– Panie Blackjack…
– Wystarczy Blackjack – zapewnił Sanford, unosząc ręce w górę.
– Mam kilka pytań… Blackjack. Chcę zasięgnąć pańskiej opinii w ważnej sprawie.
Sanford skinął głową. Z wielkim zrozumieniem. Nie podciągnął spodni jak ważna figura, choć powinien.
– W jakiej?
– Wykonał pan ostatnio dla mojego znajomego, pana Ottona Burke’a, pewne zlecenie.
Sanford uśmiechnął się od ucha do ucha.
– A, tak. Ottona. Lepszy gość. Niesamowity bystrzak. Jak tylko wpada do Atlantic, zawsze mnie odwiedza.
I nazywasz go Ottie, pomyślał Myron.
– Kilka dni temu dostarczył mu pan magazyn. Numer Cyców.
Sanford nabrał czujności. Rzucił kości na stół. Wypadła jedynka i dwójka.
– No i? – spytał.
– Chcemy wiedzieć, jak pan na niego trafił.
– Jacy „my”?
– Współpracuję z panem Burkiem – wyjaśnił Myron, czując niesmak.
– To dlaczego nie zadzwonił Ken? To on zwykle się ze mną kontaktuje.
Myron nachylił się konspiracyjnie.
– Ta sprawa go przerasta, Blackjack. Uznaliśmy, że tylko panu możemy zaufać.
Sanford skinął głową. Znów z wielkim zrozumieniem.
– Mam być szczery?… To nie może wyjść poza nas.
– Oczywiście.
– Jest pan pierwszym kandydatem do zastąpienia Kena. Wiemy jednak, ile ma pan pracy.
Oczy Sanforda lekko rozbłysły.
– Bardzo mi miło, panie Olsen, ale dla kogoś takiego jak Otto Burke, mógłbym…
– Najpierw pomówmy o tamtym, dobrze? Jak pan natrafił na ten magazyn?
Sanford znów stał się czujny.
– Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale jaką mam pewność, że współpracuje pan z Ottonem. Że nie jest pan jakimś łapserdakiem z ulicy?
– Wiedziałem!
Myron uśmiechnął się.
– Co?
– Zapewniłem Ottona, że jest pan właściwym gościem do tej roboty. Porządnym. Ostrożnym. To nam się podoba. Tego nam potrzeba.
Sanford wzruszył ramionami. Wziął kości i potoczył je po stole. Wypadły dwie jedynki.
– Jestem zawodowcem – oświadczył.
– Ma się rozumieć. Wobec tego może zadzwoni pan do Ottona. On wszystko potwierdzi. Zna pan jego prywatny numer.
Ostudzony w zapędach Sanford przełknął ślinę i rozejrzał się jak osaczony królik. Najwyraźniej gorączkowo kombinował, jak wybrnąć z sytuacji.
– E, nie ma potrzeby zawracać mu głowy – odparł. – Pan wie, jak on tego nie lubi. Widzę, że z pana uczciwy gość. A poza tym, skąd by pan wiedział o tym magazynie, jeśli nie od niego?
– Jest pan niesamowity, Blackjack.
Sanford gestem podkreślił swoją skromność.
– Więc jak pan znalazł ten magazyn?
– A co z moim honorarium? Przez telefon wspomniał pan o dziesięciu kawałkach.
– Otto panu ufa. Dlatego Ken wypłaci panu z konta tyle, ile pan zażąda.
Sanford jeszcze raz skinął głową, wziął kości, rzucił nimi i znów wypadła jedynka i dwójka. Praktyki nigdy nie za wiele.
– Ja tego magazynu nie znalazłem – powiedział. – To on znalazł mnie.
– To znaczy?
– Zlecono mi pewną robotę. W tym wysłanie tego pornosa różnym osobom.
– Jedną z nich był Christian Steele?
– Tak. Dlatego nabrałem podejrzeń. Z nazwisk na zaklejonych i zaadresowanych kopertach, które mi dostarczono, znałem tylko nazwisko Christiana. A ponieważ Otto rozesłał wici, że zapłaci za wszelkie informacje na temat Steele’a, więc otwarłem kopertę, zajrzałem i odkryłem to zdjęcie.
– Kto panu zlecił rozesłanie tych pisemek?
Sanford położył jeden żeton na czerwonym polu, drugi na nieparzystym i zakręcił, kołem ruletki.
– Obstawi pan? – spytał.
– Nie. Kto pana wynajął?
– To właśnie jest dziwne. Nie wiem. Dostałem pocztą duży pakiet ze szczegółowymi instrukcjami. I gotówkę. Ale anonimowo.
– Nie było adresu nadawcy?
– Nie. Tylko stempel.
