Paxton powiedział:
— Oczywiście doskonale zdajemy sobie sprawę, że wymienione środki w żaden sposób nie mogły powstrzymać burzy słonecznej. Dlatego przewidzieliśmy wyjście awaryjne. Nie wiemy, czym mogą nas teraz ugodzić ci Pierworodni. Więc dla celów planowania przyjrzeliśmy się innym katastrofom o charakterze naturalnym, które dosięgły nas w przeszłości, i jak sobie z nimi poradziliśmy…
Przeszedł do kolejnego wykresu, ponurej klasyfikacji katastrof.
Istniały więc „katastrofy lokalne”, które uśmierciły kilka procent ludności świata, jak na przykład wielkie erupcje wulkanów i wojny światowe dwudziestego wieku oraz „katastrofy globalne”, które prowadziły do zagłady znacznej części ludzkości, takie jak uderzenie małej asteroidy, i na koniec „zdarzenia wymierania”, tak niszczycielskie, że ulegała zniszczeniu poważna część wszystkich gatunków i istniała realna groźba zagłady życia na Ziemi.
— Gdyby nie tarcza — beznamiętnie powiedział Paxton — burza słoneczna zadałaby cios, który spowodowałby całkowite wytępienie wszystkich istot żywych, ponieważ powierzchnia Ziemi uległaby stopieniu aż do skalnego podłoża. Ostatecznie tarcza zredukowała to zdarzenie do poziomu katastrofy globalnej. — A burza — powiedział — zainspirowała działania, dzięki którym Ziemia stała się bardziej odporna w razie ewentualnego przyszłego ataku. Próbujemy stworzyć nową bazę przemysłową, byśmy mogli przejść do trybu regeneracji tak szybko, jak to możliwe, w wypadku któregoś z tych głównych rodzajów katastrof. Jeśli na przykład będziemy musieli zbudować następną tarczę, uczynimy to bardziej efektywnie. Oczywiście niektórzy będą utrzymywać, że jako gatunek powinniśmy czynić takie przygotowania, nawet jeśli Pierworodni by nie istnieli. Mamy pewne atuty. Infrastruktura istniejąca w przestrzeni kosmicznej może pomóc w odrodzeniu ziemskiej cywilizacji. Systemy do kontroli pogody ustabilizują zaburzony klimat, tak jak po burzy słonecznej. Stacje orbitalne naprawią zniszczone windy kosmiczne i łącza telekomunikacyjne. W przestrzeni kosmicznej będzie można umieścić urządzenia medyczne. Może nawet będzie można zaopatrywać świat z orbitujących farm lub księżycowych ośrodków rolniczych. Dzieci Ziemi pomogą swej rannej matce. — Skrzywił się. — Jeżeli zechcą z nami współpracować ci pieprzeni Kosmici. Jednakże musimy uczynić coś więcej i przygotować się na najgorsze. — Powiedział to surowo, mierząc wzrokiem każdego ze słuchaczy po kolei. — Musimy mieć plan na wypadek eksterminacji. Oczywiście mamy teraz ludzi także poza Ziemią. Ale powiedziano mi, że nadal istnieją wątpliwości, czy kolonie pozaziemskie zdołają przetrwać, jeżeli Ziemia ulegnie całkowitej zagładzie. Dlatego mamy coś jeszcze w rezerwie.
Mówił o podziemiach na terenie Ziemi i poza nią istniał na przykład wykop w górze księżycowej o nazwie Pico, leżącej na Mare Imbrium. Wiedza całej ludzkości zapisana w postaci elektronicznej. Magazyny DNA. Zamrożone zygoty. Tajne składy, które odnajdzie ktoś, kto się na nie natknie, jeśli rodzaj ludzki ulegnie zagładzie. „Earthmail”, fragment kultury ludzkości wystrzelony ku gwiazdom w przeddzień burzy kosmicznej — kolejne źródło wiedzy o nas.
— No dobrze, Bill. Myślisz, że to wystarczy?
Paxton powiedział twardo:
— Czy ktoś z was wie, czym była space opera! Fikcją osadzoną w przyszłości, o wojnach międzygalaktycznych i statkach kosmicznych o rozmiarach całych światów. Dzieli nas tylko sto lat od Drugiej Wojny Światowej, tylko sto pięćdziesiąt lat od chwili, gdy głównym środkiem transportu podczas działań wojennych był koń. I mimo to stajemy w obliczu groźby na miarę space opera. Za następne, powiedzmy, tysiąc lat, będziemy tak bardzo rozproszeni, że nic oprócz eksplozji jądra Galaktyki nie zdoła zabić nas wszystkich. Ale na razie jesteśmy wciąż narażeni na atak.
Bill Carel odważył się podnieść rękę.
