— Nigdy nie miałem swojego zwierzątka — powiedział cicho. Odzyskał już czucie w zewnętrznych krawędziach dłoni, gdzie nerwy nie były uszkodzone, i teraz użył nie osłoniętej protezą części małego palca, by pogłaskać świnkę po grzbiecie od tępego pyszczka po pozbawiony ogona zadek.
— No dobrze. Przyjmę twój podarek, Celestino, ale pod jednym warunkiem — oświadczył z powagą, spoglądając na jej matkę. — Signora, myślę, że potrzebny mi jest pośrednik.
— Rozumiem — powiedziała pospiesznie Giną. — Cotydzień przyniosę świeżą karmę i zmienię podściółkę w klatce. Na mój koszt, rzecz jasna. Jestem ci bardzo wdzięczna, że ją weźmiesz, don Emilio.
No… tak, to też. Ale na tym nie koniec. Jeśli nie sprawi ci to kłopotu, chciałbym cię prosić o kupienie mi czegoś z odzieży. Nie załatwiłem sobie karty kredytowej, a poza tym są pewne… codzienne sprawy, z którymi jeszcze nie potrafię sobie poradzić. — Ostrożnie uniósł świnkę i włożył ją z powrotem do stojącej na podłodze klatki. Zwierzątko natychmiast czmychnęło pod koszyk i zamarło. — Nie chcę, abyś za cokolwiek płaciła — powiedział, prostując się. — Mam niewielką rentę. Spojrzała na niego, zaskoczona.
— Rentę inwalidzką? Przecież wciąż pracujesz! — Wskazała na analizator dźwięków.
— Nie rentę, tylko emeryturę, signora. Osobiście uważam, że legalny aspekt tej sytuacji jest nieco mylący, ale w zeszłym tygodniu poinformowano mnie, że w pewnych regionach Loyola’s Company działa obecnie jako międzynarodowa korporacja, zapewniając swoim ludziom bezpłatną opiekę zdrowotną i emeryturę.
— I ma oddziały regionalne, a nie prowincje! — Giną wytrzeszczyła oczy, wciąż zdumiona, że rozmowa zeszła na ten temat. — Wiem, to się ciągnęło przez blisko sto lat, ale… to okropne, ile szkody mogą narobić dwaj uparci, nie uznający kompromisu starcy. Obaj już nie żyją, ale osobiście uważam, że nie ma czego żałować.
Sandoz skrzywił się.
— No cóż, nie po raz pierwszy jezuici trochę za bardzo wyprzedzili Watykan. I nie po raz pierwszy Towarzystwo zostało rozwiązane.
— Ale tym razem było o wiele więcej kłopotów — zauważyła Giną. — Prawie jedna trzecia biskupów odmówiła odczytania Bulli Kasacyjnej i wciąż trwają setki procesów cywilnych o zwrot własności. Chyba nikt do końca nie rozumie, jaki jest właściwie legalny status Towarzystwa Jezusowego!
Emilio potrząsnął głową i wzruszył ramionami.
— No cóż, John Candotti mówi, że negocjacje zostały podjęte na nowo. Uważa, że obie strony są gotowe do kompromisu i wkrótce może dojść do jakiejś ugody…
Giną uśmiechnęła się.
— Don Emilio, każdy w Neapolu wie, że niewiele jest politycznych łamigłówek, których by nie potrafił rozwiązać Giuliani, albo za pomocą chytrych sztuczek, albo za pomocą maczugi. Ten nowy papież to wspaniały człowiek, a do tego równie przebiegły jak Giuliani. Możesz być pewny: oni dwaj dadzą sobie radę nawet z czymś takim.
— Mam nadzieję — powiedział Emilio i powrócił do problemu, który dotyczył bezpośrednio jego. — W każdym razie nie przewidziano sytuacji, w której dochodzi do zmiany czasu, kiedy ktoś podróżuje z szybkością zbliżoną do prędkości światła. Zgodnie z ziemskim kalendarzem mam prawie osiemdziesiąt lat, więc uważam, że należy mi się emerytura od prawnego sukcesora tego, co nazywało się prowincją Antylów.
Ojciec generał był wściekły, kiedy Johannes Voelker, jego prywatny sekretarz, zwrócił na to wszystkim uwagę. Voelker był jednak człowiekiem z niezłomnymi zasadami i uparł się, że Sandoz ma prawo do emerytury.
— No więc. Czy nadal robią lewisy?
