— Yuan znalazł sposób na przeżycie tysięcy lat. Czy sądzisz, że nie potrafię dokonać tego, co on?
W jej głosie pobrzmiewał sceptycyzm, lecz również podziw.
— Mniemam, że również znajdziesz jakiś sposób —rzekła.
Rezydencji na Brightkinde, zbudowanej w pierwszych dniach po zasiedleniu planety, prawie nie wykorzystywano od tamtego czasu. Gabriel zamierzał mieszkać tam podczas wyborów i wydania proklamacji, która kończyła jego bezpośrednią władzę nad planetą, lecz przeszkodziły mu okoliczności.
Jak na pałace Gabriela, rezydencja była niewielka. Od georgiańskiego portyku z kolumnami odchodziły na obie strony małe skrzydła, ponad częścią centralną wznosiła się wdzięczna kopuła ze szkła i kutego żelaza, wpuszczająca światło do otoczonego pojedynczym rzędem kolumn arboretum, gdzie wśród miniaturowych drzew owocowych stały rzeźby z bursztynowego marmuru. Budowlę otaczały rozległe, piękne trawniki, a w odległości kilometra, w otoczonym drzewami amfiteatrze, który sprawiał wrażenie naturalnego, choć nie był naturalny, znajdowała się muszla koncertowa. Można tam było pod gwiazdami grywać muzykę.
Ten dom Gabriela znajdował się najbliżej Sfery Gaal. Leciał do niego statkiem trzy miesiące, trzy miesiące w ciemnych, ciasnych pomieszczeniach.
Gdy dotarł na miejsce, wiele jego planów było w stadium realizacji. Flota przybrała realny kształt, krążowniki, statki zwiadowcze i samomnożące się sondy, które wachlarzem miały polecieć we wszystkich kierunkach i zbadać wszystkie gwiazdy Drogi Mlecznej. Wszystkie gwiazdy, wszystkie planety i każdą latającą skałę, wszystko w galaktyce i sąsiadujących skupiskach gwiezdnych. Każda sonda będzie szukać Yuana lub śladów jego pracy.
Większość okrętów zostanie zbudowana poza Logarchią, by nie wzbudzać obaw, że ktoś użyje ich przeciw Persepolis.
Hiperlogos rozszerzano, całe księżyce poświęcono, by obrabiały i klasyfikowały gigantyczną masę danych, których te wyprawy miały dostarczyć. Zaplanowano olbrzymie generatory i przekaźniki tachlinii, rozciągnięte wzdłuż ramion galaktyki. Dodatkowy mały księżyc oddano na magazyn danych o Yuanie, by zbudować model jego umysłu, w nadziei, że w ten sposób uda się przewidzieć jego postępowanie.
Trasę ucieczki, miejsce ukrycia, teren działania.
Ale wszystko we właściwym czasie. Dzisiaj odbywa się premiera nowej opery Gabriela. Dziś wieczorem Lulu zaśpiewa, zniszczy i umrze, a Luisa zatańczy, spustoszy serca i utonie w dżinie.
Na premierę Gabriel przetransportował na Brightkinde swoją illyriańską orkiestrę. Próby odbywały się najpierw w oneirochrononie, a później, po przybyciu Gabriela, w amfiteatrze. Ultrasoprany nie były jeszcze gotowe — Gabriel rozważał, czyby nie przyśpieszyć ich wzrostu i przepchnąć je na siłę przez okres młodzieńczy do dojrzałości. Nie wystarczyłoby jednak czasu, aby wyszkolić te głosy do wykonywania bardziej złożonych partii. Musiał więc poprzestać na zwykłych wokalistach, śpiewających przez filtry. Z wyjątkiem tej sprawy, wszystko inne poszło, jak sobie zaplanował.
Gabriel dyrygował, a muzyka wznosiła się wokół niego. Słyszał jak brzęczy w jego kościach. Szaleństwo maszerowało ramię w ramię z człowieczeństwem. Schön zginął, Hrabina zmarła, Lulu padła, obejmując błyszczący nóż niczym kochanka; Pepi Lederer zmarł, a Pabst skurczył się pod naporem Trzeciej Rzeszy i sczezł; Luisa prowadziła życie płytkie, wyprzedając resztki swojej niegdysiejszej sławy, do końca pozbawiona skrupułów manipulowała innymi, wreszcie umarła. Wszyscy — przecież to ludzie zaledwie — umarli, ich głosy przeszły w zakres ultradźwięków, ostatni akord zadrżał i zamilkł. Pieśń żałobna po straconej ludzkości. Tak będzie z Yuanem, pomyślał Gabriel.
Uczłowieczy Yuana, zabijając go.
