że małżeństwa klanowe są skomplikowane. Albo poliandrie — choć w mojej wszystko było proste; przynajmniej obaj mężowie nosili to samo nazwisko.
— Żaden kłopot. Kiedy usłyszysz, że kobieta koło czterdziestki zwraca się do piętnastolatki per „Mamo Miła”, poznasz, która jest żoną, a która córką — choć naprawdę nie napotkasz u nas sytuacji aż tak skomplikowanych, bo nie mamy w domu córek na wydaniu; wszystkie prześlubiają się, ledwo odrosną od podłogi. Choć jakaś starsza córka może akurat nas odwiedzić. Twoi mężowie nazywali się „Knott”?
— Och, nie, Fiedosiejew, Choy Lin i Choy Mu. Wróciłam do rodzinnego nazwiska.
Profesor wyszedł z łazienki, zagderał starczo (wyglądał jeszcze gorzej niż za poprzednim razem!), wyszliśmy trzema różnymi wyjściami i na punkcie zbornym w głównym korytarzu przyjęliśmy szyk rozczłonkowany. Wyoh nie szła ze mną, bo bałem się, że mnie zgarną; ale nie znała Luna City, a jest to osiedle tak rozrośnięte, że nawet ci, co się w nim urodzili, mogą się zgubić — więc prowadziłem ją, a ona musiała trzymać się mnie. Profesor wlókł się z tyłu i pilnował, żeby Wyoh mi nie zginęła.
Gdyby mnie zgarnęli, Wyoh miała znaleźć publiczny telefon, zameldować Mike’owi, potem wrócić do hotelu i czekać na Profesora. Ale postanowiłem sobie, że każdego żółtka, który spróbuje mnie aresztować, popieszczę ręką nr 7.
Wszystko poszło gładko. Na poziom 5, tam spacerek przez Promenadę Carvera na poziom 3, przystanek na Zachodniej Stacji kolejki, gdzie odebrałem ręce i torbę z narzędziami, ale nie skafander; wyglądałoby to podejrzanie, więc zostawiłem go w przechowalni. Był na stacji jeden żółtek, ale nie zainteresował się mną. Potem na południe przez co jaśniej oświetlone korytarze, dopóki nie trzeba było skręcić na zewnątrz i przez prywatną śluzę tranzytową nr 13 wejść do spółdzielczego tunelu ciśnieniowego, który łączy się z Tunelami Davisów i kilkunastoma innymi farmami. Chyba w tym momencie Profesor odłączył się od nas, ale nie oglądałem się za nim.
Pokręciłem się przed naszymi drzwiami, aż nie dogoniła mnie Wyoh, i już niebawem mówiłem:
— Mamo, pozwól, że ci przedstawię Wymę Beth Johnson. Mama objęła ją, ucałowała w policzek i powiedziała:
— Wyma, moja droga, tak się cieszę, że mogłaś przyjść! Czuj się jak u siebie w domu!
I za to właśnie kocham naszą staruszkę! Tymi samymi słowami mogła zmrozić Wyoh — ale mówiła szczerze, i Wyoh to poznała.
Nie uprzedziłem Wyoh o jej nowej ksywie, wymyśliłem ją en route. Niektóre nasze dzieciaki to jeszcze maluchy i choć wpoiliśmy w nie pogardę do gubernatora, to lepiej, żeby nie paplały o „naszym gościu Wyoming Knott” — „Zbiór Specjalny Zebra” zawiera to nazwisko.
Jako początkujący konspirator zapomniałem ją uprzedzić.
Ale Wyoh połapała się i ani zająknęła.
Greg był już w swoim duchownym stroju, miał wyjść za parę minut. Mama nie śpieszyła się, majestatycznie przeprowadziła Wyoh wzdłuż linii mężów — Dziadek, Greg, Hans — i żon — Ludmiła, Lenore, Sidris, Anna — i zabrała się do przedstawiania dzieciaków.
— Mamo — powiedziałem. — Przepraszam, ale chciałbym zmienić rękę. — Uniosła brwi o milimetr, co znaczy: „Porozmawiamy o tym na osobności”, więc dodałem: — Wiem, że jest późno, Greg zerka ukradkiem na zegarek. A Wyma i ja idziemy do kościoła. Więc przepraszam na moment.
