Następnego dnia szukano Harriet w uszczuplonym gronie. Tym razem patrole skoncentrowały się na niedostępnych fragmentach terenu oraz okolicy zwanej Fortami – opuszczonym systemie bunkrów wzniesionych przez obronę wybrzeża w czasie drugiej wojny światowej. Zajrzano do każdej kryjówki, studni i ziemianki. Przeszukano wszystkie zabudowania gospodarskie i każdy strych.
Z zapisków z trzeciego dnia, kiedy przerwano poszukiwania, można było wyczytać pewną frustrację. Gustaf Moreli jeszcze tego nie wiedział, ale właśnie w tym momencie osiągnął praktycznie wszystko, co było do osiągnięcia. Zbity z tropu nie potrafił zaproponować kolejnego kroku ani kierunku, w którym można by kontynuować poszukiwania. Harriet Vanger rozpłynęła się jak we mgle i wkrótce miało się zacząć prawie czterdziestoletnie cierpienie Henrika.
Poniedziałek 6 stycznia – środa 8 stycznia
MIKAEL CZYTAŁ do wczesnych godzin rannych i w święto Trzech Króli wstał wyjątkowo późno. Przed bramą domu Henrika stał granatowy ubiegłoroczny model volvo. W tym samym momencie, w którym Mikael położył rękę na klamce, od środka otworzył drzwi mniej więcej pięćdziesięcioletni, śpieszący się dokądś mężczyzna. Nieomalże wpadli na siebie.
– Słucham. Czy mogę panu pomóc?
– Mam spotkać się z Henrikiem Vangerem – odpowiedział Mikael.
Oczy mężczyzny rozjaśniły się, a na twarzy zagościł uśmiech. Wyciągnął rękę na powitanie.
– To pan jest Mikaelem Blomkvistem, który ma pomóc Henrikowi w spisaniu historii rodziny?
Mikael skinął głową i uścisnął dłoń nieznajomego. Henrik najwyraźniej już zdążył rozpowszechnić tę cover story, która miała usprawiedliwić pobyt Mikaela w Hedestad. Mężczyzna był otyły, niewątpliwie z powodu wieloletniego przesiadywania w biurach i salach konferencyjnych, ale Mikael bez trudu dostrzegł podobieństwo jego rysów do twarzy Harriet.
– Nazywam się Martin Vanger – potwierdził mężczyzna. – Witam w Hedestad.
– Dziękuję.
– Widziałem pana niedawno w telewizji.
– Wygląda na to, że wszyscy tutaj widzieli mnie w telewizji.
– Wennerstróm jest… średnio popularny w tym domu.
– Tak, Henrik wspomniał o tym. Teraz czekam na resztę historii.
– Powiedział mi kilka dni temu, że pana zatrudnił.
Nagle mężczyzna wybuchnął śmiechem.
– Powiedział, że przyjął pan propozycję tej pracy głównie ze względu na osobę Wennerstróma.
Mikael zawahał się, a po chwili zdecydował powiedzieć prawdę.
– To niewątpliwie ważny powód. Ale szczerze mówiąc, potrzebowałem odetchnąć od Sztokholmu. Hedestad pojawił się w odpowiednim momencie. Tak myślę. Nie mogę udawać, że procesu nie było. Pójdę do więzienia.
Spoważniały nagle Vanger skinął głową.
– Nie może pan złożyć odwołania?
– W tym wypadku to nic nie pomoże.
Mężczyzna popatrzył na zegarek.
– Wieczorem mam być w Sztokholmie, muszę pędzić. Wrócę za kilka dni. Proszę wpaść kiedyś do mnie na obiad. Bardzo chętnie posłucham, co tak naprawdę wydarzyło się w czasie tego procesu.
Ponownie podali sobie dłonie. Martin ominął Mikaela i otworzył drzwi samochodu. Odwróciwszy się, krzyknął jeszcze:
– Henrik jest na piętrze. Proszę wchodzić!
HENRIK SIEDZIAŁ na kanapie w swoim gabinecie. Na stole leżały „Hedestads-Kuriren", „Dagens Industri", „Svenska Dagbladet" i obydwie popołudniówki.
– Spotkałem przed domem Martina.
– Spieszy na ratunek imperium – odpowiedział Henrik, podnosząc termos ze stołu. – Kawy?
– Tak, poproszę.
Mikael usiadł obok, zastanawiając się, co tak rozbawiło gospodarza.
– Widzę, że piszą o tobie w gazetach.
