Sadeq, zawsze skłonny do filozoficznych rozważań, wizję życia pośmiertnego też ma bardziej wyintelektualizowaną niż większość ludzi, włączył bowiem do niej idee równie podejrzane w kontekście wiary islamskiej, jak myśli Teilharda de Chardin dla XX-wiecznego Kościoła Katolickiego. Dla niego żaden wskaźnik nie sygnalizuje fałszywości raju lepiej niż właśnie obecność czekających na każde skinienie siedemdziesięciu i dwóch przepięknie bezmózgich hurys. Wynika z tego, że naprawdę nie może być martwy…
Cała ta kwestia realności jest tak drażniąca, że Sadeq co wieczór robi to samo. Idzie, nie bacząc na bezcenne dzieła sztuki, pośpiesznie mija nisze, w których nogi rozkładają niemal nagie supermodelki, po czym dociera do małego, nieumeblowanego pokoiku z pojedynczym wysokim oknem w jednej ze ścian. Tam siada po turecku na podłodze i medytuje; nie modli się, lecz intensywnie w skupieniu rozmyśla. Każdej fałszywej nocy (nie ma bowiem sposobu poznać, jak szybko płynie czas poza jego cyberprzestrzenną niszą) siada tak i myśli, w samotności umysłu biorąc się za bary z demonem Kartezjusza. A pytania, które sobie zadaje, co noc brzmią tak samo: czy jestem w stanie sprawdzić, czy to prawdziwe piekło? A jeśli nie, to jak z niego uciec?
* * *
Duch mówi Amber, że była martwa przez prawie jedną trzecią miliona lat. Po drodze wiele razy inkarnowano ją z zapisu — i umierała ponownie — ale nic o tym nie wie, bo jest odgałęzieniem głównego pnia, a wszystkie inne gałęzie umierały w izolacji.
Samą w sobie kwestią wskrzeszenia niespecjalnie się przejmuje — urodziła się w epoce postmoravcowej [14] Hans Moravec (ur. 1948) — profesor robotyki specjalizujący się m.in. w widzeniu maszynowym, interesujący się także ideami transhumanizmu — nurtu filozoficznego postulującego wykorzystanie nauki i techniki do zlikwidowania ograniczeń fizycznego umysłu i organizmu człowieka.
, więc po prostu pewne aspekty opisów wyjaśnień ducha wydają jej się rozczarowująco niepełne. Coś jakby powiedział, że uśpiono ją i przywieziono tutaj, ale nie dodał, czy samolotem, pociągiem, czy samochodem.
Nie ma problemu ze stwierdzeniem ducha, że znajduje się bardzo daleko od Ziemi — czyli w odległości około ośmiu tysięcy lat świetlnych. Gdy ona i inni zaryzykowali przesłanie swoich osobowości znalezionym na orbicie Hyundaia +4904/ -56routerem, zdawali sobie sprawę, że mogą wylądować gdziekolwiek — albo nigdzie. Ale żeby miała wciąż znajdować się w stożku światła punktu źródłowego — to już jest bardzo wątpliwe. Pierwszy odebrany przez SETI przekaz wyraźnie sugerował, że router jest częścią sieci samopowielających się natychmiastowych komunikatorów, rozsiewających się po wszystkich chłodnych brązowych karłach, których pełno w galaktyce. Spodziewała się więc wylądować znacznie dalej.
Znacznie bardziej bulwersujące jest stwierdzenie ducha, że ludzki genotyp już co najmniej dwa razy wymarł, że nieznana jest jego macierzysta planeta oraz że Amber jest prawdopodobnie jedynym ocalałym w publicznych archiwach człowiekiem. W tym momencie mu przerywa:
— Nie rozumiem, co to ma ze mną wspólnego! — Potem dmucha na filiżankę z kawą, chcąc ostudzić zawartość. — Nie żyję — wyjaśnia z nutą porozumiewawczego sarkazmu w głosie. — Nie pamiętasz? Po prostu tutaj przyjechałam. Tysiąc sekund temu, czasu subiektywnego, siedziałam w węźle kontrolnym statku kosmicznego, zastanawiając się, co zrobić z routerem, wokół którego orbitowaliśmy. Zdecydowaliśmy się przez niego przesłać, w ramach misji handlowej. I obudziłam się tutaj w łóżku, po fafnastu bimbalionach stuleci, gdziekolwiek i cokolwiek znaczy „tutaj”. Bez dostępu do sterowania rzeczywistością i moich rozszerzeń, nie mogę nawet sprawdzić, czy ta symulacja jest prawdziwa, czy osadzona w innej. Żebym zorientowała się w swojej sytuacji, musisz mi wyjaśnić po co ci w ogóle jakaś stara wersja mnie; a poza tym, dopóki nie dowiem się, kim jesteś, w niczym ci nie pomogę. Aha, a propos, co z resztą? Gdzie oni są? Bo wiesz, nie byłam sama.
