— Rukuei wrócił — powiedziała wreszcie cicho Ha’anala, przyciskając twarz do brzucha Suukmel. — To już coś. Widział wszystko i był wszędzie. Ale wrócił. I został…
— Wracaj na dół, moje serduszko — powiedziała pogodnie Suukmel. — Posłuchaj jeszcze raz muzyki Izaaka. Przypomnij sobie, co pomyślałaś, kiedy usłyszałaś ją po raz pierwszy. Wiedz, że jeśli jesteśmy dziećmi jednego Boga, to możemy kiedyś stać się jedną rodziną.
— A jeśli Bóg jest tylko pieśnią? — zapytała Ha’anala, samotna i przerażona.
Suukmel nie odpowiedziała jej od razu. Dopiero po długiej chwili oświadczyła:
— To i tak mamy to samo zadanie.
— Słyszysz? — szepnęła Tiyat Va’Agardi ze zdumieniem. — Uwierzyłbyś, że djanada są zdolni prowadzić takie dysputy?
— Jak za dawnych dni — odpowiedziała Kajpin VaMasna — tyle że teraz role się odwróciły.
Przez chwilę słuchała sporu, a potem położyła się na plecach, by patrzeć na obłoki przetaczające się nad doliną. Od dawna przywykła do wyrażania zgody przed podjęciem decyzji — wada charakteru, która już nie budziła w niej zakłopotania. Popatrzyła na Tiyat.
— Damy im czas do drugiego wschodu słońca, a potem idziemy.
Tiyat spojrzała na nią z uwielbieniem. Były żołnierz, mając już dość zabijania, Kajpin VaMasna przyszła tu sama i od samego początku pomagała mieszkańcom doliny N’Jarr, napadając na kupieckie karawany Runów. Tiyat za dawnych czasów była zwykłą służącą. Tu zdobyła zaufanie i nawet pewną pozycję, ale czasami nadal kryła się wewnątrz stada i podziwiała śmiałą Kajpin, która dawała sobie radę ze wszystkimi.
Kiedy wśród członków wspólnoty rozeszła się wieść o nowych cudzoziemcach, to właśnie Kajpin zaproponowała, że ona i Tiyat wyruszą na południe i przyprowadzą jednego z nich do doliny N’Jarr. Większość Runów znudziła się dyskusją i poszła znaleźć coś do zjedzenia, ale Jana’atowie wciąż spierali się zażarcie.
— Ha’analo — mówił Rukuei — przestudiowałem wszystkie zapiski! Jest tam wiele rzeczy, których nie rozumiem. Zbyt wiele słów i pojęć, które nie są dla mnie jasne. Ale wiem, że cudzoziemcy przybyli tu kiedyś z powodu naszej muzyki, a teraz wrócili. Musimy ich poznać…
— A jeśli to całe gadanie o muzyce Boga jest zwykłą bzdurą? — zapytała Ha’anala, starając się ignorować buczenie Izaaka, coraz głośniejsze i coraz bardziej natarczywe. — Jeśli się mylimy…
Tiyat zdecydowała się przemówić po raz pierwszy.
— To nie jest żadna bzdura! Ktoś myśli… — Urwała, onieśmielona i jednocześnie zawstydzona swoją nieśmiałością, zwłaszcza w tej szczególnej sprawie. Tiyat uwielbiała muzykę, którą znalazł Izaak; była to jedyna muzyka, której mogła słuchać i która ją zmieniła. — Uważam, że ci cudzoziemcy powinni posłuchać tej pieśni. Są jej częścią!
— I mogą okazać się pożyteczni w kilku innych sprawach — zauważyła Suukmel. Jej zmysł praktyczny służył już kiedyś dwóm rządom, i to służył dobrze. — Mogą wrócić na południe i namówić ich do negocjacji z nami…
(Uuuuuunh!)
— A niby dlaczego mieliby się zgodzić przyjść najpierw; tutaj, nie mówiąc już o udzieleniu nam pomocy? — zapytała Ha’anala. — Sofia zatruła im umysły, podburzyła ich przeciw nam! Uznają nas za morderców, złodziei i…
— Wcale nie muszą się zgodzić — powiedział Shetri, spoglądając na swoją kolekcję narkotyków.
— Trudno zrobić sprzymierzeńca z kogoś, kogo się uprowadza! — krzyknęła Ha’anala, stawiając uszy.
(Uuuuuunnh)
— Byłem wszędzie, tylko nie na południu — powiedział Rukuei, podnosząc głos, by przekrzyczeć buczenie Izaaka. — Chcę się spotkać z innymi na ich terenie. Jeśli mam zrozumieć, muszę słyszeć, jak mówią swobodnie…
— Poza tym — stwierdził Shetri nieco ostrzejszym tonem — Rukuei zna się na podstępach. Któż potrafi kłamać bardziej przekonująco od poety, który wywodzi swą pieśń z głodu i śmierci?