Starzec podsunął Mikaelowi jedną z popołudniówek, rozłożoną na artykule zatytułowanym Medialne spięcie . Autorem tekstu był felietonista w pasiastej marynarce, zatrudniony wcześniej w „Finansmagasinet Monopol", znany głównie z tego, że w kpiarskim tonie czepia się wszystkich zaangażowanych w jakąś sprawę i tych, którzy asertywnie bronią własnego zdania. Feministki, antyrasiści i ekolodzy zawsze mogli liczyć na to, że dostaną za swoje. Co znamienne, felietonista nigdy sam nie wyraził jakiejkolwiek kontrowersyjnej opinii. A teraz widocznie zabrał się za krytykowanie mediów. W kilka tygodni po procesie w sprawie Wennerstróma skupił się na Mikaelu Blomkviście, którego – wymieniwszy z nazwiska – opisał jako kompletnego idiotę. Erikę Berger zaś – jako niekompetentną medialną blondynkę.
Krąży pogłoska, że „Millennium" zbliża się ku ostatecznej katastrofie, mimo że redaktor naczelna, feministka w miniówie, wydyma usteczka w telewizji. Czasopismo przez wiele lat żyło z wizerunku, który redakcja za pomocą strategii marketingowej sprzedawała swoim czytelnikom. Wizerunku gazety, w której młodzi dziennikarze dociekając prawdy, demaskują niegodziwców ze świata biznesu. Ten reklamowy trick być może trafia do przekonania młodym anarchistom, którzy tylko czekają na podobne przesłanie, ale nie trafia do przekonania sądowi rejonowemu. Czego Kalle Blomkvist doświadczył całkiem niedawno.
Mikael włączył komórkę i sprawdził, czy nie dzwoniła Erika. Żadnych wiadomości. Henrik patrzył wyczekująco; nagle Mikael zrozumiał, że to na nim spoczywa obowiązek przerwania ciszy.
– To zwykły idiota – powiedział.
Henrik roześmiał się, ale jego komentarz nie był zbyt sentymentalny.
– Być może. Ale to nie on został skazany przez sąd.
– Zgadza się. I nigdy nie będzie skazany. Sam nigdy nie mówi nic oryginalnego, ale czepia się i ciska ostatnim kamieniem w tak upokarzających słowach, jak tylko potrafi.
– W swoim życiu widziałem wielu takich jak on. Dam ci dobrą radę – jeżeli chcesz taką przyjąć – ignoruj go, gdy robi dużo hałasu, ale zapamiętaj i gdy nadarzy się okazja, odpłać pięknym za nadobne. Ale nie teraz, gdy ma przewagę.
Mikael spojrzał pytająco na Henrika.
– Przez lata przysporzyłem sobie wielu wrogów. Nauczyłem się jednego: nie podejmuj walki, kiedy wiesz, że z pewnością przegrasz. Ale nigdy nie pozwól, żeby komuś, kto cię znieważył, uszło to na sucho. Czekaj na stosowny moment i oddaj, kiedy znajdziesz się w dużo lepszej sytuacji, nawet jeżeli nie pragniesz odwetu.
– Dziękuję za lekcję filozofii. A teraz chciałbym, żebyś opowiedział o swojej rodzinie.
Mikael położył na stole magnetofon i nacisnął guzik „record".
– Co chciałbyś wiedzieć?
– Przeczytałem pierwszą teczkę o zniknięciu i o pierwszych dniach poszukiwań Harriet. Ale w tekstach pojawia się tak nieskończenie dużo Vangerów, że nie potrafię ich rozróżnić.
LISBETH SALANDER stała nieruchomo na pustej klatce schodowej ze wzrokiem utkwionym w mosiężną wizytówkę: Adwokat N. E. Bjurman. Dopiero po dziesięciu minutach zadzwoniła do drzwi. Szczęknął zamek.
To był wtorek, to było drugie spotkanie i Lisbeth była pełna złych przeczuć.
Nie bała się adwokata Bjurmana – rzadko bała się ludzi czy rzeczy. Ale wobec swojego nowego opiekuna czuta się bardzo nieswojo. Poprzednik Bjurmana, adwokat Holger Palmgren, był z zupełnie innej gliny: poprawny, uprzejmy i serdeczny. Ich kontakt urwał się gwałtownie trzy miesiące temu, kiedy Palmgren dostał udaru mózgu i wedle niepojętego dla niej biurokratycznego porządku została „odziedziczona" przez Nilsa Erika Bjurmana.
W ciągu tych dwunastu lat, będąc nieustannie przedmiotem opieki socjalno-psychiatrycznej (w tym dwa lata jako pacjentka w klinice dziecięcej) nigdy, przenigdy nie odpowiedziała nawet na proste pytanie: „Jak się dzisiaj czujesz?".
Читать дальше