W zależności od tego, jak dużo pracowała, zarabiała do stu sześćdziesięciu tysięcy koron rocznie. Z łatwością mogłaby podwoić tę sumę, pracując na cały etat i przyjmując wszystkie zlecenia Armanskiego. Ale nie miała wielkich potrzeb i nie wydawała specjalnie dużo. Czynsz wynosił niewiele ponad dwa tysiące. Tak więc mimo skromnych dochodów zdołała zgromadzić na koncie dziewięćdziesiąt tysięcy koron. Z którego nie mogła teraz swobodnie korzystać.
– Chodzi o to, że jestem odpowiedzialny za twoje pieniądze – wyjaśnił. – Musisz oszczędzać na przyszłość. Ale nie obawiaj się, dam sobie z tym radę.
Dawałam sobie radę sama, odkąd skończyłam dziesięć lat, ty pierdolony gnojku!
– Funkcjonujesz w społeczeństwie na tyle dobrze, że nie kwalifikujesz się do umieszczenia w placówce, ale społeczeństwo ponosi za ciebie odpowiedzialność.
Wypytał ją dokładnie o obowiązki w Milton Security. Wiedziona instynktem kłamała jak z nut. Odpowiadając, opisała swoje pierwsze tygodnie w firmie. Adwokat Bjurman odniósł więc wrażenie, że Lisbeth zajmuje się parzeniem kawy i sortowaniem poczty, czyli zadaniami w sam raz dla kapuścianej głowy. Wyglądał na usatysfakcjonowanego.
Nie wiedziała, dlaczego kłamie, ale była przekonana, że to mądra decyzja. Gdyby adwokat Bjurman znajdował się na liście owadów, którym grozi wyginięcie, bez większego wahania przygniotłaby go obcasem.
MIKAEL BLOMKVIST spędził w towarzystwie Henrika Vangera pięć godzin, by później część nocy i cały wtorek poświęcić na przepisanie notatek i stworzenie schematycznej, przejrzystej genealogii Vangerów. Historia rodu, która w trakcie rozmowy z Henrikiem zaczęła nabierać kształtów, różniła się dość dramatycznie od oficjalnego wizerunku. Mikael wiedział, że każda rodzina ma swojego trupa w szafie, ale rodzina Vangerów miała całe cmentarzysko.
Czasami był zmuszony przypominać sobie samemu, że tak naprawdę jego zadaniem nie jest pisanie biografii Vangerów, tylko znalezienie odpowiedzi na to, co się stało z Harriet. Przyjął to zlecenie głęboko przekonany, że przesiedzi na tyłku i zmarnuje cały rok i że wszystkie wysiłki podejmowane dla Henrika są w zasadzie grą pozorów. Po roku zgarnie swoje niedorzeczne honorarium – sporządzony przez Dircha Frodego kontrakt został podpisany. Ciągle miał nadzieję, że prawdziwą zapłatę otrzyma w formie informacji o Wennerstrómie, które Henrik Vanger rzekomo posiada.
Po wysłuchaniu Henrika pomyślał jednak, że ten rok niekoniecznie musi pójść na marne. Książka o Vangerach mogła stanowić wartość samą w sobie, historia rodu była po prostu znakomitą opowieścią. Myśl o znalezieniu mordercy Harriet nie przeszła mu nawet przez głowę. O ile Harriet w ogóle została zamordowana, a nie uległa jakiemuś absurdalnemu wypadkowi albo zniknęła w inny sposób. Mikael zgodził się z Henrikiem, że to zgoła nieprawdopodobne, żeby szesnastoletnia dziewczyna zniknęła dobrowolnie i przez trzydzieści sześć lat nie została wykryta przez system biurokracji. Ale nie wykluczał możliwości, że uciekła z domu, może pojechała do Sztokholmu i że coś wydarzyło się po drodze – narkotyki, prostytucja, napad albo najzwyklejszy wypadek.
Natomiast Henrik był pewny, że Harriet została zamordowana i że odpowiedzialność za to ponosi któryś z członków rodziny, możliwe, że we współpracy z drugą osobą. Tok jego rozumowania przekonywał o tyle, że dziewczyna zniknęła w dramatycznych okolicznościach, kiedy wyspa była odcięta od lądu i oczy wszystkich skierowały się na wypadek na moście.
