Bisesa dotąd nie porozmawiała z córką, nie tak, jak tego pragnęła. Odniosła wrażenie, że Myra zapadła się w siebie; podczas gdy Bisesa spała, Myra wydawała się pogrążać w mrokach depresji. Bisesa powiedziała sobie, że będzie czas zająć się tym później.
Patrzyła, jak Ziemia maleje, staje się malutkim globem gdzieś na końcu taśmy, która teraz po obu stronach wydawała się nie mieć końca.
Raz powiedziała:
— Szkoda, że świat się nie obraca, wtedy mogłabym poszukać innych taśm. Nawet nie wiem, ile ich jest.
Myra policzyła na palcach.
— Modimo w Afryce. Bandara w Australii — to matka ich wszystkich. Jianmu w Chinach. Marahuaka w Wenezueli. Wszystkie zostały nazwane imionami bogów niebios. W Europie jest Yggdrasil.
— Ta nazwa pochodzi od staroskandynawskiego drzewa świata.
— Tak.
— A Amerykanie mają Drabinę Jakubową.
Aleksiej uśmiechnął się.
— „We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół”. Księga Rodzaju, 28.12.
Myra powiedziała:
— Ameryka to wciąż dość chrześcijański kraj. Myślę, że odrzucono wszystkie rdzennie amerykańskie imiona pochodzące od drzewa świata. Przeprowadzono w tej sprawie głosowanie.
— Dlaczego w tak wielu kulturach istnieją mity związane z drzewem świata? To wydaje się dziwne.
Aleksiej powiedział:
— Niektórzy antropologowie twierdzą, że to po prostu reakcja na cechy chmur: zmarszczki i fale, które wyglądają jak gałęzie lub szczeble. A może to mit o Drodze Mlecznej. Inni mówią, że może chodzić o jakieś zjawisko z udziałem plazmy. Może związane z aktywnością Słońca.
Myra powiedziała:
— Wielu ludzi boi się wind kosmicznych. Niektórzy uważają je za bluźnierstwo. Drogę na skróty do Boga. W końcu za ludzkiej pamięci stanęliśmy w obliczu zagrożenia ze strony nieba.
— I dlatego zaatakowano afrykańską windę — powiedział Aleksiej. — To jest bez sensu, ale tak już jest.
— Jak na Kosmitę dużo wiesz o ziemskiej kulturze.
— Bo mnie interesuje. Ale patrzę na nią z zewnątrz. Przypuszczam, że z antropologicznego punktu widzenia.
Bisesa odniosła wrażenie, że została potraktowana protekcjonalnie.
— Przypuszczam, że wszyscy Kosmici są równie racjonalni jak komputery.
— Och, nie — uśmiechnął się Aleksiej. — Pracujemy nad zupełnie nowym rodzajem zahamowań.
Ciągle wznosili się w górę. Kiedy planeta skurczyła się z wielkości piłki nożnej do rozmiarów grapefruita, a potem piłki do krykieta, była już zbyt mała, by Bisesa mogła dostrzec poszczególne kontynenty i zwolna do jej umysłu przenikało niejasne poczucie ogromnej skali tego, gdzie się znalazła.
* * *
Po trzech dniach od chwili wyruszenia z Ziemi minęli pierwszą wyraźną konstrukcję. Zebrali się w środku kabiny, aby patrzeć, jak się zbliża.
Był to luźny pierścień nadmuchanych członów, w przybliżeniu cylindrycznych, jaskrawo pomalowanych, były olbrzymie, każdy wielkości małego budynku, w promieniach słońca świeciły jak wielkie zabawki. Aleksiej powiedział im, że to tematyczny park rozrywki, ale jeszcze niedokończony i niezamieszkany.
— Jego oficjalna nazwa to „U Jakuba”. Głównym inwestorem jest Disney. Mają nadzieję, że odzyskają część pieniędzy, jakie utopili w starych, naziemnych parkach rozrywki.
— Dobre miejsce na hotel — powiedziała Myra. — Tylko trzy dni drogi i nadal jedna dziesiąta siły ciążenia, wystarczy, żeby uniknąć wszelkich niedogodności zerowej grawitacji.
— Teraz zdajesz sobie sprawę, co możesz zrobić, mając do dyspozycji windę kosmiczną — mruknął Aleksiej. — Nie zwykłą, tanią windę, lecz bardzo ciężką. O wielkiej ładowności. Ten park rozrywki to błahostka, ale to dopiero początek. Powstaną inne społeczności, miasta na niebie rozmieszczone wzdłuż wind kosmicznych. Całe nowe królestwo. Jak koleje w dziewiętnastym wieku.
