Wiedziałem to w ogólnych zarysach, ale nie szczegółowo. Była teoria, ale pozbawiona dowodów. Aby zdobyć szczegóły i dowody, potrzebowałem jeszcze więcej czasu, a jeżeli jedynym sposobem zdobycia tego czasu miało być siedzenie na ziemi i błaganie Adamsa, żeby mnie nie bił, byłem gotów to zrobić. Niemniej jednak było to okropne.
Odpowiedź Octobra była bezlitosna: „Six-Ply według oświadczenia jego obecnego właściciela nie będzie wystawiony do żadnego biegu sprzedażnego. Czy to znaczy, że nie dostanie dopingu? Co do pańskich pytań, ustaliłem:
1. Proszek jest rozpuszczalnym fenobarbitonem.
2. Chin-Chin to gniady wałach, z białą gwiazdką poniżej nozdrzy, biała skarpetka na prawej przedniej nodze. Kandersteg: wałach, blady kasztan, trzy białe skarpetki na obu nogach przednich i lewej tylnej. Starlamp: wałach, ciemny kasztan, biała pięta na lewej tylnej nodze.
3. Blackburn pobił Arsenal 30 listopada.
Nie podoba mi się pańska nonszalancja. Czy pański brak odpowiedzialności obejmuje teraz również pracę?”
Brak odpowiedzialności. Obowiązek. Lord October potrafił dobierać słowa.
Raz jeszcze przeczytałem opisy koni. A więc Starlamp to Mickey, Chin-Chin to Dobbin, jeden z dwu koni wyścigowych należących do Humbera. Kandersteg był bladym, powłóczącym nogami stworzeniem, znanym w stajni jako Flash, a opiekował się nim Bert.
Jeżeli Blackburn pobił Arsenal 30 listopada, to Jerry jest tutaj już jedenaście tygodni.
Podarłem list Octobra i napisałem odpowiedź.
„Six-Ply narażony jest na niebezpieczeństwo w każdym wyścigu, w jakim będzie startował, ponieważ jest już ostatnim nabojem w ładownicy, skoro zarówno Old Etonian, jak i Superman spaliły na panewce.
Na wypadek, gdybym skręcił kark w czasie moich wściekłych jazd, czy został przejechany przez samochód, lepiej będzie, jeśli podam panu, że w tym tygodniu zrozumiałem, na jakiej zasadzie to wszystko działa, chociaż ciągłe jeszcze nie znam większości szczegółów”.
Napisałem Octobrowi o tym, że stymulant, którego używali Adams i Humber, to w rzeczywistości adrenalina, i w jaki sposób moim zdaniem wprowadzali ją do krwiobiegu.
Jak pan widzi, trzeba ustalić parę podstawowych faktów, nim można będzie oskarżyć Adamsa i Humbera. Będę się starał jak najlepiej dokończyć to zadanie, ale nie mogę tego gwarantować, jako że ważną rolę odgrywa tu czas”.
I potem, dlatego że czułem się bardzo samotny, dodałem impulsywne, nieskładne post scriptum; „Proszę mi wierzyć. Nic nie zrobiłem Patty”.
Kiedy już je napisałem, przyjrzałem się temu cri de coeurz prawdziwym niesmakiem. Pomyślałem, że istotnie staję się takim mięczakiem, jak stajenny, którego odgrywam. Oddarłem koniec kartki, wyrzuciłem do kosza te żałośliwe słowa, a list wrzuciłem do skrzynki.
Wstąpiłem do apteki, by poprosić o jakieś środki uspokajające na wypadek, gdyby ktoś chciał to sprawdzić. Aptekarz zdecydowanie odmówił sprzedania mi czegokolwiek, ponieważ można to było dostać jedynie na receptę. Ile czasu upłynie, zastanawiałem się smętnie, zanim Adams i Humber odkryją ten żenujący fakt.
Jerry był bardzo rozczarowany, że zjadłem pospiesznie posiłek w kawiarni i zostawiłem go samego, żeby skończył jedzenie i wrócił pieszo z Posset; zapewniałem go jednak, że mam coś ważnego do załatwienia. Był najwyższy czas, abym rozejrzał się po okolicy.
Wyjechałem z Posset i zatrzymując motocykl w zatoczce przy bocznej drodze, wydobyłem mapę, którą studiowałem bez przerwy przez ostatni tydzień. Za pomocą cyrkla i kompasu wyrysowałem na niej dwa koncentryczne kręgi; krąg zewnętrzny miał promień szesnastu kilometrów od stajni Humbera, a wewnętrzny – dziesięciu. Jeżeli Jud, jadąc po Mickeya, nigdzie nie zbaczał, to miejsce z którego przywiózł konia, musiało leżeć pomiędzy dwoma kręgami.
