– Proszę, opowiedz.
– Harriet zniknęła około trzeciej po południu. O 14.55 widział ją spieszący ku mostowi pastor Otto Falk. Mniej więcej w tym samym czasie przybył fotograf z lokalnej gazety, by przez najbliższą godzinę zrobić masę zdjęć na miejscu dramatu. Przejrzeliśmy dokładnie – to znaczy policja – wszystkie filmy i okazało się, że Harriet nie ma na żadnym zdjęciu, natomiast każda inna osoba znajdująca się wtedy na wyspie została uwieczniona na co najmniej jednej klatce. Z wyjątkiem zupełnie małych dzieci.
Vanger położył przed Mikaelem kolejny album.
– Tu są zdjęcia zrobione tamtej soboty. To pierwsze pochodzi z Hedestad, gdzie odbywał się pochód z okazji Dnia Dziecka. Zrobił je ten sam fotograf około 13.15. No i widać na nim Harriet.
Zdjęcie, wykonane z piętra domu, przedstawiało przejeżdżające właśnie ulicą ciężarówki z klaunami i dziewczynami w bikini. Na chodniku tłoczyła się publiczność. Vanger wskazał jedną z osób w tłumie.
– To jest Harriet. Na mniej więcej dwie godziny przed zniknięciem była z koleżankami w mieście. To jej ostatnie zdjęcie. Ale mam tu jeszcze coś bardziej interesującego.
Kartkował album, w którym znajdowało się ponad sto osiemdziesiąt zdjęć – sześć rolek – z katastrofy na moście. Mikael, mając świeżo w pamięci opowieść Vangera, czuł wręcz rozdrażnienie, patrząc na natarczywie ostre, czarno-białe obrazy. Fotograf był dobrym rzemieślnikiem i świetnie udało mu się oddać powypadkowy chaos. Spora część dokumentacji dotyczyła działań wokół przewróconej cysterny. Mikael bez trudu rozpoznał usmarowanego olejem, gestykulującego czterdziestopięcioletniego Henrika Vangera.
– A to mój brat Harald.
Starzec wskazał mężczyznę w marynarce, który pochylony do przodu pokazywał coś we wraku samochodu.
– Zdecydowanie nieprzyjemny typ, ale można go raczej skreślić z listy podejrzanych. Poza krótkim wypadem do domu, żeby zmienić buty, cały czas był na moście.
Henrik przerzucał kolejne stronice. Zdjęcia odzwierciedlały zmieniające się obiekty zainteresowania fotografa. Cysterna w centrum uwagi. Gapie nad wodą w centrum uwagi. Wrak samochodu w centrum uwagi. Zdjęcia przeglądowe. Zbliżenia wykonane teleobiektywem.
– A tu jest to interesujące zdjęcie – oznajmił Vanger. – Na ile udało nam się ustalić, zrobiono je między 14.40 a 14.45, to znaczy ponad czterdzieści pięć minut po tym, jak Harriet spotkała pastora. Spójrz na nasz dom, środkowe okno na piętrze. To jest pokój Harriet. Na poprzednim zdjęciu okno jest zamknięte. A tutaj otwarte.
– Ktoś był w jej pokoju.
– Pytałem wszystkich, ale nikt się nie przyznał do otwarcia okna.
– Co oznacza, że zrobiła to sama Harriet, czyli wtedy jeszcze żyła, albo ktoś po prostu kłamie. Ale dlaczego morderca miałby wejść do jej pokoju i otwierać okno? I dlaczego ktoś miałby kłamać?
Henrik Vanger pokręcił głową. Nie znał odpowiedzi.
– Harriet zniknęła około trzeciej. Albo zaraz po. Na podstawie tych zdjęć da się stwierdzić, co ludzie w tym czasie robili i gdzie się znajdowali. Dlatego niektórych mogę skreślić z listy podejrzanych. Z tego samego powodu mam prawo włączyć do grona podejrzanych te osoby, których nie ma na zdjęciach.
– Nie odpowiedziałeś na pytanie, w jaki sposób według ciebie zniknęło ciało. Teraz widzę, że istnieje jak najbardziej oczywiste wyjaśnienie. Wystarczy przyzwoity trik iluzjonisty.
