Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Chyba ją widzę — rzucił miękko.

Sandy przytrzymała go za ramię.

— Powinniśmy poczekać na George’a.

— Dzielny chłopak, ten Richard! — rzuciła Maggie w radosnym uniesieniu.

Henry ruszył za światłem, minął załom muru i spłynął niżej, do niewielkiej komnaty, którą dobrze pamiętał z poprzedniej bytności.

— Mamy ją — mówił Richard. Klęczał o dwa metry dalej, ledwo widoczny w przyćmionym świetle.

Płyta formowa była do połowy przysypana gruzem. Krążyli dookoła, rozgarniając gruz palcami, próbując ją uwolnić. Znaleźli prostokątną formę drukarską. Obok leżał jakiś mechanizm napędowy, przysypany kamieniami.

— To podstawowa część maszyny — orzekła Maggie.

Druga forma przyciśnięta była oderwaną płytą.

Skaner Sandy wykrył coś na podłodze. Kiedyś była to podzielona na przegródki kaszta.

Henry opukiwał formy.

— Jest w nich złożona strona — powiedział.

— Świetnie! — dopingowała ich Maggie. — To wystarczy. Do roboty. Wyciągajcie to stamtąd.

Forma tkwiła mocno w ramie.

— Potrzeba do tego pulsera — oświadczył Henry.

Richard dotknął jego ramienia.

— Nie sądzę, żeby można było przy niej używać promieni.

Maszyna była wielka, miała prawie dwa metry długości i około metra szerokości. Sandy i Richard próbowali wyszarpnąć ją spod gruzu.

Nie dało rady.

— To się nie uda — stwierdziła Sandy. — Nawet jeśli ją uwolnimy, nie przejdzie przez tunel. — Obejrzała ją przyświecając sobie lampą. — A może weźmiemy same formy?

— Dlaczego formy?

— Bo tam są złożone strony — rzuciła Maggie łamiącym się głosem.

— Tu się zaraz zrobi mokro — wtrąciła Hutch. — Jeśli planujecie stamtąd wyjść, to już najwyższy czas. Henry mierzył rękoma formy.

— I tak trzeba będzie poszerzyć wyjście — oświadczył.

— A może byśmy po prostu zrobili solidny zestaw holo? — podsunął George.

— To nic nie da — sprzeciwiła się Maggie. — Potrzebne nam formy. I potrzebne nam czcionki. Będziemy musieli dokładnie je odtworzyć, jeśli chcemy cokolwiek odczytać.

Henry poświecił dookoła komnaty.

— Może gdzieś tu są jakieś kaszty z czcionkami.

— Daj spokój. — Richard właśnie szarpał się z ramkami. — Sandy ma rację. Poprzestańmy na tym, co już mamy.

— Jeśli na dole jest więcej druku — rzuciła szybko Maggie — miło byłoby go mieć. Czcionki w formach będą już mocno zniszczone.

— Cholera jasna, Maggie! — nie wytrzymała Hutch. — Chcesz więcej czcionek, to zejdź tam i je sobie weź!

We wspólnym kanale zapanowała martwa cisza.

— Dobra, bierzmy się za to — powiedział w końcu Henry. — Tniemy. Nie mamy czasu się z tym pieścić.

Zapłonął strumień cząsteczkowy. George ciął z zapamiętaniem. Rozciął prasę na pół i wyrwał obie formy.

— Sandy — komenderował Henry — idź do wylotu szybu i bądź gotowa je wciągnąć, kiedy tylko poszerzymy tunel. Richard, a może wróciłbyś i pomógł Hutch? Nie ma sensu, żebyś tu dłużej sterczał.

— Będzie wam potrzebna pomoc — sprzeciwił się Richard. — Poczekam.

Henry pokiwał głową.

— W porządku. — Sprawdził czas. — Uda nam się.

— Spieszcie się — odezwała się Maggie, a Henry’emu przypomniało się zdarzenie z dzieciństwa, kiedy piłka wtoczyła im się na pokryte lodem jezioro, a starsi chłopcy wysłali go, żeby ją odzyskał. „Spiesz się i rzuć ją do nas — krzyczeli — zanim sam wpadniesz”.

9.35

Fale mlaskając uderzały o Wieżę. Na horyzoncie widać było kilka dryfujących brył lodu. Nadbrzeżne szczyty jarzyły się w słońcu.

Hutch wściekła, bliska łez, wyciągnęła kołowrót, przyczepiła do liny pięciokilowe kółko obciążnika i trzasnęła w guzik włącznika. Pierścień upadł w wodę, a za nim piętnaście metrów liny. Oba wahadłowce leżały teraz obok siebie na wodzie. Carson stał na skrzydle Alfy, kołysząc się delikatnie z ruchem fal.

