• Пожаловаться

Jack McDevitt: Boża klepsydra

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt: Boża klepsydra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, год выпуска: 2007, ISBN: 978-83-89951-77-0, издательство: Solaris, категория: Космическая фантастика / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Boża klepsydra: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża klepsydra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jack McDevitt to autor wielu bestsellereów science fiction. Jego styl wyróżnia się lekkością narracji, przygodową akcją i poważnym podejściem do zagadnień naukowych. Niniejsza książka stanowi luźną kontynuację wydanej przed kilku laty powieści „Boża maszyneria”. Cały cykl składa się jeszcze z tomów: „Chindi”, „Omega” i „Odyssey”. Fabuła książki skupia się wokół nadrzędnego celu jaki przyświeca każdemu naukowcowi, czyli dotarciu do prawdy, poszerzeniu limitów ludzkiej wiedzy. Jak dużo jesteśmy w stanie poświecić dla odkrycia, z którym nie zetknął się do tej pory żaden człowiek? Nasz czas? Naszą reputację? Naszą karierę? A może nawet życie? Na kilka tygodni przed spodziewanym zniszczeniem planety Deepsix w wyniku kolizji z gazowa planetą-gigantem, badacze odkrywają ruiny na powierzchni globu, które mogą oznaczać, że istnieje tam cywilizacja. Akademia nakazuje naukowcom z przelatujących w pobliżu statków, żeby ci wylądowali na powierzchni planety i przeprowadzili niezbędne analizy artefaktów. Dodatkowo do grupy naukowców dołącza popularny z powodu swojego ciętego języka i wyrazistych poglądów znany w całej galaktyce publicysta, który nigdy wcześniej nie opuścił Ziemi. Kiedy lądowniki ekspedycji zostają zniszczone, na skutek trzęsienia ziemi spowodowanego zbliżaniem się gazowego giganta, ekipa musi znaleśc sposób na opuszczenie planety zanim dojdzie do kolizji.

Jack McDevitt: другие книги автора


Кто написал Boża klepsydra? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Boża klepsydra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża klepsydra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jack McDevitt

Boża klepsydra

DLA WALTERA CUIRLE

który nadal dba o efekty specjalne

PODZIĘKOWANIA

Pragnę podziękować gorąco Johnowi Spencerowi z Lowell Observatory za dane na temat kolizji; pisarzowi SF Sage’owi Walkerowi za porady dietetyczne; Lesowi Johnsonowi z NASA za pokazanie, jak można tego dokonać; Ralphowi Vicinanzie za szybką pomoc; redaktor wydawnictwa Eos, Caitlin Blasdell, która przejawia wszelkie właściwe instynkty. Maureen, za bezgraniczną cierpliwość. Sarze i Bobowi Schwagerom za ich pracę nad rękopisem. Brianowi A. Hopkinsowi za jego podpowiedzi. I szczególne podziękowania dla Henry’ego Menckena, za wspaniałe pół wieku.

Ostatniego dnia staliśmy pochyleni, walcząc z wiatrem na końcu świata, i obserwowaliśmy kłębiące się, rozjaśnione piekielną poświatę chmury. Gdzieś daleko, nad wschodnimi szczytami, których już nie było widać, wstawał świt. Był to jednak przerażający świt: zimny, śmiercionośny i ciemny.

Gregory MacAllister, Dziennik Deepsix

PROLOG

Październik 2204

— Tam poszli — wskazała Sherry.

Popołudnie było ciche i spokojne jak śmierć. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie. Oczywiście nie było to zbyt jasne słońce. Mglisty Obłok Quiveras, w którym układ dryfował od trzech tysięcy lat, skutecznie to uniemożliwiał. Randall Nightingale rozejrzał się dookoła, przyglądając się drzewom, rzece i rozpościerającej się przed nim równinie, i zadumał się nad tym, jaką rzadkością jest letni dzień w miejscu położonym tak blisko równika.

W myślach odtwarzał krzyki. I trzaski, strzały z miotaczy.

Jego pilot, Cookie, sprawdzał broń. Tatia potrząsnęła głową, zastanawiając się, jak Cappy mógł zrobić coś tak głupiego jak oddalenie się od lądownika. Była ruda, młoda, milcząca. Na jej zwykle sympatycznej twarzy malowało się przygnębienie.

Andi przyglądała się linii drzew tak, jakby patrzyła na skradającego się tygrysa.

Capanelli i jego dwóch kolegów wyruszyli zaraz o świcie, wyjaśniła znów Sherry. Weszli do lasu mimo zakazu oddalania się od lądownika poza zasięg wzroku. I już z niego nie wyszli.

— Przecież musieliście słyszeć, co się dzieje — powiedział Nightingale. Trzej członkowie grupy mieli na sobie e-skafandry i rozmawiali przez komunikator.

Zrobiła zakłopotaną minę.

— Byłam w łazience. Tess zawołała mnie, kiedy coś zaczęło się dziać.

Tess była SI.

— Jak wyszłam, było po wszystkim. Nic się już nie działo.

Usta jej drżały i wyglądała, jakby zaraz miała wpaść w histerię. Tess zarejestrowała kilka sekund krzyków. I nic więcej.

Nightingale próbował ich wywoływać, ale słyszał tylko szum.

— Dobrze — oznajmił. — Idziemy.

— Wszyscy? — spytała Andi. Była solidnie zbudowaną blondynką, ciągle rzucającą dowcipami. Przypominała chłopaka. W tej chwili jednak była całkowicie poważna.

— W liczebności siła — odparł.

Ustawili się na marnej trawie i spojrzeli po sobie, jakby szukając wsparcia, po czym ruszyli w stronę linii drzew.

— Tam — rzekła Sherry. — Tam weszli.

