Bill Browder - Czerwony alert
Здесь есть возможность читать онлайн «Bill Browder - Czerwony alert» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, ISBN: 2015, Издательство: Sonia Draga, Жанр: Биографии и Мемуары, stock, Политика, Публицистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czerwony alert
- Автор:
- Издательство:Sonia Draga
- Жанр:
- Год:2015
- ISBN:978-837-999-2539
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czerwony alert: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwony alert»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czerwony alert — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwony alert», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Gdy w przeddzień wyjazdu do Moskwy pakowaliśmy w sypialni nasze walizki, powiedziała w końcu to, czego się obawiałem.
— Bill, myślałam o tym całą noc i…
— Co takiego?
— Przepraszam cię, ale nie mogę wyjechać z tobą do Rosji.
— Z powodu tych porannych nudności?
— Tak, a poza tym…
— No co? W takim razie dołączysz do mnie, kiedy już przestaną ci dokuczać, zgoda?
Sabrina odwróciła wzrok. Wyglądała na zmieszaną.
— Tak — odparła. — Znaczy, tak sądzę. Sama nie wiem, Bill. Po prostu nie wiem.
Choć bardzo chciałem, żeby była ze mną w Moskwie, nie mogłem mieć do niej pretensji. Miała zostać moją żoną i była ze mną w ciąży. Bez względu na wcześniejsze ustalenia zależało mi przede wszystkim na tym, żeby czuła się spokojna i szczęśliwa. To było najważniejsze.
Zgodziłem się, żeby została, i następnego dnia rano Sabrina zawiozła mnie na Heathrow. Pożegnaliśmy się na chodniku przed terminalem i obiecałem, że będę dzwonił do niej dwa razy dziennie. Pocałowałem ją i wszedłem do holu pełen nadziei, że moja narzeczona wkrótce do mnie dołączy.
Zastanawiałem się nad tym wszystkim, lecąc na wschód. Potem jednak wylądowałem na lotnisku Szeremietiewo, gdzie musiałem stawić czoło tłumom i zmierzyć się z panującym tam chaosem, toteż nie miałem siły myśleć o czymkolwiek, co nie dotyczyło zmagań z moskiewską rzeczywistością.
Miałem długą na dwie strony listę rzeczy do zrobienia, a pierwszym punktem było znalezienie biura. Kiedy już zameldowałem się w hotelu National, zadzwoniłem do Marca Holtzmana, który niedawno założył w Moskwie własne biuro. Powiedział mi, że jeden z lokali w jego sąsiedztwie jest wolny, więc umówiłem się na spotkanie, by niezwłocznie go obejrzeć.
Rankiem następnego dnia stanąłem na chodniku przed hotelem, aby zatrzymać taksówkę. Zanim jednak zdążyłem unieść rękę, pędząca środkowym pasem karetka pogotowia skręciła gwałtownie w stronę krawężnika i zatrzymała się tuż przede mną. Kierowca nachylił się, opuścił szybę w oknie i zapytał:
— Kuda wy jedietie?
Zrozumiałem, że mężczyzna chce wiedzieć, dokąd się wybieram.
— Parus Business Centre — odparłem bez cienia rosyjskiego akcentu i podałem adres: — Twierskaja Jamskaja dwadcat’ tri. — To był szczyt mojej biegłości w posługiwaniu się lokalnym językiem. W przeciwieństwie do większości zamieszkałych w Moskwie ludzi Zachodu nigdy nie studiowałem literatury rosyjskiej, nie byłem szkolony na szpiega ani nie robiłem niczego przydatnego, co mogłoby mnie przygotować do życia w Rosji.
— Piat’ tysiaczi rubliej — odparł kierowca.
Pięć tysięcy rubli, czyli około jednego dolara, za przejechanie trzech kilometrów.
Kiedy rozmawialiśmy, przy chodniku zatrzymały się cztery inne samochody i czekały w kolejce, na wypadek gdybym nie zdecydował się jechać karetką. Spieszyło mi się, więc wsiadłem. Zajmując miejsce na siedzeniu pasażera, obejrzałem się przez ramię, żeby sprawdzić, czy z tyłu nie leżą czyjeś zwłoki albo jakiś ranny. Na szczęście nikogo tam nie było. Zatrzasnąłem drzwi, a kierowca włączył się do ruchu i skręcił w ulicę Twerską.
Niebawem przekonałem się, że karetki pogotowia, które zgarniają z ulicy pasażerów, nie są w Moskwie niczym nadzwyczajnym. Każdy pojazd był potencjalną taksówką, zarówno prywatny samochód, jak i śmieciarka, czy nawet radiowóz milicyjny. Wszyscy tak desperacko szukali okazji do zarobku, że bez wyjątku zatrzymywali się i proponowali ludziom podwózkę.