— Taka logika w istocie prowadzi do wniosku, że drugi atak jest bardziej prawdopodobny teraz niż później.
— Tak — warknął Paxton.
— I mimo pańskiej pięknej prezentacji, admirale, ta strategia ma oczywiste wady. — Wszyscy wstrzymali oddech, ale Carel wydawał się na to nie zważać. — Mogę?
— Proszę kontynuować — szybko powiedziała Bella.
— Po pierwsze, szczupłość zasobów, panie admirale. Sam takt, że dysponuje pan stacją na orbicie Jowisza, nie oznacza, że będzie pan w stanie odeprzeć groźbę pochodzącą z takiej samej odległości, ale mającą swe źródło po drugiej stronie Słońca.
— Zdajemy sobie z tego sprawę…
— Ponadto wydajecie się myśleć w dwóch wymiarach, jak gdyby to była wojna lądowa dawnego typu. A jeśli atak nadejdzie spoza płaszczyzny ekliptyki, to znaczy z dala od płaszczyzny, w której leżą Słońce i planety?
— Chodziłem po Marsie — z groźbą w głosie powiedział Paxton. — Wiem, co to jest ekliptyka. Tak się składa, że to licho przybyło, poruszając się w płaszczyźnie ekliptyki. W przyszłości rozważymy opcje uwzględniające tor leżący poza płaszczyzną ekliptyki. Ale wie pan równie dobrze jak ja, że koszt energii, żeby się tam dostać, jest ogromny. Tak, profesorze Carel, układ słoneczny to bardzo rozległe miejsce. Tak, nie możemy ochronić go całego. Ale cóż innego możemy zrobić, jak nie próbować?
Carel omal się nie roześmiał.
— Ale te plany są oparte na tak kruchych podstawach, że są praktycznie bezużyteczne…
Paxton spojrzał spode łba i Bella szybko podniosła rękę.
— Proszę, Bill.
— Przepraszam — powiedział Carel. — A poza tym jest jeszcze kwestia skuteczności tych wszystkich przygotowań wobec groźby, przed jaką stoimy…
— Doskonale. — Paxton gniewnie wykasował ekrany. — A więc porozmawiajmy o tej anomalii.
Bella zatęskniła za filiżanką kawy.
* * *
Po długiej i szczegółowej dyskusji nad Fortecą Sol prezentacja Paxtona poświęcona anomalii była krótka.
Szybko dokonał przeglądu głównych dowodów jej istnienia.
— W tej chwili ten obiekt przecina orbitę Jowisza. W rzeczywistości mamy możliwość jego przechwycenia, ponieważ przypadkiem przelatuje w pobliżu Stacji Trojańskiej, i badamy możliwość podjęcia odpowiedniej misji. A potem przeleci przez pas asteroid, minie orbitę Marsa i skieruje się ku Ziemi, w którą wydaje się dokładnie wymierzony. Ale wciąż nie mamy pojęcia, czym jest ani co może uczynić, kiedy tu dotrze.
Kiedy usiadł, nastąpiła krótka chwila milczenia.
Bill Carel popatrzył na Paxtona, po czym rozejrzał się po pokoju, jakby czekając na wystąpienie kolejnego uczestnika.
— Czy to wszystko?
— Wszystko, czym dysponujemy — powiedział Paxton.
Carel powiedział łagodnie:
— Nie sądziłem, że wie pan tak mało, admirale. Dobrze, że tutaj jestem. Mogę, panie admirale?
Bob Paxton rzucił gniewne spojrzenie Belli, ale ta dyskretnie skinęła głową, oddał więc głos Carelowi.
— W pewnym sensie — powiedział Carel — mój związek z tym „lichem” ma swe korzenie w okresie poprzedzającym burzę słoneczną, kiedy pracowałem z astronomką nazwiskiem Siobhan McGorran, korzystając z urządzenia o nazwie sonda kwintesencyjna do pomiaru anizotropii promieniowania tła…
Paxton i jego Patrioci poruszyli się i zaczęli pomrukiwać.
Sonda kwintesencyjna do pomiaru anizotropii promieniowania tła stanowiła rozwinięcie urządzenia zwanego sondą kosmiczną do pomiaru anizotropii mikrofalowego promieniowania tła, która w 2003 roku badała dalekie echa Wielkiego Wybuchu i po raz pierwszy określiła wzajemne proporcje podstawowych składników wszechświata: materii barionowej, ciemnej materii i ciemnej energii. To ciemna energia, którą niektórzy nazywali „kwintesencją”, napędzała ekspansję wszechświata. Celem tej nowej sondy był pomiar efektów kosmicznej inflacji, poprzez poszukiwanie echa pierwotnych fal dźwiękowych.
Читать дальше