Nightingale prowadził. Kroczyli ostrożnie, zbijając się znowu w grupę, z bronią gotową do strzału. Byli jednak naukowcami, nie żołnierzami. O ile wiedział, żadne z nich nigdy nie wystrzeliło z miotacza pod wpływem emocji. Teraz, widząc jak bardzo są zdenerwowani, zaczął się zastanawiać, czy powinni bardziej obawiać się okazów rodzimej fauny, czy samych siebie.

Sączące się przez korony drzew światło osłabło, a temperatura powietrza spadła o parę stopni. Drzewa były wysokie i mięsiste, ich górne gałęzie tworzyły czaszę złożoną z pnączy i wielkich liści o kształcie pików. Wszędzie rosły jakieś rośliny przypominające kaktusy. Grunt był pokryty roślinnymi szczątkami. Wysoko w górze całe stada niewidzialnych stworzeń piszczały, szumiały, biegały, trzepotały. Wiedział, że większość zwierząt żyje w koronach drzew, nie na ziemi, jak to przeważnie bywa w przypadku lasów.

E-skafander zredukował zmysł powonienia, ale z pomocą przyszła mu wyobraźnia: nawet w tym dziwnym lesie miał wrażenie, że czuje sosny i miętę, jak w rodzinnej Georgii.

Biney Coldfield, kapitan statku i pilot trzeciego lądownika, odezwała się i poinformowała, że zbliża się i przyłączy do poszukiwań, gdy tylko wyląduje.

Potwierdził; pozwolił, by w jego głosie dało się wyczuć irytację. Capanelli przyprawił go o zażenowanie, ignorując ustalone wytyczne i zagłębiając się w okolicę o tak ograniczonej widoczności. Przez niego wszyscy wyszli na skończonych amatorów. A on sam pewnie już nie żyje.

Nightingale przyglądał się gruntowi, próbując odnaleźć odciski stóp czy jakiekolwiek ślady, jakie grupa Capanellego mogła zostawić, przechodząc. Niczego jednak nie dostrzegł. W końcu zwrócił się do pozostałych:

— Nie ma tu przez przypadek jakiegoś człowieka lasu?

Spojrzeli po sobie.

— Dokąd oni szli? — spytał Sherry.

— Chyba nie szli w żadne konkretne miejsce. Po prostu przed siebie. Podążali za szlakiem.

Nightingale westchnął. Prosto przed siebie.

Coś popędziło w koronach drzew. Na pierwszy rzut oka przypominało wiewiórkę, po chwili dostrzegł jednak dodatkowe kończyny. To był ich pierwszy dzień na Maleivie III.

Para ptaków zatoczyła nad nimi krąg i przysiadła na gałęzi. Miały czerwone upierzenie. Przypominały trochę kardynały, ale miały długie dzioby i turkusowe czubki. Kolory nie pasowały do siebie.

— Poczekaj chwilę — odezwała się Sherry.

— O co chodzi? — spytał.

Uniosła dłoń w geście nakazującym ciszę.

— Za nami coś jest.

Obrócili się jak na komendę i wycelowali broń. Z tyłu spadła jakaś gałąź. Nightingale cofnął się i nadział na roślinę z kolcami.

Cookie i Tatia obrócili się i rozejrzeli.

— Niczego tu nie ma — zameldowali.

Ruszyli znów.

Marsz był trudny z powodu gęstwiny. Musieli cały czas przeciskać się przez krzaki i przebijać przez chaszcze. Zwrócił uwagę na kilka połamanych gałązek, które świadczyły o tym, że coś tędy przechodziło.

Wyszli na niewielką polankę i wtedy ich zobaczyli.

Cała trójka leżała nieruchomo. Ich bańki pola siłowego były wypełnione krwią. Na twarzach malował się zastygły wyraz bólu i przerażenia.

Sherry wyszła zza Nightingale’a, jęknęła i ruszyła do przodu.

Zatrzymali ją i przytrzymywali, dopóki się nie uspokoiła. Pozostali rozglądali się po drzewach, poszukując napastników.

— Bez względu na to, co to było — mruknęła Tatia — już tego tu nie ma.

Sherry uwolniła się i ruszyła w stronę ciał, idąc wolno i ostrożnie, aż wreszcie upadła przy nich na kolana. Patrzyli na nią: szeptała coś. Zakołysała się na kolanach do tyłu i spojrzała w niebo.

Podszedł do niej, położył jej rękę na ramieniu i stał w milczeniu, patrząc na tę jatkę.

Andi podeszła do nich. Od lat była bliską przyjaciółką Ala White’a. Westchnęła i zaczęła cicho szlochać.

Tatia stała dalej na skraju polanki, najpierw przyglądając się zwłokom, a potem tocząc stanowczym spojrzeniem po kręgu drzew.

Biney, nasłuchująca z trzeciego lądownika, zapytała:

— Co tam się dzieje, Randy?

Całą krew zatrzymało pole Flickingera, więc trudno było dostrzec poszczególne rany. Wszyscy wyglądali, jakby zostali zadźgani, pogryzieni, zmasakrowani, co tam jeszcze, wiele razy. Pomyślał, że rany wyglądają jednak na małe. Napastnicy musieli więc być mali. Napastnicy. Na pewno był więcej niż jeden.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża klepsydra»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża klepsydra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Harry Harrison: Planeta Smierci 3
Planeta Smierci 3
Harry Harrison
Jack McDevitt: Boża maszyneria
Boża maszyneria
Jack McDevitt
Gieorgij Martynow: Gianeja
Gianeja
Gieorgij Martynow
Siergiej Łukianienko: Lord z planety Ziemia
Lord z planety Ziemia
Siergiej Łukianienko
Jack McDevitt: A Talent for War
A Talent for War
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża klepsydra»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża klepsydra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.