– Skąd.
– Stąd, z Atlantic City. Pakiet przyszedł z dziesięć, dwanaście dni temu.
Koło ruletki znieruchomiało. Na czarnej dwudziestce dwójce.
– Ma pan te instrukcje?
– Tak, oczywiście. – Sanford otworzył szufladę i podał Myronowi kartkę. – Proszę.
List napisano na maszynie.
Szanowny Panie Sanford!
Chciałbym, żeby za sumę 5000 $ (plus wydatki) wykonał dla mnie, co następuje:
1. Załączam siedem kopert. Dwie z nich wrzuci pan w piątek do skrzynki pocztowej w kampusie Uniwersytetu Restona. Pozostałe pięć wrzuci pan do skrzynek w miejscu zamieszkania adresatów.
2. Jednocześnie wyśle pan do wszystkich tych osób broszury oddziału firmy Bell w New Jersey.
3. U operatora załatwi pan numer telefoniczny w rejonie, w którym działa prefiks 201, umożliwiający rozmowy zwrotne.
Do telefonu podłączy pan sekretarkę z załączoną taśmą i zadzwoni pod numery podane niżej. W razie odebrania telefonu przez osobę, do której pan dzwoni, lub w przypadku oddzwonienia, natychmiast przerwie pan połączenie. Przez pierwsze dwa wieczory – w sobotę i niedzielę – zadzwoni pan pod nie po kilka razy i po zgłoszeniu się abonenta w milczeniu zaczeka, aż odłoży słuchawkę. W poniedziałek zadzwoni pan ponownie i wypowie tekst: „Miłej lektury. Przyjdź i weź mnie. Przeżyłam”. Proszę zadbać, żeby pański głos był kobiecy i niewyraźny. (Jak pan wie, istnieją urządzenia zmieniające głosy tak, że brzmią jak kobiece).
4 Załączam 3000 $. Kiedy wykona pan to zlecenie, skontaktuję się z panem osobiście około dziewiątego czerwca i zapłacę pozostałe 2000 $ plus wydatki.
Muszę zachować anonimowość. Dziękuję za zrozumienie.
Myron podniósł wzrok.
– Domyślam się, że broszury Bella informują o „telefonach zwrotnych”.
Detektyw skinął głową.
– Kim było tych siedmioro?
Sanford wzruszył ramionami i rzucił kośćmi. Znowu wypadły dwie jedynki. Miał do tego dryg.
– Nie pamiętam. Jeden to Christian. Drugi to jakiś dziekan. Wysłałem też to porno z miejscowości Glen Rock.
– Do Gary’ego Grady’ego.
– Tak, tak się nazywał. Trzy nadałem z Nowego Jorku.
– Jeden do Juniora Hortona?
– A, owszem. Chyba tak. Do Juniora. Przypominam sobie.
– A siódmy?
– Do innego miasteczka w New Jersey. Blisko Glen Rock.
Myron zamarł.
– Do Ridgewood? – spytał.
– Tak. W każdym razie do jakiegoś „wood”. Do kobiety. Pozostali byli mężczyznami, więc pamiętam.
– Do Carol Culver?
– Tak. Właśnie – odparł Sanford po chwili. – Imię i nazwisko na „C”.
Myron zgarbił się.
– Wszystko w porządku, kolego?
– Tak – odparł cicho. – A co z tymi telefonami?
– Numery były na drugiej kartce. Wyrzuciłem ją po załatwieniu sprawy. Kilka razy dzwoniłem do Steele’a i odkładałem słuchawkę. Kiedy znów zatelefonowałem, żeby odczytać mu zlecony tekst, okazało się, że telefon nie odpowiada. Pewnie się przeprowadził.
Myron skinął głową. Christian przeprowadził się z kampusu do osiedla.
– Do tego z Nowego Jorku też się nie dodzwoniłem, bo nie było go w domu. Inni dostali głuche telefony i usłyszeli zlecony tekst.
– Ilu z nich skorzystało z „oddzwonienia”?
– Tylko dwóch. Christian i ten gość z Glen Rock. Ci z Nowego Jorku nie mogli. Z telefonów zwrotnych można korzystać tylko lokalnie.
– Czy pański klient się odezwał?
– Nie, a wczoraj minął dziewiąty. Chociaż nie radzę mu robić w konia Blackjacka Sanforda. – Znów stał się ważniakiem. – Jeśli mu zdrowie miłe.
– Uhm. Ma pan coś do dodania?
– W tej sprawie? Nie. Hej, nie wpadłby pan do Merva? Znają mnie tam. Załatwię dobry stolik. Zagramy w blackjacka. Zobaczy pan, jak gra mistrz.
Читать дальше