Publiczność była wstrząśnięta, porażona dziełem; rozbrzmiały rozproszone oklaski, jednoczyły się i mnożyły, niosły echem po Hiperlogosie, gdy miliardy, na żywo oglądające i słuchające, napełniły eter owacjami. Gabriel się kłaniał, kłaniała się orkiestra, obsada wychodziła przed kurtynę, a gdy umilkły bisy, Gabriel wystąpił na scenę z Obserwatorami, ocalałymi członkami załogi Cressidy, wszyscy koledzy-zbawcy… Chciał, by razem z nim dzielili sukces jego Lulu, gdyż przeszli razem z nim przez to podstawowe odrażające doświadczenie bycia człowiekiem; i przeżyli je, i teraz już nie muszą nigdy być ludzcy.
Jeśli Gabrielowi uda się jego dzieło, nikt w Logarchii nigdy już nie będzie musiał być ludzkim.
Gabriel zobaczył, że nawet Remmy przyszedł na przedstawienie i klaskał. Zrozumiał nawet przez mgiełkę swoich nabożnych iluzji, istotę dzieła. Remmy mieszkał teraz w Rezydencji i codziennie podróżował do miasta, by wygłaszać kazania i nawracać. Dotychczas nie nawrócił nikogo i nigdy nie nawróci, myślał Gabriel.
Później odbyło się olbrzymie przyjęcie. Goście wypełnili publiczne obszary rezydencji i wylali się na trawniki. Gabriel płonący energią, którą muzyka wlała w jego duszę, wytrwał do końca przyjęcia. Gdy zalesione wzgórza parku Rezydencji zabarwił perłowy świt, i wysunęły się panele baterii słonecznych budynku, została tylko garstka gości. Rosamunda o czystych kocich oczach, Clancy, kilku innych. Pijani muzykanci zgromadzili się wokół antycznego fortepianu o klawiaturze z kości słoniowej.
Rosamunda wspaniale przedzierzgnęła się w postać Lulu, lecz w głębi duszy była płytkim stworzonkiem, pustą łupinką, napełnioną duchem muzyki Gabriela, i po odegraniu roli nie miała nic interesującego do powiedzenia. Gabriel więc ucałował ją, popieścił i wysłał do łóżka, które dzielił z nią przez ten krótki czas. Wziął za rękę Clancy; opuścili budynek i żwirowaną ścieżką poszli ku świtowi.
Spojrzał w górę, przez ustępującą noc, na niewidzialne statki i stacje krążące wokół Brightkinde.
— Następne będzie Illyricum — rzekł. — I latające nanolaboratorium czekające na twe rozkazy.
Zbudował je zdalnie podczas wielomiesięcznego pełznięcia z Terriny.
— Jeśli nadal zamierzasz powierzyć mi inne obowiązki, nie będę miała zbyt wiele czasu, by je wykorzystywać — oznajmiła Clancy.
Tren jej długiej jedwabnej sukni ciągnął się po ścieżce, z cichym grzechotem przesuwając kamyki. Dookoła ptaki wyśpiewywały poranną pieśń.
— Protarchōn Hegemon — rzekł Gabriel, pozdrawiając ją. — Władca mej domeny podczas mojej nieobecności.
— Nie czuję się dobrze w tej roli, Burzycielu — odparła. — To twoja domena, nie moja…
— Możesz nie czuć się dobrze w tej roli, Zapłoniona Różo, lecz poczujesz się dobrze w tej pracy. Traktuj ją jako trening. Kiedyś będziesz kręciła własnym interesem… — Uśmiechnął się. — Ariste — dodał.
Skrzywiła się.
— To nie dla mnie — rzekła.
— Chcesz powiedzieć „jeszcze nie dla mnie”. — Uniósł dłonie, jak gdyby powierzając jej błogosławieństwo aureoli, tak jak kiedyś w oneirochrononie. — Dokonasz tego. Zwiodłaś Yuana, a z tym nie poradziłaby sobie zwykła osoba. Jesteś wspaniała i im prędzej zdasz sobie z tego sprawę, tym lepiej.
— Tym lepiej dla ciebie.
— Tym lepiej dla nas wszystkich.
Stanął na chwilę w pstrym promieniu porannego światła, pławił się w cieple złotej poświaty. Przytuliła się do niego delikatnie, a on oglądał z satysfakcją różowawe refleksy słońca na jej czerwonozłotej skórze.
— Stałeś się taki bezlitosny — rzekła. — Wykorzystujesz mnie, wykorzystujesz innych. Rosamundę traktujesz jak domowe zwierzątko… Ciekawe, jak traktujesz swych kolegów Aristoi w Persepolis?
Читать дальше