Tymczasem jeśli zauważy taką kruszynkę jak ja…
Lydia zamilkła i nieznacznie wzruszyła ramionami.
Heshy kiwnął głową. Miała rację. To będzie bułka z masłem. Lydia pogłaskała go po policzku i wręczyła mu kluczyki do samochodu.
– Czy Pavel wie, co ma robić? – zapytała.
– Wie. Spotka się z nami na miejscu. I tak będzie miał na sobie flanelową koszulę.
– No, to możemy już ruszać – zdecydowała. – Zadzwonię do doktora Seidmana.
Heshy pilotem otworzył drzwi samochodu.
– Och – powiedziała Lydia. – Zanim ruszymy, muszę jeszcze coś sprawdzić.
Otworzyła tylne drzwi. Dziecko mocno spało na foteliku.
Sprawdziła, czy jest dobrze przymocowane pasami. – Lepiej usiądę z tyłu, Misiaczku – oznajmiła. – Na wypadek, gdyby dziecko się obudziło.
Heshy wcisnął się za kierownicę. Lydia wyjęła telefon i scrambler, po czym wystukała numer.
Zamówiliśmy pizzę i chyba popełniliśmy błąd. Późno zamawiana pizza to typowe jedzenie z czasów college'u. Kolejne niezbyt subtelne skojarzenie z przeszłością. Wciąż spoglądałem na telefon komórkowy, pragnąc, aby zadzwonił. Rachel milczała, co mi odpowiadało. Zawsze dobrze milczało nam się razem. To również było niesamowite. Pod wieloma względami czas się cofnął, wracaliśmy do tego, co było. Jednak z rozmaitych powodów byliśmy obcymi sobie ludźmi, połączonymi wątłą więzią dawnego związku.
Najdziwniejsze było to, że moje wspomnienia nagle stały się niewyraźne. Myślałem, że kiedy znowu ją zobaczę, wszystko powróci. Tymczasem przypominałem sobie niedużo szczegółów. Raczej uczucia, emocje, zapamiętane w taki sam sposób, w jaki pozostał w mojej pamięci rześki chłód Nowej Anglii. Nie wiem, dlaczego nie zdołałem ich przywołać. I nie byłem pewien, co to oznaczało.
Rachel marszczyła brwi, bawiąc się swoimi elektronicznymi urządzeniami. Ugryzła kawałek pizzy i orzekła: – Nie jest tak dobra jak ta od Tony'ego.
– Jego pizza była okropna.
– Trochę tłusta – przyznała.
– Trochę? Do dużej porcji powinien dodawać talon na darmowe przetykanie żył.
– Była trochę ciężkostrawna, to fakt.
Popatrzyliśmy po sobie.
– Rachel?
– Taak?
– A jeśli nie zadzwonią?
– To by oznaczało, że wcale jej nie mają, Marc.
Nie rozwijałem tego tematu. Pomyślałem o Connerze, synku Lenny'ego, o tym, co robił i mówił, próbując wyobrazić sobie dziecko, które ostatni raz widziałem w kołysce. Nie udało mi się, ale to nie miało znaczenia. Pojawił się przebłysk nadziei. Tylko to się liczyło. Wiedziałem, że jeśli moja córeczka nie żyje, jeśli telefon nigdy nie zadzwoni, ta niewczesna nadzieja mnie zabije. Mimo to nie przejmowałem się tym. Lepsze to niż wieczna niepewność. Tak więc żywiłem nadzieję. Ja, wieczny cynik, pozwoliłem sobie wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Kiedy telefon w końcu zadzwonił, była prawie dziesiąta. Nawet nie zerknąłem na Rachel i nie czekałem na jej zgodę. Nacisnąłem palcem włącznik, zanim jeszcze przebrzmiał pierwszy dzwonek.
– Halo?
– W porządku – rzekł elektroniczny głos. – Zobaczysz ją.
Zaparło mi dech. Rachel przysunęła się i przyłożyła ucho do słuchawki. – Dobrze – powiedziałem.
– Masz pieniądze?
– Tak.
– Całą sumę?
– Tak.
– Zatem słuchaj uważnie. Nie wykonasz naszych poleceń, to znikniemy, rozumiesz?
– Tak.
– Sprawdziliśmy nasze źródła. Na razie dobrze. Wygląda na to, że nie skontaktowaliście się z władzami. Musimy jednak mieć pewność. Pojedziesz sam w kierunku mostu George'a Washingtona. Kiedy tam dojedziesz, będziemy w zasięgu.