— To czyste szaleństwo — rzekł. — Nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę dzieje.

Był piękny dzień, przejrzysty i złoty. Na godzinę przed końcem świata.

Cztery z quraquackich skrzydlatych stworzeń, tych, które przypominały ziemskie płaszczki olbrzymie, przeleciały w szyku nad ich głowami, kierując się na północ.

— Może trzeba porozmawiać z Kosmikiem — powiedział. Hutch wpatrywała się w linę kołowrotu. A pod nimi, w wojskowej kaplicy, George, Richard i Henry zakończyli wreszcie pracę i ruszyli tunelem do wyjścia.

Stacja Kosmik, 9.45

Truscott stała za plecami Silla. Ręce splotła na piersi, twarz miała pociemniałą od gniewu.

— Są jakieś postępy? — dopytywała się.

— Niestety. — Harvey Sill przycisnął słuchawki do uszu. — Ciągle jeszcze są na powierzchni.

— Wiesz, co się tam dzieje?

— Są w tunelach. Ta pilotka, jak jej tam, jest bardzo zdenerwowana. Dają jej nieźle popalić. Ale nie wiem, o co tak naprawdę chodzi. Możliwe, że sobie to wszystko nagrali, żeby nas doprowadzić do obłędu.

— Rzeczywiście chyba wpadasz w obłęd, Harvey. Zapytałeś ich, jaka tam jest sytuacja?

Potrząsnął przecząco głową.

— Nie.

— Dlaczego?

— Nie chciałem ich zbytnio zachęcać — nie chciałem, żeby pomyśleli, że się martwimy.

Truscott nagle poczuła się stara i zmęczona.

— Harvey, połącz mnie z nimi.

— Nawet chyba nie będę musiał. Mamy przekaz z wahadłowca Winka. — Włączył obraz. — Mów, Alfa.

Kobieta-pilot obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.

— Mamy problemy, Kosmik. Proszę mnie połączyć z doktor Truscott.

Truscott stanęła przed ekranem.

— Jestem tu. O co chodzi?

— Nasi ludzie nadal są w tunelu. Nie zdążą przed planowanym terminem.

— Dlaczego? — wycedziła Truscott.

— Starają się coś dokończyć. Bardzo mi przykro. Ja nie mam na to żadnego wpływu. Czy może pani opóźnić eksplozję?

— Ma pani pojęcie, jakie z tego wynikną konsekwencje? Ile to nas będzie kosztować?

— Proszę — powtórzyła Hutch. Miała mokre i zaczerwienione oczy. — Jeśli tego nie zrobicie, oni zginą.

Truscott dała jej wyraźnie odczuć swoją pogardę.

— Jedna godzina — rzuciła w końcu. — Ani sekundy dłużej. Hutch pokiwała głową z wyrazem ulgi na twarzy.

— Dziękuję.

Kiedy połączenie przerwano, Sill rzucił obojętnym tonem:

— To błąd.

— Potem o tym porozmawiamy. Odwołaj wszystko. Każ wszystkim stać w pogotowiu. Jedna godzina.

Południowa Kontrola Naziemna Kosmika, w powietrzu, piątek 9.54

Pierwsza zapaliła się lampka biała. Nuklearna broń w punkcie Delta została właśnie odbezpieczona.

Ian Helm siedział w prawym fotelu kabiny swego odrzutowca. Widoku nie zasłaniały mu dziś żadne chmury. W dole rozciągał się południowy płat lodu polarnego — od krawędzi przy Koranda Border, która kryła ciąg najdalej wysuniętych na północ wulkanów, do Dillman Harbor, gdzie dwa lata temu założyli pierwszy obóz-bazę. Przypomniał sobie, jak stał wtedy wśród tej przepastnej ciszy, zziębnięty mimo pola Flickingera, bo wysiadł mu grzejnik, choć rozgrzewała go radość tej chwili, świadomość, że pewnego dnia unicestwi ten lodowy kontynent, roztopi jego góry i pagórki, wypełni jego jary i doliny parą i deszczem. W pojedynczej, jakże wspaniałej sekwencji zamieni tę jałową ziemię w materiał do przyszłej regeneracji planety. Oczywiście, nikt nigdy nie uzna jego zasług. Wszystko to, cały splendor przypadnie w udziale Casewayowi i Truscott. Właściwie im się należy — nie chce wcale pomniejszać ich dokonań. Wystarczało mu, że był to jego projekt. I że jego palec spoczywał na detonatorze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x