Dick Francis - Dreszcz

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Dreszcz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dreszcz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dreszcz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oferta, jaką Dan Roke – właściciel stadniny w malowniczych krajobrazach Australii – usłyszał z ust hrabiego Octobra, wydawała mu się zbyt kusząca finansowo, by z niej nie skorzystać. Wystarczyło zaszyć się jako stajenny w Yorkshire w Wielkiej Brytanii i wyświetlić sprawę tajemniczych dopingów na wyścigach konnych. Faworyci bowiem przegrywali tam podejrzanie często pewne gonitwy. Problemem było tylko to, że węszący już wcześniej wokół tej sprawy dziennikarz, Tommy Stapleton, miał dziwny wypadek samochodowy, z którego nie wyszedł cało…

Dreszcz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dreszcz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W środę startował inny koń Humbera, toteż straciłem obiad na penetrowanie jego domu. Wejście przez wywietrznik było całkiem proste, nie udało mi się jednak znaleźć wewnątrz niczego, co mogłoby być wskazówką na temat sposobów dopingu.

Przez cały czwartek niepokoiłem się o Mickeya, ciągle przebywającego na wybrzeżu. Wszystko to wyglądało całkiem rozsądnie. Tego należało oczekiwać od każdego trenera mieszkającego około czterdziestu kilometrów od morza. Morska woda jest dobra na końskie nogi. Ale w jakimś momencie koniom trenowanym przez Humbera przytrafiało się coś, co pozwalało na późniejszy doping, i miałem głębokie podejrzenia, że czymkolwiek było owo coś, to przytrafiało się właśnie w tym momencie Mickeyowi, a ja traciłem jedyną okazję, aby to odkryć.

Zgodnie z rejestrem rachunkowym, Adams był właścicielem czterech koni wyścigowych znajdujących się w stajni, prócz dwóch wierzchowców. Żaden z tych koni nie był znany w stajni pod swoim prawdziwym imieniem, toteż Mickey mógł być każdym z czwórki. Mógł w istocie być Kanderstegiem albo Starlampem. Była nawet nikła szansa, że był właśnie jednym z nich i miał pójść w ślady Supermana. Nic więc dziwnego, że się niepokoiłem.

W piątek rano wynajęty furgon powiózł konia z naszej stajni na wyścigi w Haydock, a furgon Juda i Humbera pozostał na podwórzu aż do obiadu. To byłb zdecydowane odstępstwo od normy, wykorzystałem więc sposobność, by zapisać stan licznika furgonu.

Jud wyprowadził furgon z podwórza w czasie, gdyjedliśmyjeszcze południową papkę, nie widzieliśmy też kiedy wrócił, bo byliśmy wszyscy na treningu galopu, dość daleko od stajni, wpychając z powrotem na miejsce grudki ziemi wykopane z miękkiego gruntu podczas licznych ćwiczeń tego tygodnia. Jednak kiedy wróciliśmy o czwartej na wieczorny obrządek, Mickey stał już w swoim własnym boksie.

Wdrapałem się do szoferki furgonu i spojrzałem na licznik. Jud przejechał dokładnie trzydzieści dwa kilometry. A więc nie dojechał do wybrzeża. Opadły mnie dosyć gorzkie myśli.

Kiedy skończyłem z moimi dwoma wyścigowymi końmi, zabrałem szczotki i widły do boksu czarnego wierzchowca Adamsa i zobaczyłem, że zapłakany Jerry stał oparty o zewnętrzną ścianę boksu Mickeya, obok mojego.

– Co się stało? – zapytałem odkładając narzędzia.

– Mickey… mnie ugryzł – Jerry drżał z bólu i ze strachu.

– Pokaż.

Pomogłem mu wydostać lewe ramię ze swetra, i spojrzałem na obrażenia. W pobliżu łokcia widoczna była purpurowoczerwona kulista pręga. Ślad po mocnym, dzikim ugryzieniu. Pojawił się Cass.

– Co się tu dzieje?

Kiedy jednak zobaczył rękę Jerry’ego, nic nie trzeba było mu tłumaczyć. Zajrzał do boksu Mickeya przez górną połowę drzwi i rzekł:

– Jego nogi były już za słabe, żeby mogła mu pomóc morska woda. Weterynarz powiedział, że trzeba mu przylepić wizykatorię, i zrobił to dziś po południu, kiedy Mickey wrócił. I to jest przyczyna. Czuje się trochę nieswój, ty byś też się tak czuł, gdyby ktoś ci przylepił palący plaster na nogi. Przestań się mazgaić, właź z powrotem do boksu i zajmij się nim. A ty, Dan, wracaj do wierzchowca i pilnuj swojego nosa.

To powiedziawszy odszedł wzdłuż boksów.

– Nie mogę – wyszeptał Jerry bardziej do siebie niż do mnie.

– Poradzisz sobie – powiedziałem pocieszająco.

– Znowu mnie ugryzie – Jerry odwrócił do mnie przerażoną twarz.

– Na pewno nie.

– Próbował wiele razy. I strasznie kopie. Nie mam odwagi wejść do boksu. – Stał sztywno, drżąc ze strachu i zdałem sobie sprawę, że wejście do boksu jest ponad jego siły.

