— Ian. — Na kontrolce zapłonęło jakieś zielone światełko. — Sill chce z tobą rozmawiać.
Białoniebieski blask bijący od lodu i oceanu palił go w oczy. Helm popatrzył na swoją pilotkę.
— Jane, czy można to jakoś wyłączyć? — zapytał.
Zmarszczyła brwi.
— Wystarczy wyciągnąć wtyczkę.
Wyszarpnął ją bez wahania.
— Niech każdy wie, że istnieje niebezpieczeństwo pojawienia się fałszywych poleceń. Ustalmy sobie hasło. Nie wolno odbierać żadnych przekazów bez podania hasła.
— Jakie to ma być hasło?
Namyślał się przez chwilę.
— Wierność. — Jane sprawiała wrażenie zakłopotanej. — Dam ci to na piśmie.
— Truscott z pewnością się nie spodoba.
— Ratuję ją przed nią samą — odpowiedział.
Zamigotały dwie kolejne lampki. Jedna przy Little Kiska, w pobliżu bieguna, a druga przy Slash Basil, w głębi wulkanu.
— W końcu sama mi za to podziękuje.
PLIK SIECI BIBLIOTECZNEJ
Prędkość fal tsunami równa jest pierwiastkowi kwadratowemu przyśpieszenia grawitacyjnego razy głębokość wody. Ocean otaczający południową czapę lodową na Quraquie jest umiarkowanie głęboki; prędkość fali powinna zmaleć też w wąskich przesmykach Yakaty. Wyliczenia wskazują, że główna fala tsunami, przemieszczając się z mało prawdopodobną prędkością 850 kilometrów na godzinę, mogła dotrzeć do Świątyni dopiero po czterech godzinach. O dziesiątej Jacobi miał pełne prawo wierzyć, że pozostał mu jeszcze spory margines bezpieczeństwa, zanim na miejsce dotrą fale powstałe przy lodowych czapach.
Niemniej, skupiwszy uwagę głównie na tsunami, ekipa Akademii przeoczyła inne, bardziej bezpośrednie niebezpieczeństwo: fale wstrząsów, spowodowanych załamaniem się pokrywy lodowej, poruszały się z prędkością 7,1 kilometra na sekundę i dotarły w rejon Świątyni już po sześciu minutach. Sporych rozmiarów uskok biegnący pod Yakatą ze wschodu na zachód zareagował na wybuch wstrząsami sejsmicznymi. To sekundowe trzęsienie ziemi z całą pewnością wytworzyło potężne fale morskie. I właśnie one uderzyły w brzeg morski około jedenastu minut po detonacji.
Barnhard Golding, „Bóg na Quraquie: Misja w Świątyni”. 2213, Eberhardt & Hickam, Chicago
Niechaj wiedzie cię świetlista odwaga, niech nie mąci ci myśli lęk ani troska o własne dobro. Żyj w zgodzie z prawem i wiedz, że w najciemniejszej z godzin ja stanę u twego boku.
Fragment z „Godzin Knotyjskich” Przełożyła Margaret Tufu [Oryginalny wydruk zawiera dopisek sporządzony ręką tłumaczki: „Miejmy nadzieję” oraz datę: 11 czerwca 2202.]
Świątynia Wiatrów, piątek, 9.43
Owe dwie formy stanowiły główny zrąb całego znaleziska. Jeśli je ocalą, a tekst okaże się stosunkowo mało zniszczony, będą mieli wszystko, na co mogli liczyć. Dlatego mimo koniecznego pośpiechu, Richard poruszał się z wielką ostrożnością. On i Henry bez zbędnego pośpiechu wyciągnęli eksponat z miejsca, gdzie był pogrzebany, i przetransportowali przez tunel. George płynął przed nimi, usuwając przeszkody, a tam gdzie to okazało się konieczne, poszerzając przejście.
Do poziomego szybu dotarli za cztery dziesiąta.
Henry poświecił w górę swoją lampą.
— Jak uważasz? Powinniśmy przeczekać tutaj, aż będzie po godzinie zero? Jeśli nastąpią jakieś wstrząsy, kiedy my będziemy w tunelu, formy mogą się zniszczyć.
Richard wprost podziwiał jednostronność Henry’ego. Wstrząs w szybie może wszak zniszczyć nie tylko formy. Z drugiej strony — nie rozumiał, w jaki sposób mogliby być bezpieczniejsi tu, gdzie są teraz.
— Ruszajmy się — odparł.