— Oczywiście — odpowiedziała, trochę rozkojarzona, bo Celestina odeszła od klatki i zaczęła się zbliżać do aparatury fotonicznej. — Nie dotykaj tego, caral Scuzi, don Emilio. O co chodziło? O lewisy?
— Tak. Dwie pary, jeśli łaska. I ze trzy koszule. To bardzo skromna emerytura. — Odchrząknął. — Nie mam pojęcia, co się teraz nosi i jakie są ceny, więc zdaję się na ciebie, ale wolałbym, żebyś nie wybrała czegoś okropnie…
— Rozumiem. Nic ekstrawaganckiego.
Była wzruszona, że ją o to poprosił, ale nie dała tego po sobie poznać, tylko zmierzyła go spojrzeniem z wprawą krawcowej, jakby przez całe życie kupowała ubrania księżom.
— Myślę, że przydałby mi się sweter…
— Nic z tego — powiedziała, potrząsając głową. — Protezy pozaczepiają się o oczka wełny. Ale znam kogoś, kto robi bardzo ładne kurtki zamszowe… — Tym razem to on spojrzał na nią powątpiewająco, a ona natychmiast zrozumiała jego obiekcje. — Klasyczny wzór i trwały materiał to nie żadna ekstrawagancja — oświadczyła stanowczo. — No i można to kupić za godziwą cenę. Coś jeszcze? Jestem mężatką, don Emilio. Już kupowałam męską bieliznę.
Zakaszlał i zarumienił się, uciekając spojrzeniem w bok.
— Dziękuję, tym razem nie.
— Trochę się dziwię — powiedziała. — Emerytura emeryturą, ale czy jezuici nie dostarczają…
— Tu nie chodzi o samą emeryturę, signora. Porzucam kapłaństwo. — Chwila niezręcznego milczenia. — Nie ustalono wszystkich szczegółów. Zostaję tutaj, prawdopodobnie na kontrakcie. Z zawodu jestem lingwistą i mam tu coś do zrobienia.
Była trochę wtajemniczona w to, przez co przeszedł; ojciec generał przygotował rodzinę, zanim przywiózł Sandoza na chrzciny. Wciąż jednak nie mogła się pogodzić z tym, że można odrzucić śluby kapłańskie, bez względu na powody.
— Przykro mi — powiedziała. — Wiem, jak trudna musiała być taka decyzja. Celestino! — zawołała, podnosząc się i przyciągając dziewczynkę do siebie. — Nie będziemy już dłużej przeszkadzać — dodała z uśmiechem. — Już i tak zabrałyśmy ci sporo czasu.
Celestina popatrzyła na dwoje dorosłych i pomyślała o malowidłach w kościele. Tak ładnie razem wyglądali!
— Don Emilio nie jest dla ciebie za stary, mammina — stwierdziła z powagą. — Dlaczego za niego nie wyjdziesz?
— Sza, cara. Co za pomysł! Proszę jej wybaczyć, don Emilio. Ach, te dzieciaki! — zawołała przerażona Giną. — Carlo… mój mąż… już z nami nie mieszka. Celestina, jak chyba sam zauważyłeś, jest bardzo żywym dzieckiem i…
Podniósł uzbrojoną w protezę rękę.
— Nie musisz niczego wyjaśniać, Gino — zapewnił ją i z kamienną twarzą pomógł jej sprowadzić dziewczynkę na dół.
Poszli razem do samochodu. Celestina trajkotała przez cały czas, wypełniając milczenie dorosłych. Wymieniono ciao i grozie, a Sandoz otworzył paniom drżwi samochodu z rozmyślną i pełną godności zręcznością, na jaką pozwalały mu protezy. Kiedy samochód ruszył, zawołał:
— Tylko żadnej czerni! Nie kupuj mi nic czarnego!
Giną roześmiała się i pomachała ręką przez okno, nie odwracając się, by na niego spojrzeć.
— O pani, poślubiłaś głupca — powiedział cicho i odwrócił się, by wrócić do garażu, gdzie czekała na niego praca.
Kiedy nastała łagodna neapolitańska jesień i deszcz padał coraz częściej, Emilio zdążył już wpaść w ustalony rytm codziennego życia. Elizabeth stała się jego mało wymagającym towarzyszem, który szybko nabrał rozmiarów i proporcji owłosionej cegły i witał go co rano wesołym pogwizdywaniem. Nigdy nie był przyjaźnie usposobiony o świcie, więc wołał z łóżka:
— Jesteś podłym szkodnikiem! Twoi rodzice to szkodniki!
Jeśli będziesz miała dzieci, też będą szkodnikami!
Читать дальше