— Tak, ale zazwyczaj wcześniej dzwoni.
— Może dzwoniła. — Joanna wyciągnęła pager. — Przekazałam jej numer swojego pagera. — Pośpiesznie zadzwoniła do centrali i spytała o wiadomości.
— Amelia Tanaka poinformowała, że się spóźni, powinna się pojawić przed drugą — oznajmiła telefonistka. — Poza tym siostra Howard prosi o telefon.
Chodziło o Vielle, która na pewno nie dzwoniła w sprawie śmierci klinicznej. Kiedy kogoś reanimowano, zostawiała wiadomość, aby Joanna przyszła na oddział nagłych wypadków.
Odkryła, co miał na myśli Greg Menotti, kiedy mówił pięćdziesiąt osiem, pomyślała Joanna. Zerknęła na zegar. Za dwadzieścia druga.
— Biegnę na oddział nagłych wypadków — oznajmiła Richardowi, odłożywszy słuchawkę. — Amelia zjawi się o drugiej. Zdążę wrócić.
— Co się stało? — spytał. — Kogoś reanimowano?
— Nie. Muszę się czegoś dowiedzieć od Vielle.
Co oznacza pięćdziesiąt osiem.
Pewnie to nic ważnego, powtarzała sobie, zbiegając po schodach na czwarte piętro. Vielle pewnie powie mi, że Greg Menotti usiłował powiedzieć coś najzupełniej banalnego, choćby: „Zadzwońcie może do biura Stephanie. Znajduje się na Grant 1658”. Albo: „To nie może być zawał serca. Rano pięćdziesiąt osiem razy okrążyłem salę gimnastyczną”.
Tylko że to nieprawda, myślała, pokonując łącznik do głównego budynku i windy. Nie mówił o okrążeniach ani o numerach telefonu. Chodziło mu o coś innego. Starał się przekazać coś istotnego.
Wsiadła do windy, zjechała na pierwsze, a potem pobiegła schodami i korytarzem na oddział nagłych wypadków. Vielle stała przy recepcji, wypisując na karcie nazwiska pacjentów. Joanna do niej podeszła.
Dowiedziałaś się, co to znaczy, prawda? Co on chciał powiedzieć?
— Kto? — spytała zaskoczona Vielle. — O czym ty mówisz?
— O Gregu Menottim. Pacjent z zawałem, reanimowany we wtorek.
— A, racja — potwierdziła Vielle. — Zawał mięśnia sercowego, powtarzał „pięćdziesiąt dziewięć”.
— Pięćdziesiąt osiem — poprawiła Joanna.
— Tak, zgadza się. Przepraszam. Miałam sprawdzić numer telefonu jego przyjaciółki — przypomniała sobie i poprawiła elastyczny czepek, który osunął się jej na czoło. — Zupełnie o tym zapomniałam. — Spojrzała za Joannę. — Sprawdzę jeszcze dziś po południu, obiecuję. Właśnie po to przyszłaś?
— Nie. Dzwoniłaś do mnie, pamiętasz?
— Rzeczywiście — przyznała Vielle z niepewnym wyrazem twarzy. — Nie zastałam cię. — Ponownie zajęła się kartą.
— No i? — zniecierpliwiła się Joanna. — O czym chciałaś porozmawiać?
— O niczym istotnym. Nie pamiętam. Pewnie chodziło o wieczór smakołyków. Wiesz, jak trudno znaleźć film, w którym nie ma nic o śmierci? Nawet komedie są nią naszpikowane. Zakochany Szekspir , Bezsenność w Seattle , Cztery wesela i pogrzeb . Wczoraj wieczorem spędziłam półtorej godziny w wypożyczalni Blockbuster, szukając czegoś wolnego od śmierci.
I wyraźnie starasz się zmienić temat, pomyślała Joanna. Dlaczego? Po co dzwoniła? Niewątpliwie chciała jej coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie.
— Nie ma nawet filmów dla dzieci — trajkotała Vielle. — Ojciec Kopciuszka, matka Bambi, Zła Czarownica z Zachodu. Co się stało, Nina? — zwróciła się do młodszej pielęgniarki, która do niej podeszła. To też było dziwne. Vielle zwykle krzyczała na przeszkadzające jej pomoce pielęgniarskie.
— Pani Edwards przy biurku prosiła, żeby to pani przekazać — oświadczyła Nina, wręczając Vielle powiększenie fotografii.
Widniał na niej wytatuowany nastolatek z blond włosami, upchniętymi pod zrobioną na drutach czapką. Było to najwyraźniej zdjęcie policyjne, ponieważ pod spodem widniał długi szereg cyfr.
— Nie pojawiło się nic nowego, prawda? — spytała Joanna.