Bisesa poczuła, że musi chwycić Myrę za rękę.
— Żyjemy w niezwykłych czasach, prawda?
— Tak, mamo.
Po chwili park przemknął obok nich i po raz pierwszy od wielu dni Bisesa odczuła prawdziwą szybkość ich ruchu. Ale potem znów powróciło wrażenie braku upływu czasu, braku ruchu, gdy oddalali się coraz bardziej od Ziemi.
* * *
Ósmego dnia minęli orbitę geostacjonarną. Przez jedną krótką chwilę znajdowali się w obszarze o zerowej grawitacji, okrążając Ziemię jak każdy przyzwoity satelita, chociaż od kilku dni siła ciążenia była tak nikła, że prawie nie odczuli różnicy.
Na orbicie geostacjonarnej znajdowała się kolejna konstrukcja, ogromne koło, którego piasta obejmowała taśmę. Konstrukcja była niedokończona. Bisesa widziała małe statki poruszające się wokół olbrzymiego rusztowania i błyski palników spawalniczych. A gdzie indziej ogromne szklane panele, za którymi widać było zielonkawy blask żywych istot.
Stacja geostacjonarna spłynęła w dół i minęli ją, patrząc, jak maleje w oddali.
Obecnie efektywna siła ciążenia wewnątrz pająka zmieniła orientację, gdy siła odśrodkowa zrównoważyła siłę ciążenia ziemskiego i przekroczyła jej wielkość, próbując odrzucić ich na zewnątrz. Teraz „dół” był skierowany od Ziemi, która wyglądała jak ziarnko grochu. Musieli „przemeblować” kabinę, sufit bowiem stał się podłogą i na odwrót. Aleksiej powiedział, że kabiny przeznaczone do przewozu pasażerów dokonują takiej zmiany automatycznie.
Ta zmiana była jedynym interesującym wydarzeniem w ciągu dni po minięciu orbity geostacjonarnej.
Ale Bisesa dowiedziała się, że nie będą ciągnieni przez całą drogę aż do przeciwwagi, która znajdowała się o trzynaście dni drogi od orbity geostacjonarnej i dwadzieścia jeden dni drogi od Ziemi. I w końcu zrozumiała, że tam znajduje się cmentarz pająków.
— Trzeba zwiększać masę przeciwwagi, by zrównoważyć rosnącą masę taśmy — powiedział Aleksiej. — I dlatego, jeśli nie liczyć budowaczy, żaden pająk towarowy nie wraca na Ziemię.
Bisesa rozejrzała się po zagraconej, brudnej kabinie. Poczuła ukłucie żalu.
— I tam właśnie wyląduje nasz pająk?
— Och, nie — powiedział Aleksiej. — Nie dotrze dalej niż dwanaście dni drogi od Ziemi.
Bisesa spojrzała na Myrę, która, jak wyczuwała, ma niemal równie mgliste pojęcie, co ich czeka, jak ona sama.
— I co wtedy?
— Pamiętacie, jak powiedziałem, że gdyby pająk został odczepiony poniżej orbity geostacjonarnej, spadlibyśmy z powrotem na Ziemię? Ale jeśli stanie się to powyżej…
— Zostaniemy wyrzuceni z obszaru przyciągania Ziemi — powiedziała Myra. — W przestrzeń międzyplanetarną.
— Jeśli wybierzemy odpowiednią wysokość, na której opuścimy windę, będziemy mogli wykorzystać pęd pająka, żeby się dostać, gdziekolwiek chcemy. Na przykład na Księżyc.
— I tam właśnie zmierzamy?
Aleksiej uśmiechnął się.
— Och, trochę dalej.
— Więc dokąd, u licha? Teraz tajemnica nie ma już żadnego sensu. Jak tylko opuścimy windę, władze dowiedzą się, dokąd zmierzamy.
— Na Marsa, mamo. Na Marsa.
Bisesa była oszołomiona.
— Na Marsa?
— Gdzie… gdzie coś na ciebie czeka.
— Ale ta mała kapsuła nie pozwoli nam utrzymać się przy życiu przez całą drogę na Marsa.
— Jasne, że nie — powiedział Aleksiej. — Ktoś nas zabierze. Spotkamy się ze statkiem świetlnym. Statkiem poruszanym przez żagle słoneczne. Już jest w drodze.
Читать дальше