Erick Van Lustbader - Dziedzictwo Bourne'a

Здесь есть возможность читать онлайн «Erick Van Lustbader - Dziedzictwo Bourne'a» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dziedzictwo Bourne'a: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziedzictwo Bourne'a»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

David Webb – spokojny wykładowca na spokojnym uniwersytecie. Do dnia gdy kula snajpera chybia go o włos. Ten dzień oznacza dla Davida powrót do dawnej tożsamości – Jasona Bourne'a, superagenta CIA, wyszkolonego w sztuce zabijania i przeżycia. Znowu musi nie dać się zabić i odkryć, kto i dlaczego na niego poluje. Ale prawdę kryje ostatnie miejsce, do jakiego chciałby wrócić – jego przeszłość.

Dziedzictwo Bourne'a — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziedzictwo Bourne'a», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zostawiwszy za sobą skąpane w słońcu głazy, zanurzyli się w cień. Włączyli latarki. Spalce i Zinie towarzyszyło dwóch mężczyzn – trzeciego zabrano do odrzutowca czekającego na lotnisku Kazantzakisa, gdzie dyżurował chirurg. Mieli lekkie nylonowe plecaki wypełnione różnymi przyrządami, od puszek z gazem łzawiącym po motki szpagatu. Spalko nie wiedział, co ich czeka, a nie zwykł pozwalać sobie na ryzyko.

Pierwsi szli mężczyźni z odbezpieczonymi półautomatycznymi pistoletami zwisającymi na szerokich pasach przewieszonych przez ramię. Przejście zwęziło się tak, że musieli iść gęsiego. Wkrótce niebo znikło zakryte skalną ścianą i znaleźli się w jaskini. Była wilgotna, zatęchła i wypełniona odorem rozkładu.

– Cuchnie jak z otwartego grobu – zauważył jeden z mężczyzn.

– Patrzcie! – krzyknął drugi. – Kości!

Przystanęli, oświetlając wyschnięty szkielet jakiegoś gryzonia, ale niecałe sto metrów dalej napotkali kość udową znacznie większego ssaka. Zina przykucnęła i ujęła kość w dłoń.

– Zostaw! – ostrzegł ją jeden z nich. Dotykanie ludzkich kości przynosi pecha.

– Co ty mówisz? Archeolodzy ciągle to robią – roześmiała się Zina. – Poza tym to wcale nie musi być człowiek. – Mimo wszystko rzuciła kość na ziemię.

Pięć minut później stanęli nad czymś, co bez wątpienia było ludzką czaszką. W świetle latarek z oczodołów wpatrywała się w nich ciemność.

– Jak myślisz, co mogło go zabić? – spytała Zina.

– Pewnie wychłodzenie – odparł Spalko. – Albo pragnienie.

– Biedak.

Szli dalej, coraz bardziej zagłębiając się w skałę, na której zbudowano klasztor. Im dalej, tym więcej było kości, teraz już tylko ludzkich i w większości złamanych lub pękniętych.

– Nie sądzę, żeby tych ludzi zabiło zimno czy pragnienie – odezwała się Zina.

– A co? – spytał jeden z mężczyzn. Nikt jednak nie znał odpowiedzi. Spalko szybko przywołał ich do porządku. Wedle jego obliczeń niemal osiągnęli punkt pod blankami klasztoru. Tymczasem światła latarek wydobyły z mroku zaskakującą formację skalną.

– Jaskinia się rozwidla – oznajmił jeden z mężczyzn, świecąc latarką najpierw w lewą, potem w prawą odnogę.

– Jaskinie się nie rozwidlają- zauważył Spalko. Wyszedł przed pozom stałych i wetknął głowę w lewą odnogę. – Ślepa uliczka – oznajmił. Prze sunął ręką po krawędziach wylotów korytarzy. – To robota ludzi. Stara, może jeszcze z czasów budowy klasztoru. – Wszedł w prawą odnogę, jego głos odbijał się w niej dziwnym echem. – Ta prowadzi dalej, ale jest kręta.

Kiedy wrócił, miał nietęgą minę.

– To wcale nie jest przejście – orzekł. – Nic dziwnego, że Molnar wybrał to miejsce na kryjówkę doktora Schiffera. Sądzę, że wchodzimy do labiryntu.

Mężczyźni wymienili spojrzenia.

– Jak znajdziemy drogę powrotną? – chciała wiedzieć Zina.

– Nie wiadomo, co tam jest, ale… – Spalko wyjął mały przedmiot, nie większy niż pudełko do kart. Z uśmiechem zademonstrował im, jak działa. – GPS. Właśnie zaznaczyłem punkt, z którego wyruszamy. – Skinął głową. – Idziemy.

Już po chwili zrozumieli, że błądzą. Nie minęło pięć minut, a znaleźli się w punkcie wyjścia. – Co się stało? – zapytała Zina. Spalko zmarszczył brwi.

– GPS tu nie działa.

Potrząsnęła głową.

– Czemu?

– Najwyraźniej jakiś minerał blokuje sygnał z satelity. – Nie mógł im przecież powiedzieć, że nie wie, dlaczego GPS nie działa w labiryncie. Otworzył plecak i wyjął szpagat. – Postąpimy jak Tezeusz. Idąc, będzie my odwijać sznurek.

Zina spoglądała na motek z powątpiewaniem.

– A jeśli sznurka zabraknie?

