Bill Browder - Czerwony alert
Здесь есть возможность читать онлайн «Bill Browder - Czerwony alert» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, ISBN: 2015, Издательство: Sonia Draga, Жанр: Биографии и Мемуары, stock, Политика, Публицистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czerwony alert
- Автор:
- Издательство:Sonia Draga
- Жанр:
- Год:2015
- ISBN:978-837-999-2539
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czerwony alert: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwony alert»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czerwony alert — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwony alert», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Cóż, w takim razie będziemy musieli sami sięgnąć po te informacje — oświadczyłem.
Zdobywanie informacji w Rosji przypominało błądzenie w labiryncie. Odpowiedzi na pytania nasuwały kolejne zagadki, a tropy prowadziły donikąd. Nic nie było oczywiste ani konkretne. Po siedemdziesięciu latach zaszczepionej przez KGB paranoi Rosjanie z pieczołowitością chronili swoje informacje. Nawet niewinne pytanie o zdrowie mogło zostać odebrane jako próba wykradzenia tajemnicy państwowej, toteż zdawałem sobie sprawę, że uzyskanie danych na temat kondycji spółki może się okazać jeszcze trudniejsze.
Ja jednak się nie zrażałem. Kiedy przystąpiłem do poszukiwań, przypomniałem sobie, że jeden z moich kolegów ze Stanfordu wydaje miesięcznik branżowy dotyczący handlu ropą naftową i gazem ziemnym. Pomyślałem, że być może on ma jakieś informacje. Zadzwoniłem do niego, ale zamiast rozmawiać o Sidanco, usiłował namówić mnie na subskrypcję swojego magazynu.
— To tylko dziesięć tysięcy dolarów rocznie! — oznajmił z ożywieniem.
Nie byłem zainteresowany subskrypcją.
— To trochę za dużo jak na moją kieszeń.
Mój dawny kolega ze studiów się roześmiał.
— Coś ci powiem, Bill. Jako że razem studiowaliśmy, wyślę ci kilka starych numerów za darmo.
– Świetnie. Wielkie dzięki.
Następnie sięgnąłem po stos wizytówek, który spoczywał na moim biurku. Gdybym pracował w londyńskim banku inwestycyjnym, mój segregator pękałby w szwach od wytwornych biletów wizytowych z tłoczeniami w grubym kartonie. W Rosji moja kolekcja była dużo skromniejsza. Część wizytówek była wydrukowana na zwykłym brystolu. Niektóre miały pomarańczowy kolor, inne zielony lub jasnoniebieski. Kilka sprawiało wrażenie, jakby wyszły z domowej drukarki. Dwie wizytówki były sklejone ze sobą z winy niskiej jakości tuszu. Mimo to zacząłem wertować je po kolei.
Rozdzieliłem sklejone wizytówki i moim oczom ukazało się nazwisko człowieka, o którym zapomniałem. Był nim Dmitrij Siewierow, który pracował jako konsultant w rosyjskiej spółce z branży finansowej. Poznaliśmy się, kiedy jeszcze pracowałem w Salomon Brothers, i zapadło mi w pamięć, że Dmitrij zajmuje się doradztwem dla rosyjskich spółek naftowych, które starają się o pożyczki bankowe. Pomyślałem, że może coś wiedzieć o Sidanco. Zadzwoniłem do jego biura i poprosiłem o spotkanie. Dmitrij nie sprawiał wrażenia człowieka, który jest rozchwytywany, i chętnie się zgodził.
Biuro Dmitrija mieściło się w budynku mieszkalnym, który stał przy zacisznej uliczce w jednej z najbardziej atrakcyjnych dzielnic Moskwy położonej na północ od Kremla. W dyżurce przy wejściu siedział strażnik w czarnym uniformie i palił papierosa. Można by go wziąć za żołnierza sił specjalnych, gdyby nie plastikowe klapki na jego stopach. Nawet nie podnosząc wzroku, wskazał mi machnięciem ręki drogę do windy.
Wyjąłem kartkę z adresem, który zapisała mi Swietłana, i zmarszczyłem czoło. Biuro Dmitrija znajdowało się na piętrze „czwartym i pół”. Nie miałem pojęcia, co to może oznaczać. Czy powinienem wjechać windą na czwarte piętro i wejść na górę, czy wjechać na piąte i zejść w dół?
Jakiś mężczyzna stanął obok mnie i nacisnął guzik przywołujący windę, która zjeżdżała bardzo wolno i okazała się ciasna jak budka telefoniczna. Musiałem wcisnąć się do środka obok tamtego człowieka albo ryzykowałem kolejne dziesięć minut oczekiwania. Mężczyzna wybrał przycisk z cyfrą cztery i zerknął na mnie podejrzliwie. Wlepiłem wzrok w podłogę i milczałem.
