— Czy kiedykolwiek uczestniczył pan w badaniach prowadzonych w tym szpitalu?
— Nie. Wciąż rozwieszają ogłoszenia. W większości wypadków trzeba być chorym na coś konkretnego — przepuklinę, albo trzeba mieć problemy ze wzrokiem i tak dalej. Ponieważ nic podobnego mi nie dolega, nie mogłem się zgłosić.
— Powiedział pan, że tematyka badań brzmi interesująco. Czy może pan powiedzieć coś konkretnego na ten temat? Czy interesował się pan problematyką doświadczeń granicznych?
— W telewizji były o tym programy.
— I właśnie dlatego postanowił pan uczestniczyć w badaniach?
Pokręcił głową.
— Podczas wojny i tak zbyt często ocierałem się o śmierć. — Mrugnął. — Tunele i światło, proszę mi wierzyć, to nic szczególnego w porównaniu ze świadomością, że zbliża się zero, a mój karabin maszynowy się zaciął. Te cholerne jedenastki wciąż się zatykały i strzelec musiał włazić pod nie z młotkiem, żeby je odblokować. Pamiętam, że kiedyś Holecek Strit, nazywaliśmy go Strit, bo zawsze dobierał do strita, zresztą nieważne, otóż on…
Nic dziwnego, że Richard niechętnie przystał na przeprowadzenie wywiadu z panem Wojakowskim, skoro Amelia miała się zjawić za kilka minut. Richard stanął za plecami pana Wojakowskiego. Spojrzała na niego i ujrzała, że się szeroko uśmiecha.
— …a wtedy zero zanurkował prosto na nas, Strit krzyknął i puścił młotek prosto na moją nogę, i…
— Skoro nie interesowały pana doświadczenia graniczne, co takiego zaciekawiło pana w projekcie? — Joanna wróciła do tematu.
— Powiedziałem już, że służyłem na Yorktown. Proszę mi wierzyć, to był ogromny okręt. Zupełnie nowy i błyszczący jak złoto, z prawdziwymi kojami do spania. Zainstalowali na nim nawet dystrybutor z napojami. Można było podejść i zażyczyć sobie czekoladę na gorąco albo syrop wiśniowy, zupełnie jak w sklepie na lądzie. — Uśmiechnął się z rozrzewnieniem. — Zresztą, po tym, jak wypłynęliśmy z Rabaul, skierowali starego Yorky, tak go nazywaliśmy, na rejs patrolowy po Morzu Koralowym, gdzie utknęliśmy na półtora miesiąca na grze w tryktraka i obstawianiu, czyje paznokcie u stóp rosną najszybciej.
Joanna zastanawiała się, co to ma wspólnego z powodem, dla którego pan Wojakowski zgłosił się do badań. Nie mogła się opędzić od natrętnej myśli, że w gruncie rzeczy jej rozmówca korzysta z każdej okazji, aby opowiedzieć komuś o wojnie. Jeśli mu nie przerwie, dotrą do bitwy o Midway.
— Panie Wojakowski, miał mi pan powiedzieć, dlaczego zgłosił się pan do badań.
— Właśnie to robię. — Skinął głową. — Wracając do rzeczy, siedzimy tam sobie z założonymi rękami, a pod koniec tygodnia jesteśmy tak znudzeni, że nie możemy się doczekać, aż Japońce zaczną nas bombardować lotem nurkującym. Przynajmniej mielibyśmy wtedy coś do roboty. Skoro już o nurkowaniu mowa, czy opowiadałem pani o tym, co zrobił Jo-Jo Powers na Morzu Koralowym? Jego eskadra po raz pierwszy niczego nie zatopiła, wszystkie torpedy chybiły, więc przygotowując się do następnego lotu, mówi: „Trafię w ten lotniskowiec, choćbym sam miał położyć na nim bombę”, no i…
— Panie Wojakowski — przerwała twardo Joanna. — Z jakiego powodu zgłosił się pan do badań?
— Była pani kiedykolwiek w Aspen Gardens?
Pokręciła przecząco głową.
— Ma pani szczęście. Człowiek czuje się tam zupełnie tak samo jak podczas rejsu po Morzu Koralowym, tylko że nie ma z kim pograć w tryktraka. Więc przyszło mi do głowy, że się zgłoszę i zrobię coś ciekawego.
Bardzo dobry powód.
— Czy kiedykolwiek doznał pan doświadczeń granicznych?