Erika miała rację, twierdząc, że to zadanie przekraczało granice zdrowego rozsądku, przynajmniej jeżeli chodzi o rozwiązanie zagadki morderstwa. Natomiast Mikael Blomkvist w końcu zaczął pojmować, że los Harriet odegrał ważną rolę w rodzinie Vangerów, ze szczególnym uwzględnieniem Henrika. Niezależnie od tego, czy starzec miał rację, czy nie, jego oskarżenia wobec krewnych miały ogromne znaczenie w historii rodziny. Wypowiadane otwarcie przez ponad trzydzieści lat, nadawały ton rodzinnym spotkaniom i doprowadziły do poważnych antagonizmów, które z kolei przyczyniły się do destabilizacji całego koncernu. Tak więc przestudiowanie zniknięcia Harriet mogłoby stanowić osobny rozdział albo nawet przewodni wątek historii rodu. Materiałów na ten temat było w bród. Obojętnie, czy zamierzał poświęcić się właściwemu zleceniu, czy jedynie zadowolić napisaniem rodzinnej kroniki, powinien zacząć od przedstawienia galerii postaci. O tym rozmawiał z Henrikiem.
Rodzina Vangerów składała się z około stu osób, wliczając dzieci kuzynostwa i dalekich kuzynów ze wszystkich stron. Rodzina była tak liczna, że Mikael musiał stworzyć w swoim iBooku osobną bazę danych. Korzystał z programu NotePad (www.ibrium.se), który był pełnowartościowym produktem stworzonym przez dwóch chłopaków z Wyższej Szkoły Technicznej w Sztokholmie i rozprowadzanym w sieci za śmieszną opłatą jako shareware. Mikael nie znał wielu równie przydatnych programów dla dociekliwego dziennikarza. Każdy członek rodziny otrzymał w bazie danych osobny dokument.
Drzewo genealogiczne sięgało z całą pewnością początków XVI wieku, kiedy to nazwisko rodowe brzmiało Vangeersad. Zdaniem Henrika nazwisko mogło pochodzić od holenderskiego van Geerstad, a jeżeli tak w istocie było, to przodków rodu można było wytropić w XII wieku.
W czasach nowożytnych rodzina mieszkała w północnej Francji i razem z Jeanem Baptistem Bernadottem przybyła stamtąd do Szwecji na początku XIX wieku. Alexandre Vangeersad był wojskowym i nie znał osobiście króla. Wyróżnił się natomiast jako zdolny szef garnizonu i w 1818 roku w podzięce za długą i wierną służbę otrzymał gospodarstwo w Hedeby. Posiadał również własne pieniądze, za które kupił znaczne obszary leśne w Norlandii. Syn Adrian urodził się we Francji, ale wezwany przez ojca porzucił paryskie salony na rzecz norlandzkiej dziury, by zarządzać tutejszym gospodarstwem. Prowadził gospodarkę rolną i leśną według nowych, importowanych z kontynentu metod, i założył wytwórnię masy papierowej, wokół której wyrosło później miasto Hedestad.
Wnuk Alexandre'a, Henrik, skrócił nazwisko do Vanger. W połowie XIX wieku nawiązał kontakty z Rosją i stworzył niewielką flotę handlową. Jego szkunery pływały do krajów nadbałtyckich, Niemiec i przemysłowej Anglii. Henrik Vanger senior postawił na różnorodność. Rozpoczął na niewielką skalę od przemysłu wydobywczego i założył pierwsze zakłady metalurgiczne w Norlandii. Zostawił po sobie dwóch synów, Birgera i Gottfrieda, którzy stworzyli podwaliny współczesnego imperium finansistów.
– Czy znasz stare zasady dziedziczenia? – zapytał Henrik.
– No… raczej się w tym nie specjalizowałem.
– Rozumiem. Ja też czuję się skonfundowany. Birger i Gottfried, jak głosi tradycja rodzinna, żyli jak pies z kotem. Konkurowali o władzę i wpływy w przedsiębiorstwie. Ta walka pod wieloma względami była obciążeniem, które zagrażało istnieniu firmy. Z tego powodu ich ojciec na krótko przed śmiercią wprowadził system, zgodnie z którym każdy członek rodziny miał dostać udział spadkowy, czyli część akcji firmy. To było sprawiedliwie pomyślane, ale doprowadziło do sytuacji, w której nie możemy wprowadzić kompetentnych ludzi albo partnerów z zewnątrz, musimy zadowolić się zarządem składającym się z członków rodziny, z których każdy dysponuje zaledwie kilkoma procentami głosów.
– Czy ta zasada obowiązuje do dzisiaj?
– Tak. Jeżeli ktoś z członków rodziny chce sprzedać swoje udziały, musi to zrobić w łonie rodziny. Na corocznym walnym zebraniu akcjonariuszy zbiera się około pięćdziesięciu członków rodziny. Martin posiada trochę ponad dziesięć procent akcji, ja mam tylko pięć, ponieważ sprzedałem je między innymi Martinowi. Mój brat Harald jest właścicielem siedmiu procent, ale większość uczestników zebrania ma tylko jeden lub półtora.
Читать дальше