— Mogą jeszcze pożałować tego tytułu Sotéhra.
— Ta bezwzględność zawsze w tobie istniała. Jednak kiedyś działałeś z większym wdziękiem.
— Teraz mam na to mniej czasu.
— Jesteś całkowicie skupiony na walce z Yuanem, choć nie wiesz, gdzie on przebywa.
— Badam i modeluję jego umysł, tak jak on robił z moim. Mam pewien pomysł, gdzie go szukać. I wtedy…
— We dwójkę zdecydujecie o losie cywilizacji.
— Można to tak nazwać.
Zdawało się, że purpurowy dysk słońca, który rozerwał ostatnie wąziutkie połączenie z horyzontem, skoczył w górę. Gabriel zamknął oczy i wchłaniał ciepło, chwilę, ciszę. Spokój był idealny.
Byłby idealny, gdyby nie ta daleka szydercza obecność Yuana. Wyegzorcyzmować tego ducha, myślał Gabriel, a jeszcze lepiej, wepchnąć go w jakieś ciało i zniszczyć raz na zawsze.
Rezydencja na Illyricum. Pokój Psyche w Jesiennym Pawilonie. W którymś z następnych świtów płaczą nuty. Gabriel gra na kości podudzia swego ojca.
Skończył ostatnie akordy, odłożył kościany instrument do wyłożonego aksamitem futerału. Zabierze go na swój okręt flagowy, na nową Cressidę, i wyruszy za Yuanem. Umieści tam również sanktuarium. Szczątki Wissariona na honorowym miejscu wśród pamiątek po załodze pierwszej Cressidy.
Wstał z ceramicznej ławy z miękkiego kryształu, odłożył futerał z instrumentem, potem poszedł w dół, po opałowych stopniach, w ciche powietrze świtania. Wspomniał fruwające pyłki dziewann, unoszące się wtedy w umyśle słowa Safony, kwiatowe zapachy w powietrzu.
Ochroniarze, ludzcy i mechaniczni, przepływali dyskretnie po murawie przez park. Gabriel wiedział, że maszyny nie zareagują na jakieś nieznane Mudry Dominacji.
Na ścieżce czekała Zhenling, wśród pełnego szacunku, oddalonego, lecz większego niż zwykle wianuszka ochroniarzy. Gabriel zbliżył się do niej, pozdrowił.
— Dano mi do zrozumienia, że jesteś teraz zbawcą — rzekła.
— Nie, jeszcze nie jestem.
— Dopóki nie zabijesz Yuana Aristosa.
— Lub sprowadzę go z powrotem, jeśli Yuan się podda, co jest mało prawdopodobne.
Mierzyła go ciemnymi oczyma. Ubrana była w sztruksowe spodnie, białą koszulę, zieloną bluzę z czarną taśmą i srebrnymi guzikami. Skórę miała napiętą, pergaminową — nie zauważył tego nigdy w oneirochrononie — cała wydawała się krucha. Może jej skiagénos był pozłacaną lilią. A może nie była wtedy taka wymizerowana.
— Przespacerujemy się? — zapytał.
— Chciałabym zobaczyć twoje zoo — rzekła. — Prawdopodobnie tam gdzie jadę, nie będę oglądała zbyt wielu zwierząt.
— Jak sobie życzysz.
Poszli po ścieżce; ochroniarze krążyli wokół jak dalekie małe księżyce. Zhenling szła wyprostowana, z ramionami do tyłu, nie rozglądając się ani w lewo, ani w prawo. Jak żołnierz, pomyślał Gabriel, lub jak najdumniejszy więzień świata.
— Chyba powinno mi to pochlebiać, że zapewniono mi tych wszystkich strażników — rzekła. — Czy według ciebie stanowię aż takie zagrożenie?
— Będąc na twoim miejscu, na pewno stanowiłbym zagrożenie odparł Gabriel. — To komplement, że traktuję cię poważnie, lecz strażnicy, przyznaję, są po to, by uspokoić Persepolis, a nie mnie. Oni nie chcieli, żebyś w ogóle tutaj przylatywała. Skoro jednak zgodziłaś się poddać dobrowolnie, zdołałem przekonać ich, by zamknęli cię w areszcie… na mój sposób.
— Dziękuję za grzeczność.
Mnie takiej grzeczności spiskowcy nigdy nie okazali, pomyślał Gabriel. Nie złamano jej nóg, nie zmuszono do chodzenia w kółko bez snu i bez jedzenia przez całe dnie, ani też nie pozbawiono jej towarzystwa własnych daimonów.
Urządzi się jej sprawiedliwy pod każdym względem proces i uwięzi na holowanym asteroidzie, prawdopodobnie na zawsze. Może wolałaby to pierwsze wyjście.
