Jack McDevitt - Boża maszyneria

Здесь есть возможность читать онлайн «Jack McDevitt - Boża maszyneria» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Boża maszyneria: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Boża maszyneria»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Loty międzygwiezdne i odkrycia innych zamieszkanych światów rozpoczęły drugi złoty wiek dla archeologów. Wśród licznych odkryć najbardziej frapującą zagadkę stanowią Wielkie Monumenty, rozsiane po kilkunastu planetach naszego ramienia galaktyki. O rasie zwanej Twórcami monumentów nic jednak naukowcom nie wiadomo, poza tym, że ich cywilizacja stała na bardzo wysokim poziomie. Do rozwiązania tej tajemnicy dąży uparcie grupa archeologów.

Boża maszyneria — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Boża maszyneria», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Brzmi to jak pieśń straceńców.

— Wydają te dźwięki pocierając o siebie skrzydłami.

Chłonęła tę noc całą sobą. Po tych wszystkich tygodniach było bardzo przyjemnie znów się znaleźć na otwartej przestrzeni.

— Jak to jest, Frank? To znaczy — z tym pakowaniem się?

Podszedł bliżej i oparł dłonie o barierkę.

— Robimy, co musimy. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyśmy pół roku wcześniej wiedzieli, że nas stąd wyrzucą. Inaczej byśmy sobie to wszystko ułożyli. Ale karmiono nas opowieściami, że Akademia z całą pewnością wygra. „Bez obaw”, mówiono.

— Straszna szkoda.

— Tak, właśnie: straszna szkoda. — Platforma podskoczyła na dużej fali. Grzywacz załamał się, potoczył w stronę plaży, a tam stracił cały impet wobec cofającej się fali odpływu. — Gotów jestem wracać do domu. Ale nie tak. — Był wyraźnie zniechęcony. — Włożyliśmy w to wszystko mnóstwo pracy. A teraz okaże się, że w większości na próżno.

Obok nich przepłynęło coś świecącego, podpłynęło do łodzi i zniknęło w głębinie.

— Co teraz będziesz robił? Dokąd się wybierasz?

— Zaproponowali mi stanowisko dyrektora w jednym z wydziałów Akademii. W dziale kadr.

— Gratuluję — powiedziała miękko.

Był wyraźnie zakłopotany.

— Większość naszych ludzi rozczarowała się co do mnie.

— Dlaczego?

— Uważają, że się skończyłem.

Hutch wiedziała, o co chodzi: do administracji szli tylko ci, co nie sprawdzali się w terenie, ci niezbyt poważani półprofesjonaliści.

— A ty jak uważasz?

— Myślę, że każdy powinien robić to, co chce. Ja dla odmiany chciałbym popracować w regularnym wymiarze godzin. Mieć czyściutkie, klimatyzowane biuro. Poznać trochę nowych ludzi. A może nawet obejrzeć zmianę warty w niedzielę. — Roześmiał się. — Chyba nie proszę o zbyt wiele po tych wszystkich latach.

Zastanawiała się, czy ma jakąś rodzinę, do której będzie mógł wrócić.

— Nie, chyba nie — odpowiedziała.

Na zachodzie niebo było bezgwiezdne. Próżnia. Przez kilka chwil patrzyła na nią w milczeniu.

Podążył wzrokiem za jej spojrzeniem.

— Straszne, co?

Tak. Nie wiadomo dlaczego oglądana z powierzchni planet wyglądała bardziej frapująco niż z przestrzeni kosmicznej. To samo zjawisko zaobserwowała już na Noku i Pinnacle, które także unosiły się na krańcach galaktycznego ramienia. Ledwie udawało się wyłowić wzrokiem rozmazaną smugę gwiezdnego światła po drugiej stronie.

— Według Quraquatczyków to Kwonda, dom błogosławionych, niebo dla tych wszystkich, którzy walczyli w słusznej sprawie. W bezwietrzne noce słychać było ich śpiew. Kwonda, przy okazji, znaczy „daleki śmiech”.

Platforma podskoczyła, potem zapadła w wodę.

— Ta była spora — odezwała się Hutch. — Ile lat ma właściwie Świątynia Wiatrów?

— Główny jej zrąb, który nazywamy Górną Świątynią, zbudowano gdzieś koło trzynastego… — urwał. — Ciężko tak przekładać czas. Gdzieś koło 250 p.n.e., według naszego kalendarza. To tutaj — wskazał na trzy wieże — nie należy do Świątyni Wiatrów. Wiedziałaś o tym, prawda?

— Nie, nie wiedziałam.

— To Wieże Knotyjskie. Święta ziemia, przy okazji mówiąc. Zbudowano je około roku 8000 p.n.e. Były początkowo miejscem kultu, a później zachowano je jako miejsce o historycznym znaczeniu przez jakieś siedem tysięcy lat.

— W takim razie gdzie jest Świątynia Wiatrów?

Popatrzył na wodę.

— Wierz lub nie — jest w tym napoju. — Przymocował ostatnie kontenery. — A my powinniśmy chyba już się stąd ruszać. Gdzie twoje walizki?

— Mam tylko jedną.

