Bill Browder - Czerwony alert
Здесь есть возможность читать онлайн «Bill Browder - Czerwony alert» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, ISBN: 2015, Издательство: Sonia Draga, Жанр: Биографии и Мемуары, stock, Политика, Публицистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czerwony alert
- Автор:
- Издательство:Sonia Draga
- Жанр:
- Год:2015
- ISBN:978-837-999-2539
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czerwony alert: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwony alert»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czerwony alert — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwony alert», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Było to doniosłe odkrycie. Wszyscy wiedzieli, że Lukoil to doskonały interes, ponieważ spółka ta dysponowała taką samą ilością ropy i gazu jak British Petroleum, ale jej akcje były dziesięć razy tańsze. Tymczasem Sidanco kontrolowała złoża tylko nieznacznie mniejsze od Lukoilu, ale wartość jej aktywów była sześć razy niższa. Innymi słowy, Sidanco była sześćdziesiąt razy tańsza od BP!
Nie było nad czym się zastanawiać. Mój fundusz nabył 1,2 procent udziałów po 4 dolary za akcję, wydając na wszystko około 11 milionów dolarów. Nigdy wcześniej nie podejmowałem decyzji związanych z pojedynczą inwestycją na tak wielką skalę. Kiedy Edmond Safra usłyszał o tym, co się dzieje, zapragnął również zainwestować w tę spółkę i natychmiast kupił tyle samo akcji dla siebie.
Zazwyczaj kiedy akcje jakiejś spółki znajdują się w obrocie publicznym, ich cenę ustala rynek giełdowy. Jednak w przypadku Sidanco, gdzie 96 procent udziałów należało do jednej grupy inwestorów, a 4 procent znajdowało się w rękach akcjonariuszy mniejszościowych, z nami włącznie, prawie żadne akcje się nie sprzedawały. Dlatego nie mieliśmy pojęcia, czy zrobiliśmy dobry interes, czy wręcz przeciwnie. Przez pewien czas byłem o to spokojny, ale kiedy mijały kolejne miesiące, zaczynałem coraz bardziej się martwić. Staranne przygotowania i odrobina pewności siebie to jedno, ale gdybym dał plamę, mógłbym stracić znaczną część środków funduszu. Z biegiem czasu zaczynałem się zastanawiać, czy nie powinienem był postąpić jak wszyscy i nie porywać się na tak ryzykowną inwestycję. Odpędzałem jednak wszelkie obawy i zmuszałem się, by nie tracić nadziei, że w końcu wydarzy się coś dobrego. I wreszcie, niewiele ponad rok później, coś się wydarzyło.
We wtorek 14 października 1997 roku spółka BP ogłosiła, że kupuje 10 procent z należącego do Potanina większościowego pakietu akcji Sidanco za cenę 600 procent wyższą od tej, którą zapłaciliśmy rok wcześniej.
A jednak trafiliśmy w dziesiątkę.
Rozdział 12
Złota rybka
W ciągu tego roku wiele się wydarzyło. Nie tylko mój fundusz nareszcie rozwinął skrzydła, ale co ważniejsze, w listopadzie 1996 roku przyszedł na świat mój syn, David. Zgodnie z obietnicą Sabrina po jego narodzinach przyjechała z nim do Moskwy i od tamtego czasu zamieszkaliśmy we troje jak najprawdziwsza rodzina. Moja żona udekorowała pokój dziecinny, do którego wykonała własnoręcznie nawet zasłony i poduszki, a także znalazła kilka innych przybyłych z zagranicy matek, z którymi się zaprzyjaźniła.
Jednak pomimo tych starań nie potrafiła odnaleźć się w Moskwie. W 1997 roku coraz częściej podróżowała do Londynu, a kiedy nasz syn skończył rok, Sabrina i David już prawie wcale nie spędzali czasu w Moskwie. Nie byłem tym zachwycony, ale nie mogłem jej zmusić, żeby ze mną została, skoro źle się tu czuła. Toteż latałem do Londynu co drugi weekend, by widywać się z nią i Davidem.
Sabrina nalegała, aby w tym roku wybrać się na Boże Narodzenie do Kapsztadu. Od dzieciństwa Republika Południowej Afryki kojarzyła mi się z apartheidem i rasizmem, więc nie miałem ochoty odwiedzać tego kraju, jednak upór Sabriny okazał się silniejszy od moich uprzedzeń i w końcu się zgodziłem. Zresztą nie przejmowałem się tym zbytnio, bo wiedziałem, że i tak będę musiał tam pracować, więc przede wszystkim liczył się dla mnie zasięg sieci komórkowej i dostęp do faksu.
Kiedy 19 grudnia przylecieliśmy do Kapsztadu i zameldowaliśmy się w hotelu Mount Nelson, moja obojętność znikła. Nigdy w życiu nie widziałem tak cudownego miejsca.
