Niebieska sekcja była o jakieś siedemdziesiąt stopni po okręgu od centrum operacyjnego, kręciła się też w przeciwnym kierunku, co oznaczało, że tu chyba byli najbezpieczniejsi — o ile to w ogóle możliwe. Będą z daleka od miejsca, przez które przebije się nadlatująca bryła lodu. A niech to diabli — może nawet mają tu jakąś szansę.
Danielle mówiła teraz do kogoś:
— Dobra, Hans. Pędź tu najszybciej jak tylko możesz. — Uśmiechnęła się do Truscott. — Stallworth zostaje.
Truscott zastanawiała się teraz, co trzeba zrobić, żeby zapewnić im jakąś szansę na przetrwanie.
— Połącz się z nim jeszcze raz. Powiedz mu, żeby wstąpił do zaopatrzenia i wziął cztery flickingery.
Przeleciała wzrokiem po zespole koordynacyjnym: Marion Edwards, która nigdy nie pracowała w Kosmiku dla nikogo innego, Chuck White, młody karierowicz, który miał nadzieję wspiąć się pewnego dnia na sam szczyt i pewnie mu się to uda, oraz Penny Kinowa, niewinne, ciche i rozczytane w książkach dziewczę. Penny zbyt wiele czytała, a była zdecydowanie za mało przebojowa. Za to wspaniale się spisywała jako koordynator systemów. Edwards wyjmowała właśnie z obudowy kryształ z danymi.
— Dopilnuję, żeby bezpiecznie wydostał się ze statku — rzuciła zakłopotana. W domyśle, rzecz jasna, pozostał jej zamiar wyniesienia go stąd osobiście. Cokolwiek wyniknie z tej sytuacji, stosunki między ludźmi na stacji już nigdy nie będą takie jak przedtem.
Kryształ zawierał raporty i dziennik pokładowy. Nie wolno ich było utracić, nawet jeśli wszyscy zginą. Taka właśnie będzie pierwsza reakcja Normana Casewaya na wieść o katastrofie: czy ocalili dane? Otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, zapragnie wiedzieć, kto ponosi odpowiedzialność za tę katastrofę. Nie wystarczy, że będzie martwa, zniszczą także jej reputację.
— Dobra — rzucił Harvey. — Zespół koordynacyjny niech się już wynosi. Macie miejsca w drugiej kapsule. No, już.
Penny i Danielle wymieniły szybkie spojrzenia. W nim zawarło się całe morze znaczeń. Były bliskimi przyjaciółkami. I to także może ulec zmianie — jeżeli przeżyją.
Sill kierował teraz ostatecznym zamykaniem stacji. Truscott uważnie go obserwowała. Byłby z niego dobry szef, ale brakowało mu odporności psychicznej, żeby przetrwać na górze. Po bardzo obiecujących początkach narobił sobie wrogów i w końcu wylądował tutaj. Nie awansuje wyżej, bez względu na to, jak potoczą się sprawy.
Edwards zamykała swoje stanowisko.
— Wszystkie mniej ważne systemy już wyłączone — oznajmiła. — Luki zabezpieczone, a cała stacja tak przygotowana, jak to tylko możliwe.
Chuck White starał się stwarzać pozory, jakby rozważał pozostanie z nimi.
— Jeśli będziecie mnie potrzebować…
Truscott zaciekawiło, co by zrobił, gdyby przyjęła propozycję.
— Ruszaj się. Czekają na ciebie. I dzięki.
— Sześć minut — oświadczył Sill.
Śnieżka, koślawa i pełna żłobień, rosła złowieszczo na ekranach.
Przyszli Christopher i dwóch członków załogi. Przynieśli stertę poduszek i poduszeczek, które cisnęli na pokład.
— O, dobrze — powiedziała do nich Truscott. — Dziękuję. — Machnięciem dłoni wygoniła ich z sali. Teraz zostali sami.
Wyglądało, jakby cienie i rysy na powierzchni lodowej kuli nie ulegały zmianie.
— Ona się nie kręci! — zdumiał się Sill.
Pokiwała twierdząco głową.
— Pomyślimy nad tym później, Harvey.
— Wszystko zawsze się kręci. — Sill zdziwiony gapił się w ekran. Może po prostu ruch był bardzo powolny.
Wszedł Hans Stallworth z rękoma pełnymi uprzęży. Był wysoki, zawsze spięty i bardzo oficjalny. Specjalista od elektroniki; nigdy nie czuł się dobrze w towarzystwie Truscott. Ona z kolei uważała go za człowieka powierzchownego, więc była zaskoczona, kiedy się zgłosił.