— Nie — odparła z rezerwą Vielle. — Przez cały dzień było cicho jak makiem zasiał. Same skręcone kostki i skaleczenia papierem. Dlaczego pani Edwards kazała mi to przekazać? — spytała Ninę.
— Policjanci powiedzieli, że jeśli przyjdzie ten facet, trzeba ich zawiadomić, postrzelił jednego gościa w nogę z maszyny do wbijania gwoździ…
— Dziękuję, Nina — przerwała Vielle, zwracając zdjęcie pielęgniarce. — Pokaż to doktorowi Thayerowi.
— Jeśli przyjdzie ten ranny facet, też trzeba zadzwonić na policję — dodała Nina. — Obaj są członkami gangu…
— Dziękuję, Nina — przerwała stanowczo Vielle.
Gdy tylko młodsza pielęgniarka odeszła, Joanna wybuchnęła:
— Maszyna do wbijania gwoździ! Vielle, kiedy się stąd wreszcie wyniesiesz? To się robi niebezpieczne…
— Wiem, wiem, już mi to mówiłaś — przerwała, wpatrując się w punkt za plecami Joanny. — Ojoj, muszę iść. — Ruszyła w stronę wejścia na oddział, gdzie dwóch mężczyzn trzymało pod ręce bladą jak kreda kobietę.
— Vielle…
— Pogadamy jutro, na wieczorze smakołyków. — Vielle przyśpieszyła.
Za późno. Kobieta zwymiotowała na podłogę i obydwu mężczyzn. Jeden z nich puścił ją i odskoczył poza linię ostrzału, przez co kobieta osunęła się na ziemię. Przejęta Vielle podtrzymała chorą, zanim upadła.
Joanna nie miała po co dłużej pozostawać na oddziale. Kobieta z całą pewnością zajmie Vielle na jakiś czas, a i tak dochodziła druga. Zresztą, co mogłaby powiedzieć, gdyby została? „Vielle, jaki jest prawdziwy powód twojego telefonu? Tylko mi nie mów, że chodziło o matkę Bambi!”
Joanna weszła na górę. Amelii jeszcze nie było.
— Dowiedziałaś się tego, co trzeba? — zainteresował się Richard.
— Nie — odparła. W żadnym wypadku.
— Tak na marginesie, Vielle…
Rozległo się stukanie do drzwi i do środka weszła Amelia z okrzykiem:
— Strasznie przepraszam za spóźnienie. Uwierzą państwo, że wszyscy moi profesorowie zaplanowali moje egzaminy w tym samym tygodniu? — W takim samym tempie jak ostatnio wyplątała się z plecaka, zdjęła rękawice i płaszcz, a przy tym nie przestawała mówić. — Wiem, że nawaliłam. Nienawidzę biochemii!
Miała długie czarne włosy, skręcone w pozornie bezładny kuc na czubku głowy; najwyraźniej wszystkie studentki college’ów nosiły obecnie takie fryzury. Rozrzuciła włosy i skręciła je ponownie w jeszcze bardziej bezładny kuc.
— Dostałam troję, jestem tego pewna — obwieściła, ściągając włosy dużą plastikową spinką w złotym kolorze. — Mam się rozebrać, panie doktorze?
— Jeszcze nie — odparł Richard. — Pani doktor chciałaby zadać pani kilka pytań.
— Amelio — zaczęła Joanna, wskazując na jedno z trzech krzeseł. Sama także usiadła, a Richard zajął ostatnie wolne miejsce. — Jest pani słuchaczką studium medycznego, zgadza się?
Amelia osunęła się na trzecie krzesło.
— Nie po ostatnim egzaminie z biochemii. Był gorszy niż anatomia. Byłam słuchaczką. Teraz jestem nikim.
Joanna zapisała: „słuchaczka studium medycznego”.
— Ile pani ma lat?
— Dwadzieścia cztery — odparła Amelia. — Wiem, to sporo, jak na słuchaczkę studium. Wcześniej zdobyłam tytuł licencjata w teatralnej szkole muzycznej, ale postanowiłam zrezygnować z kariery aktorki.
Aktorka. Dobrze odgrywa różne role. Dobrze oszukuje.
— Dlaczego uznała pani, że nie chce być aktorką?
— Uświadomiłam sobie, że nigdy nie zagram nic lepszego od Tuptim i Miss Saigon, a nie dopuszczałam możliwości odegrania bibliotekarki Marian* [Bohaterka musicalu Music Man. ] lub zagrania w Annie, chwyć za broń , więc postanowiłam wstąpić do szkoły medycznej. Lekarze zawsze mają o co ręce zaczepić. — Uśmiechnęła się szeroko do Joanny. — No wiadomo, o nerki, pęcherzyk żółciowy, wątrobę.
Читать дальше