– Tezeuszowi się to nie przytrafiło – odrzekł Spalko. – A my jesteśmy prawie za murami klasztoru, więc miejmy nadzieję, że nam też nie.

Doktor Felix Schiffer się nudził. Od wielu dni, odkąd jego protektorzy najpierw pod osłoną nocy przewieźli go samolotem na Kretę, potem zaś regularnie przenosili z miejsca na miejsce, tylko wykonywał polecenia. Nigdzie nie przebywali dłużej niż trzy dni. Podobał mu się dom w Ira- klionie, ale i on w końcu mu się znudził. Doktor nie miał nic do roboty. Odmówili przyniesienia mu gazety, nie pozwolili włączyć radia… Telewizora w ogóle nie było, ale zakładał, że i tak nie pozwoliliby mu go oglądać. Ale i tak, pomyślał smętnie, było to lepsze niż zapleśniała kupa kamieni, gdzie mógł spać jedynie na połówce, a ogrzewać się tylko przy ogniu. Jedynym umeblowaniem były ciężkie skrzynie i kredensy, choć strażnicy przynieśli składane krzesła, łóżka polowe i pościel. Nie było kanalizacji, wygódkę urządzili na dziedzińcu i jej smród czuć było w całym klasztorze. Budynek był ponury i zawilgocony, nawet w pełnym słońcu – a co dopiero po zmroku. Nie było nawet światła, żeby czytać – choć i tak nie miał nic do czytania.

Tęsknił za swobodą. Gdyby był wierzący, modliłby się o wyzwolenie. Tyle dni minęło od czasu, gdy widział się z Laszló Molnarem i rozmawiał z Aleksem Conklinem! Kiedy pytał o nich strażników, przywoływali najświętsze dla nich słowo: bezpieczeństwo; wszelkie kontakty były po prostu niebezpieczne. Zapewniali go solennie, że wkrótce dołączy do przyjaciela i swego dobroczyńcy. Kiedy jednak pytał o termin, wzruszali tylko ramionami i wracali do niekończącej się gry w karty. Wyczuwał, że również są znudzeni – przynajmniej ci, którzy akurat nie pełnili warty.

Strażników było siedmiu. Początkowo więcej, ale reszta została w Ira- klionie. Z tego, co zdołał się dowiedzieć, wnioskował, że powinni już się tu zjawić. W związku z tym nie grano dziś w karty – wszyscy członkowie drużyny wyszli na patrol. W powietrzu wyczuwało się napięcie.

Schiffer był dość wysokim mężczyzną o przenikliwym spojrzeniu niebieskich oczu, orlim nosie i szpakowatych włosach. Zanim został zwerbowany przez Agencję Projektów i częściej pokazywał się w miejscach publicznych, zdarzało się, że brano go za Burta Bacharacha. Ponieważ niezbyt dobrze radził sobie w kontaktach z ludźmi, nigdy nie wiedział, jak na to zareagować. Mamrotał coś niewyraźnie i odwracał się na pięcie, a jego oczywiste zakłopotanie tylko utwierdzało ludzi w błędnym mniemaniu.

Wstał i wolno podszedł do okna, lecz nim tam dotarł, zatrzymał go jeden ze strażników.

– Względy bezpieczeństwa – szepnął, choć starał się nie okazywać napięcia.

– Bezpieczeństwo! Bezpieczeństwo! Zamęczycie mnie tym słowem! – zawołał Schiffer.

Na nic się to jednak zdało. Zagoniono go z powrotem na krzesło, z dala od okien i drzwi. Zadrżał w wilgotnym półmroku.

– Brakuje mi mojego laboratorium i pracy! – oznajmił, patrząc w ciemne oczy najemnika. – Czuję się jak w więzieniu, rozumiesz?

Przywódca grupy, Sean Keegan, widząc, że jego autorytet jest zagrożony, podszedł do Schiffera.

– Proszę usiąść, doktorze.

– Ale ja…

– To dla pańskiego dobra – wyjaśnił Keegan, czarnowłosy i czarnooki Irlandczyk o grubo ciosanych rysach wyrażających ponurą determinację. Przypominał zadziornych uliczników. – Zostaliśmy wynajęci, by pana chronić, i podchodzimy do tego bardzo poważnie.

Schiffer posłusznie usiadł.

– Czy ktoś może mi przynajmniej powiedzieć, co się dzieje?

Przez chwilę Keegan patrzył na niego w milczeniu. Wreszcie przykucnął obok krzesła i stłumionym głosem wyjaśnił:

– Nie chciałem o tym mówić, ale sądzę, że lepiej, aby pan się dowiedział.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dziedzictwo Bourne'a»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziedzictwo Bourne'a» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Eric Lustbader - Blood Trust
Eric Lustbader
Eric Lustbader - Last Snow
Eric Lustbader
Margit Sandemo - Dziedzictwo Zła
Margit Sandemo
Eric Lustbader - First Daughter
Eric Lustbader
Eric van Lustbader - The Bourne Objective
Eric van Lustbader
Eric Lustbader - The Testament
Eric Lustbader
Robert Ludlum - The Bourne Sanction
Robert Ludlum
Phyllis Bourne - Moonlight Kisses
Phyllis Bourne
Robert Barr - From Whose Bourne
Robert Barr
Отзывы о книге «Dziedzictwo Bourne'a»

Обсуждение, отзывы о книге «Dziedzictwo Bourne'a» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x