— Dostęp do wiadomości miałam dość ograniczony — rzekła. Wnioskuję, że ujęto mnie jako ostatnią?
— Jeśli nie liczyć Yuana. Pozostali nie przebywali długo na wolności.
— Czy mogę spytać, jak im się wiedzie?
— Ctesias wybrał poezję, rzeźbę, rezygnację. Han Fu złożył propozycję współpracy: będzie na was wszystkich donosił, opowie nam o wszystkich waszych tajemnicach. Rozpaczliwie pragnął nas zadowolić. Nie przyjęto jednak jego propozycji, gdyż sami wszystko nagraliście i mamy dostęp do wszystkich waszych uczynków.
— Biedny człowiek — powiedziała cicho. Potrząsnęła głową, westchnęła. — Cieszę się w takim razie, że postanowiłam się poddać. Chciałabym, by nasze intencje zostały przedstawione jasno, by je zarejestrowano. Chciałabym, by Logarchia zrozumiała, że nie zamierzaliśmy robić komukolwiek krzywdy, że chcieliśmy tylko dostarczyć ewolucyjną alternatywę. Że uczyniliśmy, to co uczyniliśmy, dumnie, fachowo, starannie, dla dobra wspólnego.
— Astoreth utrzymuje, że nigdy się z wami w żadnej sprawie nie zgadzała, że nigdy nie znała dobrze nikogo z was, nie mówiąc o tym, że nigdy nie widziała niczego złego w Logarchii. Wszyscy jesteśmy bardzo grzeczni i udajemy, że nie pamiętamy, iż było inaczej.
Zhenling nie odpowiedziała. Jej buty bezdźwięcznie stąpały po żwirze.
— Jestem dumna z tego, co uczyniłam — rzekła po chwili.
— Ze wszystkiego?
Popatrzyła na niego.
— To wszystko było niezbędne — rzekła.
— Przy waszych założeniach, niewykluczone.
Grupa goryli górskich wyszła marszem z bambusowych zarośli i przecięła ścieżkę. Dorosłe zignorowały Gabriela, lecz dzieci na plecach matek spoglądały na niego ciekawie. Białe budowle zoo zaczęły wyłaniać się zza drzew.
Gabriel obserwował goryle, dopóki nie zniknęły, a potem zwrócił się znów do swej towarzyszki.
— Oczywiście wiesz, że Bonham zdał egzaminy, lecz Yuan sfałszował wyniki i zamiast niego promował ciebie.
— Mówiono mi o tym. Nie wiem, czy to prawda.
— Dlaczego mieliby ci mówić nieprawdę?
— Persepolis chcąc zdyskredytować moje idee, zdegraduje mnie.
— Ale czemu mieliby podnosić znaczenie twego partnera Bonhama?
Wzruszyła tylko ramionami. Białe budynki były już bliżej. Gabriel usłyszał krzyk wyjących małp.
— Ciągle jednak myślę o jednym — rzekł Gabriel. — Czy gdyby Gregory Bonham został Aristosem, poszedłby za Yuanem?
Zerknęła na niego.
— Czy może to mieć jakiś związek z prawnym wynikiem procesu?
— Wątpię. Zresztą twoja opinia nie jest żadnym dowodem.
— W takim razie, nie rozumiem, jakie znaczenie ma moja odpowiedź. — Gabriel w milczeniu szedł obok. Zhenling niechętnie przerwała ciszę. — Chciałabym myśleć, że Gregory sam dołączyłby do naszej grupy — dołączył przecież dość chętnie, gdy go poprosiłam jednak nie mogę twierdzić tego na pewno.
Jeszcze trochę danych, pomyślał Gabriel, dla mego modelu umysłu Yuana.
Małpy nadal wyły. Gabriel i Zhenling przeszli pod łukiem, na którym rzeźbione ptaki i zwierzęta sunęły jak rzeka, i weszli do właściwego zoo. Serce Gabriela ścisnął smutek na wspomnienie spacerów z Rubensem, z Marcusem.
— Lubię wielkie koty — rzekła Zhenling. — Zacznijmy od nich.
Zwierzęta trzymano na obszernych wybiegach pod gołym niebem, w warunkach jak najbardziej zbliżonych do ich rodzinnego środowiska. Gepardy miały przestronny wybieg, pantery — drzewa do wspinania i odpoczynku. Nad wybiegami wznosiły się łukowe kładki i tylko dzięki temu dawało się zwierzęta zlokalizować.
Gabriel znał imiona wszystkich zwierząt. Pokazywał je po kolei i opowiadał ich historie. Zhenling posmutniała, patrząc na towarzyszy więziennego losu.
Читать дальше