Niektóre kierunki na pewno nie wchodziły w rachubę ze względu na odkrywkowe kopalnie węgla, a szesnaście kilometrów na południowy wschód zaczynały się przedmieścia górniczego miasta Clavering. Jednak po stronie zachodniej i północnej leżały głównie wrzosowiska poprzecinane niewielkimi dolinami, takimi jak ta, w której znajdowała się stajnia Humbera; były to niewielkie urodzajne zakątki wśród przestrzeni poruszanych wiatrem wrzosowisk.
Tellbridge, miasteczko, w którym mieszkał Adams, leżało o cztery kilometry poza zewnętrznym kręgiem, dlatego też nie przypuszczałem, by Mickey tam właśnie przebywał w czasie nieobecności w stajni Humbera. Mimo to wydawało się najrozsądniejsze, by rozejrzeć się najpierw po okolicy leżącej wzdłuż linii między stajnią Humbera i miasteczkiem Adamsa.
Nie chciałem, żeby Adams dowiedział się, że szpieguję po okolicy, założyłem więc kask, którego nie używałem od czasu wycieczki do Edynburga, parę gigantycznych gogli; tak nie rozpoznałyby mnie nawet własne siostry. Nie spotkałem Adamsa w czasie moich podróży, widziałem natomiast jego dom, kremową, prostokątną budowlę w stylu gregoriańskim z głowami chimer zdobiącymi słupki bramy. Był to największy, najbardziej rzucający się w oczy budynek w maleńkiej zabudowie, złożonej z kościoła, sklepu, dwu pubów i kilku domków, tworzących całość Tellbridge.
Na stacji benzynowej w Tellbridge rozmawiałem o Adamsie z chłopcem, który napełniał mój bak.
– Pan Adams? Tak, kupił posiadłość starego sir Lucasa jakieś trzy, cztery lata temu. Po śmierci starego pana. Nie było żadnej rodziny, żeby zająć się domem.
– A pani Adams? – zapytałem.
– Do licha! Nie ma żadnej pani Adams – zaśmiał się odgarniając przegubem dłoni jasne włosy, spadające mu na oczy. – Ale czasami jest tam pełny dom. Ale niech mnie pan źle nie zrozumie, to wszystko elita. Pan Adams tylko takich przyjmuje. A wszystko co chce, to ma, i to szybko. Nie zwracając uwagi na nikogo. W ostatni piątek obudził całe miasteczko o drugiej nad ranem, bo wbił sobie do głowy, że chce uruchomić kościelne dzwony. Stłukł szybę, żeby wejść do środka… Wyobraża pan sobie! Oczywiście nikt nic nie mówi, bo on wydaje w miasteczku tyle pieniędzy. Najedzenie i picie i na pracowników z miasteczka. Wszystkim się poprawiło, odkąd tu zamieszkał.
– Czy często zdarzają mu się takie rzeczy… jak dzwonienie w kościelne dzwony?
– No, niedokładnie takie, ale inne rzeczy, tak. Wątpię, żeby mógł pan uwierzyć we wszystko, co pan słyszy na ten temat. Ale podobno bardzo dobrze płaci za szkody, i każdy po prostu się z tym godzi. Mówią, że to z potrzeby zabawy u niego.
Adams był jednak za stary na tego rodzaju zabawę.
– Bierze tutaj benzynę? – zapytałem niedbale.
– Nieczęsto, ma swój własny dystrybutor. – Ze szczerej twarzy chłopca powoli znikał uśmiech. – Naprawdę to nalewałem mu tylko raz, kiedy skończyły się jego zapasy.
– Coś się wtedy zdarzyło?
– No, nadepnął mi na nogę. A był w wysokich butach. Nie mogłem dojść, czy zrobił to naumyślnie, bo tak się wydawało. Tylko po co miał robić coś takiego?
– Nie mam pojęcia. Pokręcił głową w zadumie.
– Myślał pewnie, że stoję na jego drodze. Postawił obcas dokładnie na mojej stopie, i oparł się całą siłą. A miałem na nodze tylko tenisówki. O mało nie połamał mi kości. Musi chyba ważyć z tonę!
Chłopiec westchnął, wydał mi resztę; podziękowałem mu i odjechałem, myśląc jak wiele rzeczy może ujść psychopacie, jeżeli tylko jest dosyć wielki, sprytny i dobrze urodzony.
Popołudnie było zimne i pochmurne, ale jazda sprawiała mi przyjemność. Zatrzymałem się w najwyższym punkcie wrzosowisk i siedząc na motocyklu rozglądałem się po odległych, gołych, niegościnnych wzgórzach, obserwowałem rysujące się na horyzoncie wysokie kominy Clavering. Zdjąłem kask i gogle, przejechałem ręką po włosach wpuszczając podmuchy zimnego wiatru na skórę głowy. Bardzo to było ożywcze.
Читать дальше