– Tak naprawdę istnieje wiele sposobów. Gdzieś około trzeciej wkracza do akcji morderca. On, albo ona, nie używa raczej żadnego narzędzia, wtedy znaleźlibyśmy ślady krwi. Myślę, że Harriet została uduszona i że stało się to tutaj, za murem na dziedzińcu, w miejscu niewidocznym dla fotografa, w martwym punkcie. Z plebanii, gdzie widziano dziewczynę ostatni raz, można było sobie skrócić drogę powrotną do głównego budynku posiadłości. Dzisiaj jest tam skwerek i trawnik, ale w latach sześćdziesiątych ten pokryty żwirem placyk służył za parking. Morderca nie musiał się specjalnie wysilać, wystarczyło tylko otworzyć bagażnik i zapakować do niego ciało Harriet. Gdy następnego dnia przeczesywaliśmy teren, nikomu nie przyszło na myśl, że chodzi o przestępstwo. Skupiliśmy się na na brzegach wyspy, zabudowaniach i pobliskim lesie.
– To znaczy, że nikt nie sprawdził bagażników.
– A wieczorem morderca bez przeszkód opuścił samochodem wyspę i ukrył ciało gdzie indziej.
– Z zimną krwią, na oczach wszystkich, którzy przeczesywali teren – Mikael pokiwał głową. – Jeżeli tak właśnie było, to niezły z tego mordercy drań.
Henrik zaśmiał się gorzko.
– Właśnie udało ci się trafić w dziesiątkę z opisem niejednego członka rodziny Vangerów.
ROZMAWIALI DALEJ podczas obiadu. O szóstej Anna podała pieczeń zajęczą z galaretką z czarnej porzeczki i ziemniaki. Henrik rozlał do kieliszków czerwone wino, dojrzałe i pełne w smaku. Mikael w dalszym ciągu miał szansę zdążyć na ostatni pociąg. Pora na podsumowanie, pomyślał.
– Przyznaję, że ta historia mnie zafascynowała. Ale dalej nie rozumiem, dlaczego mi ją opowiadasz.
– W zasadzie już to wcześniej powiedziałem. Zależy mi na tym, żeby się dowiedzieć, co za łajdak pozbawił życia córkę mojego bratanka. I dlatego chcę cię zatrudnić.
– Jak?
Vanger odłożył sztućce.
– Mikaelu, od ponad trzydziestu sześciu lat łamię sobie głowę nad tym, co się stało z Harriet. Z biegiem czasu poświęcałem na jej poszukiwania coraz więcej wolnych chwil.
Zamilkł i ściągnąwszy okulary, przyglądał się niewidocznej plamce na jednym ze szkieł. A później podniósł wzrok i wbił oczy w Mikaela.
– Szczerze mówiąc, zniknięcie Harriet przyczyniło się do mojej decyzji o opuszczeniu kierownictwa koncernu. Straciłem ochotę. Wiedziałem, że w najbliższym otoczeniu mam mordercę, a wszystkie rozmyślania i poszukiwania prawdy stały się obciążeniem w pracy. Najgorsze jest to, że ten ciężar nie malał wraz z upływem czasu, wręcz przeciwnie. Mniej więcej w 1970 roku chciałem tylko świętego spokoju. W tym czasie do zarządu wszedł Martin i przejmował po kolei coraz więcej moich obowiązków. W 1976 roku wycofałem się prawie zupełnie, Martin objął wtedy stanowisko dyrektora naczelnego. W dalszym ciągu mam miejsce w zarządzie, ale odkąd skończyłem pięćdziesiątkę, nie ruszyłem prawie palcem. Przez ostatnie trzydzieści sześć lat nie było dnia, żebym nie zastanawiał się nad zniknięciem Harriet. Pewnie myślisz, że ogarnęła mnie obsesja – tak przynajmniej uważa większość moich krewnych. I może to prawda…
– To było okropne.
– Niewyobrażalnie okropne. Zniszczyło mi to życie. Im więcej czasu upływa, tym bardziej staję się świadomy tego faktu. Jesteś w stanie dokonać rzetelnej samooceny?
– No… myślę, że tak.
– Ja też. Nie potrafię odpuścić sobie tego, co się stało. Ale z biegiem lat zmieniły się moje motywy. Na początku to był chyba smutek, coś w rodzaju żałoby. Chciałem odnaleźć Harriet i przynajmniej ją pochować. Chodziło o przywrócenie jej czci.
– W jaki sposób to się zmieniło?
– Dzisiaj chodzi mi raczej o to, żeby złapać tego wyrachowanego drania. I co zabawne, im jestem starszy, tym bardziej to hobby mnie pochłania.
– Hobby?
– Tak, hobby. Używam tego słowa świadomie. Kiedy śledztwo policji spełzło na niczym, kontynuowałem swoje prywatne dochodzenie. Próbowałem traktować problem z naukową systematycznością. Zebrałem wszelkie dostępne informacje, fotografie i policyjne dokumenty. Robiłem notatki, słuchając ludzi, którzy opowiadali, co robili tego dnia. Właściwie poświęciłem całe życie na zbieranie informacji o tym jednym jedynym dniu.
Читать дальше