Dick Francis - Dreszcz

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Dreszcz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dreszcz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dreszcz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oferta, jaką Dan Roke – właściciel stadniny w malowniczych krajobrazach Australii – usłyszał z ust hrabiego Octobra, wydawała mu się zbyt kusząca finansowo, by z niej nie skorzystać. Wystarczyło zaszyć się jako stajenny w Yorkshire w Wielkiej Brytanii i wyświetlić sprawę tajemniczych dopingów na wyścigach konnych. Faworyci bowiem przegrywali tam podejrzanie często pewne gonitwy. Problemem było tylko to, że węszący już wcześniej wokół tej sprawy dziennikarz, Tommy Stapleton, miał dziwny wypadek samochodowy, z którego nie wyszedł cało…

Dreszcz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dreszcz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pomyślałem sobie zaklejając kopertę i uśmiechając się do siebie, że to powinno załatwić jego, i jego obowiązek.

Objedliśmy się z Jerrym w kafejce. Byłem u Humbera pięć tygodni i dwa dni, a moje ubrania stawały się coraz luźniejsze.

Kiedy nie mogliśmy już zjeść nic więcej, wróciłem na pocztę i kupiłem mapę autostopową w dużej skali i tani kompas. Jerry wydał piętnaście szylingów na czołg, któremu oparł się poprzednio, i sprawdziwszy najpierw, czy moja dobra wola sięgnie tak daleko, drugi komiks, który miałem mu czytać. I wróciliśmy do Humbera.

Tak mijały dni. Narkotyki w wodzie Mickeya działały zadowalająco, mogłem teraz wysprzątać jego boks i oprzątać go bez większych kłopotów. Cass zdjął mu drugi bandaż i znów nie było żadnych śladów czerwonej pasty. Jednak rany stopniowo zaczęły się goić.

Ponieważ na Mickeyu nie można było jeździć, a kiedy próbowało się go prowadzić wzdłuż jakiejkolwiek drogi, wykazywał znaczny niepokój, trzeba go było codziennie przez godzinę prowadzać dokoła podwórza, co było lepszym ćwiczeniem dla mnie niż dla niego. Dawało mi to jednak czas na bardzo pożyteczne myśli.

Laska Humbera wylądowała dźwięcznie na ramieniu Charliego we wtorek rano i przez chwilę wyglądało, że Charlie ma zamiar oddać uderzenie. Humber jednak przyglądał mu się zimno i następnego dnia wymierzył jeszcze mocniejszy cios w to samo miejsce. Tego wieczoru łóżko Charliego było puste. Był to już czwarty stajenny, który odchodził w ciągu sześciu tygodni, jakie tu spędziłem (nie licząc chłopca, który został tylko trzy dni), i z moich pierwotnych towarzyszy sypialni pozostali tylko Bert i Jerry. Coraz wyraźniej zbliżał się czas, kiedy sam znajdę się na początku kolejki tych, co idą na szmelc.

W czwartek wieczorem na zwykłym obchodzie Humbera pojawił się również Adams. Zatrzymali się przed boksem Mickeya, zadowolili się jednak spojrzeniem przez górną połowę otwartych drzwi.

– Nie wchodź, Paul – ostrzegł Humber – mimo narkotyków on jest ciągle nieobliczalny.

Adams spojrzał na mnie, kiedy stałem przy Mickeyu.

– Dlaczego ten włóczęga zajmuje się koniem? Myślałem, że robi to ten kretyn – wyglądało na to, że jest zły i zaniepokojony.

Humber wyjaśnił, że Mickey ugryzł Jerry’ego i on sam kazał nam się zamienić. Adamsowi dalej się to nie podobało, zdawało się jednak, że powstrzymuje się od komentarzy do czasu, kiedy nie będą słyszani.

– Jak ten włóczęga się nazywa?

– Roke – powiedział Humber.

– Roke, chodź tu, wyjdź z boksu.

– Paul, nie zapominaj, że już nam brakuje jednego stajennego – Humber był zaniepokojony.

Nie były to zbyt pocieszające słowa. Przeszedłem przez boks, nie spuszczając oczu z konia, wyszedłem przez drzwi i stanąłem obok nich, skulony i zapatrzony w ziemię.

– Roke – zaczął Adams przyjemnie brzmiącym głosem – na co wydajesz swoje zarobki?

– Spłaty za mój motocykl, proszę pana.

– Spłaty? Aha. A ile ci jeszcze zostało do zapłacenia?

– Około… e… piętnaście, proszę pana.

– I nie chciałbyś stąd odejść, zanim ich nie spłacisz?

– Nie, proszę pana.

– Jeżeli przestaniesz płacić, to zabiorą ci motocykl?

– Tak, proszę pana, mogą tak zrobić.

– Więc pan Humber nie musi się martwić, że go porzucisz?

– Nie, proszę pana – powiedziałem to powoli, niechętnie, ale tak się złożyło, że zgodnie z prawdą.