Hotel Mount Nelson mieścił się w okazałym gmachu w brytyjskim stylu kolonialnym i stał w cieniu podobnej do fortecy Góry Stołowej. Codziennie świeciło słońce, a zielone trawniki otoczone rozkołysanymi palmami ciągnęły się jak okiem sięgnąć. Basen był pełen baraszkujących dzieci, których rodzice odpoczywali w pobliżu. Białe obrusy na ustawionych pod gołym niebem restauracyjnych stolikach trzepotały poruszane podmuchami ciepłej bryzy, a kelnerzy o nieskazitelnych manierach czekali usłużnie, gotowi podawać drinki, jedzenie lub cokolwiek, czego byśmy sobie zażyczyli. W Mount Nelson czułem się jak w raju. To było kompletne przeciwieństwo moskiewskiej zimy.
Zadomowiliśmy się w hotelu i po raz pierwszy od kilku lat zacząłem się odprężać. Wyciągnięty na leżaku obok basenu spoglądałem na Davida, który bawił się na rozłożonym ręczniku, i dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczony. Pogrążałem się w stanie całkowitego rozluźnienia. Sabrina miała rację, wybierając to miejsce. Zamknąłem oczy. Czułem, że mógłbym tak się wylegiwać w słońcu całymi dniami.
Jednak kilka dni po przyjeździe, akurat kiedy zacząłem naprawdę pozbywać się napięcia, zadzwoniła moja komórka. Dzwonił Wadim, mój nowy specjalista od badań rynku. Wadim był dwudziestosiedmioletnim analitykiem finansowym z doktoratem w dziedzinie ekonomii, który uzyskał na jednym z czołowych moskiewskich uniwersytetów. Zatrudniłem go przed pięcioma miesiącami, aby moje niepewne poczynania nabrały bardziej profesjonalnego charakteru. Nosił okulary o grubych szkłach, miał ciemną kędzierzawą czuprynę i potrafił w ciągu kilku minut rozwiązać najbardziej skomplikowaną łamigłówkę ekonomiczną.
— Bill — zaczął poważnym tonem. — Od Reutera przyszły właśnie bardzo niepokojące wieści.
— Co takiego?
— Sidanco prowadzi emisję akcji. Ich ogólna liczba wzrośnie niemal trzykrotnie i sprzedają je tanio, bo prawie dziewięćdziesiąt pięć procent poniżej ceny rynkowej.
Nie rozumiałem, co chciał przez to powiedzieć. Jeżeli każdy miał prawo nabyć nowe akcje, skutki mogły być dla nas neutralne, lub nawet przynieść nieznaczne korzyści.
— To źle czy dobrze? — spytałem.
— Bardzo, ale to bardzo źle. Sidanco pozwala wszystkim akcjonariuszom oprócz nas na zakup tych nowych udziałów.
To było niedorzeczne. Gdyby Sidanco była w stanie trzykrotnie zwiększyć ogólną liczbę swoich akcji, nie dopuszczając nas do ich zakupu, to stan posiadania Safry i naszego funduszu zmieniłby się z 2,4 procent na 0,9 procent udziałów w spółce, która nie dałaby nam nic w zamian. Jednym pociągnięciem pióra Potanin i jego klika zamierzali w biały dzień obrabować Safrę i moich klientów z udziałów o wartości 87 milionów dolarów.
Usiadłem na leżaku.
— To niewiarygodne! Jesteś tego pewien, Wadimie? Może w komunikacie Reutera jest jakiś błąd czy coś takiego?
— Nie sądzę, Bill. Moim zdaniem to prawda.
— Zdobądź oryginalne dokumenty i przetłumacz je. To nie może być prawda.
Byłem wstrząśnięty i ogarniała mnie wściekłość. Jeżeli ta emisja prowadząca do efektu rozwodnienia udziałów będzie miała tak fatalne następstwa, utracę całą wiarygodność, jaką zdobyłem, odkrywając Sidanco, a inwestorzy poniosą ogromne straty.
Byłem również zdezorientowany. Nie mogłem pojąć, czemu Potanin miałby robić coś takiego. Jaki miał w tym cel? Po co obniżać wartość naszych akcji i wywoływać skandal, kiedy właśnie spadł mu z nieba doskonały interes? Po wielkiej transakcji z BP nadal posiadał 86 procent udziałów w spółce, a dzięki tej emisji zyskiwał tylko 1,5 procent, których zamierzał nas pozbawić. Z finansowego punktu widzenia to nie miało żadnego sensu.
I wtedy pojąłem, dlaczego miałby tak postąpić — bo to było w rosyjskim stylu.
O zachowaniach tego typu opowiada znana rosyjska baśń. Pewnego razu ubogi wieśniak natknął się na złotą rybkę, która mówiła ludzkim głosem i obiecała spełnić jedno jego życzenie. Rozradowany wieśniak rozważał różne możliwości. Może zamek? Albo jeszcze lepiej, tysiąc sztabek złota? A gdyby tak statek, na którym można popłynąć dookoła świata? Miał już podjąć decyzję, kiedy rybka przerwała mu, napomykając, że istnieje jeden warunek — wszystko, czym obdaruje wieśniaka, jego sąsiad dostanie w dwójnasób. Wówczas ten bez zastanowienia powiedział: „W takim razie, proszę, wyłup mi oko”.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czerwony alert»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwony alert» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czerwony alert» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.