A jeszcze inni pamiętają, ale nie chcą o tym mówić, dodał w myślach Richard, przeglądając sporządzoną przez Vielle listę osób przebywających tamtego dnia na trzecim piętrze wschodniego skrzydła. Żadna z nich nic nie wiedziała.
— Pracowałam wtedy po drugiej stronie korytarza — oświadczyła Linda Hermosa. — Z powodu grypy kręciło się tu wiele pielęgniarek na zastępstwie.
— Na zastępstwie? — zdziwił się Richard. — Pamięta je pani?
Nie pamiętała, podobnie jak asystentki, które wypytywał. Jedna z nich powiedziała jednak:
— Przypominam sobie, że jedna z nich była naprawdę stara i musiała pracować na czwartym piętrze we wschodnim skrzydle, bo wciąż na mnie wrzeszczała i powtarzała: „Nie tak to robimy na czwartym”. Nie sądzę jednak, aby pracowała w tej części oddziału.
Richard poszedł na czwarte piętro i przedstawił pielęgniarce dyżurnej przybliżony obraz poszukiwanej osoby.
— Ach, pani Hobbs — potwierdziła pielęgniarka. — Zgadza się, jest licencjonowaną pielęgniarką na emeryturze, która czasami przychodzi na zastępstwa, kiedy nie udaje się znaleźć nikogo innego.
Dyżurna pielęgniarka nie znała jej numeru telefonu.
— Kadry się tym zajmują.
Richard podziękował i poszedł na dół, do działu kadr. A jeśli pani Hobbs, która jak dotąd nie prezentowała się zachęcająco, także nie była w pokoju Carla? A jeśli, jak powiedziała Maisie, nikt nie słyszał ich rozmowy? Istniało spore prawdopodobieństwo, że Joanna wykorzystała panujący chaos do odbycia rozmowy z Carlem, zanim jego wspomnienia zanikną, a potem sobie poszła i nikogo o tym nie poinformowała. Co wtedy?
Richard pomyślał, że ktoś musi coś wiedzieć, i przeszedł łącznikiem do zachodniego skrzydła, aby minąć hol i zatrzymać się przy windach. Środkowa szczęknęła i wysiadł z niej mężczyzna z palmtopem w ręku.
Cholera, prawnik matki Maisie. Tylko tego brakowało. Richard gwałtownie się odwrócił i ruszył holem, żałując, że nie dokończył planu tej części szpitala. Wiedziałby przynajmniej, gdzie są klatki schodowe.
Na końcu holu znajdowały się jakieś schody. Wbiegł na nie i popędził na dół. Schody kończyły się na drugim piętrze, ale Richard wiedział, że na tym samym poziomie można się przesiąść do windy. Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz.
— Ubiegłej nocy miałam jeszcze jedną wizję — rozległ się kobiecy głos, dobiegający z korytarza za rogiem. — Tym razem ujrzałam mojego wujka Alvina, stojącego u nóg mojego łóżka. Wyglądał równie realistycznie jak ja albo pan.
Psiakrew, Richard uświadomił sobie, że istnieją jeszcze mniej pożądani rozmówcy niż prawnik pani Nellis. Tym razem natknął się na panią Davenport idącą z naprzeciwka. Richard spojrzał na windy, oceniając dystans, jaki musi jeszcze pokonać, a potem na numery pięter nad rozsuwanymi drzwiami. Obydwie kabiny zatrzymały się na siódmym piętrze. Cholera. Odwrócił się i skierował do pokoju pielęgniarek.
— Miał na sobie biały marynarski mundur i promieniowało od niego światło — kontynuowała pani Davenport. — I wie pan, co powiedział, panie Mandrake?
I dodatku w towarzystwie Mandrake’a. Cholera jasna, psiakrew. Richard rozejrzał się z rozpaczą, szukając drogi ucieczki, klatki schodowej, kanału na rzeczy do prania, czegokolwiek. Nawet schowka na pościel. W pobliżu znajdowały się jednak wyłącznie pokoje pacjentów.
— Oznajmił: „Przybywam do domu” — oświadczyła pani Davenport, coraz bardziej się zbliżając. — Nic innego, tylko: „Przybywam do domu”. Jak pan myśli, co to może oznaczać?