Ha’anala spojrzała na niego gniewnie, ale nie chciała dać za wygraną.
— To szaleństwo, Shetri — powiedziała sucho. — To zbędne zagrożenie dla ciebie i Rukueiego. Niech idą Tiyat i Kajpin… i (Uuuuuuuuunnh…)
— Dwie różne głowy łatwiej rozwiążą problem niż jedna — stwierdziła Tiyat, omiatając spojrzeniem zgromadzonych. — A skoro dwie są dobre, trzy są jeszcze lepsze, więc powinniśmy wyprawić się po cudzoziemca. (Uuuuuuuuuuuuunnnnnnh…)
— Żółta poświata rozlała się na południowym wschodzie, ale ziąb nie zmalał, nawet kiedy wzeszło drugie słońce Rakhatu. Kajpin wstała i ziewnęła, prostując kości i przeciągając się ze znudzenia.
— Nie otwierajcie ust, nie zdejmujcie butów i trzymajcie ręce w rękawach — poradziła Shetriemu i Rukueiemu. — Bo jak nie, to Tiyat i ja sprowadzimy wam parę VaHaaptów.
— Kajpin potrafi kłamać jak poeta — stwierdziła Tiyat z powagą, a przyjaciółka nagrodziła ją za to lekkim chlaśnięciem ogonem.
— Każde zło można obrócić na własną korzyść — powiedziała Suukmel.
Spojrzała na ruńskie maleństwo zwinięte w kłębek na jej podołku — syn Tiyat, który tak przypominał swoją matkę: spokojny, ale odważny i uparty, gdy mu się sprzeciwiło. To dziecko nigdy nie zrezygnuje ze swojego prawa do użycia słowa „ja” wobec kogokolwiek. Zawsze będzie czuło się równe każdemu. Tego właśnie pragnęli mieszkańcy doliny N’Jarr: żeby takie były ich wszystkie dzieci.
— Niech idą, Ha’analo. Będzie dobrze. Niech idą.
Ha’anala milczała, tuląc do siebie SofTalę. To walka, myślała, walka, w której stoją naprzeciw siebie Ingwy i Adonaj. Los przeciw Opatrzności, w miejscu, w którym Los rządził tak długo…
Potem zdała sobie sprawę, że Izaak przestał buczeć. Był nagi jak zawsze, ale nigdy nie sprawiał wrażenia, że mu zimno. A może było mu zimno, ale nie zwracał na to uwagi. Spojrzał w oczy Rukueiego, trwało to ułamek sekundy.
— Przyprowadź kogoś, kto śpiewa — powiedział.
Dolina N’Jarr: 2085 czasu ziemskiego
— Myślę, że Shetriemu udałoby się zachować anonimowość, ale w moim pasierbie można było z daleka rozpoznać Jana’atę — powiedziała Suukmel Seanowi Feinowi wiele lat później, wspominając opis tej wyprawy, jaki dał Rukuei. — Więc trzymali się historyjki wymyślonej przez Kajpin: że Rukuei jest zwolennikiem Athaansiego Erata, wziętym do niewoli podczas łowieckiej wyprawy na jakąś wioskę, a Shetri łowcą nagród, który oddawał swoje zdolności tropicielskie na usługi policji w zamian za mięso ruńskich przestępców. Prowadzą Rukueiego do Gayjuru, żeby go tam wypytano o rozmieszczenie naszych sił.
Po drodze spotykali Runów, którzy obrzucali swojego bezbronnego wroga kamieniami i obelgami. Inni wymierzali mu kopniaki, przed którymi Tiyat i Kajpin broniły go dość skutecznie, ale bez przesadnej zawziętości, aby się nie zdradzić. Zanim dotarli do najdalej na północ położonego spławnego dopływu rzeki Pon i wynajęli prywatną łódź, Rukuei poznał słony smak własnej krwi po wybitym zębie. Pewien stary Runao szedł jednak za nimi przez długi czas. W końcu, pewnego ranka postanowili na niego zaczekać.
— Powiedział im, że nigdy się nie spodziewał, że dożyje tak sędziwego wieku — wspominała Suukmel. — Rukuei był tym bardzo wzruszony.
„Czyjeś kości bolą”, powiedział im starzec. „Czyjeś dzieci; odeszły do miast. Niech djanada weźmie tego jednego!”, błagał Tiyat. „Ktoś jest zmęczony samotnością i bólem”.
Читать дальше