Przed nimi w ciemności ciągnęły się metry liny. George wręczył jej koniec Henry’emu i obaj zajęli się obwiązywaniem pierwszego eksponatu.
— Melanie, mamy problem.
Wiedziała, że muszą wyniknąć jakieś problemy. Zawsze wynikną jakieś problemy, kiedy próbuje się odwołać operację na tak wielką skalę.
— O co chodzi, Harvey?
— Helm nie odpowiada — odpowiedział zdenerwowanym, łamiącym się głosem.
Zostały im zaledwie dwie minuty.
— Daj sobie z nim spokój. Dzwoń bezpośrednio na stanowiska kontrolne.
— Próbowałem. Cała łączność jest zablokowana. Trzeba znać hasło.
— Hutch — to głos Truscott.
— Słucham, Kosmik.
Twarz dyrektorki poczerwieniała z gniewu.
— Nie mogę się porozumieć z naszymi stacjami na dole. Detonacja odbędzie się tak, jak to zaplanowano.
— Ale nasi ludzie wciąż jeszcze tam są! — zaprotestowała Hutch.
— Przykro mi. Pomożemy wam w każdy możliwy sposób. Informujcie nas na bieżąco.
Dziesiąta.
Niebo na południu pojaśniało. Wyglądało tak, jakby tuż pod linią horyzontu rozpłomieniło się nowe słońce. Hutch odwróciła wzrok.
— Richardzie.
— Tak?
— Zaczęło się. Widzę to nawet stąd.
— Wszystko w porządku. Nie trać ducha. Wychodzimy. Jeszcze mamy czas.
Morze było spokojne.
— Tu wszystko gotowe — zgłosił George. Stał u górnego wylotu szybu.
— Wygląda dobrze? — zapytał Henry Richarda.
— Tak. Bierzmy się do dzieła.
George naprężył luźno zwisającą linę, a pozostali dwaj umieścili formę w wylocie szybu. Rozpoczęli wciąganie. Henry popłynął w górę, żeby przypilnować ładunku.
Richard został z drugą formą. Starł dłonią warstwę osadu, pod palcami czując zarysy poszczególnych liter. Co za skarb!
Uświadomił sobie, że został teraz sam w tym tunelu, poczuł wyraźnie ciężar wody nad głową. Ponure ściany dookoła przyprawiały o klaustrofobię. Przed oczyma przepłynęła mu malutka rybka.
Lina wróciła. Szybko obwiązał nią formę dookoła, tworząc coś w rodzaju szelek.
Nad jego głową George wyciągał z szybu pierwszą formę. Guzdrali się z nią przez kilka chwil, rzucając cienie na ściany szybu, aż w końcu zniknęła z pola widzenia. George odwrócił się.
— Gotowe.
— Szybko — odpowiedział mu Richard. — Wciągajcie.
Dokładnie w tej chwili woda drgnęła. Było to ledwie wyczuwalne drżenie, a jednak stadko rybek, które przyglądało mu się na uboczu, natychmiast śmignęło w ciemność.
— Do góry — zawołał George.
Richard wepchnął formę do wlotu tunelu. Najpierw opadła na jakieś pół metra, potem zaczęła piąć się w górę. Richard połączył się z Hutch.
— Chyba nie siedzisz na wodzie, co?
— Jasne, że siedzę. Jak inaczej moglibyście dostać się na pokład?
— To chyba nie jest dobry pomysł. — Popłynął w górę za eksponatem. — Mamy falę wstrząsów. Miej oczy szeroko otwarte.
— Pewnie.
Richard powiedział jeszcze coś równie banalnego, co miało ją uspokoić, ale przy jej stanie ducha na nic się to zdało.
Na Winku Janet Allegri wkroczyła na mostek, podeszła do Maggie Tufu i bez słowa, jednym ciosem rozłożyła ją na łopatki.
Melanie Truscott patrzyła w bezsilnej wściekłości, jak jedna po drugiej zapalają się białe lampki. Na sekundy przed detonacją zauważyła, że jeden z ładunków, ten w punkcie Theta, nie odbezpieczył się. Zawiódł mechanizm łączący. Drobiazg za dziesięć doków.
— Co chcesz teraz zrobić? — zapytał Sill.
Cholerny Helm. Przez niego prawdopodobnie zginą jacyś ludzie z ekipy Akademii. Co gorsza, jeśli wysadzą jeden lodowiec, a drugiego nie, wywołają skrzywienie, a najpewniej całkowitą reorientację ruchu obrotowego planety. Quraqua może potem pozostać niestabilna przez całe stulecia.
Читать дальше