– Dobrze. To ja załatwię Mickeya, a ty zajmij się moim wierzchowcem. Tylko zrób to starannie Jerry, bardzo starannie. Pan Adams znowu jutro będzie na nim jeździł, a nie chciałbym spędzić następnej soboty na kolanach.

– Nikt nigdy nie zrobił dla mnie nic takiego… – Jerry był oszołomiony.

– To po prostu zamiana – powiedziałem szorstko. – Nie załatwisz porządnie mojego wierzchowca, a ugryzę cię gorzej niż Mickey.

Jerry przestał drżeć i zaczął się uśmiechać, a o to mi przez cały czas chodziło. Ostrożnie włożył z powrotem rękaw swetra, podniósł moje szczotki i otworzył drzwi boksu czarnego wierzchowca.

– Nie powiesz Cassowi? – zapytał z niepokojem.

– Nie – zapewniłem i otworzyłem drzwi boksu Mickeya.

Koń przywiązany był wystarczająco mocno, na szyi miał drewniane chomąto, zwane kloszem, które uniemożliwiało mu pochylenie głowy w dół i zdejmowanie bandaży z przednich nóg. Cass twierdził, że pod bandażami nogi Mickeya oblepione były wizykatorią, rodzajem kaustycznej pasty, stosowanej do ujędrnienia i wzmocnienia ścięgien. Było to normalne lekarstwo na niepewne ścięgna. Jedyny kłopot polegał na tym, że nogi Mickeya nie wymagały leczenia. Na moje oko, były zupełnie zdrowe. Teraz jednak zdecydowanie sprawiały mu ból, co najmniej tyle bólu, co wizykatorią, jeżeli nie więcej.

Zgodnie z tym, co mówił Jerry, Mickey był wyraźnie nieswój. Nie dał się uspokoić pieszczotą ani głosem i wierzgał tylnymi nogami, ile razy zdawało mu się, że jestem w ich zasięgu; w podobny sposób wykorzystywał zęby. Uważałem, żeby nie znaleźć się za nim, chociaż robił co mógł, żeby obrócić się w moją stronę, kiedy szykowałem mu słomiane posłanie w kącie boksu. Przyniosłem mu siano i wodę, ale nie był tym zainteresowany, zmieniłem mu też derkę, bo ta, którą miał na sobie, była wilgotna od potu i w nocy na pewno by zmarzł. Zmiana derki przypominała trochę bieg z przeszkodami, ale strzegąc się jego ataków za pomocą wideł, wyszedłem z tego nienaruszony. Poszedłem razem z Jerrym do skrzyń paszowych, gdzie Cass wydzielał odpowiednie porcje dla każdego konia, i w drodze do boksów po prostu wymieniliśmy wiadra. Jerry uśmiechnął się uszczęśliwiony. To było zaraźliwe, uśmiechnąłem się i ja.

Mickey nie chciał też jedzenia, to znaczy oprócz kąsków mojego ciała. Żadnego jednak nie dostał. Na noc został przywiązany. Zabrałem torbę ze szczotkami moimi i Jerry’ego w bezpieczne miejsce pod ścianą. Miałem nadzieję, że do rana Mickey znacznie się uspokoi.

Jerry czyścił czarnego wierzchowca właściwie włos po włosie, nucąc przy tym pod nosem.

– Skończyłeś? – zapytałem.

– Czy tak będzie dobrze? – Jerry był pełen wątpliwości. Wszedłem do boksu, by spojrzeć na konia.

– Doskonale – powiedziałem zgodnie z prawdą.

Jerry najlepiej nadawał się do czyszczenia koni i następnego dnia, ku mojej niewypowiedzianej uldze, Adams obejrzał oba wierzchowce i nie odezwał się do mnie ani słowem. Wyraźnie spieszył się, ale mimo to sądziłem, że udało mi się zostać kimś zbyt tchórzliwym, by warto go było torturować.

Tego ranka z Mickeyem było dużo gorzej. Po odjeździe Adamsa stałem razem z Jerrym u wejścia do boksu, patrząc przez otwartą górną połowę drzwi. Biednemu zwierzęciu udało się, mimo klosza, zedrzeć jeden z bandaży i na nodze widoczna była duża rana. Mickey miał płasko położone uszy i patrzył na nas nieszczęśliwymi oczami, szyję miał agresywnie wyciągniętą do przodu. Muskuły na jego ciele drgały konwulsyjnie. Nigdy nie widziałem, by koń tak się zachowywał, jedynie w czasie walki; uznałem więc, że Mickey jest niebezpieczny.

– On oszalał – wyszeptał Jerry, sparaliżowany strachem.

– Biedactwo.

– Nie wejdziesz tam chyba? Wygląda na to, że mógłby cię zabić.

– Idź i sprowadź Cassa – powiedziałem. – Nie mam zamiaru tam wchodzić bez wiedzy Cassa. I Humbera. Idź i powiedz Cassowi, że Mickey oszalał. To powinno go tu sprowadzić.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dreszcz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dreszcz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rivalen
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Dreszcz»

Обсуждение, отзывы о книге «Dreszcz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x