— Witam — rzucił z całym zapałem, na jaki było go teraz stać.
Sill uścisnął mu dłoń.
— Miło cię widzieć wśród nas, Hans.
Położył uprzęże przed nimi i nikomu nie trzeba było dodatkowej zachęty do ich nałożenia. Truscott zdjęła pasek.
— Znajdźcie sobie coś, czym będziecie się mogli przywiązać. Nie potrzeba nam latających ludzi.
— Szkoda, że nie mamy tu żadnych sensownych deflektorów — odezwała się Danielle.
— To jakbyś zaciągnęła rolety — roześmiał się Sill. — Tylko popatrz na tę cholernicę.
Zapełniła już całe ekrany.
— Harvey, usuńmy powietrze z całej stacji. Zewsząd. Sill przytaknął.
— Zastanawiam się — odezwał się Stallworth — czy nie lepiej byłoby nam na zewnątrz.
— Nie. — Truscott sprawdziła swoją uprząż i włączyła pole. — Zapewnijmy sobie maksymalną ochronę, na jaką nas stać.
Danielle i Stallworth, którzy nie mieli wiele do czynienia z flickingerami, pomagali sobie nawzajem. Sill bez wysiłku przerzucił sobie szelki przez głowę i opuścił na ramiona.
— Leci do nas drugi wahadłowiec.
— Ile?
— Jakieś trzy godziny. Zdążą na czas, żeby pozbierać rozbitków. — Sprawdził ich uprzęże, stwierdził, — że są w porządku. — Włączcie naprowadzacze — zakomenderował i pokazał im jak. — Jeśli was wyrzuci na zewnątrz i będziecie nieprzytomni, oni i tak będą w stanie wszystkich znaleźć. — Przesunął palcami po konsolecie. — Zaczynam dekompresję.
Stallworth wyglądał przez iluminator, osłaniając oczy dłonią.
— Widzę ją — oznajmił.
Truscott podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem, ale nie mogła nic dostrzec.
— Potwierdzają się nasze wyliczenia — orzekł Sill bez śladu dumy w głosie. — Wbije się przez Niebieską, a potem zderzy się z osią. Danielle zajęła stanowisko przy kanałach łączności.
— Obie kapsuły już wystartowały — poinformowała. — Wahadłowiec rusza za chwilę.
— Zabrali już wszystkich?
— Mają dwadzieścioro dwoje. Razem z nami będzie dwadzieścioro sześcioro. — Wszystko się zgadza.
— Mogą nie zdążyć odlecieć na bezpieczną odległość — martwiła się Danielle. — Możliwe, że my tutaj jesteśmy bezpieczniejsi.
— Dwie minuty — przypomniał Sill.
— A wahadłowiec?
Danielle sprawdziła.
— Jeszcze są.
— Co ich zatrzymuje?
Dziewczyna nawiązała z nimi łączność.
— Myśleli, że ktoś jeszcze ma przyjść. Ginger mówi, że mają jeszcze jedno miejsce.
— Teraz to już bez znaczenia — rzuciła Truscott. — Każ im się zmywać. — Rzuciła okiem na Silla. — Zamykaj. Wyłącz wszystko. Całe zasilanie. Z wyjątkiem świateł — światła zostaw zapalone.
W całym kręgu stacji zamarły wszystkie urządzenia elektroniczne. Komputery przeszły w stan spoczynku, monitory wygasły, urządzenia kuchenne stanęły z hurkotem, centralne ogrzewanie przestało działać.
— Wahadłowiec odleciał — poinformowała Danielle.
Na niebie pojawiła się nowa gwiazda. Truscott patrzyła, jak się rozjaśnia i nabiera kształtów. Widać już było szczeliny i rysy. Żadnych kraterów. Nieregularny, zbliżony do prostokąta kształt. Przypomina maczugę — pomyślała sobie.
I nie kręci się.
— Dobra. Wszyscy na ziemię — zakomenderowała. — Główny wstrząs przejdzie przez podłogę. Leżcie płasko. Chrońcie poduszkami najwrażliwsze miejsca. Przywiążcie się do czegoś solidnego.
Patrzyli, jak się zbliża.
Czterdzieści sekund.
Płynęła przez niebo — śliczna i błyszcząca w promieniach słońca. Przesunęła się przez iluminatory zgodnie z ruchem wirowym zewnętrznego ronda i zniknęła w końcu po lewej ich stronie.
Читать дальше