Duch na moment zastyga i Amber czuje mokrą falę przerażenia. Może posunęłam się za daleko?
— Wydarzył się nieszczęśliwy wypadek — złowieszczo odpowiada duch. Morfuje z półprzejrzystej kopii ciała Amber w zarys ludzkiego szkieletu z misternymi naroślami na kościach sugerującymi więcej niż śmiertelnego kostniakomięsaka. — My-konsensus wierzymy, że jesteś najlepszą osobą, żeby zaradzić tej sytuacji. To dotyczy strefy zdemilitaryzowanej.
— Zdemilitaryzowanej? — Amber kręci głową, po czym upija łyk kawy. — Co masz na myśli? Co to za miejsce?
Duch znów migoce, przybierając za awatar abstrakcyjny obracający się hipersześcian.
— My zajmujemy przestrzeń wieloraką przyległą do strefy zdemilitaryzowanej. Strefa mieści się poza naszą główną rzeczywistością, mają do niej dostęp istoty, które swobodnie przechodzą przez nasz firewall, podróżując do zewnętrznej sieci i z zewnętrznej sieci. My-my używamy DMZ-a [15] DMZ — często używany w informatyce skrót od Demilitarized Zone — strefy zdemilitaryzowanej; w sieci komputerowej jest to wydzielony obszar „ograniczonego zaufania” pomiędzy siecią zewnętrzną firmy a siecią zewnętrzną, gdzie umieszcza się serwery dostępne z Internetu i tym samym bardziej narażone na włamanie. Włamując się do stojącego w DMZ-cie serwera, nie uzyskujemy dostępu do sieci wewnętrznej firmy.
, żeby szacować wartość informacyjną istot migrujących, rozumnych jednostek walutowych i tym podobnych. My-my, kiedy przybyliście, złożyliśmy was w depozyt na zabezpieczenie przyszłych transakcji opcjami na kontrakty terminowe na gatunek ludzki.
— Waluta! — Amber nie wie, czy powinna być rozbawiona, czy zbulwersowana — obie reakcje wydają się stosowne. — Wszystkich gości tak traktujecie?
Duch ignoruje pytanie.
— Strefa padła ofiarą niekontrolowanej agresji semiotycznej. My-my sądzimy, że tylko ty możesz jej zaradzić. Jeśli zgodzisz się to uczynić, dokonamy wymiany wartości, zapłacimy, wynagrodzimy współpracę, wypłacimy wynagrodzenie, wyzwolimy, zrepatriujemy.
Amber opróżnia filiżankę.
— Wy w ogóle wchodziliście dotąd w ekonomiczne interakcje ze mną albo podobnymi do mnie ludźmi? — pyta. — Jeśli nie, to czemu mam wam wierzyć? Jeśli tak, dlaczego mnie wskrzesiliście? Spotkam tu może jakieś bardziej doświadczone wersje samej siebie? — Patrzy nań, unosi sceptycznie brew. — Wygląda to na początek dość opresywnej relacji.
Na wszystkie próby dowiedzenia się czegoś o własnej sytuacji duch reaguje unikami. Robi się przejrzysty, urasta do rozmiarów zamglonego okna na świat pełen niesamowitych kształtów. Nad krajobrazem pełnym zielonych jajowatych wzgórz i domków z sernika płyną chmury, z których wyrastają drzewa.
— Natura tego ataku: w DMZ-cie grasuje obca inteligencja — stwierdza. — Obcy przykłada błędną semiotykę do złożonych struktur służących do wspierania handlu. Amber, ty znasz tego obcego. Potrzebne nam rozwiązanie. Zabij potwora, a otrzymasz linię kredytową. Własną, zarządzaną przez siebie samą rzeczywistość, wgląd do umów handlowych, ulepszone zmysły, możliwość przemieszczania się. Możemy nawet unowocześnić cię do poziomu konsensusu ty-my, jeśli wyrazisz życzenie.
— A ten potwór… — Amber pochyla się i zagląda w okno.
Ma szczerą ochotę zignorować tę podejrzaną propozycję — nie wygląda ona zbyt kusząco. Unowocześnić mnie do poziomu widmowego fragmentu obcego umysłu grupowego? — myśli z ironią.
Читать дальше