— Ten rejon to było skrzyżowanie dróg między cesarstwami — objaśniał. — Musiał mieć zawsze ogromne znaczenie strategiczne. Wiemy, że osady kwitły tutaj aż do krytycznego momentu zagłady rasy. W końcu — ciągnął — Quraquatczycy zupełnie zapomnieli, po co zbudowano tutaj te wieże, a także co miały one symbolizować.

— To bardzo smutne — wtrąciła — tak stracić własne dziedzictwo.

— Też mi się tak zdaje.

— Czy jesteśmy absolutnie pewni, że Quraquatczycy naprawdę wyginęli?

— O, tak. Przez kilka dobrych lat toczyły się na ten temat zażarte dyskusje. Wszystkim wydało się nieprawdopodobne, że mogliśmy się z nimi rozminąć o tak krótką chwilę. Stąd wynika, że gdzieś tu jeszcze muszą być. Ostrożnie — postawił stopę na pokładzie, jakby chciał go w ten sposób przytrzymać, potem podał jej ramię. — Zawsze była tu przynajmniej jedna ekipa, która zajmowała się poszukiwaniem tych, którzy mogli przeżyć. Dostawaliśmy tak wiele fałszywych alarmów, że wkrótce stały się swoistym żartem. Quraquatczyka widziano tu, widziano tam. Widziano wszędzie. Ale tak naprawdę nikt nigdy nie spotkał żywego tubylca. — Wzruszył ramionami. — Nie ma ich i już.

Opuścili się do kabiny i zasunęli za sobą bańkę. Wewnętrzne światła przygasły. Dookoła nich podniosło się morze.

— Wieże w żadnym razie nie są najstarszymi budowlami. To miejsce było święte, na długo zanim je wybudowano. Jest tu wojskowa kaplica i posterunek, w Dolnej Świątyni, które są starsze od nich o całe tysiąclecia. Prowadzimy tam prace. Stamtąd właśnie pochodzi eksponat, który sprowadził tutaj Richarda Walda. A jest ich tam dużo więcej, tylko że my jeszcze się do tego nie dobraliśmy. Wiemy, na przykład, że na dole jest stara elektrownia.

— Żartujesz.

— Nie — na to właśnie wygląda. A datujemy ją na jakieś dziewiętnaście tysięcy lat przed naszą erą. Nie zostało z niej wiele, rzecz jasna, a my nie możemy zrobić dobrych zdjęć. Ale nie sądzę, żeby mogły być co do tego jakieś wątpliwości.

W wodzie panowała ciemność. Lampy nawigacyjne łodzi wbijały się snopem światła w okalający ich ponury mrok. Z przodu pojawiły się linie żółtych światełek.

— Łączą Świątynie z Seapointem — wyjaśnił Carson. — Z naszą bazą.

Skręcił w kierunku szlaku i w ciągu minuty znaleźli się pośród kompleksu kopuł i kul. Budowle były rzęsiście oświetlone, lecz wiele okien wypełniała ciemność. Seapoint nie sprawiał wrażenia budynku tętniącego życiem.

Carson wprowadził łódź pod jakąś przypominającą muszlę konstrukcję i wkrótce otwarły się nad nimi podwodne drzwi. Łódź uniosła się i zaraz wypłynęli w jasno oświetlonej zatoczce.

Janet Allegri czekała na nich ze świeżą kawą. Hutch wysiadła. Carson wręczył jej podręczną torbę, a Hutch przerzuciła ją sobie przez ramię. Zauważyła, że wzdłuż ścian stoją rzędy kontenerów, takich samych jak te, które przedtem przeładowywali.

— Czy to nasz ładunek?

— Drobna jego część — rzuciła Janet wręczając im kubki z kawą. — A teraz, jeśli sobie życzysz, zaprowadzę cię do twojej kwatery.

— Bardzo bym była wdzięczna. — A obróciwszy się do Carsona, dodała: — Dzięki za przejażdżkę, Frank.

— Zawsze do usług — skłonił się Carson, a potem, rzuciwszy jej znaczące spojrzenie, dodał: — Bardzo ci się przyda dobry, całonocny sen.

Janet i Hutch minąwszy krótki korytarzyk weszły po schodach do przestronnej sali wypełnionej stolikami, krzesłami i roślinami w doniczkach.

— To nasza świetlica — wyjaśniła Janet. — Jeśli wpadniesz tu rano, zapoznam cię ze wszystkimi i dopilnuję, żebyś dostała śniadanie.

— Wasi ludzie teraz pracują, prawda?

— Tak. Pracujemy na trzy zmiany, odkąd kazano nam się wynosić. Przedtem wiedliśmy tu dość leniwy żywot. Ale to się już skończyło.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Boża maszyneria»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Boża maszyneria» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jack McDevitt - The Moonfall
Jack McDevitt
Jack McDevitt - POLARIS
Jack McDevitt
Jack McDevitt - SEEKER
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Coming Home
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Cauldron
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Ancient Shores
Jack McDevitt
Jack McDevitt - A Talent for War
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Firebird
Jack McDevitt
libcat.ru: книга без обложки
Jack McDevitt
Jack McDevitt - Eternity Road
Jack McDevitt
Jack McDevitt - The Devil's Eye
Jack McDevitt
Отзывы о книге «Boża maszyneria»

Обсуждение, отзывы о книге «Boża maszyneria» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x