— Nie, do czasu gdy pan doktor owinął mnie drutami jak Frankensteina i wsadził do tego urządzenia. Zawsze uważałem, że ta cała gadanina o tunelu, świetle i Jezusie to kupa bzdur, ale fakt, znalazłem się w tunelu. Nie było jednak Jezusa. I tak uważam, że to kupa bzdur. Zbyt wiele widziałem na wojnie, żeby przykładać dużą wagę do religii. Pewnego razu na Morzu Koralowym…
Pozwoliła mu mówić, zadowolona, że pan Wojakowski nie należy do grona szpiegów pana Mandrake’a. Nie ulegało wątpliwości, że zgłosił się wyłącznie po to, aby mieć komu opowiadać swoje historie. Pan Mandrake dostanie za swoje, jeśli spróbuje go wziąć w obroty, pomyślała z satysfakcją. Przyjdzie mu wysłuchać całej historii wojny na Pacyfiku. Jej zresztą też, jeśli Amelia wkrótce się nie pojawi. Zerknęła na zegarek. Dochodziła druga. Gdzie ona się podziewała?
Zapiszczał pager Joanny.
— Przepraszam — przerwała panu Wojakowskiemu i ostentacyjnie wyciągnęła urządzenie z kieszeni, aby sprawdzić, kto dzwoni. — Niestety, muszę do kogoś zatelefonować.
— Oczywiście, pani doktor — rozczarował się pan Wojakowski. — Te wszystkie nowinki techniczne są niesamowite. Szkoda, że nie mieliśmy ich podczas drugiej wojny światowej. Na pewno pomogłyby nam, kiedy…
— Skontaktujemy się z panem, kiedy tylko ustalimy plan badań — stwierdziła Joanna, odprowadzając go przez laboratorium w stronę wyjścia. Pan Wojakowski nie przestawał opowiadać. Otworzyła drzwi.
— Za dzień lub dwa będziemy już wszystko wiedzieli.
— Odpowiada mi każdy termin. Mam mnóstwo czasu.
Joanna nagle poczuła wyrzuty sumienia.
— Ed — zwróciła się do niego. — Nie skończył pan opowieści o lotniku z bombowca nurkującego, tym, który powiedział, że trafi w lotniskowiec, choćby sam miał położyć na nim bombę. Co się z nim stało?
— Chodzi pani o Jo-Jo? — spytał. — Powiem pani, co się stało. Powiedział, że zatopi ten lotniskowiec, choćby to była jego ostatnia akcja w życiu. No i to był widok, jak leci prosto na Shokaku, z ogonem w płomieniach, a wokół niego fruwają zera. Zrobił to, co powiedział, położył bombę na pokładzie. Zwolnił ją dopiero na wysokości nie większej niż sześćdziesiąt metrów, a potem bang! Jego bombowiec rozbił się w morzu.
— Och… — westchnęła Joanna.
— Ale udało mu się, chociaż już nie żył, kiedy wybuchła bomba. Udało mu się.
„Na pokładzie statku Pacific z Liverpoolu do Nowego Jorku — zamieszanie na pokładzie — ze wszystkich stron góry lodowe. Wiem, że nie uda mi się uciec. Opisuję przyczynę naszej tragedii, aby przyjaciele nie żyli w niepewności. Znalazca jest proszony o opublikowanie wiadomości. Wm.
Graham”.
Wiadomość znaleziona w butelce, 1856
Pozbycie się pana Wojakowskiego trwało jeszcze dwadzieścia minut i dwie opowieści o Yorktown.
— O kurczę — stwierdziła Joanna, opierając się o drzwi, kiedy wreszcie udało się je zamknąć za gadatliwym gościem. — Trudniej się od niego uwolnić niż od Maisie.
— Jak sądzisz, to jeden z ludzi Mandrake’a? — spytał Richard.
— Nie, gdyby należał do Prawdziwych Wyznawców, wszystko by nam o tym opowiedział. Powinien okazać się bardzo dobrym ochotnikiem, jeśli tylko uda mi się powstrzymać go przed opowiadaniem o USS Yorktown. Zwraca uwagę na szczegóły i dużo mówi.
— Nie wierzę własnym uszom — uśmiechnął się Richard. — Jesteś pewna, że to zaleta?
— Tak. Nie ma nic gorszego niż pacjent, który odpowiada monosylabami albo po prostu siedzi cicho. Gaduły świetnie się sprawdzają.
— Więc mogę go umówić na sesję?
— Tak, ale lepiej będzie zobaczyć się z nim bezpośrednio przed spotkaniem z innym ochotnikiem. Inaczej nigdy się go nie pozbędziemy. — Podeszła do biurka i odłożyła teczkę pana Wojakowskiego. — Cały czas liczyłam na to, że przyjdzie Amelia Tanaka i uda się sprawnie zakończyć spotkanie. Powinna już tu być. To reguła, że się spóźnia?
Читать дальше