Nawiążesz łączność przez komórkę. Powiem ci, dokąd masz jechać i co robić. Zostaniesz obszukany. Jeśli będziesz miał założony jakiś podsłuch, znikniemy. Rozumiesz?
Usłyszałem, że Rachel wstrzymuje oddech.
– Kiedy zobaczę moją córkę?
– Kiedy się spotkamy.
– Skąd mam wiedzieć, że dotrzymacie słowa?
– A skąd możesz wiedzieć, że po prostu nie odłożę słuchawki?
– Już jadę – powiedziałem. I pospiesznie dodałem:- Jednak nie dam wam pieniędzy, dopóki nie zobaczę Tary.
– No, to umowa stoi. Masz godzinę. Zadzwonisz, jak będziesz na miejscu.
Conrad Dorfinan nie wyglądał na uszczęśliwionego tym, że ściągnięto go do biura o tak późnej porze. Tickner się tym nie przejął. Gdyby Seidman przybył tutaj sam, byłby to ważny trop, co do tego nie było cienia wątpliwości. Jednak fakt, że towarzyszyła mu Rachel Mills, która w jakiś sposób była powiązana z tą sprawą, no cóż… Można rzec, że to obudziło głębokie zaciekawienie Ticknera. – Czy pani Mills okazała jakąś legitymację? – zapytał.
– Tak – odparł Dorfinan. – Jednak z pieczątką „na emeryturze”.
– I towarzyszyła doktorowi Seidmanowi?
– Tak.
– Przybyli tu razem.
– Tak sądzę. Chcę powiedzieć, że owszem, weszli tutaj razem.
Tickner kiwnął głową.
– Czego chcieli?
– Hasła. Do CD.
– Nie wiem, czy nadążam.
– Twierdzili, że mają CD, którą dostarczyliśmy klientce. Nasze płytki kompaktowe są zabezpieczone hasłem. Chcieli żebyśmy podali im hasło dostępu.
– I zrobiliście to?
Dorfman udał wstrząśniętego.
– Oczywiście, że nie. Zadzwoniliśmy do waszej agencji.
Wyjaśnili nam… no cóż, właściwie to nigdy niczego nam nie wyjaśniają. Po prostu nalegali na to, żebyśmy w żadnym razie nie współpracowali z agentką Mills.
– Byłą agentką – sprostował Tickner.
W jaki sposób? – zastanawiał się Tickner. W jaki sposób Rachel Mills spiknęła się z Seidmanem? W jej przypadku starał się stosować zasadę domniemanej niewinności. W przeciwieństwie do swoich kolegów dobrze znał Rachel Mills i widział ją w akcji.
Była dobrą, a może nawet wspaniałą agentką. Teraz jednak miał wątpliwości. Zastanawiał go ten dziwny zbieg okoliczności. Po co tu przyszła? Dlaczego pokazała legitymację i próbowała naciskać?
– Czy powiedzieli panu, w jaki sposób weszli w posiadanie CD?
– Twierdzili, że należała do żony doktora Seidmana.
– A należała?
– Owszem, tak sądzę.
– Czy wiadomo panu, że żona doktora Seidmana nie żyje od półtora roku, panie Dorfman?
– Teraz już o tym wiem.
– A nie wiedział pan, kiedy tutaj byli?
– Właśnie.
– Dlaczego doktor Seidman czekał osiemnaście miesięcy, żeby zapytać o hasło?
– Nie powiedział.
– A pytał go pan?
Dorfman niespokojnie poruszył się na fotelu.
– Nie.
Tickner uśmiechnął się przyjaźnie.
– Nie miał pan powodu go pytać – rzekł z udawaną serdecznością. – Czy udzielił im pan jakichkolwiek informacji?
– Żadnych.
– Nie powiedział im pan, dlaczego pani Seidman wynajęła waszą firmę?
– Zgadza się.
– W porządku, doskonale. – Tickner nachylił się i oparł łokcie o kolana. Zamierzał zadać następne pytanie, kiedy za dzwonił jego telefon komórkowy. – Przepraszam – rzekł, sięgając do kieszeni.
– Czy to jeszcze długo potrwa? – spytał Dorfman.
– Mam plany na ten wieczór.
Tickner nie raczył odpowiedzieć. Wstał i przyłożył telefon do ucha. – Tickner.
– Mówi agent O'Malley – powiedział młody Irlandczyk.
– Znalazłeś coś?
– O tak.
– Słucham.
– Sprawdziliśmy wykazy rozmów telefonicznych z ostatnich trzech lat. Seidman nigdy do niej nie dzwonił – a przynajmniej nie z domu i nie z biura – aż do dziś.
Читать дальше