Dziesięć minut później zajechaliśmy przed budynek Parus Business Centre. Wręczyłem kierowcy zapłatę, wysiadłem i przejściem podziemnym dostałem się na drugą stronę ulicy. Wszedłem do środka, minąłem znajdujący się na parterze punkt dealerski Chevroleta i przywitałem się z zarządcą budynku, gadatliwym Austriakiem.
Zarządca zaprowadził mnie do położonego na trzecim piętrze wolnego biura. Było rozmiarów przeciętnej sypialni — miało powierzchnię niespełna dwudziestu metrów kwadratowych.
Za oknami, które dało się uchylić zaledwie na kilka centymetrów, roztaczał się widok na parking i stojące za nim odrapane bloki mieszkalne z epoki komunizmu. Miejsce to nie należało do pięknych, ale było funkcjonalne, miało kilka gniazdek telefonicznych, a w tym samym korytarzu znajdowało się biuro Marca. Austriak chciał cztery tysiące dolarów za miesiąc, była to zatem najdroższa w przeliczeniu na metr kwadratowy przestrzeń biurowa w Moskwie. Próbowałem negocjować czynsz, ale zarządca tylko się roześmiał. Po krótkiej sprzeczce dałem w końcu za wygraną i podpisałem umowę najmu.
Skoro już wynająłem biuro, potrzebowałem również ludzi, którzy pomogliby mi je prowadzić. Chociaż dziesiątki milionów Rosjan rozpaczliwie szukało jakiegoś zarobku, znalezienie w Moskwie dobrego pracownika, który władał angielskim, graniczyło z niemożliwością. Siedemdziesiąt lat komunizmu zniszczyło w całym narodzie etos pracy. Do gułagów trafiały miliony obywateli, którzy wykazywali choćby cień osobistej inicjatywy. Komuniści surowo karali wszelkie przejawy samodzielnego myślenia, toteż instynkt samozachowawczy podpowiadał ludziom, by robić jak najmniej i mieć nadzieję, że nikt nie zwróci na nich uwagi. Było to tak głęboko zakorzenione w umyśle przeciętnego Rosjanina, że chcąc prowadzić w tym kraju biznes w zachodnim stylu, należało zafundować pranie mózgu młodym i nieskażonym pracownikom, aby wpoić im efektywność i zdolność klarownego myślenia, albo znaleźć jakąś fenomenalną osobę, której psychika zdołała się jakoś oprzeć presji komunizmu.
Na szczęście los mi sprzyjał. Lokalna firma brokerska zatrudniająca wielu ludzi przeszkolonych na Zachodzie niedawno zbankrutowała, więc niespełna tydzień po przybyciu do Moskwy udało mi się zatrudnić trzech dobrych pracowników. Byli to Clive, brytyjski trader i specjalista w dziedzinie badania rynku, Swietłana, sekretarka perfekcyjnie władająca angielskim, i Aleksiej, doświadczony kierowca, który mówił wyłącznie po rosyjsku.
Kiedy wszyscy zebrali się w biurze, wysłałem Swietłanę, aby kupiła jakieś meble. Swietłana, ładna i niewysoka dwudziestodwuletnia Litwinka o ciemnych włosach i pogodnym usposobieniu, z entuzjazmem przystąpiła do powierzonego zadania. Znalazłszy się w sklepie meblowym, zadzwoniła do mnie, żeby powiedzieć mi o pięknych włoskich fotelach i biurkach, które jej zdaniem pasowałyby idealnie do biura.
— Jaka cena? — zapytałem.
— Około piętnastu tysięcy dolarów.
— Piętnaście tysięcy? Chyba żartujesz. A mają tam coś innego?
— Niewiele. Tylko jakieś brzydkie stoliki turystyczne i składane krzesła.
— A one ile kosztują?
— Około sześciuset dolarów.
— Bierzemy je.
Wieczorem stanęły w biurze cztery stoliki turystyczne i osiem składanych krzeseł, a także kwiatek doniczkowy, który Swietłana nabyła z własnej inicjatywy. Później kupiliśmy kilka komputerów i podłączyliśmy je, a w końcu tygodnia moja początkująca firma była gotowa do działania.
Kiedy się urządzałem, poparcie dla Jelcyna nadal rosło, ale do wyborów pozostało jeszcze dwa i pół miesiąca, toteż Sandy nadal się wstrzymywał z uwolnieniem dalszej części funduszy. W tym czasie zacząłem przyglądać się spółkom, w które mógłbym zainwestować, pod warunkiem że Safra wypłaci mi obiecane 25 milionów.
Pierwszą spółką, którą wziąłem pod lupę, były Moskiewskie Zakłady Petrochemiczne, znane pod nazwą MNPZ. W Salomon Brothers zarabialiśmy mnóstwo pieniędzy na rosyjskich spółkach naftowych, toteż moskiewska rafineria jawiła się jako obiecujący punkt wyjścia dla naszych poszukiwań.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czerwony alert»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwony alert» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czerwony alert» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.