— Przekazywał pani wiadomość z Tamtej Strony. To była informacja, że zmarli nie odeszli — wyjaśnił pan Mandrake. — Są z nami, pomagają nam, chronią nas, rozmawiają z nami. Musimy tylko słuchać…
Znaleźli się na rogu. Richard wskoczył w nie oznaczone drzwi. Klatka schodowa. Nie wszystko stracone. Skręcając na półpiętrze, pomyślał, że byłoby wspaniale, gdyby schody prowadziły prosto do piwnicy, aby mógł…
Zatrzymał się. Dwa stopnie poniżej półpiętra wisiała żółta taśma z napisem „Nie wchodzić”. Za nią świeżo pomalowane schody błyszczały błękitem. Poprawka: nie mogły być świeżo pomalowane. Pokryto je farbą przeszło dwa miesiące wcześniej.
Zastanawiał się, co się stało. Czyżby malarze zapomnieli o tej klatce schodowej? Może nie mogli jej odnaleźć w labiryncie szpitalnych łączników, korytarzy i ślepych zaułków? Może technicy i pielęgniarki, widząc taśmę, uznawali, że droga wciąż jest niedostępna, więc wyszukali nowe skróty?
Musiało tak być, pomalowane stopnie za taśmą błyszczały bowiem świeżością, bez jednego odcisku buta, a w całej klatce schodowej wciąż czuć było zapach farby. Nie ulegało wątpliwości, że nikt tutaj nie zawitał od czasu, gdy Richard i Joanna ukrywali się przed Mandrakiem, siedząc na schodach, zjadając batonik i skarżąc się na wiecznie nieczynny bufet. Richard przypomniał sobie, jak usiłował przekonać Joannę do nawiązania z nim współpracy, a gdy spytała, czy to niebezpieczne, odparł, że nie istnieje żadne zagrożenie…
Nagle nogi się pod nim ugięły. Złapał się zaokrąglonej stalowej poręczy i usiadł na trzecim stopniu nad podestem, na którym siedzieli razem, gdzie częstował Joannę jabłkiem i cappuccino w butelce.
— Zmarli nie odchodzą — stwierdził kiedyś pan Mandrake, a gdyby to było prawdą, Joanna pojawiłaby się właśnie tutaj, w pachnącym chemikaliami powietrzu klatki schodowej, gdzie nikt nie zawitał od dwóch miesięcy, gdzie nic nie zakłócało echa jej głosu. Niespodziewanie pożałował, że pan Mandrake się myli, a Joanna nie może się przed nim pojawić, stanąć na jasnoniebieskich schodach, promieniując światłem, i stwierdzić: „Przepraszam, że nie mogłam ci powiedzieć, co odkryłam. Zachowałam się równie niewłaściwie, jak ci wszyscy ludzie z filmów. Skąd mogłeś wiedzieć, co oznacza SOS? Dziwne, że nie poprosiłeś mnie o wyjaśnienie”. Niemal ją ujrzał, jak poprawia okulary na nosie i się śmieje.
Niemal.
Właśnie dlatego ludzie wierzyli w anioły i kupowali książki takich oszustów, jak Mandrake, windując je na listach bestsellerów. Pragnęli wierzyć. Rzecz w tym, że nikt nie potrafił przywrócić zmarłym życia. Ludzi nie prześladowało wrażenie obecności zmarłych, nie dlatego wyobrażali ich sobie w swoich doświadczeniach granicznych. Przeciwnie, przyczyną był brak poczucia bliskości zmarłych w miejscach, gdzie się powinni znajdować.
Joanny nie było obok Richarda, nawet tutaj, gdzie opierali się o ścianę, stali tak blisko siebie, że pod wyciągniętą ręką wyczuwał bicie jej serca. Teraz nie było tu już niczego, nawet kurzu. Ona nie żyje, pomyślał i poczuł się tak, jakby musiał na nowo oswoić się z tym faktem.
Jakoś udało mu się pogodzić z jej tragiczną śmiercią, kiedy biegał po całym szpitalu, sporządzał plany, opracowywał skany, wypytywał asystentki. Zastanowił się, czy właśnie o to chodzi, czy ich obsesja na punkcie ostatnich słów Joanny to jedna z form oswojenia się z jej zgonem, ich osobiste seminarium na temat strategii radzenia sobie z żałobą.
Gdyby udało im się odszyfrować ostatnie słowa Joanny, przynajmniej częściowo odzyskaliby równowagę po tym, jak jej nie uratowali. W rezultacie cała historia zakończyłaby się inaczej. Tylko czym różniłaby się od tego, co usiłował zrobić pan Mandrake?
Richard nagle zadał sobie pytanie, czy zachowywałby się tak samo, gdyby Joanna wymamrotała kilka pojedynczych, nic nie znaczących słów, a wtedy on, Kit i Vielle utworzyliby na ich podstawie nie istniejącą wiadomość. W ten sposób zajęliby się czymś innym niż żałoba i rozpacz: nie rozumieliby, że słowa Joanny nic nie oznaczały.
Читать дальше