– Dobrze – rzekł szorstko. – To wyjaśnia sytuację. – A teraz powiedz mi, skąd bierzesz odwagę, by zajmować się tak niepewnym, na pół szalonym koniem?

– Ale on jest pod działaniem narkotyków, proszę pana.

– Obaj wiemy, Roke, że koń pod działaniem narkotyków to wcale nie znaczy bezpieczny koń.

Nic nie odpowiedziałem. Jeżeli kiedykolwiek potrzebne mi było natchnienie, to właśnie teraz, a mój umysł był zupełnie pusty.

– Nie wydaje mi się, Roke – powiedział miękko – żebyś był tak słaby, jakie robisz wrażenie. Myślę, że jednak masz znacznie więcej bebechów niż te, w które każesz nam wierzyć…

– Nie, proszę pana – odparłem bezradnie.

– A może się przekonamy, co?

Wyciągnął rękę do Humbera, Humber podał mu swoją laskę. Adams uniósł ramię i zręcznie uderzył mnie w biodro.

Jeżeli miałem zostać w stajni, musiałem go powstrzymać. Tym razem po prostu musiałem żebrać. Osunąłem się na posadzkę i usiadłem.

– Nie, proszę pana, niech pan przestanie – krzyknąłem błagalnie. – Dostałem jakieś pigułki. Cholernie się bałem Mickeya i poprosiłem aptekarza w Posset, w sobotę, czy ma jakieś pigułki, po których będę odważny, i sprzedał mi jakieś i od tej pory stale je łykam.

– Jakie pigułki? – zapytał Adams z niedowierzaniem.

– Psycho… coś tam. Tak mówił. Nie usłyszałem dokładnie.

– Psychotropowe.

– Tak, tak, psychotropowe. Niech mnie pan już nie bije, proszę, bardzo pana proszę. To dlatego, że tak cholernie bałem się Mickeya. Niech mnie pan już nie bije.

– Niech mnie diabli! – Adams zaczął się śmiać. – Niech mnie diabli. Co oni jeszcze wymyślą? – Oddał Humberowi laskę i obydwaj odeszli spokojnie do następnych boksów. – Brać środki uspokajające, żeby pozbyć się cholernego pietra. Dlaczego nie…

Ciągle się śmiejąc oglądali następnego konia.

Podniosłem się wolno i otrzepałem brud ze spodni. Do diabła, pomyślałem żałośnie, cóż innego mogłem zrobić? Dlaczego duma była tak istotna, a odrzucenie jej aż tak gorzkie?

Stało się bardziej niż kiedykolwiek jasne, że słabość jest moją jedyną bronią. Adams czerpał swoją radość, przyjmując przejawy oporu za osobiste wyzwanie rzucone jego zdolnościom do łamania ludzi. Dominował nad Humberem, wymagał posłuszeństwa od Cassa, a oni byli przecież jego sprzymierzeńcami. Jeżeli przeciwstawię mu się, nawet w minimalnym stopniu, będę miał za to tylko szturchańce, a on zacznie się zastanawiać, dlaczego zostałem, by zbierać je w dalszym ciągu. Im bardziej uparcie będę tu tkwił, tym bardziej wyda mu się to zastanawiające. Raty za motocykl nie przekonają go na długo. Był szybki. Jeżeli zacznie myśleć na mój temat, przypomni sobie, że przyszedłem ze stajni Octobra. Musi wiedzieć, że October jest członkiem Komitetu, a tym samym jego naturalnym wrogiem. Musi wspomnieć Tommy’ego Stapletona. Superwrażliwość na niebezpieczeństwo, właściwa zagrożonym, zjeży mu włosy na głowie. Będzie mógł sprawdzić na poczcie, że nie wysyłałem co tydzień pieniędzy i odkryć, że aptekarz nie sprzedał mi żadnych środków uspokajających. Zbyt głęboko w tym tkwił, by mógł ryzykować, że podążę tropem Stapletona, skoro nabierze podejrzeń wobec mnie – w najlepszym razie tylko dni mogły mnie dzielić od przerwania tego śledztwa.

Jeżeli jednak będzie trwał w przekonaniu o moim absolutnym tchórzostwie, nie będzie się mną w ogóle interesował i w razie konieczności będę mógł pozostać w stajni jeszcze pięć czy sześć tygodni. Niech mnie chronią niebiosa – pomyślałem – przed taką koniecznością.

Jednak Adams – choć była to u niego sprawa instynktu, nie rozsądku – miał całkowitą rację niepokojąc się, że to ja, nie Jerry, zajmuję się teraz Mickeyem.

Spędzając wiele czasu w pobliżu konia, zacząłem rozumieć, co mu właściwie jest, i cała moja dotychczasowa wiedza o chorych koniach i koniach w ogóle nabrała jakiegoś znaczenia. Tego dnia wiedziałem w ogólnych zarysach, W jaki sposób Adams i Humber doprowadzali swoje konie do zwycięstwa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dreszcz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dreszcz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rivalen
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Dreszcz»

Обсуждение, отзывы о книге «Dreszcz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x