Jej mina złagodniała.
— Ależ proszę, kochanie.
Zauważyłem, że kiedy się odwracała, objęła Wyoh w talii, więc i ja się uspokoiłem.
Wymieniłem nr 7 na rękę wyjściową. Skorzystałem też z okazji, by dać nura do kabiny telefonicznej i wystukać „MYCROFTXXX”.
— Mike, jesteśmy w domu. Ale właśnie wychodzimy do kościoła. Chyba nie masz tam uszu, więc zgłoszę się do ciebie potem. Miałeś wiadomości od Profesora?
— Jeszcze nie, Man. Co to za kościół? Może akurat mam w nim jakieś obwody.
— Tabernakulum Pokuty pod wezwaniem Słupa Ognistego…
— Nie występuje w spisie.
— Nie tak szybko, kolego. Nabożeństwa odbywają się w Klubie Osiedlowym nr 3, Strefa Zachodnia. To na południe od stacji, na obwodnicy, w pobliżu…
— Już wiem. W środku znajduje się mikrofon do transmisji, a w korytarzu na zewnątrz jest telefon; zajmę się oboma.
— Nie spodziewam się żadnych kłopotów, Mike.
— Tak kazał Profesor. Właśnie się zgłasza. Czy połączyć cię z nim?
— Nie mam czasu. Cześć!
Odtąd zawsze tak było: byliśmy w stałym kontakcie z Mikiem, informowaliśmy go, gdzie jesteśmy i dokąd się wybieramy. Podsunęło mi ten plan odkrycie, jakie zrobiłem tego ranka, odkrycie, że Mike może słuchać przez wyłączony telefon — trochę mnie to zaniepokoiło; nie wierzę w czary. Ale po namyśle przypomniałem sobie, że telefon może włączyć się; bez udziału człowieka, za sprawą samego centralnego systemu zawiadującego — o ile system ten posiada własną wolę. Mike miał bolszą wolę.
Trudno mi powiedzieć, skąd Mike wiedział, że przed klubem jest telefon, skoro „przestrzeń” nie może znaczyć dla niego tego, co dla nas: Ale miał w swojej pamięci „mapę” — schemat połączeń — infrastruktury Luna City i prawie zawsze potrafił dopasować nasze meldunki do swojego obrazu „Luna City”; chyba ani razu się nie zgubił.
Tak więc od pierwszego dnia naszego spisku kontaktowaliśmy się z Mikiem i ze sobą nawzajem poprzez jego wszechobecny system nerwowy. Nie będę już o tym wspominał, chyba że będzie trzeba.
Mama, Greg i Wyoh czekali przy zewnętrznych drzwiach; Mama zniecierpliwiona, ale uśmiechnięta. Zauważyłem, że pożyczyła Wyoh tunikę. Mama jest równie tolerancyjna wobec nagiej skóry, jak wszyscy Lunatycy, nie ma w sobie ani trochę żółtodziobskiej świętoszkowatości — ale kościół to zupełnie inna sprawa.
Zdążyliśmy, choć Greg musiał z marszu wejść na ambonę, a my nawet nie mieliśmy czasu życzyć mu powodzenia. Włączyłem się w ceremoniał w nastroju bezmyślnego ciepła. Ale Wyoh naprawdę słuchała kazania Grega i albo znała na pamięć nasze hymny, albo też znakomicie potrafiła śpiewać a vista.
Kiedy wróciliśmy do domu, młodzież i większość dorosłych byli już w łóżkach. Hans i Sidris czekali na nas i Sidris podała sojowe kakao i ciasteczka, a potem wszyscy poszliśmy spać. Mama przydzieliła Wyoh pokój w tunelu zamieszkanym głównie przez dzieciaki, który ostatnio zajęty był przez dwóch z mniejszych chłopców. Nie pytałem, gdzie ich przeniosła, wiedziałem, że daje mojemu gościowi najlepszą dostępną kwaterę, bo przecież mogła umieścić Wyoh w jednym pokoju z którąś ze starszych dziewcząt.
Читать дальше