Po wyjściu z windy udaliśmy się w przeciwnych kierunkach. Podążając śladem rozrzuconych niedopałków, wszedłem po schodach na półpiętro. Korpulentna starsza kobieta otworzyła drzwi i wpuściła mnie do mieszkania. Powiedziała, że Dmitrij właśnie je obiad, i skierowała mnie do kuchni. Nie wiedziałem, czy to jego matka, czy sekretarka.
— Siadaj! Siadaj! — odezwał się Dmitrij, kiedy stanąłem w drzwiach, i odsunął na bok koszyk wypełniony kromkami szarego chleba i słoik z cukrem. Usiadłem naprzeciwko niego na plastikowym krześle i starałem się nie patrzeć, jak macza chleb w misce kapuśniaku. — W czym mogę ci pomóc? — zapytał między kolejnymi kęsami.
— Poszukuję informacji na temat spółek naftowych.
— Doskonale! Trafiłeś pod właściwy adres.
— Możesz mi powiedzieć coś o Sidanco?
— Oczywiście. Wiem o nich wszystko. — Dmitrij wstał i wyszedł z kuchni, by po chwili wrócić z wielkim arkuszem w ręku. — Co chcesz wiedzieć?
— Na początek, jakie są ich zasoby?
Pochyliliśmy się obaj nad rozłożonym arkuszem, a Dmitrij wskazał palcem jedną z kolumn tabeli. Według jego danych Sidanco dysponowała sześcioma miliardami baryłek ropy. Mnożąc cenę czteroprocentowego pakietu razy dwadzieścia pięć, uzyskałem wartość aktywów całej spółki, czyli 915 milionów dolarów. Podzieliłem ją przez liczbę baryłek ropy stanowiącej rezerwy i z moich obliczeń wynikło, że Sidanco sprzedaje swoje złoża po 15 centów za baryłkę. To było czyste szaleństwo, zważywszy na fakt, że w owym czasie cena rynkowa baryłki ropy wynosiła 20 dolarów.
Zmarszczyłem brwi. Coś tu nie grało. Jeżeli te liczby miały coś wspólnego z prawdą, oferta Sidanco była niewiarygodnie tania.
— Nie do wiary — mruknąłem pod nosem.
Podziękowałem Dmitrijowi i wyszedłem. Kiedy wróciłem do biura, zleciłem Clive’owi wycenę aktywów Lukoilu, rosyjskiej spółki naftowej, której akcje cieszyły się największym zainteresowaniem. Clive zadzwonił do jednego z brokerów i po zakończeniu rozmowy podsunął mi swoją kalkulację.
Przez kilka sekund przyglądałem się liczbom.
— To nie może być prawda.
— Takie dane dostałem od brokera — tłumaczył się Clive.
Niezwykłe wydawało się to, że wartość aktywów Lukoilu w przeliczeniu na baryłkę ropy była sześć razy większa niż w przypadku Sidanco, choć obie spółki sprawiały wrażenie podobnych.
— Dlaczego wartość Lukoilu byłaby tyle razy wyższa?
Clive zmrużył oczy.
— A może z Sidanco jest coś nie tak?
— Może. A jeżeli nie ma żadnego błędu? Rzeczywiście może być po prostu taniej.
— Byłoby cudownie. Ale jak to potwierdzić?
— Zapytamy ich. A jeżeli nam nie powiedzą, będziemy pytać innych ludzi, dopóki tego nie ustalimy.
Następnego dnia rozpoczęliśmy śledztwo.
Wybraliśmy się do dzielnicy biznesowej położonej na zachodnim brzegu rzeki Moskwy, gdzie nieopodal rezydencji ambasadora Wielkiej Brytanii spółka Sidanco miała swoje biura mieszczące się w dawnej posiadłości cara. Towarzyszyła mi Swietłana. Sekretarka, atrakcyjna długowłosa blondynka w butach na cienkich jak ołówki szpilkach, powitała nas w recepcji i zaprowadziła do urządzonej w stylu lat siedemdziesiątych sali konferencyjnej, w której stały fornirowane szafki i obita wyblakłym pluszem sofa. Oznajmiła nam, że dyrektor zaraz do nas przyjdzie.
Musieliśmy czekać pół godziny, zanim do sali wszedł dyrektor działu rozwoju strategicznego. Starał się sprawiać wrażenie członka zarządu, który cały ranek ma wypełniony ważnymi spotkaniami. Był wysokim i chudym mężczyzną tuż po trzydziestce, który już zaczynał łysieć. Wymamrotał po rosyjsku coś, czego nie zrozumiałem.
— Przeprasza, że kazał panu czekać — przetłumaczyła Swietłana. — Pyta, w czym może panu pomóc.
— Pażałujsta — dodał mężczyzna. — Czaj?
— Pyta, czy napije się pan herbaty — powiedziała Swietłana, siedząc sztywno pomiędzy nami na skórzanym fotelu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czerwony alert»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwony alert» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czerwony alert» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.